Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela, dominującą barwą na palecie miłości jest zawsze biel,kolor przebaczenia...

31.05.2020r.

 

Cały wszechświat leży na wznak próbując zapomnieć o własnym kalectwie.

 

Pij dziennie kilka kropel miłości a będziesz zdrowym duchowo człowiekiem.

 

Stworzenie świata to brzęk wybitych szpitalnych szyb i powiew świeżego powietrza.Bóg bardzo długo chorowała ściskając kurczowo swoją samotność...Bóg zdecydował się na trudną wolność.

 

Każdy próbujący uniknąć bólu bombarduje własne małe radości bezgranicznym cierpieniem i lękiem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Rachela przestała mówić 23 lutego.Przez okres między końcem lutego i połową marca wypowiedziała tylko kilka niezrozumiałych słów. To był mutyzm psychotyczny.Mgliste i ciężkie milczenie chorego dziecka zawisło nad naszym życiem.Tak rozpaczliwie tęskniliśmy za wesołym szczebiotem naszej córeczki,tak bardzo próbowaliśmy wyciągnąć ją z tego stanu katatonii terapiami...Lecz nadal pozostawaliśmy w oblężonym przez mutyzm mieście, przerażeni i samotni.Sam na sam z chorobą której nikt nie potrafił nazwać.Nieustanny dyskurs z lekarzami na temat tego co może być przyczyną takiej sytuacji nie wnosił nic nowego.Zamknięci w szczelnym prodiżu koszmaru próbowaliśmy po prostu przetrwać nieznośny żar choroby.Próbowaliśmy w majaczącym mózgu dziecka odnaleźć spokojny zakątek w którym można było by odnaleźć dawną Rachelkę i zrozumieć jej teraźniejszy świat. Milczenie dziecka, poruszająca spierzchłymi wargami obolała cisza i ten ciągły lęk o dzień jutrzejszy.O nasz wspólny dzień z Rachelką...Z dziewczynką utkaną z kryształowej mroźnej poświaty.

Mój pradziadek Jewgienij Ginzburg ze strony babci też przestał mówić na początku lutego 1931 roku.Co za dziwny zbieg okoliczności.Z powodu nadmiernego stresu, niedożywienia,zapuszczonej astmy i bólu stawów zapadł się w stan psychotyczny.Jakieś zaklęte zlepki słowne kisły na dnie jego duszy.Próbował wypluć je razem z krwią lecz mu się to nie udawało .Jęczał tylko żałośnie,próbując w profetycznych koszmarach sennych odnaleźć drogę do przeszłości.Przywieziony znad jeziora Onega nad morze Białe brał udział w budowie Biełomorkanału. Oderwany od rodziny,młodej żony i trójki dzieci jako potomek reaktywnej inteligencji został skazany na niewolniczą morderczą pracę.Był zbyt niezależny,pisał jakieś odważne felietony dziennikarskie i łożył na stołówkę dla sierot z rodzin szlacheckich. Marzył o rzeczach wielkich i wierzył w cuda niemożliwe.Razem z innymi specprzesiedleńcami znalazł się na wiosnę w piekielnych warunkach.Zawstydzony i złamany własną niemocą przestał mówić.Jego gardło niczym rów napełniony brudną wodą nie przepuszczało jasnych promieni.Pradziadek Żenia tracił oddech, mdlał,podnosił się,czołgał,podnosił innych, jeszcze słabszych niż on sam. W czasach ponownej apokalipsy Ezdrasza, nawet mędrcy byli jak głupcy a głupcy byli jak dzieci powracający z kaźni własnych rodziców.

Szumiały świerki, jodły i połamane limby.W krzewinkowym zamarzniętym runie ludzkie szczątki oznaczone porządkowymi numerami nie nadążały rozkładać się. Pod wiatrołomami znajdowali swój spoczynek ci którzy już nie byli w stanie kuć drogę w skalnym podłożu.Racje żywnościowe były zbyt głodowe a brak podstawowych narzędzi do pracy okaleczał i czynił z rąk żywe popychacze do gruzu i piasku.Brakowało łopat i siekier a taczki i sypiące się,ręcznie pobudowane dźwigi nie rozwiązywały problemu.Detonacje w ludzkich sercach,rozerwania płuc,łamiące się kończyny i kręgosłupy,nieustanne ogniska z ludzkich ciał...To była rzeczywistość pradziadka Żeni.On milczał i Bóg milczał.Milczenie przywarte do tylnej strony gardła było jak krwawa narośl.Mdlący zapach ludzkiej niemocy napełniał nozdrza i okaleczał umysły.W morderczo krótkim terminie powstawał kanał i ginęło tysiące więźniów.Ginęła wiara w człowieka i w Boga.Ginęło słońce zamknięte w gigantycznej łzie wszechświata.

Pradziadek Żenia przemówił na krótko kiedy popełnił samobójstwo jego młody przyjaciel, szesnastoletni Aleksiej Nawotkin. Został znaleziony wśród przymarzłych mszaków i spróchniałych grzybów z rozciętym brzuchem. Nie mógł znieść tego,że przedwcześnie napełniona śluza pękła a wrota budowane z takim mozołem nie wytrzymały parcia wody. Nie chciał dożywotnio gnić w gułagach za przestępstwa których nigdy nie popełnił.Nie chciał odpowiadać za to że bezwzględni zwierzchnicy-mordercy naruszający zasady technologii pracy zwalą wszystko na więźniów. Nie chciał żyć w niekończącym się piekle nieustannie straszony światłami nieistniejącego raju. Dygocącymi palcami pochwycił siekierę i rozpruł sobie brzuch. Po prostu wykrwawił się w samotności leżąc pod starymi modrzewiami.

 

-Boże moich praojców,Abrahama,Izaaka, Jakuba, oto jestem-szeptał Żenia swoją modlitwę- Na łuszczącej się korze drzew, na kamieniach, na uchwytach taczek jest moja krew.Nie pragnę zemsty ani też zabicia piekielnych czeladników własnym krzykiem.Pragnę tylko zrozumieć dlaczego sikorki, jemiołuszki czy głuszce są bardziej wolne ode mnie.Dlaczego wolność obrastająca niewolę jest taka gorzka?Skazana na wygnanie, uszminkowana własną krwią dusza jest zbyt słaba by płynąć środkiem płonącej lub oblodzonej tajgi. Żeby zasiąść do jednego stołu z samobójcami , których się kochało trzeba wpierw sobie wybaczyć myśli samobójcze. A miałem ich sporo!Trzeba zmieszanym i zawstydzonym aniołom podarować własne przetrawione brzemię i przestać być bohaterem, więźniem,ofiarą.Przestać majaczyć nadużywając własne prawo do cierpienia.Po pod wieczną zmarzliną zła oddycha dobro. Ono też jest wieczne...Boże, w oznaczonym terminie oddam ci swój lęk.Oddam ci swoje prawo do bycia człowiekiem. A gdy nastąpi chewlej ha-Maszijach,bóle porodowe Mesjasza oddam ci też swoje wspomnienia o każdym ściśniętym sercu i każdej rozpaczy której byłem świadkiem.Bo jesteś Bogiem moich praojców,Abrahama, Izaaka, Jakuba,wytrwałych i niezmordowanych w swoim dążeniu do Ciebie.

 

Szumią sosny, jodły i limby,szumi ochrypła od płaczu rzeka.Ziemia przymocowana szarą cumą do nadbrzeża wszechświata też szeleści i szumi przez sen. Tak wielu ludzi straciło dar mowy przez ból, przez traumę, przez lęk.Tak wiele dusz dotkniętych przedwczesną demencją otępiało z rozpaczy.Moja Rachela przestała mówić lecz jest nadzieja ,że obudzi się w niej chęć do życia i dzielenia pola uwagi z innym człowiekiem.Zamknięta w elipsie własnej niedoskonałości dusza znów zacznie dążyć do współtworzenia wszechświata.

Szumi tajga, stado wędrujących reniferów drzemie w księżycowej poświacie.Wystraszone rosomaki kryją się w swoich norach a zwinne rysie węszą zdobycz.Zachłystując się krwią i śmiechem Życie rozpościera poranione skrzydła. W koronach drzew rodzą się marzenia Boga i jąkające się prawdy.Wszystko odgrywa swą tajną rolę w dziwnych misteriach zwanych losem.. Losem kamienia,człowieka, gronostaja,kuny,jodły,komara.Wszystko jest ważne.Nawet ten mutyzm własnego dziecka, który tak rani serce.Bo tylko Bóg zapewnia czas i środki każdej drobince by mogła pobudować swój wszechświat na nowo z niczego... Bo tylko Bóg jest odpowiedzią na wszystkie pytania wpatrzonego we własne cierpienie człowieka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Raven18 01.06.2020
    Bardzo mi się to podoba

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania