Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 27

"Nieważnej jak źle jest w tanym momęcie. W końcu to tylko momęt"

 

#NINA

Stoje przed drzwiami swojego domu i zastanawiam się czy wejść, czy jestem gotowa na to spotkanie? Odpowiedź brzmi NIE. Nigdy nie będę. Ale muszę. Pora założć maskę obojętności i otwarzyć te cholerne drzwi, ale nie potrafię. Zrezgnowana odwracam się i siadam na kamiennych schodach. O wiele łatwiej by było gdybym miała ze sobą wiernego i nezawodnego przyjaciela - alkochol. Mogłabym go mieć, ale zrezgnowałam. W tedy pod sklepem. Wziemał łuk i .... wyrzuciłam prawie pełną butelkę. Teraz żałuje tej decyzji. A może jednak lepiej, że nie piłam, przed spodkaniem z czarnowłosym. W końcu wszyscy pamiętamy jak to się skończyło za pierwszym razem - wypaplałam mu prawdę dotyczącą brata. Za drugim wcale nie było lepiej. W końcu wylądowałam z nim praiwe naga w jednym łóżku. Więc stwierdzam, że chyba jednak postąpiłam słusznie wyżucając tą wódkę. Mimo, że dadałaby mi odwagi, której teraz nie mam. Mnie samą to dziwi. W końcu JA nie mam odwagi. Żadko zdarzają się takie cuda.

Po tym jak wyrzuciłam butelkę postanowiłam pójść na drzewo, na ktoym parę dni temu siedziałam z Luisem. Pech (a może szczęście) chciał, że zobaczyłam Jaspera z Mattem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zobaczyłam jak się całują. Najzabawniejsze było to, że moją pierwszą myślą było: "Oni się znją?" Dopiero potem dotarło do mnie znaczenie tego zdarzenia: "Jasper Jest Bi?" Na początku nie mogłam w to uwierzyć, dlatego zostałam i patrzyłam dalej. Może jednak się pomyliłam. Kiedy w końcu się od siebie oderwali, przekonałam się, że jednak miałam rację. To był Jasper. Z Mttem.

Ulotniłam się zanim ktokolwiek zdąrzył mnie zobaczyć. Będę musiała powiedzieć Mattowi prawdę, ostrzc go. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam go ranić. Ale lepiej jeśli to ja zranie go prawdę, niż jeśli Jasper kłamstwami.

Przynajmniej jest jeden plus tej całe sytuacji (tak znowu to robię i uwierzcie mi - pomaga). Wszystkie wotpliwości co do dania dugiej szansy temu chujowi mineły. Normlnie zniknęły jak murzyn na pasach. A razem z nimi, na chwilę miną także smutek, robiąc miejsce złości. Zmieniłam plany i poszłam zrobić to co umiałam najlpiej  takich sytuacjach - najebać czerwonemu workowi trenigowemu.

I tak po 3 godzinnym treninu wróiłam do domu. A raczej pod dom. Nadal nie nabrałam odwagi aby wejść do środk i zmierzyć, się z Luisem. Pewnie jest wściekły. Ale nie jego nastrój stanowił problem, raczej chodziło o to, że będzie wiedział. Wyczyta ze mnie wszystkie emocje. W jednym miał rację - nie potrafię kłamać. Nie przed nim. A nie chcę, żeby widział mnie w takiej rozsypce. W końcu muszę być silna. Spojrzalam na rękę. "Dums. Spiro. Spero" Muszę mieć nadzieję, jak to ują Luis: "na lepsze jutro". Poraz pierwszy tego wieczoru szczerze się uśmiechnęłam.

- Nina? - usłyszałam za swimi plecami głos, którego tak bardzo się bałam - Jak długo tu siedzisz? - zapytał. Nie odpowiedziałam. Nawet się nie odwróciłam - Wogółe co ty sobie myślałaś?! Znikasz gdzieś na parę godzin, nie dajesz znaku życia, nie odbierasz od nikogo telefonu....

- Przeprasza. - powiedziałam cicho. Myślałam, że chłopak mnie nie usłyszy, a jednak odrazu zamilkł.

Usłyszałam głośne westchnienie i poczółam jak siada na stopniu obok mnie.

- Mogę zadać ci parę pytań? - odezwał się po chwili ciszy.

- Pytać możesz, ale czy uzyskasz odpowiedź, to już inna sprawa. - usłyszałam cichy śmiech i sama się uśmiechnęłam.

- Widzę, że twój wredny chumorek już wrócił.

- A czy on ma sznasę kiedykolwiek zniknąć? To jes niezmienna część mnie. Chyba jednak powinnm znowu zafarbować się na rudo. - stwierdziłam ze śmiechem. Zadziwiające, jak bardzo bałam się tego spotakania, a tym czasem chłopak okazał się świetnym poprawiaczem chumoru.

- Nie! - zaprzeczył gwałtownie - Lepiej ci w takich. - czułam, jego wzrok na sobie.

- No tak lepiej zachować pozory, że jestem niewinną i grzeczną dziewczynką. Po co odrazu ogłaszać całemu światu, że jestem wredną suką? Niech mają nispodziankę. - spróbowałam zażartować, ale najwyaźniej chłopak nie uważał tego za zabawne. - Chciełeś o coś zapytać. - odparłam, czują jego natarczywe spjrzenie.

- Tak. Po pierwsze: Jak długo tu siedzisz, cała przemarzłaś. - zaśmiałam się słysząc, że dla niego właśne to jest najważniejszym pytaniem. W sumie to było....miłe. Przyjemnie jest wiedzieć, że jednk jest ktoś kto mrtwi się o ciebie nawet w tych najmniej istotnych srawach.

- Parę minut. Nie jest mi zimno.

- Akurat. - prychnął i zaczą zdejmować kurtkę. Potem mi ją złażył i zasunął pod samą szyję. - No, teraz jest dobrze.- stierdził, przyglądając się mi.

- Tia. Pewnie wyglądaj jak pajac.

- Ale słodki pajac. - słsząc to swierdzenie wypiełam mu język. - A teraz pytanie numer dwa: Powiesz mi gdzie byłaś?

- Nie. - moja odpowiedź podła natychmiast. Po tem przypomniałam sobie jego wszystkie wiadomości i usta mówiące: martwie się. - Ale przyżekm, że nie zrobiłam nic głupiego. Nie piłam, nie wspiełam się na dach, nie uprawiałam seksu z przypadkowym facetem, nie biłam się...- zaczęłam wymieniać wszystkie rzeczy jakie robiłam dotychczas w takich momętach. Jedną dłoń położyłam na sercu, a drugą podniosłam na wysokość twarz, w geście przysięgi. I to był błąd, bo padające z ulicy światło oświetliło moją obandarzowaną dłoń.

- Nic głupigo?! A to, to co?! - chłopak złapał ją i przyciągnął do siebie. - "Nie biłam się", tak? Boże, myślałem, że Klaudiusz tylko żartował z tym "ona jest zdolna do wszystkiego".

- Znowu obgadywałeś mnie z Klaudkiem?!

- Co to jest?! - zignorował moje pytanie i ponownie wskazał na rękę. Miałam już dość tych pytań. Wstałam gwałtownie i weszłam do domu. A parę minut temu, było tak fajnie... Teraz na nowo wszystko wrociło: złość, smutek, żal.

Słyszałam jak zamykają się drzwi za chłopakiem, a następnie zostałam odwrócona w jego stronę.

- Powiedz, co się stało.

- Nic takiego. Byłam wściekła po tym jak zobaczyłam...- zaczełam - zresztą nie ważne. Poszłam na siłownie. Boksowałam. Zapomniałam założyć rękawić. Tyle. Nik mnie nie napadł. Ja też niogo nie zgwałciłam. Zadowolony?! - wykrzyknęłam. Zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się lekka ulga.

- Po postu się martwiłem.

- To nie jest odpowiedzią, na każde jebane pytanie! - złość nadal ze mnie nie schodziła. Musiałam się wyżyć, odreagować. Potrzebowałam worka. - Możesz mnie puścić? - warknęłam nie chcąc zrobić mu krzywdy. Spróbowałam się wyrwać, ale na nic.

- Nie niemogę, dopuki nie porozmawiamy.... - nie dane mu było dokończyć zdania, ponieważ moja ręka złączyła się z jego twarzą. Mocno. Zamrugał parę razy.

- Lepiej? - zapytał. Zdziwiło mnie, że nadal był spokojny. Ja byłabym wręcz wku*wiona.

- Tak - o dziwo była to szczera odpowiedź.

-  Więc zrobimy tak. Ja zrobie nam po herbadce, a ty zdejmierz kutkę i buty i grzecznie usiądziesz na kanapie. Oky? Skinęłam głową na znak zgody i wykonłam jego polecenia.

- Wolę gorącą czekoladę! Z piankami! - krzyknęłam gdy chłopak był już w kuchni.

 

#LUIS

Poszedłem do kuchni i pierwsze co zrobiłem to przyłożyłem do policzka lud. Ta dziewczyna ma naprawdę mocnego prawego sierpowego. Oby tylko nie było siniaka, bo Nina pewnie będzie to strasznie przeżywała.

 

- Proszę. Dla księżniczki wszystko. - odprłem, podając jej jeden kubek.

- Raczej daleko mi to tego określenia. - "zdziwiłabyś się, wiedząc jak w moich znach blisko" I odziwo, patrząć teraz na nią, naprawdę miałem wrażenie, że patrzę na księżniczkę. Pomimo rozwalnej fyzury, pogniecinych ubrań i bandarzy na ręku.

Usiadłem obok niej, na tyle blisko aby czuć jej zapach. Przez parę minut siedzieliśmy w ciszy, pijąc gorącą czekoladę, co wydawał mi się kompletnie bez sensu.

- Przepraszam. - usłyszałem ciche mruknięcię. Od razu odwróciłem się w jej stronę. Niby nie widziałem jej tylko parę godzin, a czuję jakby to była cała wieczność. Móc usłyszeć jej głos, widzieć ją, czuć jej zapach - teraz chciałem tylko tego. Jeśli tak wyglądą bycie zkochanym, to stwierdzam, że miłość jest powalona.

"Zaraz, co? Zakochanym?"

- No wiesz, za to, że nie odbierałam, że tak zareagowałam, no i za to że cię uderzyłam. Poprostu nie jestem przyzwyczajona, że ktoś się o mnie martwi.

Na chwilę zapadła cisza. W końcu postanowiłem się odezwać, zaryzykować.

- Kiedy tak sobie krzyczałaś... - zcząłem, chcąc rozbawić blondynkę. Wywróciła oczami, czyli mamy postęp - ...stwierdziłaś, że "martwie się" nie może być odpowiedzią na wszystkie pytani. A co jeśli może? Bo dla mne jest. Kurwa. Martwie się tak bardzo, że do głowy przychodzą mi naprawdę głupie pomysły. A przecież głupota tłumaczy wszystko. - spróbowałem zakończyć swoją wypowiedź z humorem, ale zarówno mi jak i dziwczynie nie był do śmiechu. Uchwyciłem spojrzenie je czekoladaowych oczu. Nie wiem ile tak na siebie patrzyliśmy. Wiem tylko, że w penym momęcię nasze usta złączyły się w pocaunku, zupełnie innym niż reszta. W którymś momęcie Nina usiadła mi na kolanach. Chwyciłem ją za biodra i pzyciągnąłem jeszcze bliżej siebie. Poczułełem jak jej rozgrzane od czekolady, dłonie błądzą po moim ciele. Mósiałem siłą powsztrzymać mruknięcie rozkoszy. Dziewczyna zaczęła podciągać moją koszulkę do góry. Z trudem odsunąłem się lekko, domyślając co chce zrobić.

- Nina. Nie rób tego. - powiedziałe bez przeknania.

- Dlaczego? - mruknęła i przejechała nosem po mojej szyi.

- Bo potem będziesz tego żałować.

- To już moja sprawa. - znowu zaczęła mnie całować. I chociaż bardzo chciałem odbuścić i pozwolić jej zrobić ze mną wszystko co chciała, to nie mogłem.

- Przestań.

- O co ci znowu chodzi? - o dziwno nie była zła, tylko smytna. Zeszła mi z kolan - Co jest ze mną nie tak. I nie mów, że nic bo inaczej byś...

- Po prostu nie chcę żebyś potem tego żałowała! - przerwałem jej gwałtownie, również wstając. Krzyknąłem, chcąc aby w końcu mnie posłuchała. Oczywiście wywyołało to odwrotny skutek.

- A niby od kiedy to cię obchodzi?! - i znowu się zaczyna. Oboje krzyczymy.

- Od kiedy pozanłem ciebie! - uspokoiłem się, kiedy wreszcie wykrzyczałem jej te słowa. - To nie tak, że mi się nie podobasz... - zacząłem tłumaczyć - Kurwa, nawet nie wiesz jak bardzo mnie pociągasz. Gdybym mógł, to kochłbym się z tobą cały czas. Ale nie chcę, żeby doszło do tego  ten spsób. Kiedy jest to po prostu sposób na odreagownie. Kiedy nie jeteś pewna, że tego chcesz. I zwróć uwgę, że użyłem sformuowania "kochać się", a nie "pieprzyć" - skończyłem i czekałem na reakcję. Cisza przedłużała się coraz bardziej, a ja zacząłem się denerwowąć. W końcu (w bardzo zawiły sposób) powiedziałem jej, że mi się podoba. Więcej: że mi na niej zależy.

- A więc to zrób. - spojrzałem na nią nic nie rozumiejąc - Kochj się ze mną. - wyjaśnieła i lekko mnie pocałowała. Niepewnie odwzajemniłem ten gest. - Naprawdę tego chcę. - Dodała, a ja jej uwierzyłem. Poddałem się. Odsunąłem wszystkie wątpliwości na bok i poprostu cieszyłem się tą chwilą. Tym, że wkońcu mam ją tak blisko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania