Poprzednie części: marność istnienia - #1
marność istnienia - #2 - ogień
Ogień...
Ogień nigdy nie gaśnie.
Nie tak naprawdę.
Zabiłam w nim tą miłość
I zrzuciłam ze schodów
By potknęła się o krawężnik
I wybiła zęby
I połamała ręce
Marność istnienia zamalowuję czarnym mazakiem
Żeby nie było
Śladów oparzeń
I krwi
(to napisałem jako pastisz kilku stylów tu z opowi)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania