Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela, strzeżcie się słów miłości jeśli nie umiecie poderwać się do lotu...

W nieszczęściach sięgających nieba mieszkają małe radości.

 

Niepoprawny optymizm małych ptaków powoduje że nawet nagrobki zaczynają się uśmiechać.

 

Nawet śmierć nie jest definitywną klęską jeśli wewnątrz każdej piszczeli naradza się nowe życie.

 

Słońce dmucha na węgle planet bo wszechświat jest pełen żarzących się węgli niespełnionych marzeń.

 

Nie wypada być bogatszym od Boga i biedniejszym od wszystkich upadłych aniołów nawet jeśli całe niebo upadnie i przydławi duszę.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Rachelka siedzi na wysokich poduszkach i okłada się wściekle po głowie otwartą dłonią. Śmieje się na przemian z wyciem i hiperwentylacją.Podrywa się do ucieczki, po czym znów schwycona przeze mnie w objęcia opada na poduszki.Gryzie się po rękach i rzuca nieszczęsnymi pluszowymi foczkami .Obok niej siedzi rozparte na kolorowych dywanikach cierpienie i szczerzy do mnie zęby. Czy to jest możliwe?Czy to wciąż ta sama moja córeczka,moja rezolutna Rachelka?Ktoś z lekarzy zasugerował zespól Retta więc mierzę nerwowo jej obwód głowy,obserwuję czy nie ma apraksji,czy jej garbienie się mieści się w ramach umownej normy. Zostanie wkrótce zbadana genetycznie pod kątem tego właśnie schorzenia.Lecz potworny strach zżera mnie od środka. Co jeśli oszołomiony władzą Bóg lub na pół przytomny los postanowili nas udusić niebiosami i nakryć ziemią?Ale słyszę ciężkie westchnienie chmur tuż za swoimi plecami.Bóg też cierpi w silnym uścisku niebiańskiego sukna,On też choruje, na zespół wieczności.Bóg nie jest uparciuchem a los szepcze swe mądre podpowiedzi.Wystarczy tylko wsłuchać się w ten szept.

Każdą małą czy dużą tragedię można rozłożyć na czynniki pierwsze.Oto moja Rachela i jej dziwny świat,stereotypowe ruchy rąk,odchylanie głowy do tyłu,gryzienie pluszowych foczek,dławienie się płynnymi pokarmami.Nie widoczne dla oka aberracje chromosomowe i ten upiorny uśmieszek słońca za oknem.Zgodny z obrazem klinicznym świat i nieustanna apoptoza neuronów.Każda mała iskierka przeciera oczy ze zdumienia i zadaje pytanie o sens całego tego procesu zwanego życiem.Gdzie w tym kłębku niekończących się połączeń nerwowych jest dusza?Czy zaglądając przez małą szparę w murze zwanym cierpieniem można zobaczyć Boga?Pokonując okołoporodowy i prenatalny strach płód staje się człowiekiem i nawet przebywając w mroku upośledzenia próbuje przeżyć to życie.Zrozumieć kto przepuszcza to myślące zboże przez krwawy młyn losu.Empirycznie pojąć sens każdej przelanej łzy.

 

Znów mam trzynaście lat,tyle co teraz moja Rachelka i jestem nad morzem Azowskim, w miejscowości Biriuczyj Ostriw. Nagie i radosne słońce paraduje po niebie i bawi się chmurami. Wszystko jest takie lekkie, niezłomne,wszystko drwi ze śmierci i odrzuca nawet samą myśl o cierpieniu.Wapienno-piaskowe wzgórki iskrzą się wśród jezior i zatok a płytkie turkusowe morze odmawia modlitwę za każde ziarenko piasku.W mocnym uścisku dziecięcego podnieceni podskakuję,biegnę po muszlowym detrytusie i niczego się nie boję.Jestem jeszcze za mała by bać się życia. Jestem taka sama jak łabędzie,biegusy czy mewy które potrafią upajać się życiem bez poczucia winy.Bo dusze które nie zdążyły osiąść na mieliźnie zgorzknienia są lekkie jak piórko.

Nagle wśród zarośli różeńców i maków widzę pijaną kobietę trzymającą za rączkę trzyletnią dziewczynkę z zespołem downa.Rozmazana poczerniała twarz kobiety tli się nad ziemią czerwoną łuną,jej strudzone żylaste dłonie wpijają się w ramię dziecka.Nisko osadzone, skośne oczy dziewczynki są wodniste i pełne bólu.Próbuje wyrwać się z rąk matki pokazując nieprawidłowo rozstawione zęby i dziwny wężowaty język.Spod wąskich szpar powiekowych sączą się łzy,na płaskim poranionym nosku iskrzą się kropelki potu.Dziewczynka przypomina mi rozdętego karlika nietoperza ubranego w białą podartą sukienkę w grochy.

 

-Pić, pić,piciu-krzyczy dziecko opadając na zarośla wyschniętej gwiazdnicy-Boli, boli...

 

-Ty parszywy mongole!-krzyczy matka-moje życie stało się piekłem!Te łapy z małpią bruzdą, te małe oczka, te zdeformowane małżowiny uszne.Nienawidzę!Nawet w przedszkolu cię nie chcą!Nawet twoje paluchy są jak lepkie kłujące szpilki.

 

Kobieta rzuca się na małą i obie padają w zarośla.Słychać rozpaczliwy płacz i chrzęst łamanych badyli.

 

-Ach Sienia, Sienieczka po co żeś mnie zostawił-łka kobiet- Nie wytrzymam z naszą Nadijką, zapiję się na śmierć.Czemu nie poroniłam, czemu nie umarłam wtedy przy porodzie!Sieniaaa...!A ty dałeś się zabić wtedy w tej ulicznej bójce.Jesteś podłym tchórzem! A po tym zewsząd zbiegli się ludzie i zawieźli mnie z Nadijką do szpitala.Po co?

 

Instant śmierci pod postacią morskiego piasku iskrzy się pod moimi stopami. Uczucie przerażenia rozsadza spłoszone serce,czuję się niczym motyl pojmany przez drapieżnego ptaka.Już nie widzę słońca ani morożkowych chmur.Tylko ciemność wytrzeszcza swoje lodowate oczy i rozdziera szarym pazurem dziecięcą duszę.Ściskam w ręku gryps potajemnie przesłany przez Boga i wiem,że już nigdy nie będzie jak dawniej. Już nigdy nie powrócę nad morze Azowskie a łoskot potarganych fal będzie drażnić.Pod gęstym gwaszem bólu będę do końca życia nosić wykrzywioną poranioną twarz małej Nadijki i jej nieszczęsnej matki.

 

Brat dziadka Aleksandra, Aron Hirsz był ślepy. Lecz wszystkie błogosławieństwa haftary znał na pamięć.Gdy zmarła jego żona Taja stanął pośrodku wsi i recytował ze łzami w oczach Birchot ha-haftara. Wierzył ,ze nawet śmierć przybliża do radości.Wszyscy stoimy po drzwiami wielkiej radości i walimy w te drzwi zakrwawionymi skrzydłami.Rozproszeni w diasporze wciąż idziemy nieco z tyłu Boga lecz dzięki temu widzimy jego skrzydła na których unosi cały wszechświat.Mamy nadzieję na powrót do Syjonu i na odkupienie przez Mesjasza.Bo nawet w mrokach pełnych nieszczęsnych bezbożników dusze umywają się przed każdą modlitwą i chcą czytać maftir nawet stojąc po szyję we krwi i łzach.Bo w zakopconej dusznej przepaści życia nawet ból staje się wonnym kadzidłem...Więc prośba o wieczną radość dla najbardziej cierpiących nie jest niczym szczególnym.Bóg nie odważy się odmówić nikomu kto nie widząc liter recytuje dzielnie haftary.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • fanthomas 21.07.2020
    Pesymistyczne ogólnie ale tytuły mi się podobają
  • Jarema 21.07.2020
    Tak, zgadzam się z fantomasem. Tytuły są rzeczywiście fantazyjne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania