Marok i Fanthomas - TW 4.0 #3 - Bez rąk cz.1

Postać: Nieśmiały kelner

Miejsce: Balkon obrośnięty bluszczem

Zdarzenie: Pierwszy śnieg

 

 

 

Tego dnia, a był to bardzo ponury, dżdżysty i mglisty piątek zeszłego roku, wydarzyło się coś, co odmieniło losy niewielkiej mieściny Bloodgore (po słowiańsku nazywała się Bardzojkrwawo). Wtedy to rybak wraz z żoną podczas połowu złapali w sieć coś zgoła odmiennego od zwyczajnych sumów i uklej. Była to mianowicie ręka ludzka, odcięta najwyraźniej w drastyczny sposób. Już po chwili dwa radiowozy przybyły na miejsce i gliniarze długo (pół godziny) dumali nad tą kwestią. W końcu sprawę zaniechano, gdyż reszty ciała nie odnaleziono. Jak się jednak okazało, już wkrótce w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności znaleziono drugą rękę, identyczną z pierwszą (na tę okoliczność dokonano nawet testów DNA). Co ciekawe odkryto ją na balkonie rezydencji barona Niestala, który to (balkon, nie baron) pokryty był długim i wijącym się bluszczem, po którym z łatwością mógł się wspiąć groźny napastnik, by następnie podrzucić odciętą cześć ciała obcej osoby. Po tym incydencie Baron od razu rozkazał ściąć całą roślinność, gdyż bał się o swoje życie, a swoją rodzinę. Uważał, że to na pewno znak i zapowiedź przyszłych strasznych wydarzeń. I się nie mylił.

Minęły dwa miesiące. Wydawałoby się, że wszystko płynie normalnym trybem i szaleństwo opuściło małą mieścinę. Nic bardziej mylnego. Młody policjant Gordon Good, który na własną rękę szukał zabójcy-psychopaty natrafił na nowe ślady.

Ranek był mglisty. Miasteczko pogrążone było nadal w głębokim śnie. Kilka różnokolorowych aut powoli jechało główną ulicą w centrum jeden za drugim. Spóźniona parada? To było mało prawdopodobne. Wystające przez szyby dłonie wskazywały co i rusz na budynki przy ulicy w akompaniamencie zmęczonych już śmiechów. Był to raczej bełkot. Nocni imprezowicze. Gordon Good przyglądał się nim przez okno swojej sypialni. Trzymał w potężnej dłoni kubek z kawą. Na razie tylko rozkoszował się jej zapachem. Zawsze tak robił. Lustrował auta do momentu aż zniknął za zakrętem. Budzik na nocnej szafce wskazywał godzinę szóstą. Dwie godziny bezcelowego spaceru po sypialni z przerwami na gapienie się przez okno. Bezsenność trapiła go, odkąd sprawa tych odciętych rąk płodziła nowe pytania, dusząc jednocześnie zalążki wszelkich odpowiedzi.

Wykluczył Niestala z grona podejrzanych praktycznie od razu. Obleśny grubas ledwo mógł zmieścić się w drzwiach balkonowych, ba nawet zrobienie kilku kroków po mieszkaniu stanowiło nie lada wyzwanie. Zawsze trzymał w tłustych łapach kraciastą chustkę, którą obcierał spocone czoło. Ale to nie zmieniało faktu, że akurat na jego balkonie znaleziono rękę. Fakt, że baron był bogaty i ustawiony do końca życia nadal nasuwał na niego podejrzenia. Przecież miał ludzi, wiernych, bo dobrze opłacanych. Mógł dać zlecenie, ot, tak po prostu. Ludzie od pieniędzy głupieją, szukają lepszej formy rozrywki. Płacą fortunę, aby zaspokoić swoje chore pragnienia. Ale nie on. Grubas myślał jedynie o żarciu. Przy takim apetycie, powinien zamontować w jadalni koryto. Good znał barona jedynie z widzenia i nieprzychylnych plotek w jego kierunku. Każda miała wspólny mianownik – baron był ponoć kiedyś szczupły. Podobno kobiety ładował szybciej niż żołnierz karabin. Ale to były stare dzieje.

Zebrał się w sobie. Dopił kawę i poszedł do kuchni. Przecież coś znalazł, miał jakiś ślad. W tej plątaninie pytań, krążących w jego głowie zapomniał o nim. Kilka dni przed znalezieniem przez rybaka ręki na plaży widziano dziewczynę. Podobno kręciła się tam dziwnie niespokojnie. Początkowo nawet biegała po całej plaży jakby w obłędzie. I tyle. Świadek nie potrafił jej opisać, tłumacząc to złą widocznością i porą, w jakiej ją widział. Było koło szesnastej, szarówka w pełni. Facet wydawał się wiarygodny. Sam fakt, że zgłosił się na komisariat, aby to zgłosić, gdy usłyszał o nieprawdopodobnym znalezisku, stawiał go w dobrym, choć nadal nieco zamglonym świetle. Gordon Good nadal miał status żółtodzioba. Młody i niedoświadczony dopiero wkraczał w świat pełen płatających się pod nogami zagadek.

Zagryzł z niechęcią herbatnika i szybko zarzucił na barki kurtkę. Musiał być na komisariacie wcześniej.

Z każdym kolejnym krokiem uświadamiał sobie, że popełnił kolejny błąd. Zero jakiejkolwiek logiki, pomyślunku. Tracił kolejne cenne godziny. Czasami myślał, że ktoś dał mu tę sprawę z czystej złośliwości. Komuś po prostu się nie spodobał. Ta myśl została w jego głowie, gdy zamykał drzwi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Canulas 10.12.2018
    "Wystające przez szyby dłonie wskazywały co i rusz na budynki przy ulicy w akompaniamencie zmęczonych już śmiechów." - co rusz.

    Cos nowego, w miarę świeżego. Dobrze naszkicowany baron.
    Czasem razi nadmiar był/było.
  • marok 10.12.2018
    Poprawi się, jak wrócę do domu. Na razie tylko podziękuję za obecność.
  • fanthomas 10.12.2018
    Ciekawie się rozwija
  • krajew34 12.12.2018
    Przeczytałem, kawał dobrego tekstu, choć jakoś mnie nie porwał, to nadal dobra robota. Czytało się naprawdę dobrze, to najważniejsze.
  • marok 12.12.2018
    Jak się dobrze czyta, to mogę spokojnie spać :)
  • Różowa pantera 18.12.2018
    Chujostwo
  • marok 18.12.2018
    Dzięki ziom
  • fanthomas 24.12.2018
    różowa pantera proszę mnie i maroka nie obrażać. wesołych świąt.
  • Witamy tekst! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania