Miecz i Kwiat- Rozdział I- Wędrując w chmurach

Popołudnie zapowiadało się całkiem pogodnie. Był początek lipca, w całej niemal Higanii od wybrzeża po płaskowyż Taó niemiłosierne upały, na niebie nie było widać choćby najmniejszej chmurki. Wokół drewnianej rezydencji pana Nôtuka panował błogi spokój, który miał być wkrótce zmącony. Rozsuwane hebanowe drzwi otworzyły się z hukiem, który przeraził siedzącego w niewielkim pokoju młodzieńca. Do pomieszczenia wszedł wyglądający na około 50 lub 60 lat mężczyzna z długimi, szpakowatymi włosami uplecionymi w dwa warkocze.

 

-Ile razy mówiłem Ci, że niepokoją mnie te twoje humory? Na dumanie i kontemplację przyjdzie pora, zresztą nie czas i klimat na Święto Krokusów *, robota czeka. -zirytował się mężczyzna.

 

- Spokojnie, drogi wujku.- zdołał wydusić chłopak. - Nigdy nie jest zła pora, by przystanąć i po prostu chwilę odpocząć.- odrzekł spokojnie, nie odwracając się.

 

-Ty mi mówisz o odpoczynku, a kto łodzie wyczyści, ryby przyrządzi? - westchnął i machnął ręką- Zresztą, nie czas i na mądrości Ishi Kaló**. Ruszaj się, bo do matki cię wyślę z powrotem!- tym razem głośno krzyknął.

 

- Cóż to za kara, do domu rodzinnego powrót?- zapytał przewrotnie, po czym się odwrócił. Chłopak miał delikatną, owalną twarz, którą okalały nieco przydługie, kruczoczarne włosy. Najbardziej zauważalny był jednak jego rozbrajający, dobrotliwy uśmiech. Posłusznie wstał od niskiego biurka, położył na nim poduszkę, na której siedział, po czym podążył za wujem. Wyszli na zadrzewione podwórze otoczone prostokątnym obwarowaniem z korytarzy łączących pomieszczenia mieszkalne z gospodarczymi. Młodzieniec mieszkał we wschodniej części pawilonu, skąd miał widok z jednej strony na kilka niskich czereśni, zaś z drugiej na niewielką łączkę, gdzie co tydzień zbierali się mnisi z pobliskiego klasztoru, by w skupieniu kontemplować . Stryj otworzył próchniejącą bramę, po czym wyszli na gwarną ulicę, gdzie unosił się zapach świeżo usmażonych ryb i ptaków. Rozmowy handlarzy i klientów zagłuszały kozy oraz wszelkie ptactwo domowe, które również były na sprzedaż. Ceny były umowne, a czasem od znajomych handlarzy mógł młodzieniec zyskać za darmo plaster miodu, czy kilka mango.

 

Jamók, gdzie mieszkali było wioską rybacką, jego mieszkańcy żyli więc głównie z połowu ryb i raków i ich sprzedaży w regionie. Handlowali też z rybakami z bliskiego wybrzeża morskiego. Ostatnimi czasy z racji okropnej suszy poprzedniego roku wiele ryb padło, a zapasy nie wystarczyły na pokrycie strat. Od nowego roku gospodarka rybacka bez żadnego wsparcia rządu ledwo odbijała się od dna. Okolica jednak była w miarę spokojna w kontraście do wydarzeń w odległej stolicy. Szuwary delikatnie powiewały na jeziornym wietrze, dało się wyczuć chłód i wilgoć bijące z podmokłych łęgów, dających ukojenie w upalne dni. Mieszkańcy Jamók i okolic nie narzekali na brak bezpieczeństwa na drogach, czy większe rabunki. Nie można tego powiedzieć o innych regionach Higanii.

 

Kraj leżący nad morzem nazywanym przez mieszkańców poetycko Szmaragdowym, nieraz w swej historii przeżywał wewnętrzne wstrząsy. Rządzący od kilkunastu lat dość młody kanclerz Haimā z rodu Lāsó, realizujący z zapałem plan swego wuja Guìki'ego, by poskromić apetyt władzy sprzymierzonych koterii mieszczan i obszarników, został przez groźby skierowane w jego rodzinę zmuszony do dymisji. Chciwi dostojnicy, karierowicze z wojskowej arystokracji, rzucili się z siłą lwa na stanowiska urzędnicze. Jako marionetkowego kanclerza z rodu Lāsó zaprzysiężono odludka i konesera poezji Wāgú, zaś pełnię władzy zaczęli dzierżyć obszarnicy z północnych prowincji do spółki z bogatymi mieszczanami. Nad handlem wewnętrznym kontrolę odzyskały kliki kupieckie, do trybunałów i biur gubernatorów wkradała się ponownie tak pleniona przez środowisko Haimy korupcja. Przed rokiem, w 225 proklamowano powstanie majątków môppó, były czymś na wzór feudalnych korporacji i źródłem synekur dla zauszników nowych elit. Do łask władz powracał skazany wcześniej na ciężkie roboty dawny mentor Haimy, Lókkó, jeden z najbardziej skorumpowanych polityków tego okresu. Wszystkie te niepokojące zmiany niestety nie ominęły i Jamók.

 

Shaló i Shichi szli w milczeniu, gdy nagle usłyszeli znajomy głos.

 

- Kogóż to widzę! Stary Shichi ! Gdzieżeś się podziewał, kompanie!- powitał ich lekko zgarbiony jegomość wsparty na lasce, sprzedający wędzone ryby.

 

-Chyba powinienem cię zapytać o to samo- odrzekł niekryjący radości Shichi. - A przy okazji, mój bratanek, Shaló, zresztą pewnie pamiętasz- wskazał na młodziana.

Chłopak uśmiechnął się, lekko się kłaniając. - Bardzo mi miło znów Pana widzieć.

 

- Ach, przecież ja cię dziecko znam. To tyś nam wszystkie haczyki z moim wnukiem podkradał! - zaśmiał się głośno, udając, że grozi palcem.

 

- Dawne czasy, Upi, dawne czasy. Wiesz, mam do ciebie parę spraw. Po pierwsze, powiedzże wreszcie, gdzie tyle czasu byłeś, zacząłem się martwić.- powiedział do Upi stryj Shaló, Shichi.

 

- A no widzisz, najpierw to ...- chciał zacząć relację starszy pan.

 

Wybacz, że o tym nie pomyślałem. - przerwał mu Shichi. - Po co będziemy tu stać jak drzewa, skoro możemy u mnie odpocząć, przyda ci się jakiś ciepły wywar, z mięty może?- radośnie zaproponował.

 

- Tak właściwie to od rana nie mam klientów.- odparł nieco z żalem staruszek.

 

- Się nie dziwię, próbujesz tych swoich ryb w ogóle?- zażartował Shichi, po czym wszyscy się zaśmiali i zaczęli kierować się w stronę jego domu.

 

-Shichi, druhu, może ja zwinę stoisko i pójdziemy do mnie, trochę wam pokażę pamiątek z podróży. Tylko zabiorę ryby, dam radę sobie.- Upi wrócił do stoiska i schylił się, by sięgnać po wiklinowe kosze, jednak panowie zaproponowali pomoc.

 

-Dajcie spokój, tylko w plecach mi strzyka, nic wielkiego, inni mają gorzej. Znam takiego... -

 

-Nie wygłupiaj się, mam jeszcze trochę siły, nie mówiąc o Shaló.- przerwał staremu rybakowi Shichi. Cały dzień tylko wędruje w chmurach, niewielki wycisk by mu nie zaszkodził- poklepał bratanka po ramieniu, po czym zaczęli ładować ryby do skrzynek i koszy.

 

Po kilkunastu minutach przyciągnęli wózek Upi pod jego dom, a on z entuzjazmem im podziękował. Lokum było niewielkie, dziurawe drzwi ukrywały spowity półmrokiem korytarzyk, po którego lewej stronie była maleńka kuchnia, na wprost pokoik, gdzie jak myślał Shichi, śpi wnuk starego Upi, a po prawej pokój dla gości i do spania w jednym. Na macie, na której spał starszy pan zalegały harpuny i sieci- większość mieszkańców wioski z racji bliskości jeziora było rybakami.

 

Odrobinę niebezpiecznie tu spać- pomyślał Shaló, patrząc na bezład panujący w pokoju. Staruszek jednak wyraźnie nie przejmował się ani trochę bałaganem. Stanął na środku i wykrzyknął z uśmiechem: Moja Nimi*** za chwilę wam zrobi herbaty. A dla mnie wywar też się znajdzie.

 

-No dobrze, napić to i się napijemy, podziękuj twojej najdroższej Himi, ale powiedz, proszę, gdzie cię wywiało przez ostatni miesiąc?- zapytał z udawaną złością Shichi.

 

Ledwo skończył pytać, a dziarski rybak chyba pół godziny zaczął im opowiadać o podróży do „wielkiego świata”, a tak ściślej do miasta Numalā, kilkanaście kilometrów od ich wioski, Jamók. Z zachwytem opisywał tętniące życiem deptaki z herbaciarniami przystrojonymi lampionami i kapliczkach z girlandami, zachwalał jedzenie i klimat i chciał przechodzić do przygody z jedzeniem homara, po którym dostał nudności, lecz przerwała mu żona:

 

-Panowie, herbatki , a dla mojego gawędziarza wywar na trawienie. On mógłby tak dniami i nocami- pokręciła głową radosna starsza pani z siwym kokiem upiętym wełnianą opaską. Wręczyła na drewnianej tacy Shaló i Shichi'emu herbatę z pokrzywy w glinianych czarkach. Gdy tylko jej mąż zauważył swój upragniony wywar, zamilkł i nie ukrywając radości, zaczął pić duszkiem napój. - No nie tak szybko, bo gorące. Codziennie po pięć pije, zaraz całe poletko będzie puste.- uśmiechnęła się pani Himi w stronę gości.

 

Starszy pan oderwał usta od napoju, jakby stanął mu w gardle gorący ryż, po czym zaczął łapczywie wdychać powietrze. Po chwili złapała go czkawka. - Mówiłam, żeby nie być łapczywym. Przyniosę ci placka, pożujesz powoli, to przejdzie.

 

- Kompanie, ty byłeś zawsze w gorącej wodzie kąpany- zaśmiał się Shichi. Po chwili wróciła Himi, a goście zachwalali smak herbaty. Gdy tylko Upi dostał placka, zaczął go pałaszować, co tylko wzmogło czkawkę. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

 

- Kto to mógłby być?- zdziwiona kobieta podeszła do drzwi. Po momencie do mieszkania jak burza wpadł ubrany w czerwony strój na kształt kontusza strażnik z niebiesko-żółtą opaską podtrzymującą długie włosy nad czołem- Wybaczcie mi!- ukłonił się w kierunku Himi- Przepraszam, nie chciałem cię straszyć, ale skończyłem służbę i musiałem was jak najszybciej powiadomić! - gdy kończył wypowiedź, ujrzał gości na niziutkich skórzanych pufach. Jeszcze raz się ukłonił, tym razem w stronę gości, a oni odwzajemnili ten gest.

 

- Nuji, długo cię nie widziałem, zmężniałeś! Robisz w straży miejskiej?- zapytał się Shichi, rozpoznając opaskę.

 

- Właściwie, panie Nôtuk, strzegę dróg do miasta, ale nie mieli innych opasek i dali nam takie. Mundur też niezbyt elegancki, dużo dziur, ledwo było nas stać, z broni tylko króciutki sú****, miecze nam zabrali od razu po szkoleniu. Dziś w błocie się zabrudziłem trochę.

 

-Przesadzasz, prawdziwy żołnierz musi skosztować ziemi. Wyglądasz dostojnie, prawda Shaló?- zapytał Shichi bratanka.

 

-Ach tak, tak. Pozazdrościć tak szczytnej służby.- odparł jakby wyrwany z rozmyślań nastolatek.

 

-Co z tobą chłopaku? Z nim zawsze cztery nieba, nieważne, opowiadaj Nuji. Ktoś cię gonił, że tak gnałeś?

 

- Właśnie miałem powiedzieć. Pilnuję drogi do Numali drugi tydzień i do tej pory nie było żadnych incydentów. Dziś jednak od rana czuliśmy niepokój- wyjaśniał, nerwowo bawiąc się wstążkami od ubioru- Kilka napadów na powozy kupieckie, przemytnicy srebra, a posiłki z prowincji jakby zniknęły. - cedził z niepokojem- Mówią nam, że sporo bandytów na drogach, ale dotąd ich nie spotkaliśmy. W ogóle prócz tych wydarzeń w okolicy panuje podejrzany spokój. Lepiej barykadujmy drzwi na noc, demony nigdy nie śpią.

 

-Bądź czujny, Nuji, dużo jest kreatur, co chcieliby po kryjomu czarne interesy robić. - rzekł poważnie, lecz widząc , że strażnik jest spięty, kontynuował- A gdzie się podziewałeś tyle czasu, zupełnie jak Upi, to zmowa milczenia jakaś? Usiądź z nami i wypij jakiś wywar z silniejszej mięty! - puścił do niego oko, a chłopak zrozumiał aluzję.

 

- Dziecko, pewnie jesteś zmęczony, ostatnio spać nie mogę przez tę twoją służbę, wiesz ile zła na świecie. Napiłbyś się, może herbatki?- z troską zapytała Himi.

 

-Może jednak coś mocniejszego, droga babciu- odpowiedział, zarzucając włosy do tyłu. -Dzień był niezwykle wyczerpujący.-westchnął cicho Nuji.

 

-Jeszcze mleko pod językiem masz, akurat myślisz, że ci pozwolę- rzekła z przekąsem.

 

-Dziadek ma inne zdanie na ten temat, prawda, drogi dziadku?- zwrócił się do wyszczerzonego Upiego.

 

-Naprawdę nie wiem o czym mówisz. - roześmiał się stary rybak. - Schowałem w sieci- szepnął do ucha wnuka.

 

-Słyszałam!- krzyknęła Himi z kuchni. Nuji z żalem westchnął i kwaśno się uśmiechnął, lecz potem wrócił do dyskusji.

 

- A to dziadek na ciebie pracował ten szmat czasu, by cię było na ekwipunek stać, co? - zagaił z uśmiechem starszy Nôtuk.

 

-Nie całkiem, panie Nôtuk- młody rekrut odwzajemnił uśmiech- Przez ostatni miesiąc miałem szkolenie, a na poprzednią jesień wyjechałem do Ninki, by pobierać nauki z wojskowości. Wtedy pracowałem, trochę przy remontach, trochę pomagałem kowalowi.

 

- A to akademia wojskowa? Pobudowali ich w większych miastach ostatnimi czasy, ale myślałem, że cud dostać się tam, chyba że masz złotych przyjaciół- rzekł jednocześnie z ironią i miną znawcy tematu stryj Shaló.

 

- W zasadzie to jej filia i to raczej podłej jakości. Nocleg na hamakach, całe dnie bez bieżącej wody, a śniadanie musieliśmy sobie nierzadko złowić- zachichotał -Zyskałem kilku przyjaciół, może i nie złotych, ale najwyższej próby. - ciągnął Nuji.

 

-Herbatka z mango dla dzielnego żołnierza!- krzyknęła uradowana babcia strażnika. -Tak ja lubisz.

 

-Bardzo dziękuję drogiej babci.- złożył ręce -Taka herbatka przez akademię po nocach mi się śni- szepnął cicho do gości. -Tylko mango i pokrzywę udawało nam się zdobyć. I tak był to luksus, bo alternatywą byłoby lizać kamienie po deszczu- ciągnął, po czym wszyscy zgodnie wybuchnęli śmiechem.

 

Pokój starszego małżeństwa był dość niewielki, wystarczyły trzy kroki, by przejść z jednego jego końca na drugi. Oprócz wspomnianego łóżka z harpunami,wzrok przykuwały dość spore wysuszone głowy szczupaków i jesiotrów przybite do drewnianej ściany, a także zawieszone futro lisa lub szakala i niewielkie półeczki z kwiatami i figurkami opiekuńczych duchów juná. W kącie izby, naprzeciw stolika dla gości, znajdował się rzadko użytkowany kominek z glinianych cegieł , w którym zalegały drewniane wędki i ceramiczne dzbanki, zapewne z konfiturami. Palenisko było z racji niemal zawsze łagodnych zim nieużytkowane i nadszarpnięte zębem czasu, używane jedynie w czasie świąt u czci przodków. Shaló w czasie rozmowy błądził wzrokiem po izbie, szukając czegoś, na czym mógłby zawiesić wzrok, próbował wyobrazić sobie życie w wielkim Ninki. Poczuł się lekko senny, z zamyśleń wyrwał go jednak głos starego rybaka.

 

-Powiedz naszym szanownym gościom, ile musiałeś ryb komendantowi nałapać. Powiem wam, że ja takiego rekordu bym pozazdrościł, a łowię już od ponad sześćdziesięciu lat.- zagadnął wnuka Upi.

 

- A to zupełnie inna historia. Można ich setki wymienić. - Nuji okazał się wcale nie gorszym gawędziarzem od swego dziadka. Rozprawiali jeszcze długo, a do żywiołowej dyskusji włączył się w końcu Shaló, pytając młodego strażnika o miejskie życie. Zwłaszcza ciekawy był, czy ma szanse dostać się na uniwersytet w Ninki, ponoć najlepszy w całej prowincji Bānsamú. Pragnął od dłuższego czasu zasmakować życia w większym mieście, oderwać się od pięknych, acz aż zbyt dobrze znanych okolic. Wiedział dobrze, że jego marzenia są dosć drogie, a prawdopodobnie rodziców nie stać na sfinansowanie jego studiów. Zapytał więc i rozmówcy o pracę.

 

-Z tym to różnie. Jak chcesz naprawiać dom, kopać rów, czy czyścić szalet, to są duże szanse, masz tę pracę. - tłumaczył Nuji. Ale jeśli chodzi o ...

 

- A stolarka? - wtrącił Shaló- Oj, naprawdę wybacz, że przerwałem- zawstydzony spuścił głowę.

 

-Nie szkodzi, nie szkodzi. Naprowadziłeś mnie na właściwy tor. Jest jeden solidny zakład, wozy robią głównie, mistrz cechowy wymagający, ale mam znajomości, myślę, że dałoby radę coś załatwić.- rzekł pewnie Nuji.

 

- Mój drogi, wiem, że masz jak najlepsze chęci- spojrzał na Nujiego, po czym skierował wzrok na bratanka- Wykluczone, zabraniam ci gdziekolwiek jechać. Musisz mi pomagać w połowach.- rzekł stanowczo Shichi. Shaló, wyraźnie zasmucony, próbował się bronić: -Wiem wuju, że jest ci ciężko, ale...

 

- Żadnych ale, drogi krewniaku. - uśmiechnął się Shichi, co kontrastowało z oschłością jego wypowiedzi.

 

- To może wam powiem, jak śliczne są miejscowe dziewczyny.- próbował załagodzić sytuację Nuji, a Upi dodał:

 

-Coś o tym wiem, ale żadna nie tak, jak moja Nimi.- spojrzał ckliwie na żonę.

 

-Żebyś ty tak i bez gości mówił- droczyła się z nim starsza pani.

 

Czas nieubłaganie płynął, więc po kilku minutach Shichi wstał, zarzucił warkocze na plecy i oznajmił, że na nich czas.

 

-Serdecznie dziękuję za przepyszny wywar, droga gospodyni! - ukłonił się nisko stryj.

 

-Lepszej w życiu nie piłem, szlachetna pani- chwalił napój bratanek.

 

Ukłonili się też Upi i jego wnukowi-Więcej takich wspaniałych historii przyjaciele, a ty, Nuji, uważaj na siebie.- poklepał go po przedramieniu Shichi. Goście jeszcze raz podziękowali za wieczór, a małżeństwo odprowadzało ich wzrokiem do wyjścia. Pani Himi pogładziła Shaló po ręce- Będą z ciebie ludzie, chłopcze. Nie poddawaj się, a wujek ci na pewno pomoże. - uśmiechnęła się szeroko.

 

Gdy wyszli, dostrzegli, że ściemnia się, w oddali słychać było cykanie cykad i rechot żab.

 

Po powrocie do domu, stryj zwrócił się pierwszy do Shaló:

 

-Nie zostawiaj mnie w kłopocie, myślisz, że jak wyjedziesz, wszystkie nasze problemy znikną?- spytał retorycznie.

 

-Nie o to mi chodzi, drogi wuju. Poza tym mieliśmy dziś trochę do roboty, a nie zrobiliśmy nic, mogłem ci o tym przypomnieć.

 

-A idź stąd! - lekkim ruchem ręki udawał, że go odgania. - Teraz szykujmy się spać i nie zmieniaj tematu, chłopcze. Jutro pełno pracy, a nie chcę, byś przyniósł wstyd rodzinie.

 

-Co wstydliwego jest w studiowaniu? -zapytał Shaló zdziwiony.

 

-A cóż, nic, to godny pochwały i ambitny pomysł, może nawet genialny. - po tych słowach Shichi na chwile zamilkł- Zwłaszcza dla podrostka, którego rodzinie się nie przelewa i od jego przyszłości zależy dobro rodziny!- wrzasnął. - Więcej o tym nie mów, proszę.

 

-Wybacz wujku, nie będę więcej o tym mówić, jeśli to tak drażliwy temat- rzekł smutno, po czym udał się w ciszy oddać się rozmyślaniom w swoim pokoju.

 

 

* Święto Krokusów (Dáki-meme)- higańskie święto ludowe, obchodzone też na dworach monarszym i szlacheckich ku czci bogini Shimiwi- "zazieleniającej ląd", obchodzone 4 stycznia

 

**Ishi Kaló ((150-217)- filozof higański, postulował wyrzeczenie się przyjemności i wejrzenie we wnętrze siebie

***Nimi- Upi nie nazywa swej żony po imieniu (Himi), lecz poetycko mówi o niej "lilia"

 

****sú- krótki nóż używany do samoobrony przez dawnych żołnierzy higańskich, dziś jedynie broń ceremonialna gwardii cesarskiej i straży miejskiej w czasie parad

 

Słowem wstępu

 

Witam serdecznie wszystkich zainteresowanych. Opowieść owa jest jedynie wycinkiem z całego barwnego świata, a właściwie conworldu, który pieczołowicie staram się pielęgnować.

 

Krótkie zasady wymowy języka higańskiego :

 

shi - [czytaj jak] si, np. sidła.

 

chi- ci , np. cicho

 

ji-jak dzi

 

ja- dzia

 

ju-dziu

 

je-dzie

 

ā ( i inne litery z takim samym makronem na górze)- przedłużona samogłoska, np. aa, ee itd.,

 

dyftongi typu "ô" - pomiędzy o i a,

 

à- niemal jak zwykłe „a”,

 

ó to nie polskie u jak np. w wyrazie„ żółw", ale jak hiszpańskie „nación"czy węgierskie "óra",

 

á- „bardzo otwarte” a, np. káni (hig. „iść")

 

Bardziej szczegółowe wytłumaczenie:

 

http://pl.conlang.wikia.com/wiki/S%C5%82ownik_j%C4%99zyka_higa%C5%84skiego

 

Wymowę poszczególnych samogłosek można usłyszeć np. na Wikipedii.

 

 

Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego weekendu i czytania ;)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kapelusznik 03.12.2018
    Lepiej - ale niepotrzebnie wrzuciłeś tekst po raz 2
    Kiedy wejdziesz w "publikacje" możesz edytować dany tekst.
    Oceny nie dam - bo sceptycznie podchodzę do kontynuacji, ale pożyjem zobaczym.
  • Yamato98 03.12.2018
    Mam nadzieję, że będziesz cierpliwy, bo główny wątek dopiero za jakieś kilka rozdziałów, dziękuję za info o edycji, właśnie nie wiedziałem, gdzie edytować. Pozdrawiam.
  • kalaallisut 03.12.2018
    Na pewno fajny jest ten klimat innej kultury, gdzie ja jako ja interesuje się różnymi odmiennymi kulturami, tradycjami - to na plus, ale za mało by porwać serce czytelnika czegoś więcej czasami trzeba. Pozdrawiam
  • Yamato98 03.12.2018
    Dziękuję za sugestię, w najbliższym czasie akcja się rozwinie, tu było potrzebne wprowadzenie, by opisać choć trochę sytuację w świecie przedstawionym, w tym najbliższą okolicę. Pozdrawiam również

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania