Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela...tęczowe barwy na chodniku.

26.04.2020

 

Nawet najbardziej nieszczęśliwy człowiek na ziemi może uczynić szczęśliwą swą duszę na ćwierć sekundy gdy podniesie się z przepaści swoich mylnych przekonań.

Trzeba pamiętać że egzaltowany dyletantyzm Boga w oczach człowieka urasta do rangi genialności.Więc nie warto aż tak bardzo poważnie podchodzić do kwestii śmierci i życia,do kwestii normalności i szaleństwa.Gdyż wszystko jest zbyt umowne.

 

......................................................

Psychoza...Zaharowana dusza snuje się po ciasnym ciele i nie zna odpoczynku.Wszędzie czuje się obca, nawet we własnym fizycznym domostwie. Próbuje popełnić samobójstwo, przypatruje się własnym cierpieniom i znów opada na dno podeptanych iluzji. Psychoza to przerażający kwartet czterech muz, Rozpaczy,Samotności,Niemocy i Pogardy dla samego siebie.Te muzy z roztrzaskanymi lampionami tkwią nad nieszczęsną duszą i nie pozwalają jej zbliżyć się do Boga. Chcą by uwierzyła w to że żadnego stwórcy nie ma a cały świat to nieunikniona przypadkowa przepaść będąca mogiłą dla każdej żywej istoty. Nad każdą czującą istotą ciąży ostry lancet gotowy rozerwać jej jestestwo...Tak twierdzi szachrajka Psychoza. Lecz za czarnym orszakiem psychozy idę ja, matka chorego dziecka.Nie pozwolę Psychozie by zatruła umysł mojej Racheli.

Siedzimy w gabinecie pani psychiatry. Oschła blada twarz pochyla się nad naszą dokumentacją medyczną. Usta zaciśnięte,zbyt słabe by nas pocieszać lecz wystarczająco silne by wypowiedzieć to magiczne słowo...Psychoza...Pustoocy laboranci w lacernach snują się po gabinecie. Przekładają papiery, podpisują jakieś recepty.Jest ich tak wiele i są tak bardzo martwi że nie zwracam na nich uwagi.

 

-Wszystko jest błędem, życie to tylko system-syczą pustoocy laboranci- Kora mózgu jest zbyt słaba by utrzymać w sobie blask chimerycznej świadomości.Uchronić przed śmiertelną rozpaczą może tylko egoizm.Wszystkie religie to tylko marne landszafty na ścianach wiecznej jaskini.Psychoza jest religią samą w sobie.Uwierz nam,dziwna matko.Gdyż twoje bezsilne łzy budzą w nas tylko wstręt.Wszystko co nie jest psychozą budzi w nas wstręt.

 

Pani psychiatra wypisuje kolejne recepty dla mojej córki. Sterty elektronicznych kodów do barwnych pudełek o dziwnych nazwach.Sterty neuroleptyków i antydepresantów nasycą półkule mózgowe chemią i nową nadzieją na wyzdrowienie. Muszę tylko przestać czytać ulotki do tych leków. Bo nawet leki nowej generacji działające na receptor serotoninowy mogą być niebezpieczne dla młodego organizmu.Ryzyko działań pozapiramidowych przeraża mnie. Lecz pani doktór ma tak spokojną bladą twarz ,że muszę i ja być spokojna i blada jak ściana w świeżo wybudowanym mieszkaniu...

 

-Wszystkich wyleczymy, szaleńców, hultajów i dziwaków, zagubione matki i zagubione dzieci-syczą pustoocy laboranci-Dla każdego znajdzie się odpowiednia substancja chemiczna,odpowiednia dawka .Bo całe życie ludzkie to szybko-rozpuszczalna tabletka.Nawet nie zdążysz poczuć jej smaku.Choć jest może gorzki a może gipsowy...Nic nie zdążysz poczuć.

 

Wracamy zmęczone do domu. Rachelka kiwa się intensywnie, przyciska kurczowo brodę do klatki piersiowej. Lecz nagle zatrzymuje się pośrodku chodnika dostrzegając iryzującą plamę benzyny na asfalcie. Wygląda jak ogromny motyl utkany z kolorowych minerałów i macicy perłowej.

 

-Spójrz-szepcze do mnie-Jak radzisz...

 

-Co mam ci doradzić kochanie?

 

-Spójrz, to ból...

 

-Nie to motyl-przekonuję Rachelke.

 

Światło odbite od tłustej powierzchni rozkwita niczym kwiat na pustyni.Powiększa się,unosi się nad banalnością asfaltu i ustawiając się prostopadle do kiwającego się dziecka rozpuszcza się powoli w błękitnych promieniach dnia.

 

-Spójrz, to ból...

 

-Lecz ból nie może być tak piękny-twierdzę wciąż uparcie.

 

Widzę jak młoda sikorka stawia swe pierwsze samodzielne kroki w delikatnej wiosennej trawie.Widzę jak smukła brzoza w napadzie złotego śmiechu kiwa się na boki. Widzę swoją Rachelkę wpatrzoną w iryzujące skrzydła benzynowej plamy. W jej oczach iskrzy się łza a może po prostu tak światło pada na rogówkę oka i wytwarza efekt krystaliczności.Nadgryzając czerstwą rzeczywistość dusza piszczy z bólu lecz nie przestaje łaknąć nowych wrażeń. Może dlatego czasami ludzie łykają tabletki by móc znowu gryźć ten świat, dławić się i ciągle łaknąć.

 

Po drodze spotykamy dziwną młodą kobietę, niezwykle grubą z nadmiernie owłosioną twarzą.Pcha przed sobą pomarańczowy wózek i rozmawia przez telefon.Ta otłuszczona twarz dotknięta skrajnym hirsutyzmem marszczy się i pręży.Cień zatajonej histerii wykrzywia usta młodej kobiety. Wydaje się że za chwile upadnie na ziemię i zacznie walić pięściami w młodą trawę pełna rozpaczy i nienawiści. Wózek z różowymi chorągiewkami w kropeczki wpadnie w zarośla dzikiej róży i świat się skończy.

 

-Spójrz, to ból...

 

-Tak to ból...-zgadzam się z własnymi myślami.

 

Na drugim końcu szafirowego wiosennego świata szumi niebo.Skwapliwie przywiera do ziemi i wbija się w konary drzew. Wbija się w nasze serca przepełnione przerażeniem i wytwarza w nich pewien rodzaj wiary. Zniekształcona pstrokata wiosna pędzi przez miasto potrącając smutnych przechodniów.Iryzujące motyle zasłaniają skrzydłami słońce.

 

-Spójrz, to ból...-szepcze ktoś za moimi plecami.

 

-Spójrz to nonsens...Grubasy umierają z głodu a szkielety pękają z przejedzenia...To nonsens. Świat utkany z psychozy Boga.

 

Czy pełen wiecznych sił Stwórca może być słaby?To nonsens...Spójrz, jak radzisz?...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania