Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela, miłość roztarta na palecie bólu...

28.06.2020r.

 

Człowiek unikający własnego towarzystwa unika tak naprawdę Boga i próbuje zapełnić życie emocjonalnymi odpadami.

 

Życie nie jest nużącą przedmową do wieczności a wieczność nie jest tragiczną świadomością końca.

 

Wdychając woń ludzkich łez niebo staje się do bólu błękitne.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypomnij sobie czas wczesnego dzieciństwa.Kiedy byłeś dzieckiem nie potrzebowałeś oświeconych pośredników by rozmawiać z kwiatami,muchołówkami, kosami czy niebem.Byłeś tak delikatny i słodki jak rozgrzany nugat przelany do kruchej porcelany. Śmiałeś się z żartów wiatru i rozkoszowałeś się wzruszającą czułością porannej rosy.Z uniesieniem dotykałeś pnia jabłoni na którym przyczaiła się gajówka.Krzyczałeś i płakałeś kiedy chciałeś,bo nikt nie przytłaczał cię swoją cyniczną przyzwoitością.Nie używałeś skomplikowanych gestów ani wymyślnych póz by komuś coś udowodnić.Nie płaciłeś myta drzewom ani też nie oszukiwałeś naiwne wierzby by coś osiągnąć.Po prostu byłeś.W nagłym miłosnym porywie potrafiłeś nawet mrówkę pocałować w mikroskopijną brązową twarzyczkę.Bo miłość sama o sobie decydowała i nie bała się czcigodnych trupów udających ludzi i surowych dezyderatów. A teraz nawet nie umiesz rozmawiać z własnym chorym dzieckiem. Bo nie mówi,nie rusza się jak zdrowe, jest sztywne i agresywne.Jest nieznośnie obojętne bądź nieznośnie uciążliwe,nie patrzy w oczy, nie umie okazać miłości.Ale to wciąż twoje dziecko, twoja słoneczna Rachela,wywrócona toksycznym huraganem szafirowa planeta...Na tej planecie wciąż mieszkają aniołowie,zamknięci w gorzkim milczeniu. Na tej planecie jest nawet diamentowe obserwatorium z którego można dostrzec inne planety. Niewiele się tak naprawdę zmieniło.Na wąskich księżycowych łóżkach ulepionych z kosmicznego nylonu śpią marzenia. Tylko napady uporczywego lęku okaleczają miłość.Płonący multipleks zwany sztucznie zbudowaną rzeczywistością jest zawalony gruzem i dawno przestał być krainą trójwymiarowego obrazu i dźwięku.Jest w nim zacięta jadowita cisza oraz syczenie upośledzonych zdziczałych płomieni.Trzeba nauczyć się kochać na nowo z całej siły, nie odwracać się z przerażeniem.Bo miłość to zawsze zdolność przewidzenia cudzego bólu i próba ukojenia wybuchających ran.Nawet kosztem własnego raju wysadzonego nagle w powietrze. Nawet kosztem lepkich obstrukcyjnych złudzeń.

Znów szpital, kolejne badania,negliż sterylnego zła i bezsilność.W sąsiednim pokoju leży pięcioletnia Lilianka z pneumokokowym zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych.Jej nieszczęsna matka płacze całymi dniami i nagle zawstydzona czyjąś nieskromną uwagą chowa twarz w szpitalnym prześcieradle.Posyłam jej współczujące spojrzenia, pokazuję ręką na moją kiwającą się oniemiałą Rachelkę i cierpimy razem.Przywłaszczając cudzy ból staję się odrobinę silniejsza,obrastam zakrwawionymi piórami i nawet śmiem myśleć o machaniu skrzydłami. Jestem jak potłuczony neon wrzucony do ognia, płonę nowym światłem.Oddycham, nie patrzę samolubnie tylko w lusterko własnego przerażenia.

Lilianka najpierw cierpiała na ropne zapalenie ucha środkowego,wyła z bólu.Antybiotyki nie pomagały.Później wylądowała w szpitalu i tu stwierdzili dwoinkowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych by kilka dni później wykryć u nieprzytomnej pięciolatki pneumokoki.Z oczyma wlepionymi w posiniałą twarz Lilianki siedzę jak sparaliżowana.Wciąż nie wiem co dolega mojej Rachelce i potwornie się boję.Newralgiczny ból duszy zagłusza wszystko. Matka Lilianki już wie co dolega jej dziecku a ja wciąż zgaduję, robię tysiące badań i nie wiem dlaczego mózg Rachelki nie działa prawidłowo.Rozwarstwiający się przytłaczający nimbus wisi nad moim dziwnym światem ulepionym z matczynych łez i brudnego lukru. Siedzę na ściętym drzewie rzeczywistości i próbuję wplatać w ziemię wymyślone na nowo korzenie.Próbuję nie zwariować...

Nad ranem wysuszona pielęgniarka z mocno przerzedzonymi włosami upiętymi w kok przychodzi do pokoju Lilianki. Znużona, zezłoszczona i obojętna niedbale dotyka posiniałe dziecko zaczerwienionymi dłońmi w niebieskich rękawiczkach.

 

-W przestrzeni podpajęczynówkowej wykryto treść ropną.Krwistoczerwona wysypka na ciele dziecka może ściemnieć, zsinieć bądź spuchnąć-słyszę jej suchy głos-Wszystko przez niedobory odporności. Dziecko może umrzeć.

 

Matka Lilianki dwukrotnie uderza się grzbietem dłoni w czoło i zsuwa się na podłogę. Atak histerii niczym straszna dźwignia podnosi szpitalną ciszę aż do samego sufitu.Kalecząc się ostrzem własnego współczucia też zaczynam płakać i kiwać się na boki. Tak bardzo boję się diagnoz, szpitala, bezradności,niewiedzy czy okrucieństwa personelu.Tak bardzo przeraża mnie wybujałe cierpienie notorycznie pomijane przez innych.Bo tam za wenecką szybą Niobe tarza się we własnych łzach i kurzu szpitalnym.I nikt nie zamieni ją w płaczącą skałę. Aż do śmierci pozostanie żywa i taka niemalże mięsna we własnej rozpaczy.Ściany szpitalne milczą, w białej niszy bezdomne szpitalne misie głupio się uśmiechają i świecą szklanymi oczkami.A pielęgniarka nie próbuje pocieszyć Niobe.Nie potrafiąc ukryć zawodowego chłodu wykrzywia cieniutkie usta.Coś bełkocze pod nosem,grozi wyrzuceniem matki ze szpitala i wychodzi.Tam za wysokimi białymi murami dusze zabazgrane krwią umierają po tysiąc razy.Ale kto by się nad tym pochylił?...

 

-Lilianka nie umrze-krzyczę do Niobe- Ona wniesie tylko swój wkład w system szpitalnych cierpień i wszystko się skończy. Was wypuszczą. Będzie świecić słońce, obłoki z serdecznym uśmiechem powitają was na łące.Nie będzie białaczki, nowotworów, przerzutów, zapaleń,nie będzie objawów Brudzińskiego ani też napadów padaczkowych.Będzie normalne życie, słodka elegancja kwiatów,spokojny puls i jasność w głowie.Nie bój się ,mamo zsiniałej Lilianki.

 

Nazajutrz Lilianka trafia na oddział OIOMU. Podłączona do płucoserca, mechanicznej wentylacji,żywiona pozajelitowo wciąż żyje.Nie mogąc wykrzyczeć tak toksycznego bólu Niobe też żyje siedząc bezsilnie na korytarzu szpitala. Już nie płacze.Jej łzy niczym skamieniałe poziomki wiszą na rzęsach i straszą swoją krwistością.Nikt nie wyciągnie dłoni i nie zerwie tych łez z krzewów rozpaczy. Notable w białych kitlach mijają ją z niemym wyrazem zaciętych twarzy i nawet nie witają się z biedną Niobe.Boję się coraz bardziej, jak żyć, jak umierać by żyć jednak dalej...Czy jakiś wspaniałomyślny specjalista pomoże mojej Rachelce i pozwoli nam przetrwać.Czy majacząc przez straszny sen zwany życiem można się czegoś nauczyć?Czy Ziemia to tylko obelisk udający kwitnące wzgórze?...

 

-Niebiosa zostaną obrzezane tuż przed świętem Wieczności, w czasie Kabalat Szabat-słyszę głos swojego dziadka Aleksandra-Na wonnych gałęziach chmur rozkwitną słoneczne promienie.I znów zaczniesz rozumieć mowę ptaków i kwiatów i deszczu. Rachelka będzie zdrowa, Lilianka wyzdrowieje...Szabat ha-Malka zlituje się nad każdym źdźbłem życia i każdą iskierką.Bo Bóg tylko rozwiesza na niebiańskim sznurze słoneczną bieliznę.Nikt się nie wiesza, nikt nie płacze a ptaki śpiewają Cur mi-szelo...Ból to jedynie ziemska obsesja która przeminie.Nie bój się moja mała dzielna wnuczko!Zduszona własną niemocą naucz się swobodnie oddychać...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Freya 28.06.2020
    Nadal kłopot z zapisem macie – spacje.
    Ten... rozumiem, że wszystko co nie istnieje ...?
  • IgaIga 28.06.2020
    Strasznie "nawiedzone" te teksty.
  • befana_di_campi 28.06.2020
    Bardzo niestosowny komentarz :]
  • IgaIga 28.06.2020
    befana_di_campi - portal literacki, to nie jest miejsce na takie utwory. Zakładam, że jest to tekst oparty na osobistych przeżyciach Autorki, czytam i mam wrażenie, że wchodzę zbyt głęboko w jej świat, uczucia i doświadczenia. To jest jak modlitwa. Jak próba tłumaczenia sobie zaistniałej sytuacji przez wzywanie wszelkich możliwych Sił. Za dużo tu dramatu. Autorka za bardzo się odsłania. Za dużo spada na czytelnika. Podobne wrażenie odniosłam oglądając "Wołyń" i "Pasję", Gibsona. Niektóre sceny były zbyt realistyczne i zbyt drastyczne, nie każdy widz jest w stanie udźwignąć taki ciężar. Pewne sprawy należy zachować dla siebie. Albo opisać je bez emocji, które nami targają. Co może być trudne dla dotkniętych dramatem.
  • befana_di_campi 29.06.2020
    IgaIga A dlaczego niby nie jest? Przecież to swoista Księga Hioba oraz krzyk Psalmów!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania