Mewa i malarka.
Słońce powoli się topi, w oceanie łez.
A serca jak żaglówki do portów zawijają.
Latarnik już zapala światło swojej gwiazdy przewodniczki.
Powoli pustoszeją nadmorskie uliczki.
I tylko na morskim brzegu została mewa i malarka.
Dla której właśnie dzień się zaczyna.
Bo taki zachód słońca jak ten, przywołuje wspomnienie tamtego poranka.
Bo wtedy morskie fale przywiodły do niej księcia.
Tylko że on inną tulił w objęciach.
A malarka no cóż, się w nim zakochała.
Na domiar złego portret jego malować miała.
Lecz los widział jej cierpienie i niewierność jego wybranki.
Dlatego księcia zmienił w mewę i przed smutkiem uchował.
Narzeczoną zaś za życia w piachu pochował.
Lecz nie znalazł leku na łzy malarki.
Więc co dnia daje im podczas zachodu słońca czas.
By on znów mógł się człowiekiem stać.
A ona mogła dokończyć jego portret.
I ta ich rozłąka będzie na wieki trwała.
Bo gdy ona ma już kończyć obrazek.
Nastaje nocka, a książę mewą się staje.
Komentarze (6)
Ups dzięki
Ja naprawdę aż tak bardzo lecę z akcją w przyszłej wojowniczce postaram się zwolnic ale nie obiecuję
No troche zbyt wielkie tępo akcji faktycznie jest.
a twoim ulubiony bohaterem w moim opowiadaniu kto jest?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania