Mantykora

Prawdę mówiąc, to co zobaczyłem w miasteczku Russel oraz pobliskich lasach, zostanie w mojej pamięci aż po kres moich dni. Zacznę jednak od tego dlaczego wybrałem się w te górskie, dzikie, lecz jakże piękne tereny.

 

Otóż 22 maja dostałem telefon, od lokalnej policji o tym, że znaleźli już czternaste ciało rozszarpane w nieludzki sposób, nie wierzyłem w opisy młodego sierżanta, głównie z uwagi na to, że telefony o podobnej treść dostawałem, oraz listów których ilość z tygodnia na tydzień szybko się zwiększała. Kidy teraz myślę, po wszystkim co się wydarzyło, wiem że gdybym uwierzył John’owi w jego, jak to komicznie nazywałem “bajki”, może nieduża mieścina Russel nie straciłaby tylu mieszkańców.

 

Z ogromną niechęcią 24 maja wybrałem się do tej górskiej, odciętej od świata wioski, gdyż aby skorzystać z telefonu trzeba było zjechać niecałe 300 metrów niżej do pobliskiego miasta. Pierwszego dnia spotkałem się z młodym policjantem, który opowiedział mi o tym, co działo się w Russel przez ostatnie 10 miesięcy, po długiej i wyczerpującej rozmowie uświadomiłem sobie, że z gór na które miałem widok z zakratowanego okna komisariatu, otóż dobiegały stamtąd jakieś ryki, myślałem wtedy że to jedynie zwierzęta, lecz na twarzy rozmówcy pojawił się grymas niepokoju, i powiedział mi bym tej nocy uważnie, z mojego okna hotelowego, spoglądał na główną ulicę i wypatrywał podejrzanych zjawisk, i jeżeli zaobserwowałbym jakiekolwiek niezwykłe zjawisko, niezwłocznie udał się do jego domu, który jest oddalony o 100 metrów od hotelu.

 

Późnym wieczorem dotarłem do hotelu Mouto, z zewnątrz wyglądał jak większy dom. Po wejściu do środka wszystkie wyobrażenia, co do przeznaczenia tego budynku zostały rozmyte. Gdy przeszedłem przez wielkie sosnowe drzwi, przywitał mnie na oko czterdziestopięcio-, może pięćdziesięcioletni portier, wziął moją walizkę i bez słowa zaprowadził mnie do mojego pokoju o numerze 54 na 2 piętrze, gdy odkładał walizkę spytałem go o to czy ktokolwiek znajduję się w hotelu, gdyż nikogo nie zauważyłem, on odrzekł jedynie: Są tu tocy co ich ni widoć, ani nie słychoć. Z gorzkim uśmiechem zamknąłem drzwi do mojego pokoju, następnie wziąłem prysznic, po którym ułożyłem się spać. Pierwszej nocy nie mogłem zasnąć, słyszałem bowiem dźwięk tupoczących stup, gdy chciałem wyjrzeć za okno, zastygłem ze strachu, teraz gdy o tym myślę, wystarczyłby jeden celny strzał i mógłbym wrócić do mojej codziennej rutyny, na ulicy ujrzałem bowiem człowiek z wyglądu dwudziestolatka, lecz strasznie owłosionego, wyglądał jak okropnie wychudzony niedźwiedź, i gdyby nie słowa które dobywały się z jego ust tak bym pewnie pomyślał, to co robił przyprawiło mnie o dreszcze, odrazę i dzięki Bogu, że wtedy nie zwróciłem posiłku od sierżanta. Otóż człowiek, zjadał na moich oczach trzewia nieznanej mi osoby, nie mogę teraz nawet, po długich namyśleniach, dojść do wieku ofiary. Kiedy wyciągnąłem rewolwer z kabury, niechcący przewróciłem wazon stojący na stoliku na którym położyłem broń, bestia musiała posiadać bardzo ostry słuch, gdyż wyjrzałem za okno aby oddać strzał jej już nie było, zostało jedynie zmasakrowane ciało, z oddali usłyszałem ryk identyczny do tego z rana, lecz ten był jakoby napełniony dumą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Sisi26 15.02.2019
    Masz ode mnie pięć gwiazdek. Treść ciekawa, i przede wszystkim nowoczesny styl pisania. Fajnie, ciekawie....
  • jolka_ka 15.02.2019
    Hm...
  • Canulas 15.02.2019
    Nie dziw się. Tak jest non stop. Każdy się przyzwyczaił ;)
  • jolka_ka 15.02.2019
    Canulas To ładnie. Może też spróbuję xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania