Małe miasto część 11
Idziemy razem. Zaczyna delikatnie prószyć śnieg. Wkrótce moje włosy są już niemal zupełnie białe.
- Co lubisz robić w wolnym czasie? – pyta Daniel, zwalniając kroku.
- Nie wiem – odpowiadam po dłuższym namyśle. U mnie to zmienia się z dnia na dzień.
- To co będziesz robić dzisiaj, gdy wrócisz do domu?
Najchętniej powiedziałabym mu, że chciałabym w ogóle nie wracać i spędzić cały swój wolny czas tylko z nim.
- Pewnie będę czytać książkę, a potem pójdę do Ani, żeby przepisać od niej wszystkie notatki – odpowiadam.
- No tak, ty należysz do tych, którzy czasami jeszcze się uczą.
Wydaje mi się, że słyszę nutkę drwiny w jego Głosie, więc mówię szybko:
- Ja chcę coś osiągnąć w życiu.
- To bardzo dobrze, że się uczysz – chwali mnie Daniel i strzepuje mi śnieg z pleców, a ja czuję przyjemny dreszcz.
- A ty? – pytam po chwili. – Dlaczego się nie uczysz?
- Ja też chcę coś osiągnąć w swoim życiu i jestem pewien że nauka mi w tym nie pomoże.
Nie rozumiem, o co mu chodzi i choć bardzo mnie to ciekawi, czuję, że nie powinnam wypytywać go o szczegóły, więc zmieniam temat.
- Dlaczego się tutaj przeprowadziłeś? Przecież to jest takie małe miasto. Jedna wielka dziura.
- Chyba lubię dziury – uśmiecha się łobuzersko – a tak serio to mojemu ojcu na tym zależało. Wolałbym mieszkać w dużym mieście.
- Źle się tutaj czujesz? – zgaduję.
- Nie chodzi o to, jak się tu czuje. Jest nawet OK. Bardziej przeszkadza mi to, że wszyscy się znają.
- Fakt, to wkurzające, ale chyba da się przeżyć.
- Ty możesz, bo o twojej rodzinie nie krążą żadne plotki.
- O twojej też niczego nie słyszałam – mówię szczerze.
- To chyba musisz pójść do laryngologa. - Uśmiecha się leciutko. – A ty? Dlaczego tu mieszkasz?
- Mieszkaliśmy wcześniej w Warszawie – zaczynam, a na moich policzkach wykwita szkarłatny rumieniec – i tam było nam znacznie lepiej, bo Amelka miała stałą opiekę medyczną i w ogóle, ale tata stracił pracę i…
- - Jeśli nie straci się pracy z własnej głupoty – mówi Daniel poważnie – to nie jest to wstyd. Gorzej, jeśli się tej pracy nie szuka, a przecież twój tata zarabia.
- No tak – przyznaję. – Ale…
- Żałujesz, że zostawiłaś w Warszawie koleżanki?
- Nie, nie… - protestuję, co jest poniekąd prawdą. – Nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Ja… jestem raczej samotniczką. – Uśmiecham się z zakłopotaniem. – Wolę mieć jedną prawdziwą przyjaciółkę niż setki fałszywych.
- Niewielu ludzi myśli w ten sposób w dzisiejszych czasach – zauważa Daniel i bierze mnie za zmarzniętą rękę. – Wszyscy żyją na pokaz. Tylko po to, żeby się chwalić, żeby szpanować. Najważniejszy jest hajs i kontakty. Nikt już nie zwraca uwagi na uczucia.
- Ja zwracam – sprzeciwiam się cicho.
- Ty jesteś inna. Nie chodzisz w stadach, nie nosisz szpilek, nie malujesz się do szkoły?
- Kto chodzi w stadach? – pytam zdziwiona.
- Większość dziewczyn – wyjaśnia Daniel. – Tworzą te swoje stada i potem tylko wszystkich obgadują albo śmieją się nie wiadomo z czego.
- Masz bardzo prymitywne podejście do dziewczyn – stwierdzam z szerokim uśmiechem.
Do mojego domu zostało nam jakieś dziesięć minut spokojnego spacerku. Z desperacją szukam sposobu na wydłużenie tego czasu, ale dobrze wiem, że nigdy go nie znajdę. Ściskam mocniej dłoń Daniela. Odwzajemnia uścisk.
- Przecież wiesz, że tak to właśnie wygląda – zauważa.
- Wygląda, ale nie zawsze jest. Dziewczyny… już takie są. Auuu – syczę, gdy zahaczam ramieniem o znak drogowy.
- Przepraszam. Myślałem, że go ominiesz.
Daniel przyciąga mnie bliżej siebie.
- Nic nie szkodzi. Ja… po prostu się zagapiłam…
- A na kogo?
Chyba nie mógłby piękniej się uśmiechnąć. Moje serce gwałtownie przyspiesza Znowu się czerwienie. Zimną dłonią dotyka mojego policzka…
Cały świat zamiera, gdy nasze usta wreszcie się spotykają.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania