Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Manekin
Trzy, dwa, jeden… kap. Trzy, dwa, jeden… kap.
W dachu dziura, na suficie woda. Kapie. A pod nią, obok, dwójka mężczyzn. Rozmawia. O czym? Na zewnątrz wiatr dmie, jakby lada dzień miał skończyć się świat. Ale z sufitu kapie spokojnie. Rytmicznie. Zawsze w tym samym tempie. Zawsze do tej samej miski, a gdy nie ma miski, to na podłogę.
Trzy, dwa, jeden… kap. Trzy, dwa, jeden… kap.
― Doktorze…
― Sir?
― Czy to nie wydaje się doktorowi nieco… niehumanitarne?
― Absolutnie, Sir. Wszyscy robimy, co musimy, dla dobra Dystryktu.
― Ale ta dziewczyna to…
― Sir…?
― To lalka.
― Lalka, Sir?
Lalka? To słowo padało tak wiele razy. Lalka. Kukła. Marionetka. Imiona mogą być różne. Płowe, lotne, zmienne, bez znaczenia. Tylko woda z sufitu zawsze kapie tak samo.
Trzy, dwa, jeden… kap. Trzy, dwa, jeden… kap.
― W żadnym wypadku ‘lalka’! Toż to żywy okaz zdrowia i młodości. A jakież ma źródło, Sir! Prawie dziewięć forenów! I do tego wysoka dziedziczność.
― A ten… stan?
― Och, to tylko uszkodzenie mózgu. Wioskowe głupki puszczają dzieciaki, gdzie tylko popadnie. Jak psy! A potem, o. Jak tu się dziwić! Weszła na teren Zakazanej Strefy i oto efekt. Medyk, który zajmował się całą sprawą to mój dobry kolega. Niejaki doktor Khalnas Reeve. Mniejsza o to… Sens w tym, że studiowaliśmy dokładnie ten przypadek. Reeve był zafascynowany sposobem, w jaki regres umysłowy postępował. Z protokołów wizyt i zeznań doktora wynikało, że zanik funkcji myślowych nie nastąpił zaraz po powrocie z Zakazanej Strefy, a postępował stopniowo i trwał nieco ponad szesnaście dni. To doprawdy bardzo ciekawe. Reeve twierdzi, że to jedyny taki przypadek. A trochę ich tam miał, może mi pan uwierzyć, Sir. Żaden z doktorów nie chce się podjąć wzięcia terenów zaludnionych w okolicy Zakazanej Strefy. To brudna robota dla prawdziwych zapaleńców.
Kap, kap, kap…
― I jesteście pewni, że to nie jest dziedziczne?
― W zupełności, Sir.
Kłamca. Nie wiesz tego.
― W porządku.
― Czy czegoś panu dostarczyć, Sir? Ręcznika? Jakiejś… książki?
― Prywatności, doktorze.
― Oczywiście.
****
Był zniesmaczony i zły na siebie. Czuł, jakby padł ofiarą jakiegoś kiepskiego żartu. Od dłuższego czasu pozwalał sobą popychać, zmuszać do rzeczy, których robić nie chciał. W imię czego? Pieprzonego Dystryktu. Całego Zachodniego Quadium! Czystości rasy, która nawet nie zapamięta jego poświęceń, gdy już będzie gryzł wilgotną ziemię.
Tak to się właśnie kończy. Otaczają cię mackami, uzależniają od siebie, aż finalnie kończysz w starym, stęchłym pokoju klinicznym, pieprząc jakąś półżywą kukłę.
Chciał się jakoś pocieszyć, zatem wykopał ze stosu bezwartościowych myśli najstarsze kłamstwo znane ludzkości.
Najstarsze i zarazem najdoskonalsze, bowiem nie było kłamstwem, a jedynie żywym ucieleśnieniem fikcji.
‘Mogło być gorzej’.
Pochwycił ją mocniej za biodra, bo przecież i tak nie czuła bólu, a nawet jeśli, to wolał o tym nie myśleć. Miał szczerą nadzieję, że zajdzie w ciążę już za pierwszym razem i nie będzie musiał więcej tu przychodzić. Stara, stęchła klinika napawała go obrzydzeniem po sam czubek głowy. Owo uczucie było tak skrajne, że brzydził się nie tylko tego miejsca, ale i samego siebie.
Czy naprawdę upadł tak nisko? Czy innym Magom z dystryktu też nakazano pieprzyć ciepłe lalki? Pewnie nie. Pewnie to pierwszy i ostatni taki przypadek. Pewnie jajogłowi z Administracji przydzielili kukiełkę akurat jemu, bo wiedzieli, że nie odmówi. Że zrobi to dla dobra Dystryktu. I mieli rację. Jak, kurwa, zawsze.
No ale mogło być gorzej, nie? Przynajmniej jest w środku ciepła.
Przymknął powieki, postanawiając skierować myśli na coś przyjemnego. Inaczej nigdy stąd nie wyjdzie. Już i tak buja się w tej bezmózgiej wieśniacze stanowczo za długo.
Przywołał wspomnienie ostatniej przydzielonej dziewczyny. Nieśmiała cnotka. Ciasna. Nawet niebrzydka. Właściwie to całkiem ładna. Miała gęsty, brązowy warkocz. Zapamiętał to szczególnie dobrze, bo gdy ją pieprzył, trzymał właśnie za niego. Klęczała i jęczała. Jęczała i klęczała. Podobało jej się. Dlatego zasłużyła na rundę drugą. A wtedy…
Coś wilgotnego spadło mu na twarz.
Kap, kap, kap…
Raptownie wyrwany z zamyślenia, dotknął policzka i spojrzał na palce. Były mokre. Podniósł wzrok.
Belka nośna. Strop. Ciemność.
― To woda. Kapie z sufitu.
Zamarł, spoglądając szybko przed siebie. ‘Kukła’ leżała na plecach, zapatrzona niewidzącymi, rybimi oczami w mrok pod sufitem. Potrząsnął głową, pewien, że mu się przesłyszało.
Kukły nie mówią.
Ponowił rytmiczny ruch bioder, przyciągając ciepłe łono bliżej siebie. W tej samej chwili usłyszał cichy, kobiecy głos. Brzmiał gardłowo. Jakby ktoś, kto przemawia, nie potrafił zamknąć ust. Część słów powinna być przez to niezrozumiała, jednak on rozumiał wszystko.
― Kukły i trupy głosu nie mają, kiedy magowie mocą władają. Czyżby?
Cofnął się, zszokowany wypuszczając uda dziewczyny. Opadły bezwładnie na łóżko.
― Moc jest darem od Najwyższych. Słucha, bo tego pragnie. Słucha, bo jest cierpliwa. Słucha do czasu. A każdy, kto ją więzi, zginie. Moc jest darem od Najwyższych. Słucha, bo… ― nie dokończyła. Zdjęty przerażeniem mag nie myślał wiele, nim w obliczu nieznanego zaczął się bronić. Cienkie jak igły pociski, przystosowane specjalnie do zabijania, poprzebijały leżące na łóżku ciało. Świeża krew splamiła szarą, spłowiałą pościel. Mężczyzna drżącymi rękoma zawiązał szatę i szybko opuścił salę, nie oglądając się na martwą dziewczynę. Nie zważał na zdziwione spojrzenie doktora, który zaczął coś do niego mówić. Zmierzał do domu, spragniony bezpiecznej aury domowego ogniska. Wychodząc z kliniki, postanowił pić tak długo, aż ostatnie ze słów 'lalki' nie zniknie, pogrążone w głębokich odmętach zapomnienia.
****
Komentarze (24)
Pozdrawiam
Dla mnie super. Klimat jak z D&D, więc naprawdę nieźle.
"Chciał się jakoś pocieszyć, zatem wykopał ze stosu bezwartościowych myśli najstarsze kłamstwo znane ludzkości.
Najstarsze i zarazem najdoskonalsze, bowiem nie było kłamstwem, a jedynie żywym ucieleśnieniem fikcji.
‘Mogło być gorzej’." - pięknie napisany fragment, Kim. Zacny.
Kim. Dla mnie przewykurwiste. Jest esencja szaleństwa, klimat można ciąć nożem.
Jest idealnie urwane.
Ukłony.
Cieszę się, że podeszło. Schiza od czasu do czasu też jest potrzebna.
Pozdrowionka :)
Very kontentym
Pozdrawiam :)
Taktowe odliczanie... skojarzyło mi się z jednym z utworów Canulasa. Dobrze wykorzystana zabieg — tworzy podwaliny świetnej, specyficznej atmosfery. Tobie się to udało osiągnąć. Świetny kawał tekstu.
Pozdrowionka :)
Pozdrawiam ;)
Kawał dobrego tekstu. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania