Marzenia mogą niszczyć - rozdział II

- Co to jest? - Pyta drwiąco Seraphina, patrząc na mnie z góry.

Kucnęłam przy parapecie na szkolnym korytarzu, trzymając w ręku długopis, z fioletową teczką na kolanie. Przeglądałam właśnie moje stare teksty piosenek.

- Nieważne...

- Ważne! - Unosi się. Usiłuje wyrwać mi teczkę z rąk, ale jestem silniejsza. - Daj mi zobaczyć, co to jest. Przecież chyba nic ci nie zrobię!

- Nie musisz tego wiedzieć - mówię i spoglądam na nią ze stanowczością w oczach. Gdzieś tam w głębi czuję, że i tak za chwilę piosenki trafią w jej ręce.

Oczywiście nie mylę się.

Teczka koniec końców znajduje się w jej ramionach. Niebieskie oczy dziewczyny błyszczą, czarne, długie włosy splecione w warkocz spływają jej na plecy. Uśmiecha się, jadąc wzrokiem po kolejnych wersach.

- Obiecaj, że nikomu nie powiesz - warczę i usiłuję znów wyrwać teksty z jej rąk. Widzę, jak bransoletki błyszczą jej na nadgarstku ręki, którą mocno trzyma moją teczkę. - A teraz oddawaj.

Nie słucha mnie.

- Oczywiście, nie powiem! - Śmieje się i podbiega do Rafaela.

Wydaję z siebie zduszony jęk. Nie, tylko nie on!

- Raf, ona pisze piosenki! Zobacz, jaki tekst! - Słyszę okropną kpinę w jej głosie i staram się opanować drżenie rąk. Podchodzę do nich i stoję, patrząc błagalnie na chłopaka.

Rafael patrzy na kartkę z tekstem. Minę ma poważną. Najpierw kieruje wzrok na Seraphinę, następnie na mnie. Milczy.

Cieszę się. Cieszę się, że chociaż nie wyśmiewa mnie jak ta jędza. Widzę, jak Seraphina podbiega do innych i stawia im teczkę przed nos. Gdzieniegdzie rozlega się cichy chichot, ale nie zwracam na to uwagi.

Siadam naprzeciw Rafaela.

- Proszę... Jeśli ona jeszcze kiedykolwiek będzie mówić coś na mój temat, nie słuchaj... Na szczęście ty jeszcze nie zdołałeś poznać się na jej charakterze.

Spogląda na mnie kątem oka. Widzę jego okrągłą twarz, kruczoczarne, lekko kręcone, ładnie przycięte włosy i brązowozielone oczy. Czekam na jego odpowiedź.

- Tak, nie zwracam uwagi na to, co ona plecie. Jest zabawna i miła, ale nie biorę sobie do serca tego, co mówi, bo wiem, że potrafi nieźle kłamać.

Oddycham z ulgą i uśmiecham się

- Dziękuję. Nie chcę, żebyś miał o mnie jakieś fałszywe mniemanie. A od Seraphiny ja sama dowiedziałam się wielu rzeczy, których sama o sobie wcześniej nie wiedziałam. Bo to ona wszystko i wszystkich zna najlepiej - kończę sarkastycznie, ale myślę, że Rafael wie, o co mi chodziło.

Podczas kolejnej lekcji zastanawiam się nad jego słowami, że Seraphina jest 'miła i zabawna'. Oczywiście, iż dla niego jest, bo również się w nim kocha. W przeciągu tych kilku lat i umiem rozpoznać już pewne jej zachowania. Bez przerwy sztucznie się śmieje z żartów Rafaela, starając się zaimponować mu swoim znakomitym poczuciem humoru. Ale on akurat na to się nabiera, bo przez dłuższy czas nie miał z nią do czynienia i nie potrafi zorientować się w sytuacjach, które są przez nią najzwyczajniej udawane. A ja jakoś nie mam serca i odwagi, by mu o tym powiedzieć.

Seraphina za wszelką cenę próbuje zgrywać przed nim mądrą i wielce dojrzałą i popisywać się swoimi głębokimi ambicjami na przyszłość. Jednak Rafael zachował swój zdrowy rozsądek i po cichu, a czasami nawet nie, przyznaje, iż nie sądzi, aby udało się jej osiągnąć rzekome cele obecnym poziomie jej umiejętności. Gdy pewnego razu Seraphina poznała jego zdanie na ten temat, była wściekła i wszczęła prawdziwą kłótnię, ale oczywistym było, że nie mogła gniewać się długo na Rafaela.

Widać było, że sam chłopak lubi przebywać w jej towarzystwie. Był rozbawiony i chętnie przystawał na pogawędki z nią lub dodatkowe lekcje. Omamiła go.

Gdy rozbrzmiewa upragniony dzwonek na przerwę, mam przez chwilę wrażenie, że to najpiękniejszy dźwięk na świecie. Naprędce pakuję książki, zarzucam na siebie jedno ramię niebieskiego plecaka i ruszam schodami w kierunku szatni.

Tam wita mnie Miranda swoim irytującym głosikiem.

- Słyszałam, że coś piszesz... Podobno profesjonalnie. Czy to prawda, że uraczyłaś swoimi tekstami samą Beyonce?

- Tak, chociaż teraz żałuję, bo Beyonce nie była warta moich tekstów - odpowiadam z złośliwym uśmiechem.

- Aj, chyba nie doceniasz królowej!

- Beyonce nie jest królową - syczę.

Tak, Miranda dobrze wie, że jestem nieco przewrażliwiona na punkcie Taylor Swift. Trafiła mnie w samo sedno.

- Rossy, popatrzmy na to obiektywniej... Taylor jest niczym i sama dobrze o tym wiesz - mówi spokojnie, lecz doskonale słyszę w jej tonie śmiech.

Nie odzywam się. Nie chcę dać się dziewczynie, która chce tylko niepotrzebnie mnie zdenerwować. Chwytam w ręce płaszcz i wybiegam z szatni bez słowa.

Wdycham czyste powietrze. Przez chwilę idę chodnikiem i patrzę na mijających mnie ludzi. Wszyscy oni kłaniają się i witają ze mną. Rozpoznają mnie.

Oddycham z ulgą, gdy skręcam w alejkę prowadzącą do mojego domu. Teraz mało prawdopodobne, bym kogoś tutaj spotkała.

Idę krętą ścieżką wypełnioną kamieniami. Wokół mnie rosną wysokie sosny i postawne jodły, a także klony, z których zaczęły już opadać liście. Słońce powoli już zachodzi, więc na las wokół mnie padają przyjemne dla oka szkarłatne cienie. Wzdycham i staję przy mojej ulubionej sośnie. Mój wzrok tkwi w niej przez kilka sekund.

Gdy trafiam do domu, pierwszym miejscem, do którego wchodzę jest kuchnia. Tam mama wita mnie szerokim uśmiechem i zawiadamia, że na obiad będą pieczone kurczęta. Uśmiecham się - cieszę się, że mama zrobiła dziś moje ulubione danie. Szybko jem i zamykam się w pokoju.

Rzucam plecak w kąt pokoju i postanawiam, że teraz nie będę zajmować się lekcjami. Wyrzucam z szafy sterty ubrań. Na podłodze po chwili leży już cała góra różnokolorowych części garderoby. Klękam i wyszukuję materiały w ciemnych kolorach. Gdy znajdę coś, odrzucam je w drugą część pokoju. Resztę chowam z powrotem do szafek i wyciągam z szuflady kosmetyczkę. Sięgam po czarny cień do powiek i muskam nim swoje oczy. Znajduję fioletową szminkę, którą zostawiła tu kiedyś moja kuzynka i wsuwam ją do kieszeni spodni.

Podchodzę do sterty ciemnych ubrań i sięgam po czarną, krótką sukienkę. Zakładam ją.

Zdecydowałam, że przejdę kolejną metamorfozę, chociaż w sumie sama nie wiem, po co teraz to robię.

Słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się i otwieram usta: kto przyszedł? Rodzice zazwyczaj nie pukają.

Widzę, jak drzwi otwierają się i wchodzi wysoka, szczupła kobieta. Ma rozpuszczone, średniej długości brązowe włosy rozjaśnione na końcach i duże, brązowe oczy - zupełnie jak moje. Jej policzki są blade, a usta wąskie. Rozpoznaję jej okrągłą twarz i styl ubioru - beżowy sweter i czarne legginsy w dopełnieniu z jasnymi balerinami. Tak. To Sally, żona mojego kuzyna.

Mierzy mnie wzrokiem, ale jest uśmiechnięta. Zawsze pałała do mnie sympatią, z wzajemnością.

- Robiłam dziś porządki w komputerze i znalazłam twoje stare piosenki - zaczyna.

Szybko oddycham. Nie... To nie może być przypadek... Co się dzieje?

- Pisałaś je, kiedy pożyczałaś od nas laptop, ale zostawiłaś na naszym pendrive'ie. Dzisiaj właśnie odnalazłam je i uważam, że są bardzo dobre. Wiesz doskonale, że Matt gra na gitarze. Mogłabyś mu coś pisać od czasu do czasu.

Trochę mnie zamurowało. Widzę, że to naprawdę dziwne. Robi mi się wstyd, że wystąpiłam przed Sally w takim stroju i makijażu. Nerwowym gestem staram się zasłonić długość sukienki.

Widzi to.

Teraz żałuję i wiem, że obcięcie włosów było rozsądną decyzją, a to jedynie bezmyślnym wymysłem. Cieszę się, że zrozumiałam to, zanim wyszłam tak na ulicę.

Sally zbliża się do mnie i jeszcze bardziej uśmiecha. Mówi przyciszonym głosem.

- Wiem, co czujesz. Nie musisz stawać się buntowniczką, żeby stanąć naprzeciw podłym ludziom. Uwierz mi, to ci nie pomoże. Myślisz, że jeśli będziesz udawać tak silną jak inni, zaczną cię szanować, ale mylisz się. Zobaczą, że zmieniasz się, żeby się im przypodobać i zaczną cię jeszcze mocniej trzeć. Bądź po prostu sobą. Nie przejmuj się, ale zostań taka sama jak przedtem.

- Skąd... ty to wiesz? Skąd wiesz, co się u mnie dzieje, co się dzisiaj działo? - Wykrztuszam.

- To nieistotne. Nie rozmyślaj o tym, co ludzie o tobie sądzą i skąd mają informacje o tobie. T o p o p r o s t u n i e i s t o t n e. To jak, co będzie z tymi piosenkami? - Mruga do mnie.

- Jeśli twoim zdaniem są one dobre... Oczywiście, nie mogłabym odmówić, ale król daje mi nieustannie dużo pracy. - I tak wiem, że się zgodzę, ale chyba chcę jedynie podkreślić, że też mam obowiązki.

- Rozumiem. Ale... tak w wolnym czasie, jeśli będziesz chciała, zapamiętaj, że zawsze będziemy czekać na twoje prace - po raz kolejny już się uśmiecha. Widzę uznanie w jej oczach.

- Tak, nie ma sprawy - odrzekam. Jestem radosna, ale i zaniepokojona faktem, że Sally nieco zbyt wiele wie o moich relacjach z Seraphiną.

- Wobec tego już nic tu po mnie. - mówi serdecznym głosem i żegna się ze mną. - Ale... pamiętaj, bądź sobą! Schowaj tą sukienkę i cienie... Nie potrzebujesz tego.

Uśmiecham się. Słyszę, jak drzwi się za nią zatrzaskują.

Wiem, że miała rację. Szybko ściągnęłam z siebie sukienkę, gardząc samą sobą. Wiem, że bzdurą było to, co zrobiłam i cieszę się, że Sally dała mi takie rady.

Ale bardzo zastanowiło mnie to, że żona mojego kuzyna wiedziała tyle o tym, co dzieje się na co dzień w moim życiu. Miałam nieodparte wrażenie, że w pewnym stopniu ingerował w to Jared, chociaż nie miałam pojęcia, w jaki sposób. Sally przestrzegała, bym nie myślała o tym, ale mimo, iż wiem, że nie pochwalałaby tego, nie potrafię oprzeć się rozmyślaniom. To skomplikowane i bardzo tajemnicze, ale nie wiem, czy jednocześnie nie niebezpieczne. Ale... w państwie o tak pogmatwanym prawie wszystko jest możliwe.

Wiem, że to, co działo się dzisiaj w szkole, było wywołane tylko zazdrością Seraphiny - po raz kolejny. Ale z ciekawości, czy też z sentymentu sięgam do plecaka po moją teczkę, którą ostatkiem sił udało mi się odzyskać po zakończeniu lekcji.

Niektóre wyrazy są nieco rozmazane przez Seraphinę - pisałam piórem. Poszczególne kartki zostały spięte kolorowymi spinaczami. Zerkam na pierwszy z góry tekst i czytam jego pierwszą zwrotkę, którą widziała Seraphina, Raf i zapewne połowa ludzi ze szkoły. Napisany jest oczywiście o Rafaelu, ale nie bałam się, że rozpozna, iż jest o nim. To mało prawdopodobne, bo wiem, że byłby w szoku, gdyby nawet dowiedział się, że bardzo go lubię choćby jako zwykłego kolegę z klasy.

Bo ja też go kocham. Przeraźliwie. Ale nie chcę, żeby o tym wiedział. Jestem zbyt niepozorna.

Dopiero teraz zaczynam trzeźwo zastanawiać się nad tym, co mówiła Seraphina. Ona ciągle hamuje moje marzenia. Hamuje mój zapał, hamuje moje chęci i ambicje.

Umiem śpiewać, ale nie mam do tego talentu. Mimo to zawsze marzyłam, żeby zostać piosenkarką. Mieć fanów, mnóstwo pracy, społeczeństwo, które z niecierpliwością oczekuje jakiejkolwiek aktywności z mojej strony. Chciałam nawet krytyki. Jeśli udałoby mi się spełnić owe marzenie, nic nie liczyłoby się bardziej.

Od dziecka pisałam piosenki i w sumie nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Ponadto któregoś razu w wigilię otrzymałam gitarę i natychmiast rozpoczęłam naukę gry na niej. Dobierałam odpowiednie melodie do moich tekstów, ale traktowałam to jedynie jak zabicie nudy, a nie jak coś na poważnie. Chciałam, naprawdę bardzo chciałam być tym, kim pragnę i wybić się, ale nie widziałam metody, którą mogłabym to zrobić.

Przez jakiś czas zapomniałam o marzeniach i pisałam teksty rutynowo: były takim moim pamiętnikiem. Ale dzisiaj Phina przypomniała mi o marzeniach i napędziła do działania. I wiem, w tej chwili, tu i teraz wiem, że nie mogę zostawić marzeń. Nie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Dimitria 26.12.2016
    Znalazłam jedną literówkę - "przyznawaje", a tak to opowiadanie jest bardzo ciekawe, dobrze napisane i co mogę dalej mówić zabieram się za kolejne części 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania