Pamiętnik Milly cz.1

Dzieliłam ludzi na dwie główne grupy. Jedni skrywali swoje problemy za maską pełną uśmiechu, drudzy opowiadali o nich wszystkim. Druga grupa miała o tyle gorzej, że świat był i jest okropny, a osoby z pozoru nie będące zagrożeniem raniły ich za ich plecami. Opowiadając o swoich trudnościach poszukują wsparcia, zrozumienia, atencji. Opowiadając o nich komu popadnie skazują siebie na ból i zranienie. Wracając jednak do grupy pierwszej... Oni po prostu zabijają samych siebie.

 

Osobiście przynależałam bardziej do grupy pierwszej. Co takiego skrywałam? Dlaczego nagle teraz chce się tym podzielić? Na pierwsze pytanie na pewno usłyszycie odpowiedź. Co do drugiego pytania sama nie jestem pewna.

 

Ciągłe ukrywanie prawdy jest okropnie męczące. Nawet człowiek nie zdaje sobie sprawy kiedy staje się świetnym aktorem. Każdego pociąga do tego inny powód. Moim było brak zaufania. Ilekroć chciałam już to wszystko z siebie wyrzucić, zawsze znalazł się ktoś, kto sprawiał, że zamykałam się za jeszcze grubszymi drzwiami. Tak oto, brak zaufania wzbudziło negatywne emocje takie jak: nienawiść, obrzydzenie. W pierwszej kolejności atakowało to moją osobę. Dopiero potem kierowałam to w stronę innych. Udawanie stawało się coraz trudniejsze. Dlatego z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej zapominałam kim jestem.

 

Nazywam się Milly i dzisiaj wykrzyczę całemu światu moją historię.

***

Gdy zabierałam się za pisanie, największym problemem był początek. Od czego powinnam była zacząć, lub w jakiej formie powinnam była przedstawić tą książkę. Postanowiłam zdać się na instynkt i nie skupiać się na sztywnych zasadach ,,dobrego pisarza" (z góry przepraszam zażartych perfekcjonistów). Zebrałam więc czyste oraz mniej czyste kartki, wzięłam łyk czarnej kawy i zaczęłam pisać.

 

Na mój aktualny stan składa się bardzo wiele czynników. Określenie początku było więc niewykonalne. Granica jest bardzo płynna. Oscyluje gdzieś między rozmazanymi wspomnieniami. Wszystkie wspomnienia łączyło jedno. Byłam ,,inna". Jeżeli znasz prawa tego świata, to możesz szybko się domyślić, że ludzie ,,inni" nie mają łatwo.

 

,,-Trzeba doceniać to, co się ma." To prawda. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Usłyszałam je wiele razy. Zbyt wiele razy. Nie uważam, że mam najgorzej, albo, że moje problemy są ważniejsze od problemów innych. To właśnie ten tok myślenia zapoczątkował we mnie złość do samej siebie. W mojej głowie nie zasługiwałam na nic. Słowa mojej Mamy, które określały mnie jako niewdzięcznego bachora, stały się moimi słowami. Nie zasługiwałam na jakąkolwiek litość. W ten sposób, zamknęłam moje pierwsze drzwi.

 

Mama nigdy tego nie rozumiała. Nie miała możliwości, bo jej na to nie pozwalałam. Zamknęłam drzwi nawet dla niej. Gdy krzyczała na mnie, bo coś źle zrobiłam, czułam do niej wściekłość. Potem uświadamiałam sobie, ile ta kobieta dla mnie zrobiła. Wściekłość przechodziła na mnie. Płakałam, bo znowu zawiodłam, bo znowu pomyślałam jak Niewdzięczny Bachor. Biedna myślała, że płaczę przez nią. Krzyczała jeszcze bardziej. Nie wiedziała, jak pozawijanymi ścieżkami się włóczę. Dla niej byłam tylko Niewdzięcznym Bachorem, który płacze z byle powodu. Zwariowane, nie? Łatwo można się w tym wszystkim pogubić. Ja z pewnością się pogubiłam.

 

Nie mówiłam jej, dlaczego płaczę. Nie mówiłam jej o niczym, co się u mnie działo. Nie byłam dorosła, więc niczego nie wiedziałam o prawdziwych problemach. Tylko, że dla tak małej dziewczynki, te problemy były prawdziwe. Zabarykadowałam się.

 

Tak jak wcześniej wspomniałam, byłam ,,inna". Nie chodziło tu już o mój tok rozumowania. Chcę cofnąć się z wami do czasów podstawówki. Do chwil, w których niczego nie analizowałam. Moim jedynym marzeniem wtedy było posiadanie przyjaciela. Oczywiście chuj wszystko strzelił. Nie byłam lubiana z tak prostych powodów, że teraz w sumie się z tego śmieję. W klasie 1-3 było znośnie, głównie dlatego tak uważam, bo niewiele pamiętam z tamtego okresu. Za to w klasie 4 zaczęło się moje małe piekło.

 

Miałam możliwość dołączenia do klasy tanecznej. Zajęcia nic nie kosztowały, więc było to dla mnie jak schwytanie Boga za nogi. Mama dała radę wyskrobać pieniądze na baletki. Nie było mojego rozmiaru. Musiałam nosić za małe, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Byłam zbyt szczęśliwa. Od kiedy pamiętam, uwielbiałam wszystko co miało podłożę artystyczne. Fascynacja moja wywodziła się z podziwu, że można przekazać tak wiele emocji bez użycia słów. Trochę się jednak przeliczyłam.

 

W mojej nowej klasie, tylko ja nikogo nie znałam. To już był dla mnie spory problem. Za wszelką cenę chciałam mieć znajomych. Pragnienie przerodziło się w rozpaczliwą obsesję. Stałam się natrętna. Rzadko kto chciał ze mną rozmawiać. Zazwyczaj zagadywały mnie osoby fałszywe, które robiły to tylko po to, aby wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje i potem móc mnie obgadywać z innymi. Chyba do końca nie zdawałam sobie z tego sprawy. Gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie, zmieniłabym wszystko. Nie jestem tylko pewna, czy chciałabym przechodzić przez to jeszcze raz.

 

No więc, nie byłam lubiana. Chodziło też o to, że byłam biedakiem. Teraz tak się zastanawiam i wtedy chyba w ogóle wszystko im we mnie nie pasowało. Nie zdziwiłabym się, gdyby powiedzieli mi, że za głośno mrugałam. Taniec, który miał być moją odskocznią okazał się jedną, wielką lipą. Przygotowane wcześniej, sztywne choreografie w których nie było mowy o okazywaniu chociażby odrobiny uczuć. Zawiodłam się.

 

Śmiano się ze mnie, upokarzano, okaleczano. Blizny mam do dzisiaj. Gdy wracałam do domu, byłam wykończona i przerażona. Wiedziałam, że w domu czeka na mnie kolejny horror.

 

Pochodzę z dużej, a nawet bardzo dużej rodziny. Jestem jej najsłabszym ogniwem. Milly, która i tak zawsze płacze, ale nigdy nie mówi dlaczego. Cel idealny. Nigdy nic mi nie wychodziło. Byłam idealna do naśmiewania się ze mnie. Głupia idiotka. Przylgnęło to do mnie. Stało się częścią mnie. Dzień bez płaczu, był dniem straconym.

 

Tutaj do gry wkracza nasz bohater, ojciec. Z jego pokoju zawsze leciała głośna muzyka. Starsze siostry robiły wtedy konkursy taneczne, odgadywanie melodii i takie tam. Generalnie wszystko, byle byśmy nie zwracali uwagi na to co się działo.

 

Ojciec zdawał się kochać tylko i wyłącznie alkohol. My, jego dzieci, stanowiłyśmy przeszkodę na drodze do tej miłości. Przecież pieniądze, które mógł wydać na pijaństwo, Mama wydawała na nas. Niedopuszczalne. Te marnowane pieniądze, to były zwykle resztki jakie udawało się uzbierać naszej Mamie. Starała się zapewnić nam jakiekolwiek warunki życia, ale za każdą kolejną próbą była traktowana jak śmieć przez swojego męża. Wtedy, niestety wyżywała się na nas. To sprawiało, że była jednocześnie osobą, którą ponad życie kocham, ale też i osobą której szczerze nienawidzę.

 

Coraz bardziej rozumiałam, co robił tata. O czym tak krzyczał. Bawiłam się w odgadywanie melodii, jednocześnie wysłuchując jego przekleństw. Mama robiła dla niego wszystko. Podczas spotkań rodzinnych udawaliśmy, że wszystko jest dobrze. Ojciec był taki miły. Nagle z nami rozmawiał. Dorastałam jedząc mleko z kawałkami czerstwego chleba zamiast płatków śniadaniowych. Często był też makaron z cukrem i cynamonem, albo po prostu chleb z margaryną, posypany cukrem. W tym czasie przyglądałam się, jak ojciec je kurczaka, schabowe i tym podobne. On pracował, a my nie. Byłam zwykłym darmozjadem.

 

Zarówno w domu jak i w szkole czułam się źle. Nie miałam własnego miejsca. To było dla mnie trudne. Pewnego dnia zaczęłam się okaleczać. Głupie, wiem, ale nie robiłam tego aby zwrócić na siebie uwagę. Wręcz przeciwnie. Robiłam to w takich miejscach, aby nikt nie widział. Co więc miałam na celu? Idąc dalej moim tokiem myślenia, nienawiść do samej siebie gromadziła się we mnie coraz bardziej. Jedna źle zrobiona rzecz równała się jednemu cięciu. Bo ,,nie zasługiwałam na to co miałam", bo byłam Niewdzięcznym Bachorem.

 

Pod koniec czwartej klasy byłam zmuszona porzucić samo okaleczanie. Obawiałam się, że w końcu wyjdzie to na jaw. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co zrobiłaby Mama, gdyby się dowiedziała. Musiałam wymyślić jakiś inny plan. Inny system kary. Coś mniej rzucającego się w oczy. Znalazłam.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Canulas 13.02.2019
    "Od czego powinnam była zacząć, lub w jakiej formie powinnam była przedstawić tą książkę." - Taaa, aluzja zauważalna, ale jednak chyba "tę".

    "To właśnie ten tok myślenia zapoczątkował we mnie złość do samej siebie. W mojej głowie nie zasługiwałam na nic. Słowa mojej Mamy, które określały mnie jako niewdzięcznego bachora, stały się moimi słowami. Nie zasługiwałam na jakąkolwiek litość. W ten sposób, zamknęłam moje pierwsze drzwi." - skopiowałem jeszcze jeden fragment, bo jest w nim od groma niepotrzebnych dookreśleń personalnych. Co drugie słowa to: moje, mnie.
    Za dużo.

    Ostatni zarzut tyczy się zapisu cyfr, które (o ile nie dotyczą dat) lepiej dać słownie.


    OK, po tak rozbudowanych zarzutach można założyć, że tekst w ogóle mi nie podszedł.
    A gdzie tam.
    Tekst jest bardzo, bardzo ok. Sam dobór słów, do tego pokropiony jakąś - w stylu: nie mam nic do stracenia - żywiołowością, bardzo mi podszedł.

    Co prawda doczytałem teraz pół, bo w pracy muszę uważać, ale na pewno do tekstu wrócę.
    Sam początek również skomponowany ładnie.
    Czuć w tym wszystkim zwiastun przedburzowej ciszy.
    Pozdrox.
  • kaszadasza 13.02.2019
    dziękuję. To miłe. Nie ukrywam, że sama się nieco irytuję gdy widzę ile nawciskałam ,,mnie" itp. Określiłam jednak wcześniej że nie za bardzo będę się tym przejmowała i z góry przepraszam. To jest książka o mnie i o moim życiu. Jedyne co zmieniłam, to chyba imię. Piszę to na tej stronie, bo chcę porzucić moją maskę. Może i anonimowo, ale chce opowiedzieć o tym co mnie trapi.
    Rozpisałam się ughh....
    W skrócie, to moja forma terapi. Padło na opowi.pl, czysty przypadek.
  • Canulas 13.02.2019
    kaszadasza, no napierdzieliłaś trochę, ale że utwór ma znamiona odautorskiej terapii, nie miałem pewności na ile sama estetyka zapisu ma dla Ciebie znaczenie.
    Bo oś zastrzeżeń możesz łatwo zbić, gdyż nie są to błędy jako takie, ile estetyczne zastrzeżenia co do konstrukcji, a to nie jest dodawane innym miarom niż czytelnicze gusta.
    Resztę Twojego tekstu ogarnę sobie później na spokojnie, ale naprawdę - poza przyciągającym tytułem - kilka zabiegów narracyjnych wyjątkowo mi się widzi.
    Ciao.
  • kaszadasza 13.02.2019
    Canulas spasiba
  • Aisak 13.02.2019
    Uroczy, romantyczny tytuł...
  • Canulas 13.02.2019
    Tytuł uważam za zajebisty. On mnie tu przywiódł.
  • kaszadasza 13.02.2019
    No i o to chodziło :)
  • Wrotycz 13.02.2019
    Tytuł odrzuca, zobaczyłam bohaterkę nad sedesem lub nocnikiem:)
    Hm.
    Bardzo takie literackie, a konwencja wynurzeń, swoistej spowiedzi przed sobą i innymi, nie jest taka dopracowana, znaczy - nie powinna być, jeśli celuje w uprawdopodobnienie treści.
    Czytało się dobrze w sensie płynności, chce się poznać ciąg dalszy, ale jak sugeruję powyżej - fikcja (jak dla mnie) wyłazi spod każdego akapitu.
    Pozdrawiam:)
  • kaszadasza 13.02.2019
    Szczerze to nie zastanawialam sie nad zadnym tytułem. Jeżeli jednak tak bardzo odrzuca, to jestem otwarta na wszelkie propozycje.
  • Wrotycz 13.02.2019
    Tak dobrze nie ma, z propozycjami:)
    Trzeba samemu, ale jeśli tu przywiódł Canulasa...
  • Canulas 13.02.2019
    Zostawta tytuła we spokoju. W ugrzecznionym świecie, w milionie mam zasypujących sieć zdjęciami poklatkowo rozwijających się płodów, każde odejście od sztampy jest gites.
    noo, lekko clicbajtowe, ale cóż...
  • kaszadasza 14.02.2019
    Pisze to jako taki moj pamietnik. nie zalezalo mi na tytule. Chcialam wylac z siebie skrywane wspomnienia ktore mi tak ciazyly. Skoro jednak ty tez tu jestes, to tytul musial w jakis sposob na ciebie zadzialac, tak samo jak na Canulas'a.
  • Canulas 13.02.2019
    Ok, doczytałem. Twarze i avatary się zmieniają, ale trzon historii zawsze jest ten sam. Sporo już ustaliliśmy, że masz jako taki dystans - co następuje:

    Rozumiem gloryfikowanie czy oddawanie hołdu, ale pozapamiętniczy lub pozalistowny zapis "Mama" naprawdę możesz dać z małej.
    O dookreśleniach już mówiłem. Jeszcze tylko cyfry zamień na zapis słowny i będzie git.

    "Od kiedy pamiętam, uwielbiałam wszystko co miało podłożę artystyczne". - drobna literówka.

    Tytuł dla mnie trafiony w punkt. Pokazuje bohaterkę na granicy przemiany. Turpistyczyny wydźwięk nadaje wszystkiemu uczucie uczciwości i rozliczenia z przeszłością.
    Na zasadzie, że coś było "dotą:, a teraz jest "odtąd".
    Ciao.
  • kaszadasza 14.02.2019
    Pisanie ,,Mama" ma pokazac przepasc miedzy moimi relacjami z nia a relacjami z ,,ojcem". Pokazanie w ten sposob szacunku do jej osoby i pogardy do tego drania. Co do tych bledow potem nad tym usiade.
    Spasiba
  • Aisak 13.02.2019
    Ten tytuł jest tak sugestywny, iż przyszło mi na myśl, że peelka trzyma swojego własnego pampersa w szafce z pamiątkami xD
  • kaszadasza 14.02.2019
    Skoro tutaj jestes to jednak cos musialo byc w tym tytule. Wybacz jezeli zawiodlam twoje oczekiwania, ale mam nadzieje ze wysluchasz mojego dalszego lamentu, bo o to mi chodzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania