Moja kolej cz.4
Przez chwilę przyglądałem się zwłokom chłopaka. Z każdą kolejną minutą coraz silniej siniały.
- To ty jesteś tym szczęściarzem, który przeżył — odezwał się głos zza moich pleców.
Odwróciłem się.
- Na to wygląda.
- Jestem starszy szeregowy Wolt, ale mówią na mnie Szary. Przydzielono mnie, żebym miał na ciebie oko. Lepiej nie dotykać tego truchła. Ich krew, gdy przestaje być dotleniania zmienia się w biologiczny kwas. Paskudna sprawa. Mój brat stracił rękę przez takie coś.
- Gdzie teraz jest?
- Nie żyje. Zamordowano go kilka lat temu. Miał wielu wrogów.
Tymczasem zarządzono natychmiastową zbiórkę. Po krótkiej przemowie dowódcy ruszyliśmy na północ w stronę opuszczonej szkoły, gdzie znajdowała się ich tymczasowa baza. Po drodze obserwowałem opuszczone i zniszczone budynki. Na szosie warlały się kawałki dzikiej zwierzyny.
- Ta widok niezbyt przyjemny — Szary podwinął rękaw munduru, po czym sięgnął pod siedzenie i wyjął kilka kanapek.
- Czy takich jak ten chłopiec jest więcej? - spytałem z pewnym niepokojem.
- Podobno tak. W tej okolicy roi się od nich, ale żerują tylko w nocy. Są podatni na promienie słońca. W dzień chowają się w bunkrach albo w ciemnych lasach.
Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do opuszczonej szkoły. Był to duży trzypiętrowy budynek ogrodzony kolczastym drutem. Został zamknięty sześć lat temu z powodu silnego wzmożenia choroby wywołanej tutejszymi detonacjami w oddalonym zaledwie kilka kilometrów laboratorium. Aby zwiększyć bezpieczeństwo, żołnierze czynnie zajmowali tylko parter i pierwsze piętro. Reszta była jedynie co jakiś czas sprawdzana. Oddział przebywał tu od sześciu miesięcy. Wcześniej ich bazą był rząd bunkrów dwanaście kilometrów na zachód.
W środku szkoła wyglądała jakby była opuszczona od niedawna. Zeszyty, pióra czy podręczniki wszystko leżało nas ławkach. Nawet na tablicach postały ślady obliczeń matematycznych. Nagle na jednej z ławek zauważyłem jakby kawałek ludzkiej czaszki. Podszedłem bliżej, tych kawałków leżało tam o wiele więcej.
Do tej samej sali wszedł dowódca.
- Witam, jestem dowódcą tego oddziału. Pułkownik Zryw.
- Pułkowniku czy uczniowie z tej szkoły przeżyli.
- Nikt do końca tego nie wie. Po opuszczeniu szkoły zrobiono tu masowce wysypisko kości. Część już uprzątnęliśmy, ale podobno jeden z uczniów zdał relacje jakiemuś żołnierzowi który miał w tej okolicy patrol. To tylko pogłoski a do mnie dotarły niedawno. Podobno na własne oczy widział jak zarażeni uczniowie i nauczyciele dosłownie roztapiają się, a ich krew zmienia się w galaretowatą maż. Chłopak podobno był odporny na działanie chemikaliów. Nie wiadomo jednak jakim cudem.
Po tych słowach pułkownik zawiesił się na chwilę.
- Ale to tylko takie nic niewarte pogłoski.
- Oczywiście — przytaknąłem, choć miałem niejasne przeczucie, że jest w nich więcej prawdy niż myślałem.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania