Miłość syreny cz. 1

Mała Syrenka w konwencji dark fantasy. Całość mam skończoną, będę sukcesywnie dodawał kolejne części. Pozdrawiam i zapraszam do lektury.

 

Leira przemknęła nad pofałdowanym dnem. Rybi ogon wzbijał obłoki piasku. Małe kraby, zaskoczone wizytą dziwnego gościa, pierzchały na boki w poszukiwaniu kryjówek. Morski lud rzadko zapuszczał się na Północną Fałdę. Czasem grupki dzieciaków podpływały tu, by poczuć dreszczyk emocji i udowodnić przed towarzyszami swoją odwagę, albo nieśmiałe pary oddawały się pieszczotom wśród pokrytych koralowcami głazach. Jednakże mało kto płynął dalej, wśród usłanego wąwozami dna, w poszukiwaniu wejścia do siedziby morskiej wiedźmy.

Na pewno nie córka króla.

Wzbiła się wyżej. Przystanęła, odgarniając długie czerwone włosy, kołysane wodą niczym witki ukwiałów. Promienie słońca, zmęczone podwodną wędrówką docierały na tę głębokość słabe i blade. Mimo to wśród ciemności jednej z rozpadlin dostrzegła błękitne rozbłyski.

Przycisnęła do piersi spleciony z wodorostów woreczek. Wciąż mogła zawrócić. Popłynąć do pałacu, wślizgnąć się do błyszczącej komnaty, schować twarz w miękkim łożu z gronorostów.

I stracić nadzieję? Leżeć zrozpaczona? O nie! Musi spróbować wszystkiego.

Skrzela nad biodrami zafalowały, wciągnęły wodę i Leira ruszyła najszybciej jak potrafiła ku ciemnej bruździe wypełnionej światłem. Ujrzała stado węgorzy; wzdłuż ich ciał przesuwały się pręgi niebieskich błyskawic. Podobno morska wiedźma trzyma różne stworzenia jako sługi, przemienia je, zaczarowuje i pęta więzami magii. Taki los spotykał też wszelkie syreny i trytonów, które nieopatrznie dostaną się w jej ręce, skazani na wieczną służbą.

Bujdy.

Ojciec zmyślił pewnie co najmniej połowę z tych opowieści. Miały za zadanie wystraszyć niesforną Leirę, aby siedziała bezczynnie w pałacu i uczyła się śpiewu oraz innych nudnych jak parada homarów zajęć godnych młodej księżniczki. Ile razy ojciec powtarzał, aby brała przykład ze swoich sióstr? Niedoczekanie. Równie dobrze mógłby próbować zatrzymać rzekę i cofnąć przypływ.

Gdy podpłynęła, w mgnieniach rozbłysków ujrzała szerokie jak wieloryb wejście do tunelu.

Nareszcie.

Zacisnąwszy wargi, machnęła ogonem i wpłynęła w ciemność, mijając z walącym sercem długie węgorze. Na szczęście nie wydawały się agresywne. Kilka z nich ruszyło za nią, lecz trzymały bezpieczny dystans, niczym królewska eksorta. Ich migoty pełzały po ciemnych ścianach, ostrych krawędziach kamieni i rachitycznych szczątkach roślin. Syrenka płynęła wciąż dalej i dalej, wciąż w dół, przez nagłe zakręty, zdradzieckie zwężenia, niespodziewane wiry, aż w końcu zza załomu pojawiła się wielka poświata o barwie zgniłych zielenic.

Leira przystanęła urzeczona. W rozległej jaskini zmieściłoby się z tuzin ludzkich statków. Potężne kolumny z szarej skały niknęły gdzieś w ciemności sklepienia. Woda była tu zimna i nieprzyjemna. Zielony blask dobiegał z zawieszonych nisko girland świecących kryształów. Nagły szum uświadomił Leirze, że węgorze odpłynęły. Została sama.

Albo i nie.

Wiedźma wyszła zza szerokiej kolumny. Zamiast ogona miała długie grube macki, czarne jak dusza mureny i podbite różowymi okręgami przyssawek. Falowały, czubkami dotykając nierównego podłoża.

Przez ostatnie dni Leira często wyobrażała sobie moment spotkania z Ulzą, morską czarownicą. Czasem widziała ją w postaci pięknej syreny o lśniących łuskach i gracji miecznika. Chwilę później umysł podsuwał jej obraz poskręcanej sylwetki potwora, z rekinimi zębiskami i długim ciałem wodnego węża. Wyglądało na to, że obie wizje były jednocześnie prawdziwe.

Mrowie wijących macek kończyło się fioletową skórą płaskiego brzucha, która przechodziła w duże piersi zasłonięte mozaiką z muszli i koralików. Leżąca na szczycie krótkiej szyi głowa Ulzy przypominała Leirze najeżkę, ale potem spostrzegła, że wiedźma nosi maskę, bardziej hełm, z przykręconymi rogami marlinów. Zakrywał policzki i czoło wiedźmy, odsłaniając wykrzywione w uśmiechu usta i parę wielkich oczu, które patrzyły wprost na Leirę.

– Na wielki przypływ, czyż to nie córka króla?

Upłynęła dłuższa chwila nim Leira odzyskała mowę.

– Znasz mnie?

– Ależ oczywiście, droga Leiro. Wiem dużo… bardzo dużo.

Syrena zgarbiła ramiona, tuląc mocno worek z wodorostów. Może to jednak nie był taki dobry pomysł? Nagle cały jej upór i odwaga wydały się głupie i dziecinne. Nie powinna tu przypływać.

– Nie bój się, dziecko – uspokajała Ulza, jakby czytając w jej myślach. – Co sprowadza taką piękną syrenkę do starej Ulzy?

Powiedzieć? Nie powiedzieć? Uciec? Zostać? Leira zagryzła wargę, strzelając oczami po wielkiej jaskini. Ulza może jej pomóc. Nikt inny nie da rady.

– Podobno ma pani moc.

– Znam się na sprawach, o których inni boją się myśleć. Czyżbyś potrzebowała mojej wiedzy?

– Jest pewien chłopak…

Wiedźma przepłynęła tuż za jej plecami, a Leira wzdrygnęła się, czując dotyk oślizgłej macki na ogonie.

– Ach, miłość – uroczyście powiedziała Ulza. – Niech zgadnę. Nie zwraca na ciebie uwagi? Nie? Oczywiście, że nie, Ulzo! Któż by odrzucił zaloty tak pięknej dziewczyny? Może ten chłopiec już kogoś ma? Jakaś niedobra syrena stoi na drodze prawdziwej miłości? Nie? Hm…

Zatrzymała się przed Leirą. Chwyciła jej podbródek długimi palcami, po czym delikatnie uniosła.

– Och, moje dziecko. – Patrzyła Leirze prosto w oczy – Czy przypadkiem twój ukochany nie jest człowiekiem?

Leira uciekła wzrokiem.

– Tak. Nazywa się Edward. Jest księciem i…

Odpychając się mackami, Ulza odpłynęła odrobinę. Przycisnęła dłoń do serca.

– Wszystko jasne. Ja również byłam kiedyś młoda i zakochana, uwierzysz? – Machnęła mackami, wzbijając gromadę bąbelków, które szybko uciekły. – Człowiek, powiadasz? I zakochałaś się w nim tak po prostu?

Leira spuściła oczy. Jak po prostu?! Przypomniała sobie wszystkie chwile, które spędziła przy statku Edwarda. Co dwa tygodnie płynął wielkim drewnianym wehikułem na wyspy należące do jego królestwa. Od roku śledziła te rejsy. Nocami podpływała do statku i wspinała się na krzywe ściany. Edward lubił nocne spacery. A ona lubiła go oglądać. Miała prawo się zakochać! Czy wiedźma się z niej śmiała? Nie wie przecież, że Edward jest idealny. Nie widziała go, nie słyszała. Znacznie lepszy niż nadęte trytony w pałacu, chełpiące się potyczkami z rekinami przed zgrają chichoczących syrenek. Edward był przy nich jak wyniosły delfin wśród ławicy drobnych sardynek.

– Jest bardzo miły! – krzyknęła z wysoko podniesioną głową. – Nigdy nie krzyczy na marynarzy. Pisze wiersze podczas podróży, a potem czyta je głośno i… i… jest taki przystojny! – Nawet teraz westchnęła, przywołując obraz czarnowłosego księcia. – Ma włosy czarne niczym atrament ośmiornicy, oczy jak młode wodorosty, zęby jak…

– Jak perły z najdalszych głębin! – dokończyła Ulza. – Już, już! Nie dąsaj się dziecko, z pewnością jest tak piękny jak mówisz. I cóż stara Ulza ma począć z takim ideałem?

– Myślałam, że…

– Tak?

– Ojciec bardzo się zdenerwował, kiedy mu powiedziałam o Edwardzie. Nakrzyczał na mnie i zakazał zbliżać do ludzi.

– Biedactwo. Jak mógł być taki nieuprzejmy? – zapytała Ulza, wzdychając głęboko, choć Leirze wydawało się, że widzi cień uśmiechu na twarzy wiedźmy.

– On nigdy mnie nie zrozumie. Za to pani… może mnie pani przemienić w człowieka?

Wiedźma wybuchła gromkim śmiechem. Okrążyła zdezorientowaną Leirę, wciąż trzęsąc się od wesołości.

– Och, nie. Tego dokonać nie mogę.

Syrena spuściła głowę. Czerwone włosy zafalowały jak umierająca meduza. A więc koniec. Jakże była głupia, aby myśleć, że ktokolwiek dysponuje taką mocą. Wszystko na nic.

Wargi zaczęły jej drżeć, a w gardle poczuła nieprzyjemny ucisk.

– W takim razie… – wykrztusiła z trudem. – Ja już odpłynę.

Do pałacowej komnaty, gdzie zwinie się w kącie i będzie spała przez resztę życia! I już nigdy nie powie nawet słowa do ojca i sióstr!

– Syrenko! – zawołała Ulza.

Leira zwolniła. Wstydziła się spojrzeć na wiedźmę. Nie potrzebowała żadnych dobrych rad, pustych niczym porzucona muszla: znajdź sobie miłego trytona, ocean jest pełen ładnych chłopców, zapomnij o ludziach, twoje miejsce jest na dnie morza. Ile razy już to słyszała? Wszyscy nagle byli tacy mądrzy i traktowali jej marzenia jak dziecinne wygłupy.

– Leiro!

Spojrzała na Ulzę. Jak chce to niech z niej drwi. Proszę bardzo. Niech cały świat się śmieje.

Wiedźma podpłynęła całkiem blisko. Ręce oparła o biodra i obnażyła zęby w uśmiechu.

– Ale mogę przemienić Edwarda w trytona.

Leira otworzyła szeroko oczy. Edward trytonem! Nie musiałaby opuszczać oceanu. Zostawiać ojca, sióstr i przyjaciół. Wyobraziła sobie Edwarda z połyskującym ogonem. Nagi od pasa w górę, z umięśnionymi ramionami, do których tuliłaby się każdej chwili, a on by ją kochał i mówił swoje piękne wiersze. Poczuła jak policzki zaczynają jej płonąć. Przed oczami ujrzała czarne włosy Edwarda, falujące od ciepłych prądów morskich, oraz wpatrzone w nią zielone oczy.

Nie, nie możemy mu tego zrobić! Przecież gdzieś tam na lądzie, wśród ludzi, też ma swoją rodzinę. Z drugiej strony jego świat jest taki bezbarwny w porównaniu z cudownym oceanem. Widziała przecież cuchnące porty, wbite drewnianymi pomostami w ocean niczym okrutne minogi wgryzające się w ciała bezbronnych ryb. Ociekające szlamem, pokryte gnijącymi wodorostami statki. Brudne chaty i surowe zamczyska z szarego kamienia. Miasta rozrastające się wśród lasów jak chora tkanka. Któż chciałby tam mieszkać?

Mógłby żyć w oceanie, wśród kolorowych raf i czystego piasku.

Zamieszkać z nią.

– To możliwe? – zapytała.

– Oczywiście. Nie rzucam słów na fale. Nie jest to proste, o nie, nie. – Ulza z uśmiechem obejrzała swoje paznokcie – Jednak masz przed sobą mistrzynię przemian. Jestem najlepsza – dodała, jakby stwierdzała coś oczywistego.

– Zrobiłabyś to dla mnie? – Drżący głos nie mógł ukryć ekscytacji.

Wiedźma podpłynęła do niej, okrążyła parę razy, mrucząc coś pod nosem, a Leira czekała ze ściśniętym sercem na wyrok.

Nagle macki objęły jej biodra, chwyciły ogon, pogłaskały włosy. Leira szarpnęła się odruchowo, ale bezskutecznie. Była unieruchomiona jak złapana w rekinie szczęki.

Ulza przybliżyła twarz, patrząc Leirze głęboko w oczy. W srebrzystym hełmie syrena ujrzała swoją zniekształconą twarz.

– Krwawa magia to trudne czary – szepnęła wiedźma. – Bardzo trudne i bardzo niebezpieczne. Uwielbiam wręcz pomagać rozłączonym zakochanym, nawet jeśli niektórzy z nich jeszcze nie wiedzą, że są zakochani, ale wszystko ma swoją cenę.

 – W worku… – wydusiła Leira.

Ulza zabrała swoje macki. Z ciekawością patrzyła na worek. Leira rozplątała sznurowanie, sięgnęła w głąb i wyjęła złoty okrąg. Trzymała koronę wysadzaną kolorowymi kamieniami. Blask komnaty sprawił, że na każdej krawędzi rozjarzyły się promienne gwiazdy.

– Znalazłam to w starym wraku na południu.

Wiedźma zachichotała.

– Jest idealna. – Wzięła koronę. Obracała ją na wszystkie strony. – I jakże stosowna. Jesteśmy bardzo podobne do siebie, moja droga. Odrzucone przez świat, wygnane z naszych marzeń. Dlaczego? – Westchnęła, rozkładając ręce. – Bo nie chciałyśmy podporządkować się nakazom. Chodź ze mną, coś ci pokażę.

Poprowadziła Leirę za wielkie kolumny, wzdłuż wyciosanych z czarnych kamieni stołów, uginających się pod ciężarem błyszczących bąbli, zaczopowanych muszli i przedmiotów, których przeznaczenia syrena nie potrafiła odgadnąć.

Minęły następną kolumnę i Leira zamarła w bezruchu. W ogromnej bańce powietrza stały dzieła ludzkich rąk. Wizerunki miast i postaci na dziwnych kawałkach sukna, lśniące włócznie i miecze, pancerze z tworzywa odbijającego zieloną poświatę. Leira zbliżyła się do krawędzi sfery. Kolekcja nieprawdopodobnych rzeczy z powierzchni, znacznie bogatsza niż ta, którą ukryła w maleńkiej jaskini i nie tak popsuta. Tu zauważyła zaledwie kilka plam brązowego nalotu sprawiającego, że jej znaleziska stawały się kruche, przeżarte starością i zniszczeniem. Stały tak blisko niej… wystarczyło wyciągnąć rękę.

– Ostrożnie, syrenko. Nie wolno ich zamoczyć.

Leira niechętnie cofnęła dłoń.

– Czyż nie są piękne? – spytała Ulza. – Nie tylko ty uważasz, że świat na powierzchni jest fascynujący. Ci głupcy z pałacu nie rozumieją, ile możemy osiągnąć dzięki ludziom. My obie wręcz przeciwnie. Możesz mi zaufać, Leiro.

– Więc pomożesz mi? – zapytała Leira, nie odrywając wzroku od kolekcji wiedźmy. Ofiarowana korona wydawała się nagle taka zwyczajna.

– Oczywiście, ale powiedzmy, że po wszystkim wykonasz dla mnie jeszcze jedną małą przysługę, dobrze?

– Jaką?

– Och, nie zaprzątajmy sobie głów takimi błahostkami. Musimy przecież zająć się pięknym Edwardem. Więc, moja droga, aby zmienić twojego ukochanego w trytona, potrzebujemy dwóch składników. Chcesz znać pierwszy?

Leira skinęła głową.

– Więc, moje dziecko, potrzebujemy samego Edwarda.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • befana_di_campi 01.05.2020
    Za dużo tu jednak Andersena ;)
  • Rafał Łoboda 01.05.2020
    Na tym polega retelling, aby zachować częściowo pierwowzór :)
  • Clariosis 04.05.2020
    Zaintrygował mnie szczególnie początek, czyli "dark fantasy", więc zostałam na dłużej i przeczytałam. ;)
    Bardzo ładnie napisany tekst, czyta się płynnie, wszystko jest przejrzyste. Treść również jest ciekawa - widać tutaj pierwowzór, a jednak czyta się zupełnie inną historię. Szczególnie podoba mi się to, jak zobrazowałeś Ulzę - można podejrzewać, że knuje coś złego, ale jednak jest ta niepewność, czy naprawdę ma tylko i wyłącznie ciemne intencje? Może naprawdę, mimo wszystko, kieruje nią coś innego niż te typowe, tak znane "przegnicie do szpiku kości"? Będę czytać dalej, by to odkryć. :)
  • Rafał Łoboda 05.05.2020
    Dziękuję bardzo za komentarz i cieszę się, że tekst się spodobał :)
  • Beatka 07.05.2020
    Nie jestem fanką fantasy, ale to mi się podoba :)
  • Rafał Łoboda 07.05.2020
    Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że całość również przypadnie Ci do gustu :)
  • Beatka 07.05.2020
    Rafał Łoboda Właśnie idę czytać kolejny rozdział :)
  • Bajkopisarz 07.05.2020
    „przesuwały się pręgi niebieskich błyskawic. Podobno morska wiedźma trzyma różne stworzenia jako sługi, przemienia je, zaczarowuje i pęta więzami magii. Taki los spotykał też wszelkie syreny i trytonów, które nieopatrznie dostaną się w jej ręce, skazani na wieczną służbą.”
    Masz tu takie przeplatanie czasów, że mimo kilkukrotnego czytania nie jestem w stanie ogarnąć tego fragmentu.
    „krzyknęła z wysoko podniesioną głową. – Nigdy nie krzyczy”
    Krzyknęła – krzyczy – można łatwo uniknąć wrażenia powtórki

    Bardzo baśniowe, więc już mi się podoba. Wszystko na swoim miejscu, opisy rozbudowane, postacie mają świadomość i są w stanie podejmować decyzje, nie zależą tylko od otoczenia. Wprowadziłeś je tak, że teraz mogą przybrać różne barwy, od czarnego charakteru, przez niejednoznaczną szarość, bo nieskazitelną biel.
    Napisane sprawnie, oprócz tego wspomnianego fragmentu, gdzie się zgubiłem w czasach.
  • Rafał Łoboda 07.05.2020
    Dziękuję za komentarz. Faktycznie, ten fragment może nie brzmi tak zgrabnie jak planowałem.
    Powtórka też do poprawy.
    Miło mi, że się podoba i przeczytałeś. Odnoszę czasem wrażenie, że na tym portalu tylko wiersze wzbudzają ożywione dyskusje ;)
  • Bajkopisarz 07.05.2020
    Rafał Łoboda - nie tylko wiersze, jeszcze polityka ;)
  • Rafał Łoboda 07.05.2020
    Bajkopisarz Brakuje jeszcze religii do kompletu :P (albo nie zauważyłem)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania