Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

"Mój Aniołek, Moja Różyczka, Mój Skarb, Moja Jedyna"

Od autora, plus taki mały prolog o tym co było przed

 

Od autora:

Mam w sobie tyle emocji że muszę się nimi podzielić ze światem. Będzie to Historia moja i mojej lubej, od samego początku do chwili obecnej. Nie mam pojęcia czy będzie krótka czy długa, to już zależy od mojej weny twórczej. Będę to trzymał na razie przed nią w tajemnicy. Muszę się jej zapytać jak skończę czy mi pozwoli to opublikować gdziekolwiek ale najpierw jak już wspominałem pragnę to wszystko napisać żeby ją przekonać po tym jak to przeczyta. Dodam że będzie pierwszą osobą która to przeczyta, jest teraz na wakacjach a ja cholernie tęsknię więc mam trochę czasu na pisanie. Co do tytułu „Mój Aniołek, Moja Różyczka, Mój Skarb, Moja Jedyna!” ma symbolizować to jak bardzo ta kobieta jest dla mnie ważna i jak bardzo ją kocham. Poza tym odnoszę się do niej w ten sposób, lubi to i ja to lubię. Sama do mnie mówi „Słoneczko, Misiu, Kochanie czy Skarbie” Jestem na tyle pojebany że zaczynam pisać „mini książkę” dla niej opisującą naszą Historię. Dodam że żaden ze mnie poeta i pewnie będą błędy, przecinki w złych miejscach oraz pisanie w różnych osobach naraz. Dodam że uwielbiam powtórzenia więc przymruż na to oko jeżeli to czytasz. Dziękuję! No ale cóż... Mniejsza z tym, bierzemy się do roboty! Ah, byłbym zapomniał, miłego czytania.

 

Prolog:

 

Był sobie taki jeden Pan i była sobie taka Pani, oni się nie znali lecz poznali. Przed tym obydwoje byli nieszczęśliwi, cierpiący na depresję, pogrążeni beznadziejnym życiem i zgnieceni przez otaczający ich świat. Obydwoje po (na szczęście) nieudanych próbach samobójczych.

 

 

1. Rozdział pierwszy „Przypadek?”

Co się stanie kiedy dwójka zupełnie obcych osób trafi na siebie zupełnie przez przypadek w Internecie? Może się okazać że się dogadują, że zostaną przyjaciółmi, że będą ze sobą przez parę miesięcy albo po prostu znikną ze swojego życia tak szybko jak się pojawili. Może się też okazać tak jak w naszym przypadku że nie będą pragnęli niczego innego niż spędzić ze sobą resztę życia. A więc, tak jak wspominałem, trafiliśmy na siebie zupełnie przez przypadek w Internecie, nie będę ukrywał, poznaliśmy się przez Tindera. Jakże popularną w tych czasach aplikację która jest pełna ludzi myślących o jednym i starających się wykorzystać innych żeby się zaspokoić. Nie chcę generalizować i powiem że są tam też w porządku osoby ale znaczna większość jest jaka jest. Chciałbym dodać tylko że cieszę się z tego że trafiła akurat na mnie (i nie nie mam za wysokiej samooceny czy coś takiego) po prostu wiem że w życiu nie zrobię jej krzywdy i z ręką na sercu jestem w stanie stwierdzić że trafiła na odpowiednią osobę. No ale właśnie, wróćmy do tego trafiania na siebie. Zaczęliśmy gadać, po mojej pierwszej wiadomości przeszliśmy na Facebooka bo brzmiała ona „Hej, co zrobisz jak Ci powiem: Spotkajmy się na kawę bo poznawanie się przez Internet jest nudne?”. NIE BYŁO!!! Przeszliśmy na Facebooka, okazało się że słucha tej samej muzyki co ja więc zaczęliśmy ze sobą pisać mimo naszych „planów żeby nie gadać do spotkania”. Pisaliśmy tak i pisaliśmy aż w końcu poszła spać. Byłem wtedy mimo wszystko jeszcze sceptycznie nastawiony, trwało to przez jakieś dwa kolejne dni ale szybko udało jej się to zmienić. Pamiętam jak obudziłem się rano pierwszego dnia po tym jak zaczęliśmy pisać i zobaczyłem wiadomość od niej „Dzień dobry i miłego dnia!” no cóż, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, nie sądziłem że kiedykolwiek ktoś mi napiszę dzień dobry jak się rano obudzę co od razu poprawiło mi humor na cały dzień. Poszła do szkoły i zaczęło się. Pisaliśmy i pisaliśmy tak przez dobre cztery czy tam pięć dni (dokładnie nie pamiętam) ale to było pisanie non stop. To nie była taka zwykła rozmowa, poznawanie się jak normalni ludzie czy coś takiego. To była dosłownie bardzo zaawansowana rozmowa na każdy możliwy temat! Wyczerpywaliśmy każdy z nich do końca, wiedziałem już wtedy że ona jest jakaś inna. Chciała ze mną pisać i nie nudziło jej się to. Jakoś znajdywała dla mnie czas mimo że miała dużo rzeczy na głowie. Ładowaliśmy telefony po pięć razy dziennie a po tych czterech dniach mieliśmy chyba ponad sześć tysięcy wiadomości ze sobą. Od rana do wieczora, ciągłe pisanie zadziałało i na mnie i na nią tak że przed spotkaniem byliśmy sobą tak naprawdę cholernie mocno zauroczeni. Owszem były przerwy, przerwy w których ktoś szedł zrobić sobie coś do jedzenia a druga osoba od razu mówiła „To ja idę się wykąpać” czy coś takiego, tylko po to żeby nie tracić czasu i pisać dalej o wszystkim. Potrafiliśmy brać pytania z internetu, wiecie takie „zapoznawcze” bo każdy temat z nią nie był nudny, każdy temat z tą osobą był cholernie ciekawy i warty rozmowy bo ta wspaniała dziewczyna jest cholernie inteligentną osobą, aż przyszedł czas na spotkanie. Pamiętam jak panikowałem wtedy że nie będziemy mięli o czym rozmawiać na spotkaniu i tutaj chciałbym wtrącić że jestem mało rozmowną osobą a do tego mam problemy z poznawaniem ludzi i jestem bardzo nieśmiałym człowiekiem. Pamiętam też że powtarzała mi wtedy że „Będzie Dobrze” powtarzamy to sobie do tej pory w trudnych momentach. No ale cóż, przyszedł czas na nasze pierwsze, jakże wyczekiwane przez obydwie strony spotkanie.

 

2. Rozdział drugi „Boże to ona!”

 

„Super, spóźnię się..” Tak wiem, jestem idiotą, spóźniłem się na pierwsze spotkanie przed którym gadaliśmy o tym że nienawidzimy osób które się spóźniają. „Oby mi wybaczyła i była wyrozumiała” Umówiliśmy się chyba na 16:00 (nie pamiętam dokładnie ale coś koło tego) więc proszę mi się nie dziwić że źle ogarnąłem dojazd w godziny szczytu, do Centrum, w Warszawie! Było cholernie zimno a ona czekała tam na mnie, pod cholernym Pałacem Kultury I Nauki na ławce. Było mi tak bardzo źle że musiała na mnie czekać... W końcu dojechałem i mięliśmy mały problem ze znalezieniem się, mały bo po chwili wysłała mi zdjęcie i ogarnąłem gdzie jest. „Okej, uspokój się, będzie dobrze jak mówiła, pewnie jest tam za rogiem, IDĘ!” no a potem było już tylko tak jak w tytule tego rozdziału. Gadaliśmy o książkach przed spotkaniem więc obiecałem że jej jedną pożyczę, „Misery” Stephena Kinga, do tej pory jej nie przeczytała, leń jeden! ps. I tak Cię Kocham skarbie. A tak serio to nie ma kiedy, znaczy mam nadzieję że przeczyta ją na wyjeździe bo mi obiecała ale później każdy zrozumie dlaczego nie ma na to teraz czasu. No dobra wracamy do pierwszego spotkania. Przytuliliśmy się jak gdyby nigdy nic lecz to trwało jakoś podejrzanie dłużej jak na takie pierwsze powitanie. Oczywiście musiałem odwalić coś niezręcznego i zacząłem jej wciskać książkę do torebki jakby to była bomba. Plan był taki żeby iść do Muzeum Narodowego pooglądać obrazy, potem gdzieś usiąść w lokalu na kawę. Więc tak sobie szliśmy i szliśmy a spod Centrum do Muzeum jest kawałek i jak już mówiłem było cholernie zimno, do tego obydwoje się tak zestresowaliśmy że przez pierwsze minuty spotkania się do siebie nie odzywaliśmy a później któreś z nas powiedziało „To że się do siebie nie odzywamy, zwalimy na to że jest tak zimno” i szliśmy dalej tak przez mniej więcej 10 minut w ciszy aż w końcu dotarliśmy do Muzeum. Na szczęście było już w środku cieplej więc usiedliśmy obok siebie na ławce. Tak! Znowu w ciszy... Miała takie drobne, delikatne i czerwone z zimna dłonie a ja w końcu się zebrałem żeby je złapać. Nie chciałem niczego wtedy zepsuć żeby nie było ale złapałem a ta po chwili, jakby na złość, jakby się przestraszyła poszła do łazienki opłukać je pod ciepłą wodą. Nie było jej tak ze trzy minuty a ja myślałem tylko o tym że już coś spieprzyłem. „Wraca!” złapałem ją na chwilę za cieplejsze już dłonie i poszliśmy. Okazało się że Muzeum było za darmo więc odłożyliśmy kurtki i poszliśmy oglądać obrazy. To był wtorek 27 Lutego. O dziwo zaczęliśmy gadać, niby tak samo jak pisać bo to były bardzo angażujące rozmowy ale tym razem na żywo. I tak to chodziła sobie dwójka ludzi pomiędzy obrazami nawet nie zwracając na nie uwagi a do tego głośno gadając i przeszkadzając pobliskim, chodzącym tam ludziom. Coś się wtedy stało, zaśmiała się jak o czymś gadaliśmy i złapała mnie na chwilkę za ramię po czym puściła. To niby takie nic ale jednak coś! Nie wiem jak ale sam pamiętam każdy szczegół z pierwszego spotkania. Rozmowa, rozmowa, rozmowa! Obrazy nam się skończyły więc idziemy do kawiarni! Wyszliśmy z muzeum i już nie było tak zimno jak wtedy, to śmieszne w sumie jak rozmowa z kimś potrafi rozgrzać człowieka, może to nie rozmowa tylko to co się między nami już wtedy działo. Te iskry dookoła jakby ktoś coś spawał w tych maskach przypominających Robocopa (wygoogluj jak nie ogarniasz). To była Costa na Nowym Świecie, gorąco polecam bo ładna i obszerna aczkolwiek w tej chwili się przerzuciliśmy na Green Caffe Nero i zbieramy stempelki na darmową kawę. Zajęliśmy dwuosobowe miejsce, rozebraliśmy się z kurtek i poszedłem sam po kawę. Zamówiłem, i zacząłem czekać a ona się na mnie patrzyła. Nie patrzysz tak na nowo Ci poznaną osobą, patrzyła się tak jakoś inaczej ciągle się uśmiechając. Ma taki piękny uśmiech że jak ją wtedy widzę to mi serce rośnie! Ja stałem przy kasie, ona siedziała i się do siebie cieszyliśmy jak małe dzieci. Oczywiście zaczęła mi wtedy lecieć krew ze skórki na palcu bo sobie rozdłubałem ją w Muzeum ze stresu więc próbowałem to jakoś schować. Jako że ona jest mega spostrzegawcza to okazało się tydzień może dwa później że to widziała. Dostałem wyczekiwaną kawę i poszedłem usiąść a potem zgadnijcie co? Zaczęliśmy znowu gadać, tym razem na smutniejsze tematy bo o śmierci, o ludziach chorych itp. itd. Utwierdziłem się wtedy w tym że jest naprawdę dobrą osobą, osobą czułą, empatyczną i opiekuńczą. Opowiadała mi jak była w domu starców i hospicjum a ja ją uważnie słuchałem, szczerze miałem wtedy łzy w oczach, ona też ale w końcu skończyliśmy o tym gadać i przyszedł czas na usunięcie Tindera. Zaproponowała mi to jeszcze przed spotkaniem żeby usunąć go razem, zrobiliśmy to więc w tym samym momencie po czym zaczęliśmy się tak po prostu na siebie patrzeć.

- „Ale Ci się źrenice powiększyły”

- „Wiesz co to znaczy?”

- „Wiem”

Obydwoje wiedzieliśmy, obydwoje się sobie nawzajem spodobaliśmy i serca od razu przyspieszyły. W sumie to był pierwszy moment w którym się na siebie tak wpatrzyliśmy i tu kolejna rzecz, bo przed spotkaniem gadaliśmy o tym że mamy problemy z kontaktem wzrokowym. Pierwszy raz chyba wtedy wypiłem kawę tak jak się powinno to robić, w sensie wolno a nie duszkiem. Chociaż nie jestem pewien czy tak się powinno pić bo pod koniec nasze kawy były już zimne. Wyszliśmy a ja zebrałem się w sobie i ją przytuliłem, tak po prostu. To był długi i czuły przytulas a obydwoje chcieliśmy to zrobić od dłuższego czasu po tym wpatrywaniu się sobie w oczy. Następnie poszliśmy do metra żeby podjechać do Centrum na jej pociąg powrotny. Ja znowu się zacząłem stresować bo nie byłem pewien czy dobrze jedziemy i tak wiem to metro, dwa kierunki ale nie ogarnąłem tego. Na szczęście dotarliśmy ale zostało nam trochę czasu więc poszliśmy do Złotych Tarasów. Usiedliśmy tym razem na samej górze przy restauracjach nic nie zamawiając. Trochę gadaliśmy aż i ja i ona zaczęliśmy zerkać na swoje dłonie które leżały na stoliku. Któreś z nas złapało za nie i tak już zostało na dobre 10 minut. Do tego jeździliśmy sobie po nich palcami. Tak bardzo nie chciałem żeby wracała, chciałem żeby to spotkanie trwało wieczność no ale niestety musiała.. Pamiętam jak zacząłem mówić jakieś dziwne rzeczy typu „Chcę o coś spytać ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł” bo chciałem ogólnie spytać „Chcesz byś moją dziewczyną?”, chciałem ale się na to nie mogłem zebrać. Obydwoje wiedzieliśmy o co chodzi ale się powstrzymaliśmy. Pozostało tylko poczekać na pociąg na peronie. Stanęła obok, ja ją przytuliłem i tak jakoś zostało. Zaczęła mnie miziać po klatce piersiowej a ja ją całować po głowie ale tak żeby nie słyszała że to robię bo przecież „Tak na pierwszym spotkaniu?” No właśnie a kto na pierwszym spotkaniu robi takie rzeczy? W sensie no okej może być fajnie i w ogóle ale my się do siebie już tak cholernie mocno kleiliśmy że nie mogliśmy się od tego powstrzymać mimo że nie byliśmy jeszcze razem oficjalnie ze sobą. Przyjechał pociąg a ja zrobiłem kolejną głupią rzecz która ją na szczęście nie odstraszyła. Mówiła że woli się przytulać na przywitanie i pożegnanie a ja do tego jej obiecałem że jej nie pocałuję. Nie pocałowałem tak normalnie tylko w policzek mówiąc

-„Miałem tego nie robić ale nie mogę się powstrzymać, przepraszam”

Zaczęła iść do pociągu a nasze dłonie tak jakoś zostały że wyglądało to jak na obrazie Michała Anioła „Stworzenie Adama” albo jak na jakimś romantycznym filmie gdzie dwójka ludzi musi się ze sobą pożegnać.

 

3. Rozdział trzeci „Boże chcę już powiedzieć te dwa słowa”

 

Jedyne co słyszałem od przyjaciół to to żeby się nie angażować ale ona była taka inna, była taka idealna więc nie mogłem po prostu tego nie robić. Wszedłem w to całym sobą, olałem innych i była tylko ona. Do tej pory byłbym w stanie poświęcić wszystko żeby tylko być ze swoim skarbem. Chciałbym dodać też że jest do tej pory i będzie zawsze dla mnie najważniejsza. Pamiętam jak po pierwszym spotkaniu zadzwoniła do niej przyjaciółka której powiedziała że się szczerze zakochała. Wiedziałem o tym bo mi mówiła, czułem to samo lecz czekałem z tymi dwoma magicznymi słowami do drugiego spotkania. Chciałem jej to wyszeptać do ucha jako pierwszy i byłem tego już wtedy pewien. Gadaliśmy non stop przez bodajże trzy dni aż się spotkaliśmy. Ciągle było tylko to że któreś z nas w końcu chciało napisać „Kocham Cię” i to była ta miłość, wisiała w powietrzu od samego początku. „Może i jestem głupi ale wiem co to miłość” ~ Forrest Gump. No więc tak pisaliśmy aż zadzwoniłem, pamiętam że tego też się bałem, w sensie rozmowy przez telefon bo nie byłem wtedy jakiś rozgadany i wprawiony ale gadaliśmy tak przez dobre dwie godziny i było o dziwo wszystko w porządku. Przyszedł czas na kolejne spotkanie, tym razem u mnie lecz przed nim, kiedy się zobaczyliśmy po raz drugi od razu się pocałowaliśmy. Pytała się mnie przed spotkaniem czy to dziwne że zastanawia się jak smakują moje usta? I nie, to nie było dziwne, sam nad tym myślałem, sam chciałem je poczuć. Pierwszy pocałunek nie był jakiś super bo nie mogliśmy się na początku wyczuć jak kto całuję, no ale był ten PIERWSZY mimo że „Oficjalnie” nie byliśmy jeszcze razem. Pojechaliśmy do mnie, ona stresowała się że pozna moich rodziców ale nie było jakoś bardzo źle. Poszliśmy do pokoju a ona na mnie usiadła, spytałem nareszcie czy chciała by być moją dziewczyną a ta się od razu z bananem na twarzy zgodziła. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie z tego powodu że trafiłem na tak wspaniałą osobę a do tego ona chcę ze mną być. „Kocham Cię!” usłyszałem i pomyślałem sobie „Cholera wyprzedziła mnie, ja chciałem to pierwszy szepnąć jej to do ucha” No ale cóż, oficjalnie mój Aniołek był pierwszą osobą od której to usłyszałem, odpowiedziałem to samo i tak leżeliśmy. Przed tym mówiła mi cały swój monolog „ustnie” co we mnie widzi itp. itd. a ja byłem cały w skowronkach. Też powiedziałem jej dlaczego uważam że jest wyjątkowa i tak do końca spotkania leżeliśmy gadając albo nawet siedząc w ciszy, przytulając się i całując. Nabraliśmy w tym przy okazji wprawy. „Głodny jestem” i zamówiliśmy pizzę i powiem że nie wiem jakim cudem ale czułem się przy niej niezwykle swobodnie bo siedziałem na podłodze a ona jadła na łóżku, nie myślałem o niczym, liczyła się tylko ona i to że tu jest ze mną. Niestety musiała wracać więc pojechałem z nią na stację bo nie puścił bym jej sam do domu z racji na to że nie mieszka blisko i wraca pociągiem, nie puszczam jej tak do tej pory bo się o nią martwię że coś jej się stanie i czasem jeżdżę z nią tylko po to żeby mieć tą świadomość że jest bezpieczna. Po spotkaniu tak jak zwykle pisaliśmy, powiedziałem jej (nie wiem czemu) że jak tak na mnie siedziała byłem twardy. „Wiem, mówiłam Ci, jestem spostrzegawcza” W ogóle my, między sobą nie mamy tematów tabu i gadamy o wszystkim, jesteśmy ze sobą szczerzy w każdym najmniejszym stopniu co według mnie jest podstawą dobrego związku.

 

4. Rozdział czwarty „Monologi i zastanawianie się nad przyszłością”

 

Nie o tym w tym rozdziale ale chcę dodać że pierwszy raz kiedy już byliśmy razem i kiedy wróciła do domu a szliśmy spać napisała mi robi to do tej pory „Dobranoc kochanie, do jutra, kolorowych snów, wyśpij się, Kocham Cię i papa”. Czułem się taki kochany i odpisuję jej do dzisiaj to samo w różnych wersjach w zależności jaki miała dzień i co się w nim wydarzyło, na przykład wczoraj (jak już wyjechała) napisałem „Dobranoc Aniołku mój, mam nadzieję że się nie obudzisz jak Ci to wyślę i nie przepraszaj mnie rano że zasnęłaś ale miałaś ciężki dzień, dużo płakałaś i serio nic nie szkodzi ???? Do dzisiaj, kolorowych snów, wyśpij się i papa! ???? A tak poza tym, Kocham Cię najmocniej na świecie, przepraszam że nie śpię ale od dobrych dwóch godzin coś piszę "niespodzianka" nic nie powiem, dostaniesz to pewnie jak wrócisz albo może trochę wcześniej ???? Kochanie moje najdroższe, z dnia na dzień będzie coraz lepiej bo coraz mniej dni będzie aż się zobaczymy, wiem że mnie nie ma obok Ciebie ale postaraj się z drugiej strony cieszyć tym że gdzieś wyjechałaś, wiem że to trudne przez rodziców ale spróbuj proszę. Miej ich totalnie w dupie i się nie przejmuj, twoja mama zaczęła coś robić od czasu do czasu z Adrianem więc jest i tak lepiej. Bardzo za Tobą tęsknię, jeszcze raz Kocham Cię i obiecuje Ci jedną rzecz kochanie! "Będzie Dobrze" ????????” bo miała ciężki dzień i rodzice jej w ogóle nie pomagają no ale wracając.. Musieliśmy iść obydwoje do pracy więc byłem troszkę załamany że nie będziemy pisać cały czas co i tak robiliśmy ale w mniejszym stopniu. Bałem się że coś jest nie tak ale jak się później okazało, pisała dla mnie monolog o tym jak wspaniałą osobą jestem, jak bardzo się cieszy że na mnie trafiła itp. itd. Płakałem wtedy ze szczęścia, płaczę do tej pory bo monologi od niej pojawiają się co jakiś czas tak samo jak i ode mnie. Po prostu mamy chyba obydwoje takie momenty że czujemy za dużo i musimy przelać te wszystkie nasze emocje na wiadomości do siebie. Oczywiście odwdzięczyłem się swoim monologiem (też się popłakała ze szczęścia) i tak pisaliśmy aż do trzeciego spotkania u niej. Tak jak mówiłem, monologi od nas do siebie pojawiają się do tej pory, traktuję je jako takie wyładowanie emocji i tego co do siebie czujemy. Zwykle każde z nas płaczę jak je dostaje a nic nie sprawia mi większej przyjemności niż sprawianie żeby płakała ze szczęścia więc bardzo ale to bardzo mocno lubię je dla niej pisać żeby poprawiać jej humor albo tak po prostu i bez okazji. Tym razem przed przyjazdem do niej ja miałem stresa przed poznaniem jej rodziców lecz obydwoje zdawali się być mili i neutralni. Na tamtym spotkaniu zaczęliśmy się zastanawiać nad przyszłością, nad tym czy nie chcemy razem zamieszkać bo niestety jej rodzice nie są tacy jacy się wydają ale o tym później. Obydwoje ustawiliśmy sobie licznik na telefonie aż będzie miała 18 lat (teraz 17, ja 19) i będziemy mogli razem zamieszkać. Jeszcze 171 dni! Obiecałem jej że ją zabiorę od nich jak tylko skończy to wyczekiwane 18 lat. Teraz niczego bardziej nie pragnę niż żeby była do końca szczęśliwa. Zaczęliśmy sobie pisać po spotkaniu jak razem będziemy chodzić na zakupy, spać i budzić się obok siebie, wychodzić na spacery, siedzieć przy rachunkach, robić oszczędności czy razem gotować obiad. Ta cała wizja jest taka wspaniała! Niedawno liczyliśmy ile każde z nas zarabia, ile będziemy odkładać mieszkając razem „na czarną godzinę” i na co będziemy mogli sobie pozwolić. A co lepsze już niedługo się ziści i będziemy ze sobą do końca życia. Wtedy też zacząłem nad czymś myśleć „A co jakbym tak się jej oświadczył?”

 

5. Rozdział piąty „A co jakbym tak się jej oświadczył?”

 

Tak, zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać aż byłem pewien że chcę to zrobić. Uświadamiałem sobie dzień w dzień na jak bardzo niesamowitą osobę trafiłem i jakie mam szczęście że ją poznałem. Jest kobietą mojego życia i nigdy w to nie zwątpiłem. No więc, przyszedł pewien wieczór kiedy gadaliśmy przez telefon a ja zacząłem zadawać pytania typu „Ile czasu może minąć między zaręczynami a samym ślubem?” I chodziło tutaj właśnie o to że ma 17 lat i nie da rady wcześniej, znaczy potrzebna była by nam zgoda jej rodziców o co się będziemy starać. Oczywiście zadawałem te dziwne pytania bo bałem się odpowiedzi i nie byłem pewien czy jest gotowa na takie decyzje. W końcu to jest jedna z najważniejszych decyzji człowieka no ale cóż... Powiedziała że nie ma jakiegoś limitu czasu więc obydwoje wiedzieliśmy już co się kroi lecz udawaliśmy tak przez przynajmniej miesiąc że nie wiemy o co chodzi i nic nie jest zapowiedziane. Zbierałem na pierścionek ale mówiła że może być nawet taki z Kinder Niespodzianki. Wydałem mniej niż chciałem ale był piękny, przynajmniej mi się spodobał bo nie jest taki klasyczny typu (wielki brylant na środku), jest skromny i ładny, cieszę się że coś takiego znalazłem. Miała do mnie pewnego razu przyjechać, oczywiście skończyła wcześniej a pierścionek już doszedł tego samego dnia. Cały poranek zastanawiałem się jak to zrobić, miałem niesamowitego stresa i patrzyłem się ciągle na ten pierścionek z obawą czy jej się spodoba, czy będzie pasował i czy kupiłem coś w jej guście. Jak już mówiłem skończyła wcześniej a plan był takie żeby to zrobić pod Pałacem Kultury w miejscu gdzie pierwszy raz ją zobaczyłem ale okazało się że jest już pod furtką.. Więc po pierwsze musiałem coś wymyślić na szybko, po drugie stres był ogromny. Było jej gorąco i chciała już iść do domu ale zaciągnąłem ją do sklepu kupić coś do picia na dzień, później już bardzo chciała iść do domu ale się uparłem że pójdziemy na pomost nad jeziorko obok mnie. Zbierałem się i zbierałem bo czekałem aż wstanie żeby móc klęknąć lecz ona się położyła na pomoście więc usiadłem obok i położyłem jej pierścionek nad głową. Chwilę tak gadaliśmy aż ogarnęła że coś tam ma, wtedy się właśnie oświadczyłem i ją delikatnie pocałowałem. Nie wsunąłem nawet pierścionka na palec bo bałem się że mi wypadnie z ręki ze stresu i wpadnie między deski no ale cóż ZGODZIŁA SIĘ! I od tamtej właśnie pory jesteśmy zaręczeni. Zaręczyny po półtora miesiąca, przebijecie to? Później tylko gadaliśmy o tym kiedy weźmiemy ślub i tak dalej. Kolejny z najlepszych dni mojego życia, podjąłem bardzo ważną decyzję i zdaję sobie sprawę z jej wagi. Teraz chcę dodać że nie żałuję tej decyzji, wiem że zawsze będę ją kochał taką jaka jest i w pełni akceptował, wiem że nigdy w życiu nie byłbym w stanie jej zrobić krzywdy i wiem że zawsze będę starał się żeby była szczęśliwa, będę się nią opiekował i dbał o nią tak żeby czuła się jak księżniczka. Obiecuję!

 

6. Rozdział szósty „Uczymy się na błędach”

 

Niech ten tytuł Cię nie zmyli, między nami wszystko w porządku ale ten rozdział będzie o kłótniach. Na początku były to jedynie sprzeczki, głównie każda spowodowana albo z jednej albo z drugiej strony zazdrością i też dodać że osobiście uważam zazdrość za coś jak najbardziej potrzebnego w związku. Widać wtedy jak bardzo dwóm osobą na sobie zależy, widać to że się kochają i nie chcą nikogo innego, widać że się boją rozstania i chcą trzymać mocno swoją drugą połówkę. Oboje ostatnio stwierdziliśmy że mamy trudne charaktery aczkolwiek unikatowe i niepowtarzalne. Jesteśmy o siebie mega zazdrośni i mi to nie przeszkadza że jest tak a nie inaczej, cholera cieszę się że moja narzeczona jest o mnie zazdrosna. Sam nie oglądam się za innymi, bo kocham swoją księżniczkę najmocniej na świecie i nie chcę nikogo innego plus uważam że to ona jest najpiękniejsza. Do tego potrafimy sobie powtarzać ja że jestem „Jej i tylko jej” ona że jestem „Twoja i tylko twoja”, lubimy się w tym utwierdzać i to jest piękne. Były też trudniejsze chwile spowodowane tym że obydwoje mieliśmy w dany dzień beznadziejny humor i kłóciliśmy się o dosłownie każdą pierdołę. Potrafiliśmy płakać po piętnaście razy dziennie przez te kłótnie a w sumie były dwa dni takich kłótni. Nigdy podczas nawet tych najgorszych momentów nie zwątpiłem w to że kocham tą kobietę i nie zwątpiłem w to że to ma sens. Najlepsze jest to że po takich „złych” dniach jak się obydwoje uspokoiliśmy to zaczynaliśmy gadać na ten temat. Obydwoje stwierdzaliśmy coś typu „Co my robimy?” i wszystko wracało do normy. Narzeczona zawsze mi powtarzała od samego początku że jak jest kłótnia to lepiej wszystko naprawić a nie wyrzucić czy udawać że nic się nie stało z czym się w 100% zgadzam i cieszę się że tak jest. Jest też czasem kilka sprzeczek ale one mijają szybko i większość z nich jest przez to że się źle zrozumieliśmy albo źle zinterpretowaliśmy to co druga osoba powiedziała. Sam jestem spokojny, ona jest trochę bardziej wybuchowa ale mam parę sposobów na to żeby ją uspokoić. Staram się jej pokazywać wtedy nasze wspólne zdjęcia, mówić że ją kocham albo po prostu się nie odzywać i dać jej czas na ochłonięcie. Owszem jest czasem naprawdę trudno i potrafię płakać przez nią ale dalej kocham swojego Aniołka tak samo mocno albo i jeszcze mocniej. Miewamy też sprzeczki w momentach w których się długo nie widzimy ale jak tytuł rozdziału „zapowiada”, uczymy się na błędach i nie pozwolę na to żebyśmy się kłócili teraz bo wyjechała.

 

7. Rozdział siódmy „Nie możemy bez siebie żyć”

 

Na początku były dwa/trzy spotkania na tydzień. Bardzo za sobą tęskniliśmy i stwierdziliśmy że chcemy się spotykać częściej więc później były to spotkania nawet na spacer z psem (miało być 15min a wychodziła ponad godzina). Następnie zaczęliśmy się spotykać codziennie, spotkania tak często do tej pory nas nie męczą a tylko cieszą. Do tego mamy wakacje więc jest łatwiej. Później był okres w którym spędzaliśmy ze sobą „prawie” 24 godziny na dobę tzn. Spotykaliśmy się załóżmy o piątej czy szóstej rano jeżdżąc do siebie pierwszymi pociągami a kiedy wracała na noc do domu bo jej rodzice nie pozwalają do tej pory zostawać u mnie gadaliśmy przez telefon do dwunastej/pierwszej i zasypialiśmy na linii. Jeżeli zasypianie razem na linii gadając przez telefon i budząc się rano na tym samym połączeniu tylko po to żeby mieć „iluzję” że ze sobą spaliśmy to nie miłość? To ja nie wiem co to jest, może obsesja? No nie ważne, może to i to i to a zdaje mi się że obydwie te rzeczy mają ze sobą dużo wspólnego. Co lepsze doszliśmy obydwoje do momentu w którym czekam na nią o pierwszej w nocy pod domem aż wykradnie się z niego i spędzamy razem noc na przykład w McDonald's albo śpiąc pod kocykiem na placu zabaw w nocy. Owszem rano jesteśmy obydwoje wyczerpani ale przyjeżdżamy do mnie o około szóstej rano i kładziemy się dalej spać na pięć godzin do cholery tylko po to żeby się obok siebie obudzić! Czasem ja wkradam się do niej do domu i idziemy od razu spać na przekór jej rodzicom którzy na to nie pozwalają, mówimy im że przyjechałem rano i jest wtedy wszystko w najlepszym porządku.

 

8. Rozdział ósmy „Delikatnie i namiętnie aczkolwiek czasem mocno i pikantnie”

 

Temat seksu jest kolejną rzeczą w której się świetnie dogadujemy, piszemy o tym i rozmawiamy otwarcie. W ogóle obydwoje jesteśmy jacyś tacy dziwni i mam tu namyśli że potrafimy być czuli, delikatni i uczuciowi a zarazem w innych momentach trochę diabełki z nas wychodzą. Seks z moim Aniołkiem (czasem diabełkiem) jest boski aczkolwiek chcę zaznaczyć że bez tego też bym mógł żyć i to nie jest najważniejsze w związku. Nie traktujemy tego oboje jako obowiązek czy coś takiego, my po prostu lubimy to robić. Jest to chwila w której możemy być najbliżej siebie jak tylko się da. Obydwoje kochamy tą bliskość, chcemy być bliżej i bliżej za każdym razem kiedy to robimy narzeczona dopycha mnie do siebie żeby było głębiej - bliżej. To wspaniałe uczucie kiedy jesteś dosłownie złączony z osobą którą kochasz nad życie. Do tej pory mamy takie swoje dwa typy kochania się:

1. Delikatnie, namiętnie, wolno, czule i z miłością

2. Ostro, szybko, mocno i z dużo większą namiętnością

W obydwu tych przypadkach mówimy sobie zawsze że się kochamy, przy pierwszym przytulam ją tak żeby czuła się kochana, tak żeby czuła że naprawdę robię to z miłości. W drugim zaś przypadku (czasem się udaje a czasem nie) kocham jak dochodzi i jęczy z przyjemności. Wtrącę że zrezygnowaliśmy z prezerwatyw i robimy to bez nich (tabletki) tylko po to żeby być bliżej siebie, żeby czuć wszystko i żeby to nie było w żadnym stopniu sztuczne. Z ręką na sercu mogę stwierdzić że nasze życie seksualne jest na bardzo ale to bardzo zaawansowanym etapie. Eksperymentujemy w łóżku, robimy to na przeróżne sposoby i w różnych miejscach (nie tylko o te miejsca chodzi). Czasem się też czymś bawimy, na przykład potrafimy związać się linkami i zasłonić sobie oczy, używać kostek lodu czy syropu czekoladowego. Niedługo spróbujemy z bitą śmietaną! Mamy obydwoje swoje ulubione pozycje aczkolwiek one z czasem się zmieniają bo jakimś cudownym sposobem odkrywamy co raz to bardziej wymyślne. Po seksie zawsze gadamy o tym jak było, co nam się podobało a co nie i czasem myślimy jak będzie następnym razem. Do niczego nie zmuszam swojego Aniołka i jak mówi „Nie” to znaczy nie i nic wtedy nie robimy bo to nie jest jej obowiązek i szanuję jej decyzję. Zawsze gdy nie jestem pewien, pytam się jej czy wszystko w porządku i czy nie boli. Za pierwszym razem pytałem tyle razy a ta mi kłamała bo pierwszy raz ją bolał, gamoń jeden już dostał za to opieprz ode mnie i mi mówi już na szczęście wszystko bo dla mnie ważne jest przede wszystkim to żebyśmy obydwoje odczuwali z tego przyjemność. Poza tym kocham seks oralny i mówię tu o sobie jako że mogę jej sprawić przyjemność. Kocham to jak jest jej dobrze i zwija się podczas orgazmu, poza tym słyszałem od niej że mój język jest niezastąpiony mimo że kupiliśmy wibrator. Do tego obydwoje jesteśmy zboczeni a ją uważam za wariatkę równą sobie. Zarówno ja jak i ona potrafimy podczas codziennych czynności podejść do siebie i się gdzieś złapać (nie powiem gdzie!). Robiliśmy to już w miejscach publicznych i na milion różnych sposobów. Wysyłamy sobie stale przeróżne zdjęcia a ja od dłuższego czasu sam jej robię nagie zdjęcia bo zacząłem się bawić w fotografa. Nie widziałem w życiu piękniejszej istoty od niej, kocham ją fotografować nago, kocham przerabiać jej zdjęcia i mówić jej jak bardzo dobrze wygląda. No cóż, tyle o seksie, następny rozdział!

 

9. Rozdział dziewiąty „Dlaczego ją tak bardzo kocham”

 

Z tego co ogarniam nie rozpoczyna się zdania od „A więc” ale w dupie z zasadami języka Polskiego. A więc za co ja ją tak bardzo mocno kocham? Odpowiedź jest prosta aczkolwiek przyczyn jest bardzo bardzo dużo i nie zdołam wymienić ich wszystkich. Osoba z którą chcę spędzić resztę swojego życia przede wszystkim jest bardzo uczuciowa, jest strasznie delikatna, troszczy się i jest kochana. Pisze mi codziennie „Dzień dobry kochanie, miłego dnia!” pisze mi codziennie „Dobranoc, kolorowych snów. Troszczy się o mnie i martwi. Nie chcę żebym czuł się źle a najbardziej się utwierdziłem w tym wszystkim jakie mam szczęście w momencie kiedy byłem chory. Miałem przez dwa dni gorączkę, leżałem na łóżku i nie nadawałem się do życia ale ona była przy mnie mimo wszystko. Potrafiła mi kupić cholerny sok bo nie mogłem pić gazowanych napojów, chciała mi kupić leki ale poszedłem z nią. Pozwalała mi spać a sama zajmowała się swoimi sprawami BĘDĄC PRZY MNIE! Podawała mi misia popsikanego jej perfumami, potrafiła zacząć sprzątać mój pokój tak po prostu kiedy spałem, potrafiła położyć się obok i mnie przytulić. Zamykała okno kiedy było mi zimno albo robiła zimne okłady kiedy było mi gorąco. Codziennie mówi mi że mnie kocha i zawsze będzie. Przytula mnie i całuję sama z siebie. Mam jeszcze czasami ataki płaczu które mi zostały po depresji, na początku było tragicznie i nie dało się mnie uspokoić. Teraz to trwa dwie/trzy minuty, zwykle łapie mnie za ręce, każe się na siebie patrzeć i mówi że jest już wszystko w porządku. Kiedy jest mi źle mówi że wszystko będzie dobrze. Ta kobieta jest dla mnie wszystkim do cholery i nie widzę sam świata poza nią. Kocham ją całym swoim serduchem i zawsze będę! W tej chwili poprosiłem ją żeby ona teraz napisała mi dlaczego mnie Kocha, w tej sprawie nie chcę mówić za nią mimo że dobrze wiem dlaczego no ale cóż.. Proszę, wypowiedź narzeczonej: Dlaczego Cię kocham? To bardzo proste słoneczko. Kocham Cię przede wszystkim za twój charakter. Za twoją wrażliwość. Za twoją uczuciowość. Za to jaki jesteś troskliwy i opiekuńczy. Za to jak o mnie dbasz. Za to że się o mnie martwisz. Za to że zawsze mogę na Ciebie liczyć, co by się się nie działo wiem że jesteś i mi pomożesz, zawsze mi pomagasz. Za to jak na mnie za każdym razem patrzysz z tą miłością. Za to jaki delikatny jesteś. Za twój cudowny uśmiech jak jesteś przy mnie. Za twoje oczy pod których spojrzeniem się rozpływam jak na mnie patrzą. Za to jaką radość z życia mi dajesz. Za to że pokazałeś mi że życie może być kolorowe. Za to w jaki sposób mnie dotykasz, przytulasz czy całujesz. Za to że jesteś. I za to że ty też mnie kochasz.

 

Od tego momentu rozdziały będą krótsze, będą w nich rzeczy którymi chcę się podzielić ale nie jestem w stanie się bardziej rozpisać.

 

10. Rozdział dziesiąty „Wspólne 96 godzin”

 

Pojechaliśmy na działkę, na Majówkę na całe cztery dni z moją babcią i nie zapomnę nigdy tego wyjazdu. Było dosłownie świetnie, calutkie cztery dni jakbyśmy razem mieszkali, wspólne spanie, spacery razem, kąpiele nago w jeziorze czy wyjazdy na zakupy do miasta. Marzyliśmy o tym już od dłuższego czasu co było przedsmakiem tego jak będziemy razem mieszkać. Poza tym zaczynaliśmy planować nowe wyjazdy w miejsca które chcemy razem zwiedzić. Czekamy w tej chwili na Sierpień aż moja dziewczynka wróci i wyjedziemy znowu razem pewnie na pięć/sześć dni znowu na działkę, kto wie może tydzień?

 

11. Rozdział jedenasty „Wspólny dziennik”

 

Narzeczona od nie pamiętam kiedy prowadzi swoje dzienniki, w każdym z nich zapisuje cytaty w zależności od tego jak się w dany dzień czuję. Nie ujawniam szczegółów ale chcę powiedzieć że był pierwszy dziennik który był tragiczny i strasznie negatywny, od momentu kiedy się pojawiłem był drugi tym razem calutki pozytywny wypełniony miłością i pozytywnymi emocjami. Miała także jeszcze jeden, dużo dużo większy i nie używany który był drogi a jest naprawdę śliczny. Służy on do zapisywania wszystkiego, wspólnych planów, miejsc gdzie się było itp. itd. Po parunastu spotkaniach, chyba jak wywołaliśmy nasze pierwsze wspólne zdjęcia stwierdziła że chcę go zacząć prowadzić a okazałem się osobą godną tego dziennika bo był ktoś tam jeszcze kiedyś przede mną. Dziennik jest bardzo osobisty i prywatny, prowadzony przez naszą dwójkę ale znajduje się w nim kupę naszych wspólnych zdjęć, cytatów, monologów, rysunków ode mnie i rzeczy które mają dla nas większe znaczenie i do których mamy sentyment. Dziennik ten reprezentuje to że sobie bezgranicznie ufamy i prowadzimy go po to żeby na starość go oglądać, wspominać i śmiać się ze wspólnych chwil. Na końcu dziennika do tego jest taka jakby koperta w której obydwoje odkładamy na wspólne wydatki.

 

12. Rozdział dwunasty „Depresja”

 

W tym zaś rozdziale trochę o depresji. Nie będę tutaj szczegółowo opisywał co się działo u mnie albo u niej. Więc będę mówił tylko za siebie a u mnie było tragicznie. Chciałem popełnić samobójstwo lecz przyjaciel napisał do mojej mamy żeby zabrała tabletki (na sen), następnie dostawałem po dwie na noc, więc zacząłem zbierać. Jedną brałem, drugą odkładałem do pudełka aż miałem ich tak sześć. Wtedy ją poznałem i stwierdziłem „Okej dam jeszcze sobie szansę, pewnie i tak to kolejna osoba która przewinie się przez moje nieszczęsne życie” no i dałem. Okazało się tylko że najpierw było zauroczenie które po bardzo krótkim czasie przeobraziło się w szczerą i silną miłość. Ta osoba, która się pojawiła w momencie dla mnie krytycznym dosłownie pokolorowała mój czarno biały świat. Zawdzięczam jej to że żyję (bo mam dla kogo) to że odczuwam coś takiego jak szczęście (właśnie w tej chwili mi łzy lecą z tego powodu) i to że znalazłem jakiś sens życia, zacząłem mieć ambicje i robić rzecz których do tej pory nie robiłem sam bo nie miałem odwagi się zebrać, rysuję, robię zdjęcia, piszę nawet z tego co widać. Po prostu ta wspaniała osoba wywróciła moje życie do góry nogami a raczej je na nie postawiła. O niej jedynie mogę powiedzieć „Vice versa” i to że uważa że tak samo na nią zadziałałem.

 

13. Rozdział trzynasty „Rodzice”

 

Uwaga, przeklinam! O swoich tu nie będę wspominał, zawiedli mnie parę razy ale są i tak złotymi rodzicami. Jest jednak rzecz która mnie niezmiernie wkurwia, jej rodzice. Rodzice którzy się nad nią znęcają psychicznie, rodzice którzy mają i mieli w dupie jej depresję a do tego sami ją pogłębiali nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzice którzy potrafią uderzyć swoją córkę i wyklinać (ale tylko sam na sam z nią) bo przy ludziach są jebanymi aniołkami którzy są mili a przynajmniej dobrze takich udają. Są to rodzice których gówno obchodzi to jak ona się czuję a najważniejszy jest jej zasrany młodszy rozpieszczony brat który także potrafi ją uderzyć albo powiedzieć że zaraz od niego dostanie jak mu się coś nie spodoba. Chciałbym móc z tym coś zrobić ale jestem totalnie bezradny i nie potrafię. Nie ogarniam zupełnie jak można mieć tak wspaniałą córkę i traktować ją w taki sposób. Są na szczęście bardzo ale to bardzo wierzący w przeciwieństwie do mnie i do niej więc cóż.. Życzę im z całego serca żeby trafili wszyscy do swojego piekła! Mam nadzieję że nie będę musiał ale gdyby taka sytuacja miała miejsce żeby coś jej się przez nich stało. Zabieram ją wtedy i mam w dupie co sobie zrobią bo przysięgam że pójdę z tym na Policję i gdzie będzie trzeba żeby była ze mną, żeby kurwa w końcu była szczęśliwa bo na to do cholery zasługuje. Zasługuję na wszystko i to przykre że trafiła jej się taka zjebana rodzina. „Dla Ciebie mógłbym spalić cały świat do gołej ziemi tak żeby się wszystkich pozbyć, tak żebyśmy mogli być tylko my, razem, na zawsze”

 

14. Rozdział czternasty „Wychodzimy wszędzie”

 

Przeżyliśmy już tyle wspólnych i wspaniałych dla nas chwil. Każde z nich było niepowtarzalne i wyjątkowe. Nie znamy czegoś takiego jak rutyna bo każdy nasz dzień razem przynosi tak naprawdę coś innego. Raz jesteśmy w zoo, raz idziemy do Łazienek Królewskich a raz gdzieś do restauracji na obiad (jak stan naszego portfela nam na to pozwoli). Potrafimy siedzieć w domu i czytać razem książki w tym samym czasie. Potrafimy oglądać razem seriale albo przeglądać zeszyty z podstawówki i śmiać się ze starych uwag. Robimy dosłownie wszystko co nam przyjdzie do głowy, to jest piękne. Nasz cholerny związek jest piękny i inny niż wszystkie!

 

15. Rozdział piętnasty „Mój Kochany Aniołek!”

 

Myślę że to już koniec mojej „mini książki” w tym momencie chciałbym się podzielić raz jeszcze tym co czuję do Ciebie skarbie i ten rozdział będzie poświęcony tylko i wyłącznie Tobie, postaram się nie powtarzać rzeczy które już napisałem ale i tak pewnie bez tego się nie obejdzie. Chcę żebyś Ty i wszyscy którzy uważają ten związek wraz z tym że jesteśmy zaręczeni za zabawę i coś „niepoważnego” dowiedzieli się jak bardzo mocno Cię Kocham. Jesteś niesamowitą osobą a do tego mam tak wielkie szczęście że trafiłem akurat na Ciebie. Zrobiłaś już dla mnie tyle rzeczy i zawdzięczam Ci życie. Dzięki Tobie skarbie jestem szczęśliwym człowiekiem i do końca życia pragnę Ci spłacać ten dług sprawiając abyś Ty także była szczęśliwa i żebyś czuła się zawsze wyjątkowa i kochana. Już niedługo bo za sześć miesięcy albo i nawet wcześniej weźmiemy ze sobą ślub i zamieszkamy razem. Pani będzie nosiła moje nazwisko a ja będę z tego dumny. Cholera.. Już jestem dumny i tak z Ciebie, jestem dumny że już sobie nie robisz krzywdy bo mi to obiecałaś, jestem dumny że mam taką wspaniałą narzeczoną która mnie szczerze kocha i najchętniej bym się pochwalił światu jaki jestem z Tobą szczęśliwy a pisząc całą tą Historię teoretycznie to robię. Mówiłem to już wiele razy ale z wielką chęcią się powtórzę bo gadaliśmy o tym i lubisz jak Ci to powtarzam. Obiecuję Ci słoneczko że zawsze będę przy Tobie, obiecuję Ci że nigdy Cię nie opuszczę i będę z Tobą na dobre i na złe, obiecuję że nigdy Cię nie zdradzę, obiecuję Ci że będę Cię Kochał aż do śmierci, obiecuję Ci kochanie że będę się Tobą opiekował i troszczył o Ciebie nawet w najgorszych momentach, obiecuję Ci kwiatuszku że nigdy w życiu nie zrobię Ci krzywdy. Przepraszam Cię także za wszystkie rzeczy które robiłem źle do tej pory, przepraszam za swoje dziwne zachowania czasami i za to że potrafię być nieznośny i upierdliwy. Przepraszam Cię za wszystkie kłótnie i sprzeczki które prowokowałem. Zapamiętaj jedno raz na zawsze tak żebym nie musiał (i tak to będę pewnie robił) powtarzać. Kocham Cię do cholery najmocniej na świecie i nigdy Cię nie opuszczę, przed nami wspaniała przyszłość (razem) i wiedz że wszystko będzie dobrze! Kiedyś Ty mi to powtarzałaś, teraz i ja to robię a wiesz że w tym akurat mam zawsze rację i jak mówię że tak będzie to tak będzie. To już koniec tej Historii, napisałem wszystko co mi tam w głowie siedziało i jestem po trzech dniach pisania. Jak już się zaczynałem za to brać to nie potrafiłem przestać stąd tak dużo tego wyszło i przebiło to wszystkie moje monologi razem wzięte do tej pory a przynajmniej tak mi się zdaje. To „coś” i tak nie jest monologiem, może co najwyżej zbiorem ich na różne tematy ale cóż, kończę. Kocham Cię i dziękuję Ci że jesteś!

 

Skoro ty jesteś dziwna i ja jestem dziwny, to się wspaniale składa, razem zadziwimy świat, będą pokazywać nas palcem rodziny wychodzące na spacer, staniemy się słynni i bardzo tajemniczy, nakręcą też filmy o nas, zupełnie nieprawdziwe. Wprowadzimy się w nocy, w środku grudnia do pewnej meliny i będziemy tam robić miłość i nie będzie innych spraw ani zajęć. Przyszło nam się spotkać w takim ogromnym świecie, można nas rozpoznać jedynie po języku. Pokaż język, kotku. Opowiem ci bajeczkę. Będziemy już razem, tak się wspaniale składa, i język nas zdradzi, świat zabije, zamieni na rosę i popiół.

~Tomasz Różycki

 

Koniec

ps. Kocham Cię!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Elorence 17.07.2018
    Przeczytałam tylko wstęp i... Autorze, jeśli opublikowałeś historię w tajemnicy przed swoją kobietą, to radzę Ci to usunąć. Postąpiłeś bardzo nie fair wobec niej, odsłaniając coś co jest tylko Wasze.
    Już pominę ilość błędów, brak interpunkcji i ogólny zarys, który pozostawia wiele do życzenia. No i długość, tekst jest za długi, aby publikować go jako jednostrzał.
    Ale wracając do tego co pisałam wcześniej, najpierw porozmawiaj z nią i zapytaj, czy wyraża zgodę na coś takiego. Piszesz, że jest dla Ciebie najważniejsza, a potem serwujesz odkrywanie jej prywatnego życia, uczuć i emocji? Jeszcze wstawiasz swoje imię i nazwisko, aby łatwiej Was było znaleźć, a w szczególnością nią. Myślisz, że takiej sławy chce?
    Nie musisz nikomu udowadniać, że ją kochasz. Nie musisz wystawiać miłości przed całym światem. Miłość powinieneś widzieć w niej, a ona - w Tobie. Co z tego, że inni tego nie dostrzegają, że spisują Was na straty, że rzucają kłody pod nogi? Nikt, nigdy nie spojrzy na Waszą miłość tak jak wy.
    Nie oceniam tekstu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania