Miasteczko co się zwało Inowo.

Zawsze myślałem, że moje Inowo, to miasteczko wypełnione tylko szczęściem i radosnymi chwilami. Wszyscy chodzili po ulicach z uśmiechami na twarzach, na Rynku było słychać śmiechy, nikt nikomu nie sprawiał przykrości. Wszystko było piękne, dopóki nie doświadczyłem prawdziwego bólu, czystej tragedii, bo zostało mi coś odebrane. Teraz Inowo jest dla mnie szare, ponure, klaustrofobiczne, niespecjalne. Siedzę sam w pokoju na poddaszu, w moim rodzinnym domu na ulicy Fiołkowej i próbuję wylać z siebie wspomnienia na papier. Ciężko mi się skupić. W kółko słyszę swoje imię za oknem. To mój przyjaciel, Hint, woła mnie, żebym zszedł na dół. Poczeka sobie.

Hint i ja przyjaźnimy się od małego. To bardzo energiczny chłopak, z potarganymi blond włosami, uśmiechniętymi niebieskimi oczami i pełen energii, jak z resztą większość mieszkańców tego miasta. W klasie miał oficjalny tytuł błazna, nadany przez naszą nauczycielkę. Nigdy mu tego nie powiedziałem, ale czasami jest naprawdę irytujący, kiedy rechocze z każdej możliwej rzeczy. Jego rodzice mają piekarnię, do której każdy rano uczęszcza po ich wspaniały, świeży chleb. Zawsze mówił, że nienawidzi jak ojciec budzi go w nocy i goni do pracy.

Razem z Hintem i dwójką przyjaciół, Marem i Gambem, (w wieku może dwunastu lat) założyliśmy nasz własny „Najlepszy klub piłkarski w Inowie”. Pomysł pojawił się , kiedy byliśmy u Mara, gdzie był, nie dość, że pierwszy w Inowie telewizor, to jeszcze była to telewizja kolorowa. Tam, po emocjonalnym włączeniu maszyny, zobaczyliśmy nagrany mecz piłki nożnej. W tym momencie postanowiliśmy, że jak dorośniemy, chcemy aby nasi tatusiowie i mamki oglądali w telewizji naszą czwórkę grającą w nogę.

Nie byliśmy jacyś wspaniali. Na dodatek postawiliśmy na zardzewiałej bramce, która nawet nie miała siatki, najmniejszego i najsłabszego z nas, Gamba.

Drobny, niziutki i ciągle wtedy chory dzieciak nie miał szans bronić naszych beznadziejnych strzałów. Jego tata był lekarzem, bardzo sławnym na dodatek. Nie tylko w Inowie, ale też w całym kraju, bo ludzie z daleka, chorzy, do jego domu przyjeżdżali i później wyjeżdżali już zdrowi.

Pamiętam, z jaką satysfakcją wracałem do domu i pokazywałem mojej młodszej siostrzyczce siniaki i zadrapania z boiska, a ta patrzyła się na nie z podziwem. Często przychodziła wieczorem na górę, do mojego pokoju i z wielkimi oczyma, cichutkim głosem się pytała:

- Czy ja mogę jutro z tobą na boisko pójść? Będę grzeczna, obiecuję! - Wtedy brałem ją ze sobą następnego dnia, na pole za miastem, gdzie było boisko i siedziała tam, obserwując nas, co jakiś czas klaszcząc z uciechy.

Nie tylko ona była naszą widownią. Czasami przychodził do nas, przywabiony naszymi wrzaskami Szary, który chodził do naszej szkoły, mieszkał na ulicy Paprykowej obok Mara i był starszy o parę lat. Dawał nam rady lub zastępował Gamba na bramce, był naszym trenerem, ogólnie mówiąc. Teraz nie ma go już w Inowie. Wyjechał na studia do stolicy.

Pamiętam bardzo, bardzo wyraźnie jeden dzień na tamtym boisku. Dzień, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Fuk. Fuk była młodsza ode mnie, o bardzo drobnej budowie i niska jak Gamb . Miała długie, kręcone, złote włosy, splątane w warkocze. I piwne oczy. Było dla nas oczywiste, jak tylko pojawiła się nagle za Szarym, mówiąc : „Gram z wami.”, że nie jest stąd.

- Ale ty jesteś dziewczyną, nie możesz dołączyć do naszego klubu! - Zaśmiał się wtedy w odpowiedzi Hint, trzymając w dłoniach piłkę.

- A ona jest dziewczyną i tu siedzi - Odpyskowała i wskazała ręką na Figę, która nie interesując się sytuacją plotła z niezapominajek wianek.

- To moja siostra, ona tylko patrzy. - Burknąłem pod nosem. Obróciła głowę w moją stronę i obrzuciła mnie przeszywającym wzrokiem. Podniosła nos jeszcze wyżej i skrzyżowała ręce na piersi, jakby pokazując, że nie ruszy się, dopóki nie pozwolimy jej zagrać.

- Poza tym - Gamb nagle pisnął zza mnie, - nie znamy cię. Co jak jesteś szpiegiem?

Dziewczyna wtedy podeszła do mnie i wyciągnęła bladą rękę w moją stronę. Rzekła:

- Cześć, jestem Fukowska.

Powoli również wyciągnąłem dłoń i wymieniliśmy krótki uścisk.

- Ja jestem Pilecki. Tam jest Figa.

- Hinatecki!

- Marew.

- Gambowski.

- Szarecki.

Fuk wtedy uśmiechnęła się szeroko i oznajmiła, że ona pójdzie na bramkę.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania