Moja droga
Wiernie służyłem mojemu Panu
Latami ciągnąłem ciężki wóz, orałem pole, nosiłem Go na grzbiecie
Nigdy nie usłyszałem dobrego słowa
Znam za to doskonale bat, kopniaki, krzyki, odór alkoholu
Nie narzekałem ani się nie skarżyłem
Ze spuszczonym łbem pracowałem
Popadłem w marazm, a czas powoli płynął
Starzałem się
Zacząłem być balastem, dlatego sprzedano mnie
Właściciel dostał dobrą cenę
Odjeżdżając widziałem jak stał pod sklepem w kolejce po flaszkę
Długo tak jechaliśmy stłoczeni w jednej masie
Byłem zmęczony
Upadłem
Nie mogłem wyswobodzić nogi
Inni po mnie deptali
Pozwoliłem na to
Uderzając o ziemię mój płomień życia
Został raz na zawsze zdmuchnięty
Agonia dobiegła końca
Jestem wolny
Komentarze (3)
I w ogóle co to za "starzałem się"? Zestarzałem się jak już.
To proces, ale "płomień życia"jest do kitu.
I duże litery na początku wersów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania