Minimalizm - eliminacja

1) Wstęp

Ostatnimi czasy za każdym razem gdy przyjeżdżam w odwiedziny do domu rodzinnego, oczyszczam zgromadzony przez wiele lat mieszkania w Polsce swój stan posiadania. Wcześniej nie odczuwałem takiej potrzeby. Nabyłem jednak tego nawyku w UK, będąc zmuszony dość często się przeprowadzać. Musiałem tachać za każdym razem ten straszliwie ciężki papier i inne graty.

 

2) Książki

Miałem wpojone, że wyrzucić to można co najwyżej gazetę. Książkę wywalać to jak chleb deptać. Ludzie za chleb umierali w obozach, a i książki też nam różni najeźdźcy chcieli zabrać, żeby nas ogłupić. Było to bardzo dobrze wyjaśnione w książce Kazimierza Moczarskiego 'Rozmowy z katem' gdzie Stroop w rozmowie z autorem opisywał jak to Niemcy chcieli ogłupiać Słowian oferując im wódkę za oddawanie książek do skupu.

 

Poza tym to wszystko tyle kosztuje. Jednak później doszedłem do wniosku, że mój pobyt na Ziemi jest ograniczony i nikogo nie będą obchodzić moje rzeczy. Czytać trzeba a nie zbierać. Co ciekawsze i uzależniające tylko zostawiać.

 

A i ja się zacząłem co nieco od tego wszystkiego dystansować. Poza tym to nie moja twórczość. O nią trzeba dbać a nie o czyjeś dzieła. Więcej o tym w moim wcześniejszym artykule 'Minimalizm - twórczość nie własna'.

 

2a) Podręczniki

Szkołę podstawową i średnią skończyłem. Trzymam dyplomy w bezpiecznym miejscu, mając nadzieję, że nie ulegną zniszczeniu, bo wtedy jeszcze mi każą drugi raz do szkoły iść, uczyć się rzeczy, które w przeważającej większości do niczego nie są mi potrzebne.

 

Jeśli czegoś się nauczyłem w polskiej szkole (lata 80-90te XX wieku z przeładowanym programem) to: pisać, czytać, co nieco liczyć, język niemiecki (bardzo dobra nauczycielka w szkole średniej), trochę rosyjskiego. Resztę rzeczy - finansowo użytecznych i pozostałej wiedzy bezużytecznej opanowałem głownie poprzez samokształcenie. College i Uniwersytet w UK skończyłem po 30tce polegając wyłącznie na zbiorach bibliotecznych i elektronicznych odpowiednikach. Podręczniki więc zbywam. Poza paroma od chemii, która jest nadal jakąś tam moją pasją.

 

Drugim moim nadal kultywowanym hobby jest historia Drugiej Wojny Światowej. Podręczniki też tu nie są potrzebne. Mam tyle książek w tym temacie, że to co napisane w podręcznikach mnie śmieszy, jak np. rażące błędy w takim na przykład Szcześniaku, że Himmler został pojmany przez Amerykanów czy mylenie stopni SS.

 

Podręczniki jak się da można sprzedać do antykwariatów. A jeśli już naprawdę nie da się wcisnąć np. propagandy komunistycznej jako użytecznego źródła wiedzy dla młodych ludzi lub chociaż jako pomoc dla nauczycieli, to idzie to na makulaturę. Dobre i 5 zł za kilkadziesiąt kilo.

 

2b) Lektury

W moim domu był taki zwyczaj, że moja rodzicielka kupowała mi wszystkie lektury jakie miałem przeczytać. A i tak wiele z nich było nie do przejścia, więc polegałem na różnych pomocach, byleby tylko zaliczyć.

 

Zresztą jak na złość - w mojej szkole po łebkach przechodzono przez takie genialne i wciągające pozycje jak 'Rozmowy z katem', 'Rok 1984' czy 'Ferdydurke'.

 

Zamiast tego męczono dzieła dawne. Wiele z nich napisane jest ciężkim, staropolskim stylem, z nadmiarem patosu, gloryfikujące przegrane bitwy i powstania. Wrogów w czasie wojny trzeba zabijać w jak największej ilości a poza tym oszukiwać, zwodzić a nawet paktować (trzymając nóż za plecami). A ginąc samemu to można tylko jak już naprawdę nie ma wyjścia. A nie wystawiać się jak to było często w naszej historii.

 

Ewentualnie wiele lektur porusza problemy, które mnie nie interesują. Bieda chłopów i ich przywiązanie (sznurkiem sizalowym) do ziemi. Nie to nie dla mnie.

 

Nie, nie sądzę, że Sienkiewicza, Orzeszkowej czy nawet Mickiewicza ('Pan Tadeusz' nuda, ale 'Dziady' to jednak taki gotyk trochę jest) nie powinno się czytać. Powiedziałbym mojemu młodszemu ja: weź przeczytaj choć raz w życiu, jak ci każą. Nawet jak w 1% lektura tegoż cię wzbogaci to było warto. Przez resztę życia już nie musisz do tego wracać.

 

Poza tym 'Krzyżacy' momentami są lepsi niż niejeden horror i w ogóle to dobra i krzepiąca historia, szczególnie w filmowej wersji Aleksandra Forda tak znienawidzonego przez Zygmunta Kałużyńskiego.

Ale tu akurat chodziło po prostu o kobietę.

 

Teraz gdy dostępne są lekkostrawne adaptacje filmowe albo e-booki w ramach 'wolnych lektur' (domena publiczna, autorzy nie żyją od ponad 75ciu lat, więc na legalu) to przeżyje bez nich na półce. Jeśli 'wolne lektury' (poza tym mała czcionka, może ulepszą) upadną to pójdę po nie do biblioteki. Ale celem życia to dla mnie nie będzie.

 

2c) Pozostałe książki

Pozbywam się wszelkich napisanych nadętym stylem opracowaniach o Łazienkach, Nieborowach. Również o dalszych miejscach w Europie, które dzięki polskiemu wejściu do UE - swobodzie podróżowania bez wiz, tanim lotom mogłem odwiedzić osobiście.

 

Co do miejsc, w którym nie byłem i są daleko - jest internet. Album o 7miu cudach świata. O ludzie, przecież takich rankingów jest teraz od liku i ciut ciut.

 

Książki tematyczne. W moim wieku nie zostanę już znawcą sztuki barokowej ani oświeceniowej. Również analiza monarchii saskiej nie stanie się przyczynkiem do zostania doktorem.

 

Jeśli cokolwiek jeszcze napisze sam to będzie to albo dziełko o drugiej wojnie światowej, Niemcach, obozach koncentracyjnych a nie o jakiś zatęchłych nudach z XVII-tego wieku.

 

Przekłady tekstów piosenek. Znam angielski, potrafię w nim myśleć, emocjonalnie i bez interpretowania po polsku w myślach, więc na co mi to. Poza tym te tłumaczenia bywają niecelne. Słynne 'Lanie pod drzewa', czyli 'Territorial Pissings' Nirvany. Albo chociaż przetłumaczenie utworu Pink Floyd 'Vera' i dodanie słowa 'piękna'. Roger Waters nic nie mówił, że ona była piękna. Mogła być też i brzydka.

 

Informacje o modelach samolotów, typach broni. Nie interesuje mnie militarystyka, aż do tego stopnia, żeby rozbierać karabin i analizować czy to 6.93 czy 7.30mm. Podobnie samoloty. Wszystko jest w internecie i lepiej.

 

3) Płyty CD z muzyką

Najpierw pozbywam się albumów, na których nie ma ani jednej dobrej piosenki. Albo ich lepsze wersje są na składankach albo albumach koncertowych. Kiedyś płyty CD zbierało się całymi dyskografiami. Jak artystę się lubiło to zbierało się po nim wszystko, nawet odpady.

 

Poza tym artyści tzw. 'spokrewnieni'. Taki David Bowie współpracował z Queen a Ian Curtis wzorował się na nim. No i co z tego jak dla mnie w 90% Bowie to nieszczery, pretensjonalny pozer i nudziarz. Poza genialnym 'Low' trudno mi strawić w całości jego produkcje.

 

Kraftwerk był biblią dla muzyków Depeche Mode. Ale dopiero Gahan i spółka dodali ludzki element do tego raczej robotycznego, bezuczuciowego i abstrakcyjnego grania pracowników elektrowni z Düsseldorfu. Poza 'The Man - Machine' i poza paroma rzeczami, które są na 'Minimum Maximum' ten zespół nie ma kopa jak dla mnie. A ja wolę jak to kiedyś powiedział jeden z potencjalnych gitarzystów do mojej kapeli - muzykę bardziej energetyczną. Choć niekoniecznie muszę słuchać jakiegoś 'rozkrok rocka' w rodzaju Oddziału Zamkniętego.

 

Po tym jak poznałem osobiście paru moich idoli, nabrałem nieco dystansu do nich jako ludzi. Nie są tak wspaniali jak mi się wydawało. Poza tym spełniłem swoje marzenie i sam napisałem mnóstwo dobrych piosenek. Mogą one się równać z tymi, które oni wydali w milionowych nakładach.

 

Słucham muzyki 'świadomie' co najmniej od lat nastoletnich. Teraz mam prawie 40. Jeśli coś mnie przez tyle lat nie przekonało to nie ma sensu trzymać. Nie przekażę tego nikomu. No i chcę na tym zarobić a nie będę oddawać za frajer.

 

Następnie zbywam albumy, na których jest jedna - dwie dobre piosenki, ale też nie słucham ich jakoś obsesyjnie. Można zripować, albo od czasu do czasu złapać teledysk w internecie.

 

I na razie na tym się zatrzymałem. Więcej płyt nie dokupuje. Te co mam słucham albo z dysku komputera albo na wieży.

 

4) Kasety oryginalne (hologramowe) z muzyką

Pamiętam, że nawet w momencie kupowania, wybierałem kasety jako tańsze odpowiedniki. I potem żałowałem, gdy trochę miałem więcej kasy a i CDeki staniały to kupowałem jednak i kompakty. W ten sposób skończyłem np. z Queen 'The Miracle' zarówno na kasecie jak i na płycie. A płyta jest lepsza. Lepiej brzmi, można ją skopiować do 'podręcznych', ma bonusy, których na wkręcającej się i szumiącej kasecie nie ma. No więc po co mi kasety? Były kiedyś, bo nie było innego wyboru.

 

5) Vinyle

Wystarczą mi CD albo mp3. Nie jestem audiofilem co to analizuje każde spektrum i musi mieć wszystko w 7miu formatach. Piosenka kiepska będzie kiepska i na super sprzęcie. Nie jestem też fanem trzeszczącego nośnika i jego brzmienia. Na szczęście nie nagromadziłem zbyt wiele winyli. Ale już bylem blisko pokusy, żeby w miejsce nie do końca działającego kupić sobie nowy adapter. A jak ma się odtwarzacz to trzeba go karmić. I znów zaczyna się gromadzenie. Trochę wbrew własnym potrzebom. Raczej żeby adapter nie czuł się bezużyteczny.

 

6) Płyty DVD z filmami

Zostawiam sobie tylko rzeczy, które zaliczam do arcydzieł i do których wracam, jak na przykład 'Nosferatu' Herzoga, 'Conspiracy', 'Anna i wampir' może 'Paciorki jednego różańca'. Genialna atmosfera i dialogi. Nie nudzi nawet za którymś tam razem. Ale inne rzeczy to zakupy zrobione pod wpływem impulsu: słabsze horrory czy obyczajowe. Niektóre z tych filmów to nawet 8/10, ale do obejrzenia na raz, góra 2x. I starczy.

 

7) Kasety VHS

Ile się tego kiedyś nagrywało, kupowało?! A teraz wszystko jest w wygodniejszym formacie w wersji cyfrowej: na płycie, twardym dysku lub w internecie. Część hologramowych kaset video byłem w stanie sprzedać na chleb. Nagrane własnoręcznie, po obejrzeniu wywalam.

 

8) Medale

Zawsze marzyłem, żeby mieć rożne historyczne pamiątki związane z III Rzeszą. Niestety te rzeczy były drogie, więc zamiast tego kupowałem radzieckie medale. Trochę głupie wytłumaczenie, ale były i są one łatwo dostępne i prawie, że na kilogramy. A też wojskowe i historyczne.

 

Jeśli chodzi o stylistykę to sowiecki komunizm jest obmierzły i siermiężny. Oczywiście nazizm też nie powinien wzbudzać żadnych pozytywnych emocji po tym wszystkim co się stało. Jednak nie da się ukryć, że mundury od Hugo Bossa i cała ta architektura wzorowana na rzymskiej są piękne. Współcześnie służą za inspiracje dla artystów takich jak na przykład Depeche Mode, Rammstein czy Laibach. Martin Gore w 'A Question Of Lust' ma nawet na sobie mundur Ordnungspolizei z 'gapą'. Filmowcy na całym świecie o tym dobrze wiedzą i filmy o Hitlerze, o nazizmie to nadal bardzo popularny temat. Nie do zdarcia. Pomimo tylu produkcji jest to trend nadal nie tracący na popularności.

 

Zawsze mnie dziwi jak gdzieś jestem w Toruniu czy w Olsztynie sprzedawanie gadżetów związanych z Zakonem Krzyżackim. Przecież to byli wrogowie Polski, najeźdźcy i mordercy nie lepsi od hitlerowskich Niemiec. Tyle, że możliwości technologiczne mieli wtedy mniejsze, a i tak wytępili Prusów, potem się wzięli za Litwinów, no i próbowali Polaków. A dzieciakom kupuje się tarcze krzyżackie, płaszcze i mogą sobie latać w tym po mieście. Dziwne.

 

A program do wypalania płyt Nero? Gdyby do dziś żyły ofiary cesarza rzymskiego wniosłyby pozew przeciwko firmie, która robi biznes na ich cierpieniu.

 

No ale to taka mała dygresja. Medale ruskie paszoł won.

 

9) Podsumowanie

Mając mniej, wyswobadzam się z otaczającego mnie chaosu i wreszcie mam szanse bardziej docenić rzeczy, które sobie pozostawiłem. Wcześniej tylko kupowałem. Cieszyłem się, że wreszcie mam to pod dachem, bezpiecznie. A za oknem straszno, zimno i deszcz pada. Poza tym eliminując pewne rzeczy niekoniecznie muszę się zamykać na nowe. Wręcz przeciwnie. Robię na to miejsce. A co dalej - życie pokaże.

 

Mam nadzieje, że kogoś pozytywnie zainspirowałem, choć jest to relacja bardzo osobista. I nie namawiam, żeby ślepo podążać moją drogą. Jeśli już niech to zrobi w swoim tempie. Każdy ma inne kryteria: sentymentalne, osobowościowe, zdolnościowe. Nie mi być sędzią.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania