Poprzednie częściMałe miasto część 1

Małe miasto część 10

Szóstego grudnia, w dniu urodzin Amelki, nie jestem w stanie pójść do szkoły. Myślałam, że pogodziłam się już z jej odejściem, ale teraz stare rany otwierają się na nowo i bolą bardziej niż kiedykolwiek. Mama nie protestuje.

- Nie zdążyłam wczoraj ugotować obiadu. Zamów sobie pizzę albo coś w tym rodzaju. – mówi tylko.

Gdy wszyscy wychodzą, włączam głośno telewizor i zapalam wszystkie światła, by nie czuć się tak strasznie samotnie. Siadam na kanapie w salonie i niewidzącym wzrokiem gapię się w ekran. Na kolana wskakuje mi nasz kot – Puszek. Zanurzam palce w jego miękkim, białym futerku, a on zaczyna mruczeć usatysfakcjonowany.

- Wiesz… - odzywam się cicho. – Zazdroszczę ci. Bo widzisz, ty nie musisz się niczym przejmować. Masz wszystko: karmę, wodę, ludzi, którzy cię kochają. No, sam musisz przyznać, że niczego ci nie brakuje. Nawet najedzone trutki myszy sąsiada masz na wyciągnięcie łapy. A my? Pewnie nie oglądasz wiadomości, nie? A zresztą! Jesteś tylko kotem. Czego ja od ciebie wymagam? Poza tym ja też nie oglądam. Czasami jednak przeczytam coś w Internecie. Ale nie lubię tego robić. Jestem pewna, że ty też byś nie lubił, gdybyś mógł czytać. Bo widzisz, tam o wiele więcej jest smutnych newsów. Wesołe też są. Nie myśl sobie, że ludzie tylko się smucą, ale te mniej przyjemne bardziej zapadają mi w pamięć. Ciągle jakieś konflikty, ktoś umiera z przedawkowania narkotyków, ktoś inny tak po prostu, ze starości, a jeszcze innego zabijają. Ale lubię też przeglądać różne ciekawostki, bo pozwalają mi one oderwać się na chwilę od rzeczywistości. I wiesz, tam czasami można znaleźć coś o kotach, więc pewnie by ci się spodobało.

Delikatnie zdejmuję Puszka z kolan i stawiam go na podłodze. Nie jest zadowolony, ale przecież wszystko co dobre, szybko się kończy.

Idę do pokoju Amelki. Nie byłam tu od czasu jej śmierci. Rodzice też najwyraźniej do niego nie przychodzili, bo wszystko wygląda tak, jakby Amelka niedawno stąd wyszła. Nawet łóżko jest nie pościelone i tylko gruba warstwa kurzu na meblach świadczy o tym, że nikt tu od dawna nie mieszka.

Pakuję wszystkie zabawki i ubranka do dużych worków na śmieci, a następnie ustawiam je w hallu. Zostawiam tylko jedną lalkę – Zuzię i sadzam ją na pościelonym już łóżku Amelki. Ktoś tu musiał jednak być, skoro ją przyniósł.

Gdy wszystkie szafki i półeczki są już puste, dokładnie sprzątam cały pokuj. Odsuwam każdy mebel, by wymieść spod niego kurz, odkurzam, myję podłogę, ścieram kurzę, likwiduję wszystkie pajęczyny.

Gdy wszystko jest już gotowe, z radością patrzę na swoje dzieło. Nie przeraża mnie pustka w pokoju, który niegdyś tętnił życiem. Kiedyś ktoś musiał to zrobić i padło akurat na mnie. Poco mi zabawki, którymi już przecież nie będę się bawić, a które przywołują niepotrzebne wspomnienia. Komuś innemu bardziej się przydadzą. Wyobrażam sobie mnóstwo małych buziek rozjaśnionych w uśmiechu, gdy dzieci przytulają misie i lalki i sama też się uśmiecham. Ani trochę nie żałuję tego, co zrobiłam.

Gdy wolnym krokiem przechodzę kilka przecznic, (chodniki są oblodzone), zaczynam żałować, że nie wzięłam czapki, choć w głębi duszy wiem, że zdjęłabym ją nawet mimo mrozu. Mam do przejścia spory kawałek drogi, bo cmentarz położony jest za miastem, ale nie chcę korzystać z autobusu. Spacer dobrze mi zrobi. Wyciągam komórkę, by napisać do Ani, że przyjdę dzisiaj do niej po lekcje.

- Uważaj, jak idziesz! – wrzeszczy jakaś pani w średnim wieku, gdy przypadkowo na nią wpadam.

- Przepraszam – mówię trochę zmieszana i natychmiast odskakuję od kobiety. – Nie zauważyłam pani.

- A niby jak miałaś zauważyć, skoro tylko w telefon się gapisz?

Nie wiem, co odpowiedzieć, więc mruczę coś pod nosem i odchodzę. W sumie to dlaczego ja jej nie widziałam? Przecież patrzyłam na drogę. Pisałam, ale widziałam wszystko inne. No trudno. Nie będę się tym zamartwiać.

Cmentarz jest chyba zupełnie pusty. Bez trudu odnajduję grób Amelki i ustawiam na nim bukiet sztucznych kwiatów. Prawdziwe zmarzłyby w taką pogodę

Przez dłuższą chwilę stoję bez ruchu i niewidzącym wzrokiem patrzę w przestrzeń. Jak wyglądałby dzisiejszy dzień, gdyby Amelka żyła? Przede wszystkim poszłabym do szkoły. Tak, a co potem? Rodzice na pewno wróciliby wcześniej do domu i razem byśmy świętowali. Byłoby tak cudownie…

Odpycham od siebie wizję pięknego tortu urodzinowego, odwracam się i spiesznym krokiem odchodzę.

- Och, przepraszam! – mówię, czerwieniąc się lekko, gdy znowu na kogoś wpadam.

Czuję, jak ktoś obejmuje mnie, dzięki czemu nie tracę równowagi.

- Nic się nie stało – słyszę znajomy głos.

Wyswobadzam się z objęć mojej ofiary, by spojrzeć prosto w czekoladowe oczy Daniela.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Malinka ;D 19.08.2014
    :) Jeeej wreszcie znowu się spotkali :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania