Marchewkowa Księżniczka -01-

Lepsza, fajniejsza wersja Google Docs:

https://docs.google.com/document/d/1swKwSCvjRBXa0v5GhVw5-oLequgzPm3SIYN1cJpIy84/edit?usp=sharing

 

Poznajcie proszę marchewkową księżniczkę i spróbujcie ją choć trochę polubić. Jeżeli jej nie polubicie pogniewa się na mnie i prawdopodobnie będę spał na ulicy. Bardzo więc na was liczę i proszę, posłuchajcie trochę, być może będzie choć trochę ciekawie. Dobra, możemy już zacząć.

Każda historia ma swój początek, więc zacznijmy od początku, a raczej jednego, istotnego faktu:

W zasadzie to była księżniczką pomarańczy. A dokładniej rzecz ujmując boginią. Ta, bogini pomarańczy o marchewkowych włosach. Gdyby nie jej przechwałki i ładnie wykonana spinka do włosów, oczywiście w kształcie owocu, którego jest patronką, nie uwierzyłbym, że owocem, który powierzono jej w opiekę jest uwielbiana przez wszystkich pomarańcza. Wyjaśniła mi potem, że bogini marchewek to mała, wkurzająca glista i nienawidzi jej tak samo mocno jak pozostałych owocowych bogów. Ja oczywiście zostałem przy tytule marchewkowej księżniczki, bo tak ją nazwałem przy naszym pierwszym spotkaniu. Ona się irytowała, bo nie lubi takich tytułów i nie pasują do niej, a poza tym marchewki kojarzą się jej z tą małą, wkurzającą glistą i nienawidzi tego durnego warzywa. Ja, jakby trochę na złość, i tak ją tak nazywałem i nic już nie mogła z tym zrobić. Została więc marchewkową księżniczką, choć prosiła, żeby zwracać się do niej po imieniu. Na imię miała Kirya i kiedy spytałem co znaczy to imię, bo każde boskie imię musi coś znaczyć, odpowiedziała, że nie znaczy nic i po prostu ładnie brzmi. Spytałem więc czy to jej prawdziwe imię, a ona odrzekła, że jak najprawdziwsze i tak się skończyła ta pogawędka.

Miałem okazję trafić na mojej zakręconej drodze życia na osobę, mimo wszystko, boską, bo w tym świecie bogowie są wśród nas. Ogólnie większość ludzi wyznaje jednego boga, który zarządza wszystkim i utrzymuje ład i porządek, ale oprócz niego istnieją tysiące innych bogów i każdy opiekuje się czymś mniej lub bardziej ważnym. Kirya, na ten przykład, jest patronką pomarańczy. Do jej obowiązków należy zsyłanie błogosławieństw na ludzi uprawiających ten szlachetny owoc, leczenie chorych drzew pomarańczowych, dbanie o dobry wizerunek pomarańczy i bronienie ich przed ludzkim marnotrawstwem. Mniej więcej tym samym zajmują się pozostali owocowi bogowie i swoje obowiązki wypełniają od zarania dziejów.

Nie wspomniałem jeszcze jak się spotkaliśmy, a raczej jak ona mnie spotkała i uczyniła ze mnie swojego sługusa wbrew mojej woli. W zasadzie w tamtej chwili nie miałem woli, bo technicznie rzecz biorąc jestem martwy. Moja godzina wybiła pewnego poniedziałkowego wieczora i pewnie już byłbym po drugiej stronie, gdyby nie pewna wkurzająca pseudo-bogini szukająca nowego sługi. No cóż, tak też się zdarza. Zbiegiem okoliczności zginąłem na ulicy i moje ciało było dość dobrze widoczne. Jak powiedziała mi kiedyś Kirya, jej obecność w tak podejrzanej i pełnej przemocy dzielnicy była całkiem uzasadniona. Wspominałem już, że szukała wtedy nowego sługi, prawda? Jak się okazuje najlepszym materiałem na sługi boże są krzepcy i całkiem kumaci bandyci. No cóż, takie czasy. Przechadzała się więc nasza marchewkowa księżniczka w stolicy plugastwa i wtem, zauważyła trupa. Stwierdziła potem, że jak na truposza wyglądałem całkiem nieźle i gdyby nie krew, uznałaby pewnie, że po prostu śpię na ulicy. Zbliżyła się więc do mnie i zwróciła mi życie. Nie, to nie był gest dobroci lub choćby boża troskliwość o biednych ludzi. Dusza wyciągnięta z nicości musi być całkowicie posłuszna swemu wybawcy. To jedna z zasad, którą ustalił Najwyższy Bóg i wszystkim innym bogom jest to bardzo na rękę. Kirya tłumaczyła potem, że gdyby mnie nie spotkała i nie odzyskała mojej duszy, musiałaby się męczyć z tamtymi bandziorami i przekupować ich cyrografami lub obiecywać jakieś durne rzeczy, a oni pewnie i tak by się od niej odwrócili. Dlatego gdy już się obudziłem jako człowiek zmartwychwstały była bardzo szczęśliwa i podekscytowana, bo, jak wyjawiła później, jestem jej pierwszym prawdziwym sługą. Jak miło, mogę czuć się zaszczycony, pomyślałem po tych słowach. Dobrze, że nie powiedziałem tego na głos, bo, mimo że wygląda jak zwykła licealistka, potrafi przywalić mocniej niż niejeden profesjonalny pięściarz. Przekonałem się o tym niejednokrotnie i w tamtej chwili już wiedziałem, że lepiej się nie odzywać.

Jak się obudziłem byłem w niezłym szoku. Czułem się jakbym wrócił z jakiejś dalekiej podróży, głowa bolała niemiłosiernie, a nad głową skakała mi jeszcze marchewkowa dziewczyna. I wtedy pomyślałem, marchewkowa dziewczyna? I wiedziałem już, że nic nie wiem, choć dopiero co powróciłem do świata żywych. I wtedy też nazwałem ją marchewkową księżniczką, bo nie wiedziałem czy to sen, czy coś innego, więc mogłem tak powiedzieć obcej osobie. Ale ona spojrzała tak jakoś dziwnie, jak patrzy się na kogoś kiedy chce się powiedzieć "to ty nie wiesz, o co chodzi?".

- Marchewkowa księżniczka? Mam na imię Kirya, powinieneś wiedzieć - powiedziała do mnie, a ja nic, pustka w głowie. Spróbowała więc jeszcze raz:

- Bogini pomarańczy, najwspanialsza córka Najwyższego Boga, królowa owocowych bogów. Mówi ci to coś? - spytała z lekką desperacją, choć to było ledwie wyczuwalne.

- Nigdy nie słyszałem o bogini pomarańczy - odpowiedziałem szczerze i moja szczerość powróciła ze zdwojoną, mechaniczną siłą. Przyznam, nie spodziewałem się tak brutalnego i całkiem nieuzasadnionego ciosu. Padłem obolały, a ona nawet nie zaczekała aż podniosę głowę.

- Co z ciebie za koleś!? Nie czytałeś plakatów, ulotek? Są wszędzie! Wszędzie! Ty pewnie też dostałeś! Powinieneś wiedzieć! - wykrzyczała całkiem żwawo, choć to nie był czysty krzyk. To było trochę nieśmiałe, agresywne wołanie o zainteresowanie. Ja jednak nadal nic nie wiedziałem.

- Ulotek? - zapytałem lekko zbity z tropu.

- Ehh... - wyjęczała z rezygnacją. Zatoczyła kółko wokół własnej osi i wyciągnęła skądś jedną z wspomnianych ulotek - Masz. Przeczytaj szybko i oddawaj. To oryginał - I rzuciła ją prosto we mnie.

Złapałem ją wstając już na równe nogi i zacząłem przeglądać. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to to, że była to ręczna robota. Tekst był napisany kredkami, głównie pomarańczową, było też kilka obrazków. Zacząłem już czytać, bo poczułem wwiercający się we mnie wzrok marchwiowej dziewoi. Treść przedstawiała się mniej więcej tak:

"Mieszkańcy Payten, szykujcie się, bowiem ja nadchodzę. Wszyscy mnie znacie i zapewne nie muszę się przedstawiać, ale zrobię to żebyście dobrze zapamiętali to imię. Nazywam się Kirya, jestem najwyższą i jedyną boginią pomarańczy, najszlachetniejszego z owoców, a moim celem jest pokonanie i doszczętne zniszczenie wszystkim owocowych bogów zamieszkujących to cuchnące miasto. Spytacie dlaczego, a ja spytam, czy znacie powiedzenie o jabłkach i pomarańczach? Tak, waszym miastem zarządza najobrzydliwszy ze wszystkich plugawców, bóg jabłek, Kien. Jest nam przeznaczona walka i ja tę walkę wygram. Szykujcie się na wojnę i wybierzcie jedną ze stron. Czekam.

Jeżeli zdecydowałeś się stanąć po stronie najwspanialszego z owoców, możesz się ze mną skontaktować, mój numer to… "

I wiedziałem już o co chodzi.

- Ktoś już do ciebie dzwonił? - spytałem sprytnie.

- To nie twoja sprawa! - Widocznie była zaskoczona tym pytaniem i gniewnie wyrwała mi z ręki ulotkę, niemalże ją rozrywając. - Miałeś to tylko przeczytać, żeby zrozumieć dlaczego zostałeś ożywiony. Czy wszystko jasne? - spytała jakby od niechcenia.

- Czekaj, ożywiony? - zapytałem zdziwiony, bo kompletnie zapomniałem o tym, jak to się wszystko zaczęło. Zapomniałem też o plamie krwi, która rozlewała się na ulicy.

- Ehh... Nieważne. Jesteś teraz moim sługą i będziesz robił wszystko, co ci rozkażę. Wszystko, zrozumiałeś? - Zbliżyła się do mnie i spojrzała ostrym wzrokiem.

- Czemu niby mam cię słuchać? - odpowiedziałem, odsuwając się lekko.

- Bo w każdej chwili mogę odesłać cię do zaświatów - odpowiedziała spokojnie.

- Czemu mam ci wierzyć? - zapytałem, jakbym chciał podważyć jej rację.

- Bo jestem boginią, a w bogach pokłada się wiarę - Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi i przyznam, chyba nie wiedziałem wtedy, co mam zrobić. Nie odrzekłem już nic, a ona po chwili dodała:

- Myślę, że już wszystko wyjaśniłam. Idziemy do kwatery, sługusie - A ja już nawet o nic nie zapytałem.

Ruszyłem po prostu za tą burzą marchewkowych włosów i nie chciałem już myśleć. Odwróciłem się na chwilę i widziałem moją krew rozlewającą się po ponurym asfalcie i znikającą w czeluściach szarego miasta. I miałem już wtedy bardzo dużo pytań, ale poczekałem z nimi. Marchewkowa księżniczka nie odpowiada od razu.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • fanthomas 22.03.2018
    ciekawe i pomysłowe 5
  • Pan Buczybór 22.03.2018
    dzięki
  • Canulas 22.03.2018
    Bradzo fajne. Se w oryginalnym pliku przeczytałem. Jeszcze wiekszy klimat. Jakoś bardziej bajkowo. Generalnie z tego by dobry film animowany mógł być. Bardzo plastycznie napisane.

    "Szykujcie się na wojnę i wybierzcie jedną z stron. " - tu bym dał "ze stron".

    No i niektórewtrącenia podialogowe, te nieodnoszące się bezpośrednio do dialogu, z wielkiej.

    Ale ogólnie - git.
  • Pan Buczybór 22.03.2018
    aaa, ciągle te dialogi - postaram się wyłapać i poprawić. Ogólnie dzięki za przeczytanie.
  • Canulas 22.03.2018
    Pan Buczybór - fajny ten dokument tekstowy Twój. Klimatyczny. Dobrze współgra,
  • KarolaKorman 22.03.2018
    ,,ona mnie spotkała i uczyniła z ze mnie '' - bez z
    ,,- Bogini pomarańczy, najwspanialsza'' - to piętro wyżej, bo dalej mówi dziewczyna
    ,,wybierzcie jedną z stron.'' ze stron
    ,, - widocznie była zaskoczona'' - Widocznie (dużą)
    ,,niemalże ją rozrywając -'' - i kropka na końcu zdania :)
    ,,o tym jak to się wszystko zaczęło. '' - przecinek przed jak
    ,, wszystko co ci rozkażę.'' - przecinek przed co
    ,,- zbliżyła się do mnie'' - Zbliżyła (dużą)
    ,,- odpowiedziałem odsuwając się lekko.'' - przecinek przed odsuwając
    ,, wtedy co mam zrobić.'' - przecinek przed co
    ,, krew. Rozlewającą się '' - to w jednym zdani, bo to kontynuacja
    Trochę Ci wypisałam, byś wiedział, co Can miał na myśli :)
    Dożarta ta księżniczka :) Taka - bez słowa sprzeciwu, masz robić, co chce :) Och, ciężka dola tego, co znalazł się w jej posiadaniu :)
    Fajnie się czytało :) Pozdrawiam :)
  • Pan Buczybór 23.03.2018
    aj, jak dużo tych błędów... Już niedługo wszystkie znikną. Dzięki za zajrzenie.
  • Karawan 23.03.2018
    No, no Panie BB ! Ładnie, składnie sympatycznie pięć zostawię pompatycznie;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania