Marzenie nauczyciela

Drzwi stanęły otworem i w progu pojawił się Lucas Sams, nauczyciel chemii. Wprowadził swój, zmęczony życiem, odziany w koszulę w kratę i szare spodnie, metr osiemdziesiąt egzystencjalnego przeżytku do klasy. Rzucił torbę na biurko i usiadł na swoim krześle. Odchylając głowę do tyłu, oglądał sufit przez swoje brudne okulary, po czym wyprostował się i spojrzał na uczniów.

* Banda terrorystów. Społeczny beton, w którym muszę mieszać, by cokolwiek dotarło z moich zajęć. Szkoda, że nikt mnie nie uprzedził, że mieszanka dawno zastygła...*

- Witajcie - odezwał się w końcu Lucas - Mam wasze testy.

Klasa jęknęła, jakby dwadzieścia sześć noży przeszyło powietrze i powbijało się w miękkie tkanki.

- I po co pan psuje dzień? - odezwał się szkolny cwaniaczek z ostatniej ławki.

- Po to, żebyście cokolwiek zrozumieli.

- Ale po jaką cholerę nam to!? Uczymy się o pierdołach!

* Pierdołach? Mam ochotę trzepnąć cię w ten cwaniaczkowy ryj, aż byś opadł z tych markowych dresików. Najpierw wpieprzyłbym tobie, potem wezwałbym twojego bogatego starego i wpieprzyłbym jemu! *

- Piękne słowa Williams - burknął nauczyciel - Szkoda tylko, że - zaczął szukać wśród testów odpowiedniej kartki - tak mówią tylko osoby - poszukiwany sprawdzian wystrzelił w powietrze - które nie błyszczą na testach! Minus trzy, Williams, jesteś z siebie dumny?

- Stary, to masz dobre! - krzyknąl kolega z ostatniej ławki, a cwaniaczek rozszerzył twarz w uśmiechu.

- Ale punkty - dodał Sams.

- Co?! - dzieciak podszedł do biurka i wziął, pokreśloną na czerwono, kartkę.

- Pan to robi specjalnie! Jestem sportowcem! Po co mi chemia? Tata mówi, że gwiazdy sportu zawsze miały rzucane kłody pod nogi!

* Jak ja cię, kurwa, nienawidzę! *

- Twój tatuś - Lucas prawie wypluł to słowo - Chyba do końca nie rozumie systemu edukacji.

- Tylko, że to on jest bogaty, a pan klepie tu za grosze, więc kto mniej rozumie?

* Powinienem złapać cię za te blond włoski i uderzyć w blat biurka. Nie dwa, nie pięć, naście razy, aż ta głupota przyklei się do drewna. To co, że razem z twarzą, walor estetyczny zawsze mile widziany. *

Pulsująca tętnica na skroni nauczyciela oznaczała zbliżające się apogeum zdarzeń.

- Rozdaj testy - wycedził Lucas.

- Te, nic nie warte, testy? - Williams podrzucił kartki, a te rozleciały się na wszystkie strony.

Sams wyciągnął laptopa i spokojnie patrzył w rozświetlający się ekran.

- I? - po chwili zniecierpliwił się zdezorientowany uczeń.

Prowadzący dostrzegł, w ekranie komputera, to co chciał i wtedy spojrzał na ucznia.

- Odejdź.

- Słucham?

- Odejdź. Wyjdź z klasy, ze szkoły. Jest ładna pogoda, ochłoniesz na ławce.

Chłopak patrzył przez chwilę na nauczyciela, po czym odwrócił się, zabrał plecak i wyszedł. Lucas obserwował ekran, a w małych okienkach widać było jak dzieciak wychodzi z klasy, przechodzi przez korytarz, po czym opuszcza budynek.

* Tak. Tak, idealnie. *

Kilka uderzeń w klawiaturę i gotowe.

- Ty! - wskazał dziewczynę w pierwszej ławce - Idź po tego głąba. Jak nie wróci to będziecie mieć test na każdej lekcji i zaufajcie mi, nikt nie zda - zrobił długą pauzę - Albo nie, wszyscy po niego idźcie! Już!

Przestraszona uczennica, razem z resztą klasy, wybiegła, a po chwili wróciła z obrażonym kolegą.

- Siadajcie - powiedział zmęczonym głosem Sams.

Znów kilka uderzeń w klawiaturę.

* Idealnie. Teraz mam wszystko. *

Nauczyciel wstał, podszedł do drzwi i zamknął je na klucz, po czym wrócił do biurka.

- Williams - odezwał się spokojnym tonem - wstań, ty plugawa gnido!

- Co pan powiedział?

- To co słyszałeś! Ty zmarnowane DNA!

Dzieciak wstał i podszedł do nauczyciela.

- A teraz dzieci, będzie wykład, który sprowadzi was na ziemię. Jesteś gwiazdą sportu? - zwrócił się do Williamsa.

- Oczywiście! Największą!

Lucas popatrzył na chłopaka po czym kopnął go w kolano. Dzieciak padł na podłogę głośno jęcząc. Uczniowie wstrzymali oddechy. Strach opanował ich ciała, sparaliżował, a jego źródło było w obłąkańczym spojrzeniu nauczyciela.

- Jesteś zalążkiem sportowca! - Sams obszedł leżącego - Może i masz talent, ale przed tobą tak wiele pracy. A jak przydarzy ci się kontuzja? Jak teraz. Kontuzja kończąca karierę? Kim bedziesz? Nikim! Będziesz osłem, który całe życie wspomina jak bardzo los go skrzywdził. Los dał ci szansę, by rozwijać się w wielu kierunkach, ale nawet taki dar spieprzyłeś! Jesteś egzystencjalnym dnem, końcem łańcucha pokarmowego, dajemy ci szansę byś stał się życiowym rekinem, ale aby tak się stało musisz chcieć! - Lucas spojrzał na zszokowane twarze - Kim wy, kurwa, jesteście? Nikim! Wy dopiero możecie być, a myślicie, że bez was świat się zawali. Nie. Nie wzruszy się! Drzewa będą kwitnąć tak samo, psie kupy będą śmierdzieć tak samo, kanary w autobusie będą tacy sami, z wami, czy też bez was! Społecznie upośledzeni idziecie przez życie w przekonaniu, że wszystko kręci się wokół was. Błąd. Spojrzcie na niego - wskazał chłopaka trzymającego się za nogę i miotającego przekleństwa - Myśli, że jest bogiem. Bo ma kasę? Markowe ciuchy? Nieograniczony dostęp do internetu, w którym rzuca mięsem? Nie. Jest kundlem! A miejsce kundla jest w budzie. Jeżeli tego nie zrozumie to ktoś w końcu przetrąci mu łapę, albo go uśpi. Jesteście naczyniami pełnymi potencjału, mokrą gliną. Daleko wam jeszcze do monumentalnych posągów, narazie wyglądacie jak gówno. Czy dacie się wyrzeźbić? Czy staniecie się posągami? Zależy od was. Nauczyliście się brać i krzyczeć ja, ja, ja. Nie. Świat działa na zasadzie równowagi. Dajcie, a będzie wam dane. Chęci, starania, to wystarczy, ale lepiej krzywić pyski i mówić jakie życie jest niesprawiedliwe! Bo co?! Bo wam dałem zadanie? Wasz bunt to społeczny strzał w behawioralne kolano. Długoterminowo zaboli tylko was. A po co mi to? - zaczął przedrzeźniającym tonem - Nigdy mi się to w życiu nie przyda! A skąd wiesz? W dupie byłeś i gówno widziałeś! Może przyda ci się w teleturnieju. Może zmienisz zainteresowania, a może z samej ciekawości!

- Ty gnoju! Łajzo, mój ojciec cię zniszczy! - popłakiwał Williams.

- Moi drodzy - Lucas podszedł i otworzył dygestorium - Podziękujcie temu dupogłowcowi, dzięki niemu pokażę wam, jak kruche jest istnienie i jak ważne jest to, by je pielęgnować!

Sams wyszedł na zaplecze. Wrócił z plastikową miską, maską na twarzy i specjalnymi rękawicami na dłoniach. W misce znajdował się baniak z tajemniczą substancją.

- Kochani. To jest kwas fluorowodorowy. Ma niezwykłą właściwość, przeżre metal, drewno, nawet teflon czy porcelanę, ale nie plastik. Nie reaguje z nim - tłumaczył wlewając ciecz do miski - Williams - Lucas podszedł do chłopaka i zaciągnął go przed włącząne dygestorium.

- Zostaw mnie! Ty skurwysynu! Zabiję cię!

Nauczyciel podniósł dzieciaka i spojrzał mu w oczy.

- Nie. To ja cię zabijam - i zanurzył jego twarz w misce.

Uczniowie patrzyli na tę scenę, a ich serca wybijały rytm strachu. Sams trzymał ich mózgi w okowach przerażenia. Williams wierzgał, a nad jego głową pojawiał się gryzący dym. Lucas wyciągnął głowę ucznia. Twarz zniknęła, czaszka częściowo rozpuszczona wypuszczała przez świeże otwory płyn mózgowordzeniowy. Zwłoki upadły na podłogę, a inni zaczeli krzyczeć.

- Cisza!!! - ryknął Lucas.

Zamknął dygestorium i wrócił na swoje miejsce. Zaczął klikać na komputerze.

- Nikomu nie stanie się krzywda, wyjdziecie jak się uspokoicie.

Płacz, lament, krzyki w końcu zaczęły cichnąć, a nauczyciel spokojnie pracował na laptopie.

 

Policjanci i dyrektor szkoły patrzyli na Lucasa.

- Nie wiem co odbiło tym dzieciakom - westchnął przełożony Samsa.

- Panowie - zaczął nauczyciel - Tak się składa, że całe zajęcia nagrywałem. Pamiętasz Charles? Chciałem udokumentować ten wykład o kwasach. Kamera była z tyłu klasy, spójrzcie.

Wyciągnął komputer i włączył nagranie. Obraz ukazał Williamsa rzucającego testami, a następnie wychodzącego z sali.

- Zgadza się - odezwał się policjant - monitoring potwierdza, że chłopak wyszedł z klasy i ze szkoły.

Później film ukazał siedzącą klasę i prowadzącego wykład, następnie wszyscy wyszli.

- Nie wiem co im strzeliło do łbów - westchnął dyrektor.

- Już pana nie będziemy niepokoić, dziękuję - uśmiechnął się funkcjonariusz.

 

Lucas podszedł do swej klasy, wszedł do środka, a potem znalazł się w magazynie z chemikaliami. Popatrzył na beczkę z napisem "zlewki".

- Kisiel z Williamsa. Myślę, że zrozumieją tę lekcję... Kiedyś zrozumieją...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Ronja 14.08.2015
    Ktoś tu powinien zmienić pracę ... ;)
  • Lucinda 14.08.2015
    Ten nauczyciel chyba ma lekką obsesję na punkcie chemii. Ogólnie temat mi się podoba. Zawsze lubiłam chemię. Brakuje kilku przecinków i jednego nie powinno być: ,,to ktoś w końcu przetrąci mu łapę, albo go uśpi." Jest to zdanie współrzędnie złożone rozłączne i nie powinno tu być przecinka. Stawia się go tylko jeśli stosuje się konstrukcję ,,albo..., albo,..." Opowiadanie lekko się czytało. 5:)
  • NataliaO 14.08.2015
    - Ale po jaką cholerę nam to!? Uczymy się o pierdołach!
    * Pierdołach? Mam ochotę trzepnąć cię w ten cwaniaczkowy ryj, aż byś opadł z tych markowych dresików. Najpierw wpieprzyłbym tobie, potem wezwałbym twojego bogatego starego i wpieprzyłbym jemu! * - Fajne myśli miał nauczyciel.
    Lekką, mocną obsesję hahaa
    Zajebiasty tekst 5:)
  • Angela 15.08.2015
    Nasuwa się pytanie czy to nauczyciel się wypalił, czy trafiła mu się wybrakowana młodzież.
    Lekko, i ciekawie 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania