Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Manekin

Cisza, spokój, ulica słabo oświetlona. Czasami tylko jakiś zabłąkany kot lub pies, potrąci pustą puszkę, w poszukiwaniu pokarmu. Metalowy łoskot jednoczy się z echem, między ścianami domów. Po chwili wszystko wraca do ciszy i tylko wiatr lekko szumi, gałęziami drzew. Nie ma ich dużo, ale są symbolem drewna, z którego da się wystrugać, to czy tamto lub zupełnie co innego. Mieszkańcy odcięci są skalpelem głębokiego snu, od otaczającej ich rzeczywistości.

~~~

W oknie wystawowym, oświetlonym mdłym żółtawym światłem, na nie bardzo czystym krześle, siedzi samotny manekin. Jego ubranie stanowi: czarna pobrudzona marynarka i czerwony, wypłowiały krawat. Na twardych bezkrwistych stopach, ma założone żółte kapcie, z dziurami w podeszwach. Na martwych, bez życia oczach, śpią zlepione taśmą okulary z błękitnymi szkłami, obsranymi przez muchy.

~~~ 

Człapie: wolno, niespieszno, bez celu. Zimno szybuje w jego lichym odzieniu, szukając cieplejszego zakątka, którego i tak nie znajdzie. Spod postrzępionej czapki, wystają włosy jak drogowskazy wskazujące drogę. Jemu jest to obojętne. Kroczy przed siebie. Stopy naprzemiennie doganiają tą z przodu, wyprzedzając brukową kostkę. Nie zostawia żadnych śladów. Brak mu wspomnień na podeszwach. Nie miał nigdy okazji, wdepnąć w jakąś ciekawą sytuacje. Jego życie jest puste, jak ulica po której idzie. Jedynym wyjątkiem jest wielki tłusty szczur, który przebiegł mu drogę. Na domiar złego, zaczyna padać deszcz. Każda kropla, pieczętuje jego przygnębienie, chichotem rozbryzgu. Spiętrzone na dole nogawki, zgarniają brud z ulicy nieustannym szuraniem. Mały papierek, w którym był owinięty skrawek świata, nie może wydostać się z potrzasku. Tańczy między butem a nogawką, w więziennej ciemności. Jedyną pociechą dla niego jest to, że przynajmniej nie moknie. Wypełniacz ubrania, nadal stąpa w monotonii mijanych kamieni, mając w sobie tyle emocji, co one. Stał się nowym nabytkiem ulicy. Rodzinny piekarnik, wczoraj go wypluł. Obecnie jest świeżo upieczonym bezdomnym.

~~~

– Spójrz kochana. Co za piękna ulica. A te krople deszczu, jak małe diamenty, przezroczyste gwiazdki spadające...

– Mój drogi. Co z tobą? Aleś sentymentalny.

– Gdy idę z tobą, wszystko jest takie urocze.

– No pewnie. Dla mnie też.

~~~ 

Deszcz się wzmaga. On kroczy nadal. Zaczyna być niebezpiecznie ślisko. Buty tracą stabilność. Łapie słup starej latarni, żeby się nie przewrócić. Przez chwilę jest ukośną podpórką. Metalowy drąg skrzypi przeraźliwie, jak nienaoliwiony kościotrup. Słabe światło żarówki, omiata wszystko wokół, chwiejącymi promieniami. Odrywa się od słupa i człapie dalej. Krople deszczu, tworzą bąbelki na kałużach, w nieustającym chaosie. Towarzyszy im dźwięk, różnorodnego mlaskania. Woda wlatuje do butów, zwiększając impulsy mokrego chłodu. Odczuwa zimną lepkość, podartych skarpetek.

 

Z wielkiej dziury w kieszeni, poprzeplatanej podszewką, wyciąga otłuszczoną pogniecioną folię. Kładzie ją na głowę. Zwisa z niej jak parasol, z którego uleciało powietrze. Poprzez strużki wody na szarej powierzchni, widzi zarysy ulicy. Spogląda w górę. Na ułamek sekundy, oślepia go z lekka migotliwy rozbłysk, na roztańczonej mokrzyźnie.

Kątem zaropiałego oka, dostrzega słabo oświetlone, okno wystawowe. Żółta poświata doczepiona do prostokąta, oświetla chodnik bladym światłem. Ma wrażenie, że wewnątrz siedzi jakaś postać. Nękany pozytywnie resztkami ciekawości, podąża w tamtym kierunku, by spojrzeć co zobaczy.

 

 Stoi i nagle zdaje sobie sprawę, że to, co widzi, to tylko manekin. Podziwia jego odzienie i elegancki krawat. Myśli sobie, że on tam sobie w cieple zapewne siedzi, a on tu musi na zimnie sterczeć. W rzadko odwiedzanych pokoikach jego ludzkich emocji, rodzi się pragnienie, by mieć tak samo dobrze jak on. A na dodatek posiadać bratnią duszę, chociażby taką.

 

Wtem przed jego oczami, ukazuje się niecodzienny widok. Okulary z nosa manekina, odsłaniają jego oczy. Otwiera je. Człowiek na zewnątrz jest przerażony, a jednocześnie urzeczony widokiem. Nawet nie wie dokładnie, dlaczego. Może ma podświadomą nadzieję, że coś się tutaj wydarzy. Co odmieni jego życie. Radykalnie i raz na zawsze. Ma wrażenie, że postać z wystawy się do niego zbliża. Wchłania jego ciało. Trwa to jakiś czas. Po chwili wszystko wraca do normalności. Po prostu patrzy na manekina, siedzącego na wystawie. Na parę sekund poczuł się komuś potrzebny.

Człapie dalej, tak jak człapał. Teraz więcej rozmyśla. Jest psychicznie podbudowany. Nawet deszcz przestał być dla niego, czymś uciążliwym. Zimna za bardzo nie odczuwa, gdyż jest mu cieplej wewnątrz. Tak jakoś inaczej widzi otoczenie. W pewnym sensie, wszystko go cieszy. Nie dużo, ale zawsze więcej niż jeszcze nie dawno.

 

Lecz coś mu te doznania zakłóca. Nie potrafi określić: co. Idzie już dość długo i nadal nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie przejmuje się za bardzo. Żadnego bólu nie odczuwa. Ale nie takie są jego doznania, jakie być powinny w normalnej sytuacji. Buty robią się za ciasne. Zdejmuje je i człapie boso. Nie czuje zimna.

 

Spod jego nóg, wydobywają się drewniane odgłosy, gdy stopy stukają o kamienie.

 

Nagle spostrzega, że stoi ponownie przed tą samą wystawą. Nie namyśla się długo. Rozbija rękami szybę. Głośny łoskot zakłóca ciszę. Powstaje wejście o ostrych brzegach. Nie czuje bólu, gdy ranią gładkie dłonie, jego ciało. Siada na pustym krześle, którego przedtem nie zauważył, lub którego nie było. Czuje się wewnętrznie szczęśliwy. Obok siedzi nieruchoma postać. Ciepło mu tutaj, mimo że wiatr wlatuje przez powstałą wyrwę. Ciało pod ubraniem, jest jakby inne. Czuje wewnątrz miarowe stukanie. Zapomniał prawie, co to jest. Ma wrażenie, że odebrano mu człowieczeństwo, lecz jednocześnie coś zostawiono i coś dodano. A może mógł wybrać inną drogę. Bliższą jemu. Tylko kim on był?

~~~ 

– Spójrz tam. Znowu cholerni wandale rozbili szybę. Tym dwóm w środku na pewno zimno. Nie sądzisz?

– Skąd się wziął ten drugi. Jakoś go tutaj nie kojarzę.

– O cholera!

– Co się stało?

– Miałam wrażenie, że jeden z nich się uśmiechnął.

– Uśmiechnął? Rozumiem.

– Nie wierzysz mi?

– Ja tam wolę twój uśmiech.

 

*** 

 

[ Złomowisko manekinów ]

– Kurdę! Ten jest jakiś dziwny.

– A skąd on?

– No z tego okna, gdzie kiedyś wybito szybę.

– A...z tego. Ludzie gadali, że czasami, jak była absolutna cisza, to można było słyszeć: bicie serca. Jakby się spoza szyby wydobywało.

– Mam wrażenie, że też coś słyszę.

– O w mordę. Bo uwierzę. Zaznacz gdzie… słychać i dawaj go na krajzegę.

 

– Nadal coś słyszysz?

– Teraz nie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Justyska 21.03.2018
    Bardzo lubię Twoje teksty i ten też do mnie trafia i tyle.
    "Brak mu wspomnień na podeszwach. Nie miał nigdy okazji, wdepnąć w jakąś ciekawą sytuacje." - super
    Pozdrawiam
  • Bożena Joanna 22.03.2018
    Niebanalne opowiadanie z nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Przeplatasz fantastykę z codziennością. Pozdrowienia!
  • Szudracz 22.03.2018
    Strużki*
    Klimat jest, nie do końca lubię taką ilość dopowiedzeń.
    Niektóre manekiny, szczególnie stare są z,, duszą''. Ja robię zdjęcia takim unikatom. :) Na jednej z wystaw ze starciami jest taka lalunia, często ubrana w dziwnym stylu. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania