Pokaż listęUkryj listę

Mistrz Szachownicy - Rozdział 19 - Nie zawsze władcze nastawienie jest dobre, miej w sobie również pokorę.

Lekcja 19 — Nie zawsze władcze nastawienie jest dobre, miej w sobie również pokorę.

 

Następnego ranka Lejra została zbudzona przez natarczywe pukanie do drzwi. Za nimi zastała Ezo.

— Nie jesteś jeszcze przygotowana? Za pięć minut jest śniadanie.

— Jak to? — Zdziwiła się. — Przecież nastawiłam budzik na odpowiednią godzinę.

Odwróciła się. Jej wzrok wodził, szukając pożądanego przedmiotu. Dostrzegła, że leżał on rozbity na ziemi.

Nie mogła uwierzyć, że nie usłyszała takiego huku. Powód zniszczenia wyczytała wprost z twarzy blondyna. Poddenerwowana nieproszonym wtargnięciem do jej pokoju, przemilczała sprawę z braku dowodów. Jedyne, co pozostało jej w tej sytuacji, to wyproszenie swojej służby. Nie mając zbyt wiele czasu, doprowadziła do stanu użytkowego swoje włosy i twarz. Zarzuciła na siebie szlafrok, kapcie i udała się na dół. Weszła do otwartej już stołówki. Kolorystyka pomieszczenia i sposób rozstawienia stolików, przywołały w jej głowie wspomnienia. Dotyczyły one przyjemnego okresu w jej życiu, gdy nie była wplątana w nieznane dotychczas jej tematy. Przypomniała sobie, gdy chodziła do swojej prywatnej szkoły, a wraz z tym swoich znajomych, dzięki czemu na jej twarzy pojawił się delikatny, ale bardzo ciepły uśmiech. Jej pozytywny wyraz twarzy zniknął, gdy zaczęła z czasem dostrzegać różnice. W ostateczności powrót do dobrze wspomnianych lat minął, a na salę wjechała służba z pełnym stołem smakołyków. Symfonia zapachów wręcz przepływała przez jej nozdrza, co tylko wzmocniło jej apetyt. Spojrzała na zawartość wózków. Było na nich dosłownie wszystko, począwszy od treściwszych dań do zwykłych kanapek. To ostatnie wzmożyło chęć sięgnięcia po coś, co wcześniej było dla niej codziennością. Podeszła do szwedzkiego stołu, wzięła parę sznytek chleba, dżem oraz szklankę kakao. Jeszcze nigdy nie czuła, aby tak zwykły posiłek mógł dać tyle radości. Po obfitym śniadaniu wróciła na górę, aby przebrać się i odpocząć. Niedługo potem ponownie zeszła piętro niżej prosto do sali obrad. Na dole zastała otwarte już drzwi, natomiast w środku paru magów. Bez zbędnych słów czy gestów ze spokojem podeszła do swojego miejsca. Jej oczy po raz kolejny przyzwyczajały się do ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu. Spojrzała w obie strony i zastanawiała się, jak długo zajmie zgromadzenie wszystkich osób.

Czas mijał, a wraz z nim przybywało nowych twarzy. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, tradycyjnie zebranie rozpoczął Gidol. Zgodnie z obietnicą poruszył niezbyt istotne tematy, choć aktywność w postaci pytań, czy sugestii była zadziwiająco duża. Ku zdziwieniu dziewczyny w środku spotkania znaczna część osób, bez większego powodu opuszczała salę, co nie wzbudzało żadnej reakcji Gidola. Była to kolejna sytuacja, która dała jej do myślenia. Doszła do wniosku, że system, w jakim społeczność magów się obracała, potrzebowała gruntownej przebudowy, a sami członkowie wymagali większego rygoru, związanego z przestrzeganiem zasad. Zebranie skończyło się około godziny czternastej. Do samego końca zostało raptem garstka osób, w tym również znużona dzisiejszymi tematami Lejra, która wyszła jako jedna z pierwszych osób i skierowała się w stronę swojego pokoju. Szła schodami na piętro i przyspieszyła, gdy znikąd usłyszała znany, denerwujący głos.

— Lejro, zaczekaj! — Nie zareagowała. — Hej! Mówię do ciebie! — Zdenerwował się.

Dziewczyna lekko się wzdrygała, gdy przed nią na jednym ze stopni, pojawiła się głowa chłopaka. Odwróciła się za siebie, ale nie było śladu po reszcie jego ciała. Słyszała głosy innych osób, dobiegające z miejsca wychylonej głowy blondyna.

— Dlaczego mnie ignorujesz?

— Bez większego powodu. Co tym razem chcesz?

— Ech... Uprzejma jak zawsze. — Westchnął. — Tak sobie pomyślałem, że skoro jesteśmy sojusznikami, to może odwiedzę cię za dwa-trzy dni?

— Nie ma mowy...

— Nie pasuje ci? — Nieco posmutniał. — A co powiesz na... — W tle słychać było nawoływania starca. — Poczekaj chwilę.

Głowa schowała się, a w schodach pozostała dziura tejże wielkości. To, co znajdowało się po drugiej stronie, nie przypominało wnętrza schodów. Chcąc mieć tę rozmowę za sobą, Lejra klękła i włożyła głowę w szczelinę. Ku zdziwieniu, jej głowa znajdowała się na wysokości wzrostu Mazendera, blisko wyjścia z sali obrad. Była świadkiem finalnej części rozmowy jego ze starszym przyjacielem domu.

— Powinien panicz się zgodzić na ten sojusz, to zapewni nam stabilizację.

— Ile razy mam Panu powtarzać, żeby zwracał się Pan do mnie imieniem? — Westchnął. — Poza tym nie lubię tego starego dziada. Nie obchodzi mnie, że ma duże wpływy, po prostu nie chce i kropka! — Odwrócił się do starca plecami, przez co zauważył głowę Lejry. — Wybacz, nie mam na razie ochoty na rozmowę. Nie zamierzam wytykać palcami, ale pewna osoba nieco mnie zdenerwowała. — Choć ewidentnie mierzył wzrokiem przyjaciela rodziny. — Mam dla ciebie propozycje. Skoro nie pasuje ci termin trzech dni, po prostu postaram się znaleźć w najbliższym czasie odrobinę czasu i zagoszczę u ciebie.

— Co?! Ja nie ... — Nie była w stanie dokończyć wypowiedzi.

Chłopak wypchnął jej głowę z częściowego portalu, który następnie zniknął. Lekko zniesmaczona weszła na piętro. Znajdując odpowiedni korytarz, na samym jego końcu dostrzegła bliźniaków z przygotowanymi walizkami. Dziewczynie przypomniał się koszmar wczorajszego dnia i przeszły ją lekkie dreszcze. Stan ten nasilał się, gdy Ezo z nieszczerym uśmiechem machał z daleka na powitanie.

— A wy, na co czekacie? Bierzcie wszystko i wracamy do domu.

— Widzisz? Miałem rację, żeby poczekać niedaleko parteru, a najlepiej pod salą. Przez ciebie nasza kochana Lejra nieco się nadwyrężyła, wchodząc po schodach. Nie ma siły, aby do nas podejść. — Zadrwił z niej.

— Wybacz, więcej się to nie powtórzy!

Oboje w pośpiechu dołączyli do dziewczyny. W trójkę skierowali się w stronę wyjścia, ale gdy tylko w zasięgu oczu znalazł się gospodarz tegorocznego zjazdu, Lejra kazała zostać służbie i sama podeszła do mężczyzny.

— Przepraszam, nie przeszkadzam?

— Oczywiście, że nie. Czy coś się stało?

— Nic szczególnego. Chciałam Panu podziękować za szansę, która została mi podarowana na tym spotkaniu. Jestem również wdzięczna, że od początku do samego końca traktował mnie Pan na równi z innymi, nie wytykając mojej odmienności.

— Jaki Pan? — Zaśmiał się. — Nie postarzaj mnie tak, mów mi po prostu Gidol. Poza tym, skąd te podziękowania? Jesteś częścią naszej społeczności, tak samo jak ja. Nie uważam, abyś różniła się w czymś od nas. Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas potrafi rzucać zaklęcia, a w jakim stopniu, to już kwestia osobnicza. — Na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.

— Dziękuję, że w taki sposób to spostrzegasz. Proszę mi wybaczyć... — Zmieniła temat. — Muszę już się pożegnać, obowiązki w domu wzywają.

— Rozumiem, do zobaczenia.

Mężczyzna wyciągnął rękę na pożegnanie, a następnie uściskał serdecznie delikatną dłoń. Nastolatka wróciła do służby i wraz z nimi wyszła przed budynek. Ustawiła się na polu służącym do teleportu, ale bliźniacy ani drgnęli.

— Co tym razem?

— Już ci mówiliśmy. Tylko głowy rodzin są upoważnieni do ich używania.

— W takim razie mam inne rozwiązanie. — Podleciała nieco zirytowana, wzięła swoją broń i zaczęła rysować na ziemi — Portal gotowy...

— Lejro nie przystoi, aby służba z tak bliska dokonała teleportacji.

— Może i nie przystoi, ale spójrzcie na tych obok. Oni również są w tej samej sytuacji, tylko że robią to na oryginalnym portalu, więc nie zmylicie mnie swoją gadką. Na mocy danego mi prawa, jako Lejra Samblaw rozkazuje wam użycia portalu mojej roboty do teleportacji.

— Jak sobie życzysz. — Wraz z bratem nisko się ukłonili.

W trójkę ustali w kręgu i rozpoczęli proces powrotu do domu. Gdy nastolatka znalazła się w znanym jej pomieszczeniu, zauważyła trzy kostki Rubika, latające po całym pokoju. Nie zdziwiło ją to bardzo i doskonale wiedziała, że były to zaszyfrowane wiadomości od pana domu. Jako pierwszy zareagował Ezo, który wyciągnął rękę przed siebie i wymówił swoje imię. Przedmiot podleciał do wystawionej dłoni. Kostka, która na pierwszy rzut oka była chaotycznie ułożona, na trzech z sześciu ścianek miała ułożone litery, stanowiące jego imię. W międzyczasie również pozostała dwójka zrobiła ta samą czynność. Dziewczyna popatrzyła na każdą ze ścianek i nie zastanawiając się długo, ułożyła kostkę w poprawną konfigurację, którą następnie podrzuciła do góry. Z wnętrza wypłynęły widoczne dla każdego litery. Zaczęły krążyć chaotycznie, ale dzięki magii zawartej w przedmiocie, bez problemu mogła odczytać treść.

 

,,Witam moją drogą wnuczkę z powrotem. Powinienem cię osobiście przywitać, ale dosłownie przed chwilą otrzymałem wiadomość o ważnym spotkaniu. Proszę, abyś zdała raport ze spotkania Kepisie. Domyślam się, że musisz być bardzo głodna, dlatego w ramach przeprosin kazałem przygotować to, co najbardziej lubisz. Jutro porozmawiamy na spokojnie. Do zobaczenia."

 

Po przeczytaniu pstryknęła palcami. Wszystkie litery zniknęły, a kostka spadła na ziemię. Podniosła ją i spojrzała na bliźniaków, którzy byli jeszcze skupieni na swojej wiadomości. Gdy pierwszy z nich skończył, zabrała głos.

— Zanieście moje rzeczy i zróbcie coś z tym. — Rzuciła w ich stronę kostkę i zdecydowanym krokiem opuściła pomieszczenie do teleportacji.

Skierowała się w stronę pokoju, wspomnianym w wiadomości. Zapukała do drzwi i słysząc aprobujący głos, pociągnęła za klamkę. Nie musiała przedstawiać sytuacji, ponieważ pierwszymi słowami, które usłyszała z ust kobiety było: ,,Możesz zaczynać". Dziewczyna opowiedziała, co działo się zarówno na spotkaniu jak i na misji. Kepisa wnikliwie słuchała i jednocześnie zapisywała najważniejsze aspekty na kartkach. Po rozległym monologu nadeszła pora na zadawanie pytań. Wśród nich znalazły się te, które dotyczyły zachowania służby, a nawet kolor koszuli prowadzącego. Po długim i meczącym można rzec przesłuchaniu, Lejra poszła na obiad. Gdy służba tylko przekroczyła próg jadalni, poczuła zapach jej ulubionego dania. Zdała sobie sprawę, że wyjazd był jedynie krótkim przerywnikiem i czas wrócić do rzeczywistości.

— ,,Tylko co właściwie zrobię, gdy posiądę informacje odnośnie do kuzyna i siostry? Będę dalej brnąc w tym pokręconym świecie magów?'' — Nalała sobie picia. — ,,Może nie będzie tak źle? Jeśli uda mi się nawiązać sojusz z liczną grupą magów.'' — Zaczęła odzyskiwać nadzieję na dobre funkcjonowanie w niedawno poznanym przez nią świecie.

Po napełnieniu swojego brzucha, wróciła do Kepisy. Również tym razem dostała aprobatę, aby wejść do jej biura.

— Chciałaś coś jeszcze dopowiedzieć?

— Nie po to tu przyszłam. Przez mój nagły wyjazd minęło mi spotkanie z wujem Aznerem. Chciałam cię prosić, abyś umówiła mnie z nim na jutro.

— Nie mam nic przeciwko, zaraz do niego zadzwonię. Rozumiem, że na tę samą godzinę co zawsze?

Lejra jedynie kiwnęła potwierdzająco głową i wyszła z biura. Odświeżona po wyjeździe, a także nową energią do działania, szła wolnym krokiem przed siebie. Jej dobry humor nie trwał jednak zbyt długo. Napotkała jeden, a raczej dwa problemy dręczące ją przez cały wyjazd. Przed nią stała Ena, a obok niej lekko wycofany Zanmin.

— Wreszcie wróciłaś! Opowiadaj, jak było na spotkaniu! Czy wszystko poszło zgodnie z twoją myślą? — zmartwiła się.

— Dobrze już się czujesz? — Zastanawiała się, w jakim stanie znajdowała się kobieta.

— Nie musisz się martwić. Zaraz po tym, jak poczułam się słabo, dostałam odpowiednią opiekę. Mniejsza o mnie... Pytałam się Ezo o wyjazd, ale jedynie coś odburknął pod nosem i tyle z tego wyszło. — Widziała, że dziewczyna mimo wysłuchiwania odpowiedzi, zerkała kątem oka na osobę obok. — No tak, przecież to wasze pierwsze spotkanie.

— Proszę wybaczyć moje wtrącenie. — Odezwał się mężczyzna. — Pozwolę sobie sam się przedstawić. Nazywam się Zanmin. Ciesze się, że mogę w końcu poznać panią osobiście. — Uśmiechnął się nieprzyjemnie i ukłonił nisko.

— ,,A więc o niczym nie wie.'' — Zwróciła się do z pozoru nowo poznanej osoby. — Miło mi poznać kolejną osobę. Proszę zwracać się do mnie po imieniu, nie lubię formalności.

— Jak sobie życzysz.

— Więc jak było? — Dopytywała.

W czasie gdy Lejra zastanawiała się, od czego właściwie zacząć, opiekunka spojrzała na jej broń. Od razu dostrzegła ubytek energii i postanowiła ponownie zabrać głos.

— Nic ci nie jest?! Masz jakąś ranę? Czy Azo i Ezo nie mieli cię pilnować?! Ja im zaraz dam reprymendę!

Dziewczyna westchnęła i opowiedziała, co właściwie działo się na zebraniu. Zarówno w przypadku raportu dla Kepisy i tym razem pominęła parę faktów, jak chociażby dziwne zachowanie bliźniąt przed porannym zebraniem. Podczas przemówienia, przypatrywała się zachowaniom jej słuchaczy. Ena zdecydowanie z przejęciem przysłuchiwała się wszystkiemu, wręcz utożsamiała się, jakby osobiście to przeżyła. Z drugiej strony mężczyzna przyglądał się uważnie zza swoich ciemnych okularów, przez co ciężko było określić całościową ekspresję jego twarzy. Jego usta przez cały monolog nie wyrażały właściwie niczego. Historia dobiegła końca, a do nich przyszła kolejna osoba, jakby tylko czekała na odpowiedni moment.

— No proszę, założyłaś przymierze z tym narwanym dzieciakiem? Moje gratulacje — powiedział blondyn, po czym skierował się do Eny. — A co ty tu jeszcze robisz? Kepisa chce czegoś od ciebie, pospiesz się. — Jego intonacja wskazywała na zdegustowanie.

— Ech... — Westchnęła. — Azo powinieneś się nauczyć trochę szacunku do ludzi. Ładnie to tak wydawać mi rozkazy? — Nie czuła się urażona jego postawą. — Czy byłbyś tak miły i przesunąłbyś się? Muszę w końcu przejść. — Szczerze się uśmiechnęła.

— Nie będziesz mi prawić kazań! — Tym razem powiedział to z dużą irytacją. — Niedobrze mi na twój widok! Powinnaś...

Na twarzy ogrodnika pojawił się grymas, który jednoznacznie świadczył o cierpieniu. Złapał się za lewą pierś, ciężej oddychał. Jego wzrok był wciąż wrogo nastawiony na kobietę. Stało się to tak szybko, że Lejra pomyślała o jego złym samopoczuciu z wyjazdu. Dla upewnienia, że nie doszło do sprzeczki na tle magii, spojrzała na twarze pozostałych dwóch osób. Napotykając na ekscytację Zanmina, zrozumiała nagłe pogorszenie zdrowia.

— Przestań! — Zaprotestowała Ena.

— Nie ma mowy. Smarkacz powinien znać podstawy kultury osobistej, skoro tu pracuje.

Zachowanie kobiety wzbudziło niepewność. Nie rozumiała, dlaczego jej opiekunka nie wspomogła Azo własną energią, skoro tak żywo protestowała. Przyglądała się blondynowi, któremu brakowało powoli powietrza, a mimo to nadal zachowywał swoją złość na twarzy. W międzyczasie Ena starała się zapobiec dalszemu przebiegu spraw.

— Prze.... — Wymamrotał ledwo po dwóch minutach.

— Hę? Chyba cię nie usłyszałem. —Zanmina bawiła ta sytuacja.

— Prze....pra... szam...

Dzięki temu jednemu słowu wypowiedzianym z trudem, Azo mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Kaszlnął parę razy i spojrzał nieco poirytowany na mężczyznę, który dalej się uśmiechał. Niedoszła ofiara parsknęła i zazgrzytała zębami. Tłumiąc emocje w sobie, odszedł. Lejra uchyliła wargi, jednak nie zdążyła niczego powiedzieć.

— Ja również muszę już iść. Jak wrócę, dokończymy rozmowę. — Ena uśmiechnęła się i poszła w przeciwnym kierunku niż ogrodnik.

Gdy młoda dziedziczka została sama ze swoim źródłem informacji, Zanmin zaproponował zmianę lokalizacji. Nic nie odpowiedziała, jedynie podążała za nim. Doszli do jednej z dwóch części posiadłości, w której zamieszkiwała służba. Znała na pamięć rozmieszczenie drzwi, ale nie wiedziała, kto był właścicielem. Służba miała w zwyczaju pracować od wczesnego poranka do późnych godzin nocnych, dlatego ich widok przy własnych pokojach graniczył z cudem. Zatrzymali się przy jednym z nich. Nie ciężko było się domyślić, że gospodarzem tego był towarzyszący jej mężczyzna. Jak kultura tego wymagała, otworzył drzwi i zachęcającym gestem wpuścił dziewczynę do środka. Wnętrze pokoju urządzone było w nowoczesnym stylu, co znacznie odbiegało od klimatu panującego w domu. Szary, aksamitny dywan świetnie komponował się z białymi meblami. Jedynie krzesła, stolik i łóżko odznaczały się kolorystycznie od pozostałych rzeczy. Ich głęboka czerń sprawiała, że oczy mimowolnie skupiały się na nich. Drewno, z którego była wykonana większość rzeczy, było wysokiej jakości. Światło wpadające z dwóch okien, dobrze oświetlało wnętrze. Mimo tak mało zróżnicowanej kolorystyki pokój nie odstraszał, wręcz można było poczuć się w nim dość swobodnie.

— Długo będziesz stać w przejściu? — Popchnął nastolatkę do przodu. — Chcesz coś do picia?

— Herbatę owocową.

— Poczekaj, zaraz wrócę.

Lejra podeszła do fotela i wygodnie w nim usiadła. Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu i dziwiło ją, że w wyposażeniu znalazł się także telewizor, który nie był zbyt mile widziany przez Sagona. Padające nadmiernie na jej twarz promienie słoneczne, Czując zbyt intensywne promienie słoneczne na twarzy, wstała i szukała ukojenia w zasłonięciu okna, ale zorientowała się, że nie było tu rolet ani żaluzji. Spojrzała na pozostałe miejsca do siedzenia, ale one także skąpane były w słońcu. Przesunęła lekko jeden z foteli w cień i ponownie wygodnie zasiadła. Wyczekiwała powrotu mężczyzny. Po pięciu minutach oczekiwana osoba zjawiła się u progu drzwi.

— Wybacz, że tak długo. Musiałem załatwić coś po drodze. — Położył szklankę z herbatą na stół.

— Dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj?

— To jedyne pomieszczenie, gdzie mam pewność, że nic nie wyjdzie poza cztery ściany. Skoro oficjalnie już się znamy, to pomyślałem, czemu by cię tu nie zabrać. Uprzedzając twoje następne pytanie, nie doszło do żadnych rękoczynów wobec Eny. Jej obecny stan zawdzięcza pokojowej wymianie słów.

— Rozumiem... Zatem mój nowo poznany Zanminie. — Zmieniła temat. — Czym ty właściwie zajmujesz się w domu, żebym przez pół roku nie miała przyjemności cię poznać? — powiedziała z ironią.

— A co to za nagłe zainteresowanie moją osobą? — Zachichotał. — Oczywiście nie jest to dla mnie żadna tajemnica, ale jakby to ująć. Powiedzmy, że niezbyt często bywam w domu, ponieważ załatwiam sprawy, którymi twój dziadek nie zamierza brudzić sobie rąk. — Mina dziewczyny wskazywała jednoznacznie, że wiedziała, o jaki typ usług mu chodziło. — Nie wydajesz się zdziwiona. Mniejsza o mnie. Mów, jak było na wyjeździe.

— Głuchy jesteś? Przecież słyszałeś wszystko.

— Och Lejro... Mnie wcale nie chodzi o to, co już omawialiśmy. Nie oszukasz mnie. — Momentalnie znalazł się naprzeciwko niej i delikatnie dotknął jej czoła. — Chce wiedzieć, czego nowego się dowiedziałaś.

— Nie pozwalaj sobie! — Zdenerwowała się.

W tym momencie obroża na szyi Zanmina zaczęła się kurczyć i dopiero gdy oddalił palec od jej czoła, wróciła do pierwotnego stanu. Lekko zawiedziony, usiadł naprzeciwko.

— Mogę wyczuć z odległości kilku kilometrów, że zrobiłaś kolejny postęp w sprawie pionków szachowych.

Lejra zastanawiała się, jakim sposobem wiedział o jej poczynaniach. Nie okazywała żadnych emocji, związanych z tą sprawą, a jednak potrafił ją odczytać.

— Więc? — Uśmiechnął się nieprzyjemnie.

— Ezo jest gońcem.

— A więc jednak. Nie wiem jak tobie, ale mi nasza gra powoli się nudzi. Co ty na to, aby wkroczyła na nieco wyższy poziom?

Oczekiwany przez nastolatkę czas, w którym miała okazję dowiedzieć się znacznie więcej, nadszedł, ale miała wątpliwości. Zdrowy rozsądek kazał jej wycofać się i nie mieszać się w dalszy przebieg praw. Z jednej strony obawiała się, co jeszcze mogła skrywać ta posiadłość, ale na myśl przyszła jej siostra i kuzyn. Nie wyobrażała sobie, aby zostawić ich sprawę niedokończoną. Spojrzała poważnie na mężczyznę i przemówiła.

— Jesteś dość niecierpliwy, ale mi to pasuje. Zatem zamieniam się w słuch, co masz mi nowego do powiedzenia.

— Niedawno przeprowadziłaś dobrowolnie rozmowę z Sagonem. Jak mniemam, jeden z tematów dotyczył byłej dziedziczki Samblaw.

— Co z nią?! Gdzie ona jest?! — Zareagowała dość emocjonalnie.

Mężczyzna jeszcze przez chwilę milczał, aby wzbudzić ciekawość Lejry, co odniosło sukces. Lekko się uśmiechnął i kontynuował.

— Co, jeśli powiem ci, że twój dziadek cię okłamuje? Uwierz lub nie, ale w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie była ani razu za granicą. To nawet było zabawne, gdy słuchałaś go z przejęciem, podczas gdy on nabijał się z ciebie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że jest bliżej, niż możesz przypuszczać. Przez cały ten czas była w rezydencji.

— Co?! Dlaczego?! Gdzie właściwie?!

Zasypywany szeregiem pytań Zanmin, zaśmiał się i nie zamierzał ukrywać, że bawiła go bezradność dziewczyny.

— Lejro, mi jedynie się znudziła ta monotonna gra, nie zamierzam podawać ci odpowiedzi na tacy. Wbrew pozorom sprawa Nowafii nie jest taka prosta.

— Widziałeś ją? Jak się czuje? Nic jej nie jest? — Uspokoiła się.

— A cóż to? Nie zamierzasz unosić na mnie głosu? Najwidoczniej nauczyłaś się odrobinę pokory. Co się tyczy Nowafii... — Zrobił celowo krótką pauzę. — Widzę ją czasami i z pewnością nie dzieje się jej krzywda, choć mam duże wątpliwości co do tego, jak ona to odbiera.

Nastolatka patrzyła na mówcę zaniepokojonym wzrokiem. Rozchyliła delikatnie wargi, jakby miała zamiar coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Mimo panującej ciszy, chciała cierpliwie poczekać, jak Zanmin zabierze głos.

— Lejro, co ty na to, aby zagrać w otwarte karty? — Spojrzał z lekkim, nieprzyjemnym uśmiechem.

— Co tym razem masz na myśli?

— Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że ta posiadłość nie funkcjonuje prawidłowo. Z pewnością chcesz wiedzieć, co właściwie tu się dzieje i czemu tak wiele informacji jest tuszowanych przed tobą. Udostępnię ci tę wiedzę, ale pod jednym warunkiem.

— Czego chcesz w zamian? — Spodziewała się niekoniecznie dobrej dla niej odpowiedzi.

— Wiąże się to bezpośrednio z tym, co aktualnie robisz. Chciałbym zobaczyć, jak ci pójdzie z Kepisą.

— Czemu akurat ona?

— Domyślam się, że nie czujesz się na siłach, aby jej podołać. — Uniknął jej pytania. — Zapewniam cię, ma więcej słabości, niż na to wygląda. Przy odpowiednim podejściu, powinnaś się dowiedzieć nawet jutro. Daje ci na rozgryzienie jej aż cały tydzień.

— ,,Tylko siedem dni? Nie ma mowy, żebym zbliżyła się do niej, chociażby o krok!'' — pomyślała.

— To jak? Piszesz się na to?

— A co jeśli zawiodę?

Mężczyzna nie mógł wytrzymać i roześmiał się na głos. Poprawił okulary przeciwsłoneczne i wstał z nieco skrzypiącego krzesła. Rozprostował się, wziął pusta szklankę od herbaty i przemówił.

— Zaraz powinienem wrócić, przynieść ci jeszcze herbaty?

— Nie, dziękuję — odpowiedziała dość nieufnie.

Zanmin ruszył obojętnie ramionami, podszedł do drzwi. Wyciągnął rękę i położył ją na klamce. Zanim wyszedł, odwrócił się w stronę pokoju.

— Co się z tobą dzieje? Czemu zakładasz z góry, że ci się nie uda? Już ci to mówiłem. Może wygląda na trudną do rozgryzienia, ale tak nie jest. A jakie poniesiesz konsekwencje? Oczywiście, że żadnych. Po prostu uważam, że jesteś gotowa, aby przejść do etapu, na jakim byli Nordaf i Nowafia. — Gdy wypowiedział ich imiona, poczuła ukłucie w sercu. — Ciekawe czy postąpisz tak samo, jak oni. Trochę się rozgadałem... Jak już mówiłem, zaraz wracam.

Gdy nastolatka została ponownie sama, wstała i podeszła do okna. Widok z niego prowadził na ogród. Dostrzegła, jak Azo i Ezo dzielnie pracowali przy roślinach. Choć oba okna były zamknięte, w pokoju nie było gorąco. Mimo wszystko chciała otworzyć jedno z nich, aby zaczerpnąć letniego powietrza, ale coś uniemożliwiało jej to. Każdorazowe pociągnięcie za klamkę, wywoływało u niej delikatne mrowienie w rękach. Doszła do wniosku, że musiała być to siła zaklęcia, nałożonego na to pomieszczenie, które zabezpieczało przed podsłuchem. Przechadzała się po pokoju, jednak na szafach nie stało nic, co mogło ją zaintrygować. Nie mając co ze sobą zrobić, wróciła na miejsce i wzięła pilot od telewizora. Po sześciu miesiącach odcięcia od świata zewnętrznego, miała możliwość obejrzenia czegokolwiek. Choć była odzwyczajona od jego użytku, z przyjemnością przełączała co chwila kanały nie tyle, aby znaleźć odpowiedni program, a jedynie nacieszyć się samą jego obecnością. Była tak bardzo zapatrzona w ekran, że nie zauważyła, kiedy mężczyzna wrócił.

— Brakowało ci bardzo telewizora? Oglądaj dalej, jeśli chcesz.

Spokojnym krokiem szedł w stronę krzesła, a dziewczyna patrzyła na niego z powagą i oczekiwała jego dalszych słów. Usiadł obok niej i przekręcił głowę w stronę ekranu. Jedynie odgłosy wydobywające się z telewizora, przerywały tę niezręczną ciszę. W końcu nastolatka się przełamała i zabiera głos.

— Zgadzam się na twoją propozycję.

— Świetnie. Zobaczysz, że nie zawiedziesz się.

Zanmin zrobił nieco skwaszoną minę, wstał i podszedł do okna. Lejra przyglądała się uważnie, co robił właściciel pokoju. Sługa otworzył okno, przez co do pomieszczenia wleciało oprócz świeżego powietrza, również kostka Rubika z ułożonym imieniem. Zamknął okno, podszedł w stronę gościa, a kostka dryfowała i podąża tuż za nim. Usiadł obok dziewczyny i wyciągnął rękę. Przedmiot wylądował na jego dłoni, a kombinacja została ułożona w parę sekund. Wiadomość, którą dostał chwilę wcześniej, nie wzbudziła u niego żadnych emocji. Na koniec podrzucił przedmiot do góry, który zatrzymał się na wysokości jego twarzy.

 

,,Będąc przeklętym w samym swoim istnieniu,

Nie znasz dnia ani godziny.

Nim się obejrzysz,

śmierć zajrzy ci w oczy

i obrócisz się w nicość.''

 

Małe sześciany, które tworzyły kostkę, rozdzieliły się i przeobraziły w małe ludzkie czaszki. Efekt tego zaklęcia wzbudził ciekawość dziewczyny, zwłaszcza że miała z nim po raz pierwszy do czynienia. Lekko dmuchnął na czaszki, przez co zaczęły pękać i w ostateczności zanikały.

— Zaciekawiona? Tej techniki nie znajdziesz w żadnej książce, jest mojego autorstwa — powiedział dumnie.

— Muszę przyznać, że na swój sposób jest dość oryginalna. Czemu właściwie mi ją pokazałeś? Czy takich rzeczy nie powinieneś trzymać na lepsze okazje?

— To nic wielkiego. Jesteś ostatnią osobą z domu, która tego jeszcze nie widziała. Po prostu to pewnego rodzaju nawyk. Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, będę się zbierać. Nie zamierzam wysłuchiwać narzekań Sagona. Jeśli chcesz, możesz zostać i nacieszyć się telewizorem. Przyda ci się trochę relaksu przed nadchodzącymi dylematami. — Wstał z miejsca, a po chwili również jego gość. — Więc jednak nie masz ochoty? Jak wolisz, ale uwierz mi, zatęsknisz jeszcze za tym momentem.

Podeszli do drzwi i jak wymagała tego kultura, mężczyzna przepuścił dziedziczkę pierwszą. Po rozstaniu pod drzwiami, Lejra nie miała pomysłu, jak zbliżyć się do Kepisy. Mimo to poszła w stronę jej biura z nadzieją, że wymyśli coś po drodze.

— Więc tu jesteś! Przepraszam, że tak nagle musiałam cię opuścić. — Zatrzymała ją Ena. — Porozmawiajmy spokojnie na osobności. Co ty na to, aby pójść do biblioteki?

— W porządku, ale dlaczego akurat tam?

— Wiem, że to jedno z niewielu miejsc, gdzie czujesz się zrelaksowana. — Uśmiechnęła się.

Bez zbędnych słów obie udały się w to miejsce. Gdy tylko podopieczna usiadła, Ena nie szczędziła ani chwili i wypytywała z zaciekawieniem o więcej szczegółów z jej wyjazdu. Z nadmiaru emocji zapominała, o czym już mówiła. Co chwilę gratulowała zawarcia sojuszu i wyrażała swoje zadowolenie ze szczęśliwego powrotu z misji. Widząc, że kobieta nie prędko skończy swój słowotok, Lejra postanowiła zacząć od jutra.

— Pozwól, że teraz ja ci zadam pytanie — wtrąciła. — Czy mam może jakieś szczególne obowiązki w tym tygodniu?

— A ty już o obowiązkach domowych? — Zaśmiała się. — Nie przypominam sobie, aby pan Sagon wyznaczył ci coś nadzwyczajnego.

— Bardzo mnie to cieszy.

— Dlaczego?

— Bez powodu, po prostu głośno myślę.

Reszta dnia minęła spokojnie. Pod koniec wieczoru Lejra położyła się w łóżku i choć nie mogła się doczekać jutrzejszego dnia, nadal nie przygotowała planu. W jej głowie ciągle krążyły słowa Zanmina ,,Zapewniam cię, ma więcej słabości, niż na to wygląda.''

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania