Moja prowincja
Tutaj nie muszę cię szukać umawiać na ostatnią chwilę
wystawać w długiej kolejce by kupić kwiaty
Tutaj wychodzi się z domu prosto w zieleń
drzewa pachną żywicą pod stopami strzela powietrze
Tydzień jest krótszy o jakieś dwie trzy ulice
snuje się leniwie w czworoboku kamienic
To miejsce nazywam prowincją
spokojnie otwieram okno bez obawy
że zazgrzyta tramwaj a strajk taksówkarzy
przeniesie się do kuchni.
Komentarze (3)
Eden, nie do porzucenia czy zabrania.
Co za metafory! Powietrze strzela jak szampan, tydzień pracy kończy się w środę, cisza jest błoga, a żona w kuchni obiad gotuje.
Ileż tu uśmiechu:)
5.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania