Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachelka, spytaj o adres swoją zaginioną Radość...

29.04.2020

 

Gdy odwieczne cierpienie zostanie napełnione kroplami miłości stanie się cud. Bo nawet wtedy kamień uwierzy w nieśmiertelną radość wszechświata.

 

Przedwcześnie rozwinięty kwiat i przedwcześnie rozwinięty umysł zbyt ciężko znoszą lodowate podmuchy rzeczywistości.

 

Za chwilę igła zostanie wprowadzona do żyły i pielęgniarka pobierze krew.Szaro-zielone oczy Rachelki mrużą się z bólu. Wyje z przerażenia, próbuje się wyrwać lecz trzymamy ją tak mocno że nie zdoła uciec. Kolejne badania krwi, kolejne przerażenie rodziców i cierpienie autystycznego dziecka.Bojaźliwa blada cisza siłuje się z wyrazistym rozdzierającym krzykiem.Stychiczny krzyk składający się z wersów rozpaczy...Tak bardzo podobny do poematu szaleńca. Opaska uciskowa wrzyna się w bladą skórę niczym brunatna tęcza.Energicznie ściska się dłoń losu.

Spuszczam wzrok nie mogąc znieść widoku swojego drżącego wyginającego się dziecka które nawet nie może zawołać, mamusiu, mamusiu boję się...Trzydzieści próbek krwi przygotowanych do nowych badań i nowych domysłów.Mała buntownicza łza spływa po policzku Rachelki i stapia się z nieskończoną rzeką ludzkiego bólu.Karmazynowa krew w próbówkach robi się coraz ciemniejsza.Przed chwilą była tak bardzo jaskrawo czerwona że wręcz oślepiała swoimi żywymi kolorami.Lecz i ona gaśnie.Zblazowana rzeczywistość na wszystko narzuca swój szary wygnieciony szal.

Kawalkada czarnych myśli sunie przez gabinet lekarski niszcząc słabe promyki nadziei.Nieznośny fetor strachu utrudnia oddychanie.Boże, pozwól każdemu ziarenku wynurzyć się z przepaści bólu, pozwól żyć. Rachelka rozpaczliwie próbuje odszukać pluszowe foczki by zasłonić nimi twarz.Lecz nie ma foczek,jedynie przerażenie huczy i pieni się jak morze.

Patrzę bezradnie przez okno i widzę kamieniste wybrzeże.Młoda ciężarna foka unosi się na falach łykając ze smakiem słone powietrze.Słońce podobne do szczątków rozbitego złotego okrętu dryfuje na chmurach. I nagle strzał przeszywa błogą ciszę...Niski otyły facet z rudym zarostem na policzkach strzela z winchesteru do foki,po czym próbuje dobić ją pałką.Metalowa lufa iskrzy się w bladym świetle,niebo tonie w foczej krwi.Życie przypływa i odpływa znacząc krwią kamieniste wybrzeże.W drewnianej szalupie focze futro niczym podeptane sumienie należy już tylko do piekieł.

 

-Boże,uczyń ze mnie dobrego pływaka-szepczę żarliwie-Bym mogła dopłynąć do krańców tego świata i dane mi było ożywić białą fokę.Boże wykastruj tego strzelca i nie pozwól mu stać się ojcem innych zabójców.Wybacz mi Boże mój lęk i wstręt do rudych strzelców.Bo ten kto zajada się ze smakiem cudzą bądź własną krwią jest jak szalony klezmer niszczący drogocenny instrument karmiący go od pokoleń. Boże, porusz niebiosami, porusz swoimi wiecznymi wargami i daj mi spokój duszy i radość serca.

 

-Boże chroń moją Rachelkę i wszystkie foczki Rachelki. Nie pozwól by zło pochłonęło dźwięk kitary,śpiew ptaka i wesołe mlaskanie foki.W tym jest twoja siła.Bo każdy kto zwyciężył słabość jest dumny z własnego zwycięstwa.Ty też Wieczny i Nieskończony,przemykający ciemnymi ulicami wszechświata pokonujesz swoje drobne słabości.

 

Pod trafaretem lekarskich sprzętów iskrzy się blat stołu.Zniecierpliwiona pielęgniarka zdejmuje gumowe rękawiczki i wychodzi. Z pewnością ma dość wyrośniętej autystycznej dziewczynki i przerażonych rodziców.Banalność zła, podtopiona żelatyna obojętności.

 

-Rachelko,-szepczę do córeczki- Rachelko,nie bój się,przed nami jeszcze całe życie. W stawach ściśniętych goryczą płaczących wierzb brodzą białe bociany.Słońce oplata złotymi ramionami ziemię. Ty będziesz zdrowa, zaczniesz mówić i jeść zwyczajne śniadania i obiady.Nie przez strzykawkę a tak po prostu z ładnej srebrnej łyżeczki.W białym upierzeniu pojawią się złote lotki i skrzydła duszy staną się silniejsze.Nie wierz chorobie, zaufaj życiu.

 

-Rachelko,zobacz to twój pradziadek Aleksander.Ma na sobie biała luźna szatę,całun srebrzysty.W zaświatach jest Szmini Aceret .On modli się o życiodajną rosę i złoty deszcz dla ciebie. Byś dożyła w radości i zdrowiu swego wesela i była szczęśliwa.Zaniemówiłaś tylko na chwilę gdyż ujrzałaś jasnych aniołów.Już za chwilę zaczniesz mówić i kamień spadnie mi z serca.Amen!

 

Za szarymi zakurzonymi storami zaczyna się dzień. Prośmy o rosę i deszcz gdyż one nasz ból wybielą napełniając złaknione serce ukojeniem...Gdyż cały ból tego świata istnieje tylko po to by onieśmielone cierpieniem duszy wreszcie zaczęły się śmiać uzdrowione raz i na zawsze jednym tchnieniem Boga.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania