Poprzednie częściMoja kolej

Moja kolej cz.6

Odrażająca hołota naciskała na ogrodzenie coraz bardziej. Słońce miało wzejść dopiero za godzinę. Wszyscy w pełni zmobilizowani ii uzbrojeni wyczekiwali na odpowiedni moment. Choć ja miałem bardziej wrażenie, że tylko dzięki dowódcy nie posłano w ich kierunku żadnych strzałów. Zdawało się, że sam nie był już do końca zorientowany co zrobić. Chciałem posunąć mu myśl, ale balem się jego reakcji. Takim lepiej uwagi nie zwracać, bo w tylko większe bagno się wpadanie.

- Szary, zamierzacie w końcu atakować czy będziecie tak czekać, aż te pokraki przebiją się bez zabezpieczenia? - spytałem z niepokojem. Pierwszy raz od chwili przyłączenia się do nich miałem wrażenie, że nie jestem już bezpieczny.

- Nic nie możemy na to poradzić, on tu rządzi, my tylko wykonujemy polecenia.

- Ale to nie ma sensu z żadnej strony. Macie pełno amunicji i duże wyposażenie. Jak nie zaatakujecie teraz to ta hołota prędzej czy później przebiją się.

- Drut kolczasty na pewno ich zatrzyma. Poranią się i zawrócą.

- Ty kretynie oni nie czują bólu. Ich mózg to galareta. Na nic się zdadzą zasieki.

Dowódca jednak ani drgnął. Stał na przodzie i patrzył przed siebie. W pewnym momencie moja cierpliwość się skończyła.

- Zamierzacie coś zrobić czy będziecie się tak gapić?! - wrzasnąłem.

Wszyscy nagle spojrzeli na mnie, po czym skierowali wzrok na dowódcę. Ten odwrócił głowę i momentalnie moja pewność siebie wyparowała.

- A więc to tak? Myślisz, że będziesz rozkazywał dowódcy. Jestem w tej jednostce od dwudziestu lat. Od dziesięciu dowodzę nią. Zawsze z każdej potyczki z tymi przegniłymi flakami wychodziliśmy obronną ręką. A teraz trafia mi się jakaś przybłęda, która w dodatku mi się stawia — jego oczy momentalnie zalały się krwią. - Wolt kulka w łeb natychmiast.

- Ale przecież my nie zabijamy zdrowych.

- On nie jest zdrowy. Zdrowy nie sprzeciwiałby mi się. A teraz wykonać.

Stanąłem jak wryty. Wolt wyjął broń i nakierował na moje czoło.

- Wybacz, ale to rozkaz — powiedział, po czym pociągnął za spust.

Zamknąłem oczy i czekałem. Gdy jednak je otworzyłem nadal stałem tam gdzie wcześniej, a przed oczami miałem lufę pistoletu Wolta.

- Ty idioto nosisz nienaładowany pistolet? - dowódca podszedł bliżej i z całej siły przyłożył Woltowi.

Ten nieprzytomny upadł z rozkwaszonym nosem. Wszyscy stanęli na baczność.

- No dobra, jeśli tak przykładacie się do służby, zrobimy inaczej. Ten, kto zabije go zostanie awansowany w trybie natychmiastowym. Liczę do dziesięciu, po tym czasie ten, kto szybciej wyciągnie broń i strzeli celnie dostanie nagrodę.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania