Marność istnienia - Serum

XXII wiek – odległa przyszłość. Choć… może nie bardzo odległa, skoro czas upłynął tak szybko. Wciąż słyszeliśmy o osiągnięciach starszych pokoleń. W końcu to one odkryły Internet i możliwości, jakie nam on dawał. My tylko poszerzyliśmy tę wiedzę do monstrualnych rozmiarów i przenieśliśmy ją na każdą płaszczyznę naszego życia. Dosłownie. Większość z nas nie potrafiła oderwać oczu od jaskrawych ekranów komputerów czy komórek. Szczątkową ilość miejskiej roślinności zamieniliśmy na kilkupiętrowe kafejki obsługiwane przez maszyny. Kontaktu z innym człowiekiem zażywaliśmy tylko w plątaninie przeróżnych portali w sieci, którą utkaliśmy w taki sposób, że wielu już nigdy z niej nie wychodziło. Internet stał się naszym nałogiem. Większość ludzi zatraciła w tym modernistycznym świecie istotne wartości, była nastawiona wyłącznie na konsumpcjonizm.

Ja nie.

Dlatego właśnie podjęłam się zajęcia, które w obecnych czasach stało się nieopłacalne, niedoceniane, może nawet pohańbione. Już od kilku lat pracowałam w zoo, dokładnie tak jak moja matka, babka i prababka. To stało się naszą tradycją rodzinną – od zawsze mieliśmy zamiłowanie do zwierząt. One trzymały nas przy zdrowych zmysłach i nie zmieniały się pomimo tego, jak świat pędził do przodu.

Te stworzenia były ostatnimi na świecie. To właśnie nade mną i resztą współpracowników ciążył obowiązek namnażania ich i przygotowania do życia na wolności. Jakaż to jednak wolność, skoro nasza polityka zniszczyła ich środowisko życia? Skoro powietrze, jakim oddychaliśmy, było jak toksyczne opary? Skoro wszelką zieleń zastąpiła błyszcząca stal i komputeryzacja?

Zoo, w którym pracowałam, znajdowało się na Wyspie Wytchnienia. Kiedyś to piękne miejsce rozbrzmiewało świergotem ptaków szybujących nad głowami spacerowiczów lub osób, które urządzały pikniki czy wyprowadzały psy. Teraz… kto by o tym myślał? Psy były gatunkiem zagrożonym, ludzie prawie nie ruszali się z domu, a miejsce wypoczynku zamieniło się w aleję, którą nieustannie jeździły pojazdy zasilane energią słoneczną, a przy odrobinie szczęścia w upalne dni wznosiły się ponad powierzchnię ziemi, zastępując ówczesne ptactwo.

Ostatnimi czasy mieliśmy spore kłopoty finansowe w naszym ogrodzie zoologicznym. Ledwo wystarczało na pensję wszystkich pracowników i wykarmienie zwierząt, bo choć zostało ich niewiele, wciąż zapełniały mnóstwo wybiegów. Zauważyłam jednak, że stały się nienaturalnie nadpobudliwe, nawet te na co dzień łagodne; takie jak żyrafy czy zebry. One także wyczuwały kłopoty.

Jeśli chodzi o mój stosunek do pracy – uwielbiałam ją jak i wszystkich ludzi, którzy decydowali się na odwiedzenie naszych pupili. Zoo zmieniło się raczej w muzeum, a dzieci, które je zwiedzały, zdawały się nie wierzyć, że coś takiego w ogóle istnieje. Mieliśmy wiele gatunków kocich, małpy i goryle, namiastkę zwierząt domowych, koniowate, foki, ostatniego żubra, niedźwiedzie i najpiękniejsze z nich wszystkich – wilki. Przy ich wybiegu spędzałam najwięcej czasu. Jako jedyna potrafiłam je oswoić, przywykły już do mojego zapachu i obecności. Nie udomowiłam ich jednak i zapewne nie udałoby mi się to, gdybym nawet próbowała.

Pewnego dnia sytuacja na tym niewielkim obszarze wymknęła się spod kontroli. Zwierzęta dostały szału, wykrzesały z siebie siłę większą, niż zostały obdarowane. Ptaki w klatkach obgryzały pręty i wydostały się na zewnątrz. Nim odleciały z zasięgu naszego wzroku, podziobały starszą kobietę, która wzburzona udała się na skargę do personelu. To była pierwsza kostka domina, która tego dnia ruszyła mechanizm zagłady. Później było już tylko gorzej.

Małpy zaczęły rzucać w przechodniów kamieniami i długimi badylami. Żyrafy wyciągały szyje do ludzi i wykorzystując moment ich fascynacji, wgryzały się w ich ciała. Słonie taranowały wszystko, co napotkały na swojej drodze, a pająki uwolnione przez kilkutonowe zwierzęta mknęły w stronę miasta. Tylko garstka ssaków pozostała na swoich wybiegach. Siłowały się ze sobą i nagle, jak na zawołanie, ich walka ustała. Rozejrzałam się wokół. Zniszczenia były przytłaczające. Nie chciałam nawet myśleć, co stanie się z ludźmi z miasta, kiedy zetkną się z rozwścieczonymi bestiami. Musieliśmy jak najszybciej sprowadzić je z powrotem.

Dla zwiedzających szał zwierząt był istną zagadką. Wieść o atakach rozeszła się z prędkością światła. Spektakularne historie były jednymi z niewielu rzeczy, o których społeczeństwo pragnęło słuchać. Nazwali to wydarzenie „Tajemnicą Wyspy Westchnień”. Nie wpłynęło to dobrze na nasz wizerunek pomimo takiego rozgłosu. Tak jak się domyślaliśmy – nie odwiedzał nas już praktycznie nikt i w ciągu miesiąca nasza firma, po opłaceniu zniszczeń i schwytaniu większości zwierząt, splajtowała. Ponadto mieszkańcy głosowali za ustawą, aby uśpić zwierzęta z zoo, co oznaczało wymarcie wszystkich gatunków. Prezydent z początku nie zamierzał powziąć tego postanowienia, lecz po dokładniejszym zapoznaniu się z sytuacją, postawił nas przed faktem dokonanym. Nie umiałam się z tym pogodzić. Chciałam dociec, co wpłynęło na zachowanie naszych pupili. Przecież znałam je całe swoje życie, nie były z natury złe czy agresywne. Może jedynie wtedy, kiedy nękał je głód i musiały zdobyć pokarm albo broniły swoich młodych. W chwili wielkiego ataku nic im jednak nie doskwierało.

- Lauro, powinnaś dać sobie spokój. Sama nic nie zdziałasz. Musisz robić to, co ci każą – pouczył mnie mój pracodawca, ale ja nawet nie chciałam tego słyszeć. Skoro i tak już straciłam pracę, to nie zależało mi na niczym więcej. Porwałam się więc na plan, który mógł kosztować mnie naprawdę wiele.

Kiedy pracownicy, a raczej byli pracownicy, naszego zoo z zimną krwią pozbawiali życia inne organizmy, wtargnęłam na terytorium wilków. Spojrzały na mnie czujnie, ich źrenice się rozszerzyły. Były nieufne. Najwidoczniej sądziły, że chcę wyrządzić im krzywdę jak inni. Kiedy jednak rzuciłam im pod łapy ogromny kawał sztucznego mięsa, rzuciły się na niego łakomie. Nie znały niczego smaczniejszego. W końcu na świecie nie było zwierząt, więc ludzie tworzyli gumowatą maź, która je udawała, zresztą tak jak mleko, sery czy każdy inny pokarm.

Kiedy wilki pochłaniały swoją porcję pożywienia, zaczęłam przeszukiwać ich teren. Wiedziałam, że to właśnie w nim tkwiła przyczyna zatracenia zmysłów przez zwierzęta. Świadczyło o tym jeszcze spokojne zachowanie czworonogów jako jedynych z wielu gatunków.

Przechadzałam się z boku na bok, aż moja noga zahaczyła o coś twardego. Rozmasowałam bolącą stopę i spojrzałam w dół. Pode mną majaczył zarys jednej z kości długich. Krew zamarzła mi w żyłach, nie mogłam jednak spocząć. Nie w tym momencie. Zaczęłam kopać w okolicach tego znaleziska i natknęłam się na więcej pozostałości ludzkich. Pomiędzy nimi tkwiło coś… świetlistego. Wyciągnęłam to z trudem. W moich dłoniach znalazła się szkatułka, której zamek puścił niemalże natychmiast. W środku kryła się zielona buteleczka. Dotknęłam jej, a ona pękła, uwalniając ze środka słodki dym. Nagle wpadłam w amok. Za sobą usłyszałam warkot. Przed sobą zobaczyłam pracodawcę z przerażeniem spoglądającego na moją twarz. Zanim zdążyłam cokolwiek zrozumieć, wgryzło się we mnie kilkanaście zwierząt…

 

Legenda o dziewczynie krążyła po świecie przez następne wieki. Serum, które znalazła, okazało się eksperymentem jednego z naukowców, który chciał przetestować je na różnej maści organizmach. Jako że nie uzyskał zgody na odebranie tylu zwierząt, szef zoo zgodził się, aby umieścił fiolki ze swoim wynalazkiem w jednej z zagród. Nikt nie spodziewał się, do jakiej katastrofy doprowadzi. Ostatecznie przyznano rację jego pracownicy, która znalazła szczątki szalonego naukowca w zagrodzie. Pierwszy zobaczył je jej pracodawca, lecz w panice zakopał znalezisko niezbyt dokładnie, znając swoją niepewną pozycję. Po ujawnieniu sprawy, ku czci Laury osobiście zajął się krzyżowaniem i ochroną zwierząt, tworząc na planecie nowe życie. W końcu ich ilość powróciła do stanu sprzed wielu lat. Dzięki współpracy innych ludzi powstały nowe gatunki, a w społeczeństwie zaszczepiono ponownie chociaż krztę wrażliwości.

Laura rozwiązała „Tajemnicę Wyspy Westchnień”. Zniknęła jednak szybciej, niż zdążyła spocząć na laurach. Marność istnienia po raz kolejny odcisnęła swoje piętno na tych, którzy szli pod prąd.

Legenda głosi, że duch dziewczyny wciąż błądzi po świecie i dopomina się o zwrócenie życia.

Pamiętaj więc o tym, bo wkrótce odnajdzie i ciebie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Nazareth 07.05.2016
    Łowczyni ;) Dobra robota :)
  • Anonimek 07.05.2016
    Dzięki! (Może niewłaściwą osobę pochwaliłeś, ale dzięki!)
  • Nazareth 07.05.2016
    To się okaże :P
  • Łowczyni 09.05.2016
    Hahah, nie dziękuję, bo to nie ja :DD
  • Nazareth 09.05.2016
    Wilki mnie zmyliły!
  • Neurotyk 09.05.2016
    Raśka!!! :D
  • Rasia 09.05.2016
    Ano :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania