Maroq - cząsteczka 4
Cóż miałem poradzić. Słuchałem kolejnych wymysłów zwichrowanego umysłu Maroqa i potakiwałem odruchowo, udając, że jestem bardzo zainteresowany. Po cichu zaś planowałem jak pozbyć się natręta. Na szczęście wystarczyło przypadkowo rzucone słowo.
- Z taką wyobraźnią powinieneś zostać pisarzem - zasugerowałem, mając nadzieję, iż zajmie się czymkolwiek innym poza gadaniem. - Mógłbyś obdarzyć tymi historiami kilkudziesięciu bohaterów.
- Nie jestem pisarzem, tylko malarzem - odparł oburzony i wyszedł. Od tego czasu przestał przychodzić. Widocznie uderzyłem w czuły punkt albo znudziło mu się moje towarzystwo i znalazł sobie nową ofiarę. A zacząłem się już prawie przyzwyczajać.
Kilka dni później spotkałem na bazarku Personatusa. Nie miał na twarzy charakterystycznej maski, ale od razu poznałem go po głosie i tym, że próbował zahipnotyzować handlarkę.
- Oddawaj pieniądze, złodzieju! - krzyknąłem na powitanie.
Personatus zaskoczony, a może samozahipnotyzowany od razu oddał mi przeznaczoną na zakupy dyszkę. Nie przywykłem do okradania oszustów, do tego rudych i pryszczatych, więc zaprosiłem go na piwo. Rozwiązałem mu tym trochę język.Okazało się, że Stowarzyszenie przestało istnieć w sposób doprawdy widowiskowy.
- Zaatakowali mnie, pobili, zgwałcili i zabrali całą forsę ze skarbony - narzekał Personatus. - I pomyśleć, że jeden wariat potrafił podburzyć wszystkich. Podobno chcą podbić świat. Ja ci mówię, to się dobrze nie skończy. Moja terapia przynosiła wymierne korzyści. Przynajmniej dla mnie.
Tak jak przypuszczałem rewoltę zorganizował nie kto inny tylko Maroq. Kiedy Personatus poprosił mnie bym został jego przyjacielem, oddaliłem się czym prędzej.
Komentarze (7)
To tak jak mój :)
Takie luźne wspomnienie mnie naszło:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania