Milczenie świata
Zachłanni siebie i ciszy, błądziliśmy labiryntami nocy niepokorni i upojeni sobą.
W białym walcu świt nas zastawał, pozostawiając niedosyt, który demony zbudził.
Zazdrość, zawiść… bezmyślność, bezwzględność… i agresja. Obce nam jestestwo opętało umysły. Nadwyobraźnia pijana z podniecenia zaślepiła blaskiem miłości.
Zachłyśnięty afonią, oślepiony światłem zimnym, złamany konam w krypcie wspomnienia obrazu niewiarygodnego.
Uderzenie.
Ból i zdławiony skowyt.
Uderzenie.
Ból i zdławiony skowyt… i kolejne uderzenie, i kolejne, i skowyt już niezdławiony.
Pragnąłem oddalić moment rozstania, utrwalić mapę naszych ciał i zatrzymać chwile, z których z odwieczną ironią okradał nas czas.
Jeszcze jedno dotknięcie, nieśmiałe muśnięcie, pocałunek do utraty tchu i tęsknoty spojrzenie uchwycone. Marzenia wielkie w swej skromności, potrzeba obdarowywania i trwanie w troskliwej tentacji… Tyle obietnic zatraconych!
Uderzenie.
Ból, ból, ból. Skute dłonie na plecach, bezradna bezsilność i otarte do krwi nadgarstki. Ciężki but odebrał oddech, pękające żebro w cierpieniu unurzało zniewolone ciało.
Znowu uderzenie.
Zgasła iluminacja bolesnej jasności. Cisza błogosławiona na chwilę ukojenie przyniosła, wytchnienia odrobinę podarowała.
Zamarliśmy otuleni sobą. Szczęśliwi, ogrzani uczuciem planowaliśmy powrót i jedność zespoloną.
Ufni i ślepi nie spostrzegliśmy mroku rozlewającego się wokół. Uzbrojona ciemność w masce przyjaznej przyczajona, syciła już zemsty głód. Porywcza młodość wychyliła przedostatni kieliszek wiary ze starym aniołem.
Uderzenie.
Ból. Ból zetknięcia rozgorączkowanej głowy z zimną, betonową posadzką. Upokorzenie.
Upodlenie w imię urojenia, wiary i pożądania. Skowyt, wycie, słowa wybrzmieć nie były zdolne. Godziny, dni, tygodni kilka chłosty i poniewierki z ręki przyjaciela. Nic tak nie boli jak harap mlecznego brata.
Potężny cios przelał czarę purpury życia.
Gdzieś w dali cichł trąbki głos, zatrzymał się czas. Nie zawołał nikt. Wewnętrzny krzyk ciszy rozbił ostatni kieliszek nadziei…
Zmęczony i okaleczony anioł dał znak orkiestrze, dopełnił się czas.
*gdzieś w okolicy Srebrenicy
w lipcu 1995
Komentarze (25)
@ Lisie nie chodź do kurnika i nie brykaj
Miłego dzionka
Mile to Twoje powtarzanie ;)
Spokojnego :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania