matka mi się zapada
między czasy wsuwa bezszelestnie
najpierw palec później całą dłoń
matka milczy choć nie znosi ciszy
wypaczonym oknem do ojca ucieka
w sukience w groszki szczupła
przed pierwszą ciążą przed poronieniem
tak lekko choć niesie imię adres
zanim wróci zapomni
że to już jesień
a ona bez palta boso
pantofle nad stawem staw przy lesie
lecz gdzie ten las
gdzie kochanek tego nie wie
przejęta szuka w pamięci
warkocze w nich wstążki dłonie ojca
na stole wielki bochen
i krzyż
skreślony ostrzem znak który dziś powtarza jak refren
i zawsze na inną melodię
Komentarze (26)
Za to cudowny tytuł.
Dzięki.
Pozdrawiam.
Ale z innego powodu.
Najbardziej → ostatnia, aczkolwiek omyłkowo odczytałem; bocian i mi się tak - patriotycznie zrobiło.
No ale... z d..oskonałości mam tylko: de.
Skojarzyłem sobie zapadanie w miękką pierzynę czasu. Coraz głębiej i głębiej, bez możiwości powrotu:) E końcu sama biel.
Pozdrawiam:)→5
P.S.→Ciekawe fotki pod hasłem: Igalga:)
Dziękuję.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania