Bo to inna trochę 'metoda na wiersza' :) Tekst narracyjny z reguły przegaduje.
Pięknie dziękuję, Jacom, za odwiedziny i sugestię. Bardzo doceniam wersję alternatywną.
Niekoniecznie tu słyszę z muzyką, choć istnieje poezja dźwiękowa czyli taka na głos do czytania - momentami chyba się utwór by zachwytał na taki. No pięknie jest jak zazwyczaj .
Z ciekawości przeczytałem sobie inne komentarze i jak zwykle w przypadku poezji w Twoim Wrotycz wydaniu, jestem zachwycony jak wiele zostawiasz furtek przez które czytający może przejść, bo ja znów ten Twój wiersz czuję zupełnie inaczej niż pozostali, odmiennie – a te inne, ich interpretacje są piękne, ulotne i takie ich własne – to tylko dobra poezja coś takiego w ludziach otwiera.
U mnie, przez głowę utwór przewala się trzema falami, trzech światów, czy też trzech warstw, które potrajają się jeszcze przez trzy zwrotki, które wpadają gdzieś w ten układ początku środka i końca.
Więc to pierwsze co tu widzę to liczby, odliczane bardzo skrupulatnie. W drgnięciach liter, w liczbie zwrotek, nim jeszcze wczytam się wreszcie – graficznie tylko – odczuwam harmonię tego wiersza – trzy głębokości spojrzenia i trzy zwrotki, czy czasy przeszłość teraźniejszość i przyszłość, trzy razy trzy daje dziewięć, a wiadomo jaką dziewiątka niesie z sobą symbolikę – jest cyfrą uwznioślonej miłości i pełni, harmonią rozwoju duchowego, emocjonalnego i duchowego. Egipcjanie wierzyli, że człowiek ma dziewięć dusz, czy też raczej dziewięć składowych duszy (bez wchodzenia w szczegóły: w istocie wierzyli w trzy kompleksy, po trzy dusze: w swoistą duszę ciała, duszę umysłu i duszę ducha i każda z tych dusz podzielona była wewnętrznie na trzy dusze)
Tu mamy trzy strofy, po trzy wersy – dziewięć wersów doskonałości.
Gra rozpoczęta, pierwszy etap za nami, pora usiąść do poziomu drugiego.
„Kiełkujesz mi w myślach” -, uderzasz od razu w odpowiednie struny pierwszym słowem – to kiełkowanie mi się kojarzy z głębokim wzrostem duchowym, powstawaniem jakiejś nowej idei, nowego pomysłu, jakąś wewnętrzną, twórczą przemianą.
„jak embrion pod kołyską” - trudno o coś bardziej kruchego niźli embrion, więc pomysł to dopiero zalążkowy, dopiero w zamyśle swym niesprecyzowany, ale to, że jest pod kołyską a nie w kołysce znaczy, że od razu pastwi się nad nim zły zewnętrzny wielki świat – wróg tego maleńkiego świata który tam powstaje…
więc nakazujesz mu „Cyt, cyt, śpij,” - śpij, bo jeszcze nie pora, być może ja sama nie mam dla Ciebie teraz czasu, śpij jeszcze, a wrócę do Ciebie
„śnij skarbie” - a więc w moich myślach pobaraszkuj z nieświadomością, dojrzej
„w łożysku czasu dużo zimna” - nim wreszcie będziesz na tyle silny i dojrzały by znów stanąć naprzeciw światu, temu wielkiemu, temu który w łożysku trybów odwiecznego zegara miażdży swoim zimnem i obojętnością
przechodzimy w grze dalej, teraz już druga zwrotka mówi o czymś zgoła innym
„Gra życia wciągnie, już pałki trzcin o cymbały dźwięczą”
a więc pomysł już dojrzał, już przedstawiono go światu i przedstawiono mu świat, i oto nadchodzi pełnia, z biciem „bim bam bom” następuje sukces „cała gama kłania ci się aż po jasną toń”
wszyscy są wdzięczni i zachwyceni przez „twój żart, a może żar.”
I tu nagle przeskakujemy wstecz w czasie, pomysł, idea, natchnienie – niby nie naciska, ale nie daje Ci wyboru, musisz go zapisać, na pamięć wykuć, uratować spod kołyski gdzie marznie, bo jeśli nie to „zanim spojrzę z podziwem” ta nowa myśl wymknie się pojęciu, ten nowy pomysł, jak sen pryśnie.
I to jest mniej więcej jedna z warstw, w której to odczytałem. Ale dusz egipskich jest dziewięć i ten wiersz ma dziewięć dusz i jednocześnie więc w „maleńkim świecie” mego umysłu biegną też inne fale, trzy po trzy, może i groch z kapustą, ale już na wstępie nie dają tego interpretować w ten jeden sposób, więc praktycznie równolegle z powyższą pojawia się inna interpretacja – jej jakby antyteza… Bo nagle rozumiem, że to nie incepcyjny wiersz o poetyckim pomyśle na wiersz (może na ten właśnie), albo o jakiejś innej idei, ale erotyk o bardzo konkretnym, nieabstrakcyjnym akcie seksualnym.
To co w istocie kiełkuje to nie pomysł a szał zmysłów, przed którym autorka się z początku broni, a potem go pożąda. „Kiełkujesz mi w myślach” - bo tam się rodzi seksualność, ale jednak przecież podmiot liryczny tą seksualność odrzuca, usypia, ochładza, odrzuca gdzieś, zasklepia w bezpiecznych i sprawiedliwych formach, odgradza się od nich murem… jednak za chwilę gra życia, tętno krwi, gra wstępna „wciągnie, już pałki trzcin”, które zadźwięczą o odpowiednie cymbały ciała, które rzucą do odwiecznej gonitwy w frykcyjny rytm „bim bam bom”, coraz szybciej i szybciej aż wreszcie pojedyncze odczucia i wzruszenia zespalając się w całą gamę, jasną toń wszechodczuwania i wszechwzruszenia, jest bliskość, jest śmiech (żart) i jest seksualna drapieżność (żar).
Kochanek jest zarazem czuły, jak i coraz gwałtowniejszy – podmiot liryczny nie ma już najmniejszej siły (ani ochoty) by się opierać, prosi tylko, by kochanek nauczył się dobrze jej ciała, i jego reakcji, na pamięć je wykuł, zadbał by na koniec zamknąć wszystko orgazmem, który zbyt szybko mija, wymyka się i pryska.
Nim pojawiła mi się synteza tych dwóch podejść, gdzieś ma moja chora głowa znalazła do pary przeciwieństw, przeciwieństwo trzecie, tworząc z nich triadę w jakiejś nieuklidesowej przestrzeni znaczeń i odczytań przeinaczonych.
Bo z tego aktu seksualnego pojawił mi się teraz bardzo dosłownie – już nie twór umysłu, nie idea, nie nawet uniesienie seksualne, ale dosłownie – ludzki potomek.
Jest więc dziecko, które w wyniku aktu seksualnego kiełkuje, najpierw trzymane jest pod przyszłą swą kołyską – bo najpierw białe nasienie nim wykiełkuje w glebie tkanek, musi przez pochwę, kołyskę macicy i jajowody powoli zmierzać do zapłodnienia. Wreszcie do niego dochodzi, tworzy się łożysko, w międzyczasie następuje podział komórek – oczywiście sprawiedliwy, bo każda z nich dzieli się na dwa i sprawiedliwie dzieli między potomne materiał genetyczny w kolejnych mitozach.
Wreszcie – poród i wciąga gra życia, może zmysłów, gama wrażeń, żart, śmiech, żar i łzy.
Dziecko rośnie, dojrzewa, czas upływa – nie ma wyboru, nie mamy na to wpływu. Wreszcie opuszcza rodzinny dom, być może znika na stałe, wchodzi w dorosłość i dokonuje innych niewyobrażalnych cudów, to coś, to życie, co jeszcze nie dawno było tylko kiełkującą w pochwie spermą, tym zawiązkiem sprawiedliwie dzielących się komórek. Jeszcze na koniec tylko rozpaczliwa prośba matki do potomka:
„na pamięć mnie wykuj,
zanim spojrzę z podziwem, jak lekko wymykasz się pojęciu
i pryskasz.”
No i jak przetrawiłem już te pierwotne fale interpretacji przyszła wreszcie ta synteza tych antytez i wiersz okazał się jeszcze lepszy i jeszcze bardziej głęboki. Bo dotarło do mnie, że jeśli to związać naraz, to mówi on nie o matce rzeczywistej, ani o idei abstrakcyjnej, a o abstrakcji macierzyństwa, o matce potencjalnej, nieszczęśliwej, która nie jest w stanie dać życia życiu.
A więc „maleńki świecie” co „Kiełkujesz” tylko „mi w myślach”, chciałabym Cię widzieć, czuć twoje serce pod swoim, ale nie mogę, więc „Cyt, cyt, śpij” byćmoże tu wchodzi dwugłos, może podmiot liryczny mówi do siebie sam, a może tu odzywa się partner pocieszając „śnij skarbie, w łożysku czasu dużo zimna” - marne to pocieszenie, że życie jest okrutne i zimne, dla kogoś, kto ma ciepłą potrzebę okazania macierzyńskiej miłości, dania życia potomkowi i zabrania mu przynajmniej części tego okrutnego chłodu świata, by samemu też tego chłodu przez to doświadczyć mniej.
Dalej widać obraz marzeń niespełnialnych, być może niespełnionych przez jakąś pogoń, jakiś pośpiech, jakiś czas, który już przeminął, wreszcie na horyzoncie pojawia się już coraz bliższa śmierć i niepamięć. Wszystko pryska.
Też przeczytałem (na telefonie)... i przewijałem, przewijałem i... — jejku jejuniu jejuńciu, kurde.
Mie polonistka zawsze mówiła gdy przyszyto przeczytać swoje wypracowanie; "mogłeś napisać więcej, bardziej rozwinąć swoje myśli''.
Hypokryta zapewne nigdy nie doznał takich dictum acerbum☝
Niech to gęś kopnie... ☺
Hypokryto, z pięć albo więcej razy czytałam i zachwycałam się warstwami interpretacji. Normalnie mistrzostwo, sczytałeś więcej niż wpisano. Ewentualnie wpisano nieświadomie.
Naprawdę trzeba być niesłychanie mądrą i czułą istotą odbiorczą, aby tak przeanalizować i zinterpretować wiersz, zaledwie dziewięć wersów.
Moja wdzięczność jest nie do wysłowienia. Może tylko powiem, że łzy popłynęły.
Arcydziękuję!
Uściski i toast za Ciebie.
Freya, jest czego zazdrościć:)
Uczmy się od Hypokryty, który podobno jest tu w postaciach dwóch (a może i w kilku, kto tam wie, na co stać tak uzdolnioną indywidualność) i odprawia jakoweś eksperymenta.
:)
Ale jest jeszcze inne, nieodczytane znaczenie metafor:)
Podmiot to dusza, w której rodzi się myśl o biologicznym, maleńkim, własnym świecie. Ona - za chwilę świadomość uwięziona w jednym materialnym ciele - doskonale wie co razem ich czeka. Dusza i jej świat.
Kiedyś umrze, ale życie ma ją zapamiętać.
No to tak. Aż się boję, że ludzie powiedzą, iż już dup nie mamy, bo sobie je wzajemnie zalizaliśmy, ale to jest cudna, gama świata. Jakaż to muzyka, aż nie chce się wyflaczać analizami tego cudeńka, bo po co? Na ogół wolę intelektualną interpretację niż przeżycie, ale przy muzyce i to takiej, jestem bezsilny. Prześliczne.
Tak mi się skojarzyło z tą piosenką "
I'm a big big girl in a big big world
It's not a big big thing if you leave me
but I do do feel that I do do will miss you much
miss you much...
I can see the"
Nasze małe światy, nasze marzenia, plany wydawane na świat i oczekiwanie spełnienia, nasze bańki mydlane nasz dziecięcy świat! Piękny!
No, Hypokryta to aż mnie zawstydził na zaś, bo u mnie to będzie kupa, ale chcę zostawić ślad.
Ja tutaj słyszę muzykę. Melodię raczej. Taką harmonię cudowną, zespolenie z naturą. I jest w tym utworze coś naprawdę magicznego na linii natura – adresat. Tak według mnie. Spokój jest bardzo odczuwalny. Widać, że właśnie to ten rodzaj rytmiki tekstu miałaś na myśli. Przemyślane i dopracowane wybornie.
Wiadomo, że 5.
Komentarze (34)
zanim spojrzę z podziwem, jak lekko wymykasz się pojęciu
i pryskasz."
Cal9sc ladna i delikatna ale ta koncowka - rewelacja!
Pozdrawiam z rana!
Dzięki, Justysko, miło mi.
Ślicznie dziękuję, buźka:)
Gra wciągnie, pałki trzcin o cymbały
bim bam bom,
gama kłania się po jasną toń
twój żart, może żar.
albo jakoś tak ;-)
Pięknie dziękuję, Jacom, za odwiedziny i sugestię. Bardzo doceniam wersję alternatywną.
Dzięki :)))
Dziękuję za opinię i pozdrawiam, Yanko :)
U mnie, przez głowę utwór przewala się trzema falami, trzech światów, czy też trzech warstw, które potrajają się jeszcze przez trzy zwrotki, które wpadają gdzieś w ten układ początku środka i końca.
Więc to pierwsze co tu widzę to liczby, odliczane bardzo skrupulatnie. W drgnięciach liter, w liczbie zwrotek, nim jeszcze wczytam się wreszcie – graficznie tylko – odczuwam harmonię tego wiersza – trzy głębokości spojrzenia i trzy zwrotki, czy czasy przeszłość teraźniejszość i przyszłość, trzy razy trzy daje dziewięć, a wiadomo jaką dziewiątka niesie z sobą symbolikę – jest cyfrą uwznioślonej miłości i pełni, harmonią rozwoju duchowego, emocjonalnego i duchowego. Egipcjanie wierzyli, że człowiek ma dziewięć dusz, czy też raczej dziewięć składowych duszy (bez wchodzenia w szczegóły: w istocie wierzyli w trzy kompleksy, po trzy dusze: w swoistą duszę ciała, duszę umysłu i duszę ducha i każda z tych dusz podzielona była wewnętrznie na trzy dusze)
Tu mamy trzy strofy, po trzy wersy – dziewięć wersów doskonałości.
Gra rozpoczęta, pierwszy etap za nami, pora usiąść do poziomu drugiego.
„Kiełkujesz mi w myślach” -, uderzasz od razu w odpowiednie struny pierwszym słowem – to kiełkowanie mi się kojarzy z głębokim wzrostem duchowym, powstawaniem jakiejś nowej idei, nowego pomysłu, jakąś wewnętrzną, twórczą przemianą.
„jak embrion pod kołyską” - trudno o coś bardziej kruchego niźli embrion, więc pomysł to dopiero zalążkowy, dopiero w zamyśle swym niesprecyzowany, ale to, że jest pod kołyską a nie w kołysce znaczy, że od razu pastwi się nad nim zły zewnętrzny wielki świat – wróg tego maleńkiego świata który tam powstaje…
więc nakazujesz mu „Cyt, cyt, śpij,” - śpij, bo jeszcze nie pora, być może ja sama nie mam dla Ciebie teraz czasu, śpij jeszcze, a wrócę do Ciebie
„śnij skarbie” - a więc w moich myślach pobaraszkuj z nieświadomością, dojrzej
„w łożysku czasu dużo zimna” - nim wreszcie będziesz na tyle silny i dojrzały by znów stanąć naprzeciw światu, temu wielkiemu, temu który w łożysku trybów odwiecznego zegara miażdży swoim zimnem i obojętnością
przechodzimy w grze dalej, teraz już druga zwrotka mówi o czymś zgoła innym
„Gra życia wciągnie, już pałki trzcin o cymbały dźwięczą”
a więc pomysł już dojrzał, już przedstawiono go światu i przedstawiono mu świat, i oto nadchodzi pełnia, z biciem „bim bam bom” następuje sukces „cała gama kłania ci się aż po jasną toń”
wszyscy są wdzięczni i zachwyceni przez „twój żart, a może żar.”
I tu nagle przeskakujemy wstecz w czasie, pomysł, idea, natchnienie – niby nie naciska, ale nie daje Ci wyboru, musisz go zapisać, na pamięć wykuć, uratować spod kołyski gdzie marznie, bo jeśli nie to „zanim spojrzę z podziwem” ta nowa myśl wymknie się pojęciu, ten nowy pomysł, jak sen pryśnie.
I to jest mniej więcej jedna z warstw, w której to odczytałem. Ale dusz egipskich jest dziewięć i ten wiersz ma dziewięć dusz i jednocześnie więc w „maleńkim świecie” mego umysłu biegną też inne fale, trzy po trzy, może i groch z kapustą, ale już na wstępie nie dają tego interpretować w ten jeden sposób, więc praktycznie równolegle z powyższą pojawia się inna interpretacja – jej jakby antyteza… Bo nagle rozumiem, że to nie incepcyjny wiersz o poetyckim pomyśle na wiersz (może na ten właśnie), albo o jakiejś innej idei, ale erotyk o bardzo konkretnym, nieabstrakcyjnym akcie seksualnym.
To co w istocie kiełkuje to nie pomysł a szał zmysłów, przed którym autorka się z początku broni, a potem go pożąda. „Kiełkujesz mi w myślach” - bo tam się rodzi seksualność, ale jednak przecież podmiot liryczny tą seksualność odrzuca, usypia, ochładza, odrzuca gdzieś, zasklepia w bezpiecznych i sprawiedliwych formach, odgradza się od nich murem… jednak za chwilę gra życia, tętno krwi, gra wstępna „wciągnie, już pałki trzcin”, które zadźwięczą o odpowiednie cymbały ciała, które rzucą do odwiecznej gonitwy w frykcyjny rytm „bim bam bom”, coraz szybciej i szybciej aż wreszcie pojedyncze odczucia i wzruszenia zespalając się w całą gamę, jasną toń wszechodczuwania i wszechwzruszenia, jest bliskość, jest śmiech (żart) i jest seksualna drapieżność (żar).
Kochanek jest zarazem czuły, jak i coraz gwałtowniejszy – podmiot liryczny nie ma już najmniejszej siły (ani ochoty) by się opierać, prosi tylko, by kochanek nauczył się dobrze jej ciała, i jego reakcji, na pamięć je wykuł, zadbał by na koniec zamknąć wszystko orgazmem, który zbyt szybko mija, wymyka się i pryska.
Nim pojawiła mi się synteza tych dwóch podejść, gdzieś ma moja chora głowa znalazła do pary przeciwieństw, przeciwieństwo trzecie, tworząc z nich triadę w jakiejś nieuklidesowej przestrzeni znaczeń i odczytań przeinaczonych.
Bo z tego aktu seksualnego pojawił mi się teraz bardzo dosłownie – już nie twór umysłu, nie idea, nie nawet uniesienie seksualne, ale dosłownie – ludzki potomek.
Jest więc dziecko, które w wyniku aktu seksualnego kiełkuje, najpierw trzymane jest pod przyszłą swą kołyską – bo najpierw białe nasienie nim wykiełkuje w glebie tkanek, musi przez pochwę, kołyskę macicy i jajowody powoli zmierzać do zapłodnienia. Wreszcie do niego dochodzi, tworzy się łożysko, w międzyczasie następuje podział komórek – oczywiście sprawiedliwy, bo każda z nich dzieli się na dwa i sprawiedliwie dzieli między potomne materiał genetyczny w kolejnych mitozach.
Wreszcie – poród i wciąga gra życia, może zmysłów, gama wrażeń, żart, śmiech, żar i łzy.
Dziecko rośnie, dojrzewa, czas upływa – nie ma wyboru, nie mamy na to wpływu. Wreszcie opuszcza rodzinny dom, być może znika na stałe, wchodzi w dorosłość i dokonuje innych niewyobrażalnych cudów, to coś, to życie, co jeszcze nie dawno było tylko kiełkującą w pochwie spermą, tym zawiązkiem sprawiedliwie dzielących się komórek. Jeszcze na koniec tylko rozpaczliwa prośba matki do potomka:
„na pamięć mnie wykuj,
zanim spojrzę z podziwem, jak lekko wymykasz się pojęciu
i pryskasz.”
No i jak przetrawiłem już te pierwotne fale interpretacji przyszła wreszcie ta synteza tych antytez i wiersz okazał się jeszcze lepszy i jeszcze bardziej głęboki. Bo dotarło do mnie, że jeśli to związać naraz, to mówi on nie o matce rzeczywistej, ani o idei abstrakcyjnej, a o abstrakcji macierzyństwa, o matce potencjalnej, nieszczęśliwej, która nie jest w stanie dać życia życiu.
A więc „maleńki świecie” co „Kiełkujesz” tylko „mi w myślach”, chciałabym Cię widzieć, czuć twoje serce pod swoim, ale nie mogę, więc „Cyt, cyt, śpij” byćmoże tu wchodzi dwugłos, może podmiot liryczny mówi do siebie sam, a może tu odzywa się partner pocieszając „śnij skarbie, w łożysku czasu dużo zimna” - marne to pocieszenie, że życie jest okrutne i zimne, dla kogoś, kto ma ciepłą potrzebę okazania macierzyńskiej miłości, dania życia potomkowi i zabrania mu przynajmniej części tego okrutnego chłodu świata, by samemu też tego chłodu przez to doświadczyć mniej.
Dalej widać obraz marzeń niespełnialnych, być może niespełnionych przez jakąś pogoń, jakiś pośpiech, jakiś czas, który już przeminął, wreszcie na horyzoncie pojawia się już coraz bliższa śmierć i niepamięć. Wszystko pryska.
Za tą wielość interpretacyjnych możliwości: ∞/5
Kim Ty jesteś?
DZIĘKUJĘ.
Mie polonistka zawsze mówiła gdy przyszyto przeczytać swoje wypracowanie; "mogłeś napisać więcej, bardziej rozwinąć swoje myśli''.
Hypokryta zapewne nigdy nie doznał takich dictum acerbum☝
Niech to gęś kopnie... ☺
Naprawdę trzeba być niesłychanie mądrą i czułą istotą odbiorczą, aby tak przeanalizować i zinterpretować wiersz, zaledwie dziewięć wersów.
Moja wdzięczność jest nie do wysłowienia. Może tylko powiem, że łzy popłynęły.
Arcydziękuję!
Uściski i toast za Ciebie.
Uczmy się od Hypokryty, który podobno jest tu w postaciach dwóch (a może i w kilku, kto tam wie, na co stać tak uzdolnioną indywidualność) i odprawia jakoweś eksperymenta.
:)
Podmiot to dusza, w której rodzi się myśl o biologicznym, maleńkim, własnym świecie. Ona - za chwilę świadomość uwięziona w jednym materialnym ciele - doskonale wie co razem ich czeka. Dusza i jej świat.
Kiedyś umrze, ale życie ma ją zapamiętać.
I'm a big big girl in a big big world
It's not a big big thing if you leave me
but I do do feel that I do do will miss you much
miss you much...
I can see the"
Nasze małe światy, nasze marzenia, plany wydawane na świat i oczekiwanie spełnienia, nasze bańki mydlane nasz dziecięcy świat! Piękny!
Ja tutaj słyszę muzykę. Melodię raczej. Taką harmonię cudowną, zespolenie z naturą. I jest w tym utworze coś naprawdę magicznego na linii natura – adresat. Tak według mnie. Spokój jest bardzo odczuwalny. Widać, że właśnie to ten rodzaj rytmiki tekstu miałaś na myśli. Przemyślane i dopracowane wybornie.
Wiadomo, że 5.
Pozdrawiam serdecznie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania