Martwa natura z puttami w tle

Siedząc przy zabytkowym, biedermeierowskim biurku usłyszała z trudem tłumione odgłosy, szmery, dochodzące... skąd, no właśnie skąd? Nie była pewna, tym bardziej, iż uzmysłowiła sobie, że jest to raczej delikatny dziecięcy [?], kobiecy [?] śmiech, a może tylko cień tego śmiechu? Skąd? Przecież, nie licząc dyżurującego strażnika, w całym ogromnym i dostojnym gmaszysku jest sama. A strażnik proporcjonalnie do postury dysponował głębokim barytonem. Więc skąd te wysokie tony śmichów – chichów, całkiem nieprzystające do tego miejsca? Podniosła oczy i nasłuchiwała ciężkich kroków strażnika. Jeżeli i on słyszał to co ona, to niechybnie zaraz się zjawi. Czekała. Kroków nie usłyszała, ale szepty i chichoty stawały się wyraźniejsze. No cóż, sama to musi sprawdzić. Niechętnie oderwała się od klawiatury laptopa - coś dzisiaj pisanie mi nie idzie i w tym tempie nie dotrzymam obiecanego terminu.

 

Przeszła do sąsiedniej sali i zdumiona szybko zasłoniła usta ręką, aby nawet przyspieszonym oddechem nie zdradzić swojej obecności. Piątka golutkich i tłuściutkich bobasów ostrożnie wychodziła z ram przynależnego im malowidła nazwanego przez historyków sztuki - Alegorią muzyki*[1] - sporego płótna, o wymiarach 70 x 100 cm.

Dzieciaki, zawierzając znawcom tematu, pochodziły z przełomu siedemnastego na osiemnasty wiek.

Kto był ich ojcem? Do dzisiaj nie ustalono.

Poszturchiwały się, przekraczając szeroką ozdobną ramę. Widać było, że stanowiła nie lada przeszkodę do pokonania. Na szczęście obraz wisiał tuż nad komodą w stylu Ludwika XVI, więc z ulgą skonstatowała, że nie zrobią sobie krzywdy. Ten pierwszy trzymał w rączce partyturę - czyli z pewnością „kierownik” tego niezwykłego kwintetu – pomyślała - ale jak poradzi sobie najmniejszy, taszczący ogromną, prawie jego wielkości trąbę? - niedorzecznie się zmartwiła. Niepotrzebnie.

Drugi właśnie oparł o delikatną kreską naszkicowaną wiolonczelę i konspiracyjnym szeptem odezwał się do siedzącego na jej gryfie uśmiechniętego kota. – Poczekaj zaraz wrócę z czymś pysznym.

Kolejne putto, z rozkosznymi wałeczkami na ramionach i nogach, zaśmiało się już całkiem głośno i równie tłuściutkim paluszkiem, wskazywało... co? Podążyła tam wzrokiem i sama omal nie parsknęła śmiechem.

 

Już wiedziała, dokąd wybierała się niesforna gromadka.

Obok wisiały dwa obrazy; dwie martwe natury - soczyste i smakowite.

Na tej wiszącej bliżej pysznił się - ogniście czerwoną barwą - ogromny homar*[2], otoczony egzotycznymi owocami, na drugiej równie ogromny połeć szynki*[3] w towarzystwie tacy z owocami, na której królował kielich wypełniony czerwonym winem.

 

- A niech to szlag trafi, ki diabeł, co mnie podkusiło, że wczoraj wyjęłam te dwa obrazy z magazynu i akurat tu powiesiłam. I jak ja się teraz rozliczę z ubytków w ich malaturze?

 

Nocami, w ciszy i półmroku muzea żyją inaczej. Zwiedzający byłby tu dysonansem, a kustosz – jeżeli jest dyskretny i nienarzucający swojego ego (bowiem czasami wydaje mu się, że wie lepiej, przecież zgłębiał temat przez tyle lat) – przynajmniej raz w życiu ma szansę na odmienny kontakt z dziełem sztuki, a bywa, że nawet z jego autorem.

 

======

1. „Alegoria muzyki”, malarz nieznany, olej na płótnie, przełom XVII/XVIII w.

2. 2. Martwa natura z homarem”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.

3. „Martwa natura z szynką”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Aisak 07.10.2018
    Obcojęzyczne słowa mają swój urok, ale postawiłabym na polish.
    Być może nasz język wyda się szorstki, grubiański, a nawet prostacki, ale jest NASZ, i nie ma potrzeby, by się go wstydzić.
    Minusik :(
  • Aisak 07.10.2018
    Wrócę, by o treści rzec słowo.
  • Piove 07.10.2018
    A gdzie tu są wtręty z obcych słów? Czy chodzi Ci o słowo „putto”? Przecież to powszechnie używany termin z zakresu historii sztuki! Określa się nim namalowaną lub wyrzeźbioną postać małego, nagiego dziecka, zwykle chłopca (z włoskiego – chłopczyk, cherubinek). To bardzo popularny motyw zdobniczy w okresie renesansu i baroku. Stosuje się też określenie eros, amorek (to też słowa obcego pochodzenia, nieprawdaż?), ale są subtelne różnice i osoba zajmująca się historią sztuki nazwie ten motyw – putto.

    Pozdrawiam
  • Aisak 07.10.2018
    Pani moderator, spokojnie.
    Nie każdy jest po historii sztuki.

    Tekst przyjemny.
    Było średnio miło.
    To pa.
  • Piove 08.10.2018
    Jeżeli uraziłam - przepraszam - nie to było moim celem. A ja, z natury, jestem " wyciszoną" osobą, Ten spokój przejęłam od dzieł sztuki, jakimi miałam przyjemność i honor się opiekować. A już rozkoszą prawdziwą było obcowanie z nimi bez świadków, tete-a-tete i najlepiej głęboką nocą. Ileż ja takich przygód miałam; rozmów z postaciami na obrazach, jak i ich autorami - bezcenne!

    Serdecznie pozdrawiam
    P.
  • Aisak 08.10.2018
    Nie uraziłaś.

    Dodam tylko, że
    Mile widziane są wszelkie odniesienia.

    Pisz, pisz przyda się świeże tchnienie w opowijskiej Poezji.

    Zdrowia.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania