Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela, gdy zawiniątko z niebem zaczyna być trudną planetą...

24.05.2020 r.

 

Trzeba się śpieszyć,bo anioł popchnięty do przepaści może zapomnieć o swoim niebiańskim rodowodzie.

 

Gdy kamienie palą się ze wstydu a zranione zwierzęta zamieniają się w posągi,dawno zmarli zwierają się w mocnym uścisku by już nigdy nie doświadczyć bólu osamotnienia.

 

Prędzej czy później Bóg będzie jednym z nas by zrozumieć czym jest czułość między skazanymi na niewiedzę i powolne umieranie.

 

Kochać to znaczy wyważać drzwi do małego zamarzniętego ziarenka by wyzwolić w nim cały wszechświat.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Szpital psychiatryczny, epidemia strachu i zwątpienia. Przerażone skulone serca wśród pleśniejących odłamków pseudo-dobroci. Bezwładne skrzydła pod spękanymi sufitami.Dusze uderzają się od czasu do czasu o wystające kamienie węgielne dawno spalonych świątyń. Zakurzony obcy foyer, w którym personel szpitalny spędza krótkie przerwy między kolejnymi aktami strasznej psychozy.

Młodzi dysydenci o potarganych włosach i podkrążonych oczach płaczą cicho pod ścianą szpitalną. Rodzice nie mają prawa przebywać z nimi na oddziale,nie ma miejsca nawet na korytarzu.Wszędzie materace, dostawki, rozkładane fotele.Łóżka podobne do roztrzaskanych rybackich łodzi kołyszą się w półmroku.Mali pacjenci zdani na łaskę i niełaskę pielęgniarek czasami drą się, szarpią się bądź odmawiają wykonywania poleceń.Izolatka na całym oddziale jest jedna ale są pasy i inne środki uspokajające.Rachela jest za mała by tu zostać bo nie ma jeszcze skończonych trzynastu lat.Dostała skierowanie do psychiatrycznego szpitala dla młodzieży.Zresztą ja jej nigdy tu samej nie zostawię.Dobrowolnie nie oddam dziecka w łapska białej tyranii udającej medycynę.Na ścianach nasmarowane pisakami fraktale i napisy"Ja tu byłem"...

Poruszony do głębi serca ogród szumi żałośnie w ciemnościach.Przemęczone gorgonie głowy uplecione z czarnych konarów drzew drżą nad trawnikiem.Punktualny i zawzięty ból kruszy i rozgniata każdy atom.Co my tutaj robimy, zupełnie same w ciemnościach?Czekając na dodatkową porcję upokorzenia snujemy się między oddziałem a szarym parkingiem.

Skrępowany zbyt ciasnymi chmurami deszcz ledwo sączy się do przepaści.To jest noc,pulsowanie wątpliwości w samym środku duszy.Spękana tynkowana fasada wznosi się na szklanych filarach olbrzymich drzwi.Szpital psychiatryczny dla młodzieży, dla dzieci, które straciły wiarę w sens życia.Dziwne metalowe niby balkony niczym empory ciągną się wzdłuż ściany szpitalnej.Jarzą się na nich lodowate lampy które widzą każdego na przelot.Te lampy nucą swą mroźną pieśń o ciągłym i głębokim cierpieniu.Wciąż zaczynają na nowo,nakrywając hałas zmęczonego miasta wibrującą białą siatką.

-Jak możesz być taka uparta-syczy ktoś do mnie w półmroku-To wszystko przez twoją cioteczną babkę Zoję Green.Rozstrzelana, więziona w szpitalach a później w łagrze nadal chciała żyć.Twierdziła że życie to kwaśny etrog spożywany w cieniu wierzb nadrzecznych i każdy ma obowiązek zjeść go do końca.Nawet jeśli już nie ma przełyku i ktoś wybije mu wszystkie zęby,nawet jeśli już nie ma żołądka a usta jego zostały spalone .Twierdziła ,że posadzi kiedyś palmę daktylową na czarnej równinie gdzie zginęła jej mała córeczka Adela.Pamiętasz Adele? Miała tylko półtora roku i jeszcze ssała pierś.Ale została zabita bo jej ojciec szukał pomocy dla rodzin zamordowanych podczas święta Sukot.Pamiętasz hakojfes, procesję wokół starej synagogi. Ktoś zaczął strzelać do ludzi.W otwarty Aron ha-kodesz została rzucona pochodnia.Zaczął się pożar lecz stary rabin nadal czytał Torę. Był zbyt uparty tak jak i ty!Cholerna gradacja wszechświata, cierpienie zostało zrównane z przyjemnością.Jak można śpiewać Hallel kiedy płonie cały świat.

 

-Jak możesz być taka uparta-ciągnął dalej ten złowieszczy głos-Ponad liniami ziemskich drutów jest słońce i niebo lecz one nie należą do ciebie.Gdy w Hoszana Raba giną dzieci ty nie masz prawa zatrzymywać się nad przepaścią i myśleć.Nie wolno nikomu pod karą śmierci myśleć o wieczności,chwytać pierwszą z brzegu prawdę i objawiać ją światu.Ściskając w dłoniach arawa, gałązki wierzby uderzaj nimi o macewy bo śmierć jest wszędzie.Bo wszędzie jest szaleństwo i kloaczne doły ozdobione iluzjami. Zoja Green była rozgoryczoną wariatką, być może nawet cierpiała na schizofrenię. Chciała ratować ród przed zagładą duchową.Wywleczona z piekieł, oddzielona od dzieci,bita i poniżana wciąż wierzyła w Boga.Bo nawet tracąc liście gałązka wierzby nie przestaje być wierzbą.Skłonności przestępcze mają nawet święci lecz oni są bardziej uparci w swojej walce o Boga.Bezkształtna upartość, dziurawe niebiosa i ta ciągła ucieczka przed śmiercią.Znoszone,przeżarte przez mole czasu ludzkie cierpienie nie ogrzeje małej radości...

 

-Jak możesz być taka uparta!Niezwłoczna hospitalizacja chorych psychicznie musi nastąpić jeszcze dziś.Choroba to nie trofeum, po co tak bardzo to chronić. Oddaj córkę na oddział psychiatryczny,przecież masz skierowanie.Tam jej pomogą.Co z tego ,że dzieci czasami tną się tam żyletką i są przypinani pasami do łóżek.Co z tego ze pod stosami leków tracą swoją osobowość na zawsze.W tym piekle są prawie bezpieczni.Ostre brzmienie bólu złagodzą uspokajacze a kontrowersyjne napisy na ścianach tylko wzbogacą wyobraźnie.A ty będziesz siedzieć w domu i pić herbatę z grogiem, odpoczniesz od tego koszmaru jakim jest choroba psychiczna istoty najbliższej.

 

-Nigdy nie zostawię swojej córki samej w żadnym szpitalu-wrzeszczę na całe gardło-Dla powracających z frontu choroby samotność jest zabójcza.Ubiorę biały kitel i sama odbuduję świątynię na ruinach świata.Nawet jeśli aniołowie poszczują mnie siedmiogłowym psem i zaczną rzucać we mnie kipiącym błotem. Nigdy nie zostawię swojej córki samej!

 

-Jak możesz być taka uparta!Nikt nie uniknie żądła żmij i szalejącej burzy. Nawet ci którzy się jeszcze nie urodzili.Psychiatryczna opinia lekarska rządzi tym padołem. Mylnie wystawiona potrafi zniszczyć nawet wszechświat.Pełzająca schizofrenia, rozbestwiona dusza i ciągle nawracający lęk.Utajony straszny proces chorobowy i widmo brutalnych psychuszek gdzie nawet maluchy tną się żyletkami i próbują popełnić samobójstwo.Wiem,ze tego boisz się i drżysz na samą myśl o pozostawieniu Racheli samej.Ale nie bądź taka uparta! Hipoglikemia duszy nie trwa wiecznie.Nakarmiona przez Boga niebiańską manną dusza wraca do formy.Wytatuowane obolałe serce matki patrzy w milczeniu na kamienie i przykrywa własnym cieniem to co zostało od bryły wszechświata.Jak możesz być taka uparta!Zawsze według oceny lekarzy może być jeszcze gorzej.Bo ten kto przekroczył granice piekła i utracił swoja błogą nieświadomość pozostanie na długo autystycznym dysydentem.Obudź się kobieto,chodząc po ciemku możesz wciąż nadepnąć na jeszcze żywych i nie zdiagnozowanych...Obudź się kobieto, prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi w zbyt silnej miłości.Lawiny smutku spływają z żelaznych gór a ty wciąż krzyczysz na całe gardło...Zamknij się,głupia matko!Dotknięty chorobą umysł nie może kochać!

 

-Zawsze może!-zaprzeczam syczącym podszeptom- Bo miłość nawet dręczona głodem karmi swoim ciałem umarłych.Bo dawno zmarłym miłość wierzy bez granic!A gałązki wierzbowe,moje hoszanot nie spłoną w ogniu pogardy i znieczulicy!Bo miłość przykłada kromkę ukojenia do dawno zaciśniętych ust... Wierzę w to z całego serca!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania