Maska-Rozdział 1
Neony miasta widoczne były z daleka, ono nigdy nie spało, obracając wciąż monetę za dnia i nocy. To dziwne miejsce pełne różnych zapachów i dźwięków miało być nowym schronieniem Damiana. Niezbyt mu się to podobało, lata ciszy i spokojnych treningów wśród górskich szczytów różniło się od życia w metropolii.
Głośne dudnienie pociągu przywróciło go do rzeczywistości, myśli, jak zwykle przeszkadzały, powodując szkodliwe emocje. Dobrze, że przedział był pusty, widocznie nikt nie przyjeżdża do Blood City, przynajmniej nie z własnej woli. Wrócił na miejsce, w odbiciu okna można było dostrzec zielone oczy i krótko przystrzyżone, czarne włosy. Zakon miał twarde zasady co do wyglądu i treningu. Myśli znów go dopadły, a wyobraźnia podsuwała obrazki z przeszłości, których w ogóle nie żałował. Wybranie odpowiedniej drogi, równało się z wygnaniem. Poradził sobie z treningiem, poradzi i z tym.
Hamowanie pociągu świadczyło o dotarciu do celu, zarzucił plecak na ramię i poprawiając miecz na plecach, skierował się do wyjścia. Mógłby pokonać tę drogę pieszo, jednak kto wie, czy jego dawni opiekunowie pozwolą mu swobodnie odejść, jakoś nie słyszał, by komuś się to udało. Opuścił pojazd, a smród spalin i moczu uderzył w jego wyczulone zmysły, niemal zwymiotował na peronie.
Udał się dalej, lecz jak ma postąpić w kolejnych krokach? W kieszeni miał parę paczek banknotów, ostatni prezent od mistrza, jednak nie był głupi, wiedział, że nie wystarczy mu to. Westchnął głośno.
– Po pierwsze muszę znaleźć tymczasową bazę, kryjówkę – Pomyślał, przypatrując się wielkim, świecącym kolosom. Zignorował wystawioną rękę, żebrzącego bezdomnego i ruszył dalej. Miasto nocą nie przypominało tego za dnia, małolaty szukające łatwej zabawy i prochów, prostytutki kuszące swymi odkrytymi wdziękami, ćpuny trzęsące się na głodzie, czy złodzieje czekający na swoją ofiarę. Dźwięki policyjnych syren świadczyły, że ciągle coś się dzieje.
Skręcił w pierwszą lepszą uliczkę, stukot jego butów niósł się dookoła, gdzieś zaszczekał wściekły kundel, w zapalonym oknie dało się słyszeć głośną kłótnię, przerywaną tłuczeniem przedmiotów.
— Hej, mały. — Zagadała do niego, skąpo ubrana dziewczyna. Twarz mimo nadużywania używek pozostawała piękna. — Może chcesz się zabawić? Znam parę sztuczek, dzięki którym nie będziesz się nudził. Tylko parę dolców, a noc jest nasza.
— Nie potrzebuje tego — odpowiedział spokojnym głosem. Zakon przygotowywał na taką sytuację, pokusy ciała nie mogą stawać na drodze misji. Gdy rekrut osiągnie odpowiednią równowagę psychiczną, przechodzi z wybraną przez mistrza partnerką lub partnerem inicjację seksualną, po tym uczą się, jak zapanować nad popędem.
— Wystarczy dwadzieścia zielonych, taka okazja już się nie powtórzy. — Pochyliła się, ukazując dość skromny dekolt.
— Powiedziałem, nie. — Odtrącił ją brutalnie.
— A mogliśmy po dobroci, z korzyścią dla mnie i dla ciebie. Jack, gówniarz nie wie, co traci. Daj mu nauczkę, może znajdziesz przy nim coś cennego. — Skierowała wzrok w stronę ciemnej alejki, z której wyszło trzech masywnie zbudowanych mężczyzn.
— Już się robi Jody. Szykuj się na zbieranie zębów, wypierdku. Było trzeba nie oddalać się od głównej ulicy. — Podniósł pałkę w górę, by zadać cios. Damian złapał go za rękę i przerzucił nad sobą, przewroty doskonale sprawdzały się w walce z dużo większymi przeciwnikami. Napastnik z głośnym hukiem runął plecami.
Młodzieniec uchylił przed ciosem z kastetu i z łokcia uderzył ostatniego, prosto w brzuch tak, że zwinął się z bólu, opróżniając zawartość żołądka. Pięściarzowi posłał cios prosto w krocze, ponownie uchylając się przed jego atakiem.
— Już nie żyjesz gówniarzu. — Z głośnym brzęknięciem otworzył nóż. — Potnę cię, tak, że własna matka cię nie rozpozna.
Damian uśmiechnął się w duchu, taką zabawką zwykły amator nic mu nie zrobi. W tym momencie usłyszał kolejne podobne dźwięki, pozostała dwójka również wyciągnęła broń.
— Jesteście tego pewni? — Z jednym nie byłoby problemu, trzech stwarzało zagrożenie dla nieuzbrojonego.
W odpowiedzi usłyszał tylko rechot całej trójki, nie miał wyboru. Położył dłoń na rękojeści miecza i spokojnie go wyciągnął, długie ostrze błysnęło w świetle księżyca.
— Patrzcie chłoptaś myśli, że jest szermierzem. Za dużo naczytał się komiksów. Kto wie, może dostarczy nam trochę frajdy. — Mężczyzna imieniem Jack ruszył na chłopca, ten z łatwością uchylił się przed nożem i prostym ruchem odciął najpierw rękę, a potem głowę. Planował skończyć na kończynie, jednak wyuczonych ruchów nie da się, ot tak zapomnieć.
Dziewczyna krzyknęła i upadła ze strachu na mokry chodnik, pozostali jednak nie zamierzali odpuścić. Widocznie martwe ciało i krew nie robiły na nich wrażenia. Damian nie czekał na nich, podbiegł i spokojnie, kilkoma prostymi ruchami pozbawił ich życia. Nie stanowili problemu dla wyszkolonego zabójcy. Podszedł z mieczem w stronę kobiety. Z jego ostrza wciąż kapała krew, która zabarwiła niemal całą uliczkę.
— Nie, nie zabijaj mnie. Błagam! Ja nic nie widziałam. — Kuliła się przestraszona, nie patrząc na niego. Młodzieniec spoglądał na nią z pogardą, jeszcze przed chwilą krzyczała, by go zabili, a teraz prosi o litość. Nie zasługuje na zabicie i nie stanowiła już niebezpieczeństwa. Odwrócił się plecami i kilkoma machnięciami pozbył się szkarłatu z ostrza, później je odpowiednio wyczyści. Przeszedł kilka kroków, gdy usłyszał strzał i desperacki śmiech.
Odwrócił się i ujrzał dziewczynę, stojącą z dymiącym pistoletem. Strzeliła ponownie, trafiając go w ramię.
— Nie zadziera się z Jody, nikt nie będzie traktował mnie jak szmatę, słyszysz? Giń, giń.
Darował jej życie, odrzuciła tę łaskę. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wydobył mały nóż i z ogromną szybkością rzucił w stronę napastniczki. Dziewczyna głośną charcząc, runęła z przebitym gardłem. Jej oczy wciąż nie potrafiły zrozumieć, co się stało. Wrócił się do jej słabnącego ciała, by odzyskać nóż.
— Stój! — Usłyszał zawołanie z początku alejki. Czy wreszcie przestaną go ciągle zaskakiwać? Nie miał czasu ani ochoty użerać się z kimkolwiek więcej. Rzucił bombę dymną i zniknął między dalszymi krętymi drogami, mając nadzieję, że to wystarczy, by zgubić ewentualny pościg.
Komentarze (17)
— Hej, mały. — Zagadała do niego, skąpo ubrana dziewczyna, twarz mimo nadużywania używek pozostawała piękna.
Po pierwsze brakuje spójnika, więc składnia zaburza sens zdania.
— Hej, mały. — Zagadała do niego skąpo ubrana dziewczyna, której twarz mimo nadużywania używek pozostawała piękna.
— Hej, mały. — Zagadała do niego skąpo ubrana dziewczyna. Jej twarz mimo nadużywania używek pozostawała piękna.
Po drugie. Umieszczanie opisu postaci w didaskaliach usztywnia dialog. Moim zdaniem lepiej byłoby opisać jakąś charakterystyczną dla tej postaci czynność, która nada jej trochę życia. Wygląd można przerzucić akapit wyżej.
Mam też problem z motywacją bohatera. Jeśli chodzi o dotychczasową fabułę, to takie trzask-prask, chcieli go okraść, więc ich pozabijał, co moim zdaniem jest trochę wyolbrzymioną reakcją. Poza tym, jeśli masz broń, używasz jej na początku, dla zastraszenia przeciwnika, wszak najlepszą walką jest ta, która się nie odbyła. O ile jestem w stanie zrozumieć bohatera, (dla niego punkt za tupet na granicy prostactwa), to jego przeciwników niekoniecznie. Opryszki mają noże, a dziwka ma pistolet. Jeśli tak jest, to dziewczyna zachowuje się irracjonalnie. Powinna od razu go wyjąć i nafaszerować faceta ołowiem. Jeśli z całej czwórki to ona ma gnata, to powinna umieć go używać.
Jak napisałem na początku, ogólnie całkiem spoko. Czytelny obraz, ale nie do końca rozumiem założenia.
Pozdrawiam.
M.
Właśnie o to mi chodzi. Powinieneś to lepiej zaznaczyć w tekście. W takim przypadku Damian wyciąga miecz na początku, szast prask i po gościach. Wtedy, nawet gdyby mieli broń, nie mają szans na reakcję.
Tak jak tu:
Młodzieniec spoglądał na nią z pogardą, jeszcze przed chwilą krzyczała, by go zabili, a teraz prosi o litość. Nie zasługuje na zabicie i nie stanowiła już niebezpieczeństwa.
Skoro zabijanie nie sprawia mu problemu, to ciach i nara. Okazał jej litość dlatego, że była kobietą? Trochę niespójnie. Poza tym zostawianie świadków to kiepski pomysł. Zapewne w każdym świecie.
Nie, nie zabijaj mnie. Błagam! Ja nic nie widziałam.
Ma tylko przeszkolenie teoretyczne z odrobiną praktyki, więc reguła, że martwy świadek, to dobry świadek, nie została mu wpojona.
Powinieneś to zaznaczyć. Posługujesz się trzecioosobowym wszystkowiedzącym narratorem. Nie ma miejsca na niedomówienia.
Damian nie chciał zwracać uwagi, nie byli uzbrojeni, więc uważał, że lanie załatwi sprawę. Dodatkowo weź pod uwagę, że został wygnany i jest lekko zdezorientowany, nigdy nie był w mieście.
To wszystko powinno znaleźć się w tekście (lepiej zarysowane). Przecież nie będziesz stał nad każdym czytelnikiem i mu tłumaczył. We fragmencie jest świetne miejsce na gonitwę myśli, gdzie możesz wpleść informacje. Świeżo po walce, gdy bohater walczy z przypływem adrenaliny (która działa z opóźnieniem, walka może trwać dziesięć sekund, a adrenalina będzie działać kilka minut).
Co do samego wyrzutu adrenaliny, to nie da się tego powstrzymać. Możesz trenować od niemowlęcia, ale instynkty są znacznie silniejsze. Zakodowane poza zasięgiem umysłu. Oczywiście superbohater może działać inaczej, ale w takim razie, to też powinieneś zaznaczyć.
Trochę się czepiam, ale sprecyzowanie poszczególnych rzeczy, nadaje opowiadaniu wiarygodności. Jako czytelnik, chcę znać cały ciąg: przyczyna-zdarzenie-konsekwencje.
Co do warsztatu to czytało się płynnie, ale jak napisałem wcześniej, mam problem z założeniami.
Powtórzenie „nikt”, możliwe, że celowe, ale razi. Może:
Dobrze, że przedział był pusty. Widocznie nikt nie przyjeżdżał do Blood City, przynajmniej nie z własnej woli.
W kilku miejscach mieszały się czasy. Nie wiem, czy to miał być specjalny zabieg.
I mam wrażenie, że niektóre zdania lepiej brzmiałyby jako dwa oddzielne. Tekst zyskałby na dynamizmie. Długie, rozbudowane zdania stopują akcję (wspominam o tym głównie w kontekście końcowej sceny).
Hamowanie pociągu, świadczyło o dotarciu do celu… Dokładnie! Dlatego nie ma sensu tłumaczyć tego czytelnikom. Miałoby, gdyby hamowanie pociągu było wynikiem czegoś niespodziewanego. I przecinek po „pociągu" jest zbędny.
W scenie z walką brakowało mi trochę tempa i… krwi! Szast, prast! Odcięta noga i głowa. I tyle. Myślę, że można z tego fragmentu wycisnąć więcej.
Mimo wszystko przyjemnie się czytało!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania