Poprzednie częścimarność istnienia - #1

marność istnienia - #2 - ogień

Ogień...

Ogień nigdy nie gaśnie.

Nie tak naprawdę.

Zabiłam w nim tą miłość

I zrzuciłam ze schodów

By potknęła się o krawężnik

I wybiła zęby

I połamała ręce

Marność istnienia zamalowuję czarnym mazakiem

Żeby nie było

Śladów oparzeń

I krwi

 

(to napisałem jako pastisz kilku stylów tu z opowi)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania