Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachelka,gdy skrzydlate cierpienie nagradza pełzającą radość...

30.04.2020

 

Na próżno miłości szukać tam gdzie wynędzniała dusza nie zna współczucia.

 

Nadchodzą gorzkie czasy gdy kamienie będą palić się ze wstydu a ludzie pozbawieni wszelkich zahamowań zbezczeszczą groby swoich przodków.

 

Potężne fale nieba nakrywają gałęzie kwitnących jabłoni,octowców i robinii.Na sztalugach parków stoją niezwykłe obrazy chmur i spienionych obłoków.Skąd to tchnienie radości i szafirowe szaleństwo...Skąd to przeraźliwe pragnienie wolności i szczęścia w chorobliwie niestabilnym świecie...Wiosna popycha każdy najdrobniejszy pyłek do światła i odrodzenia.Po ostrych kamieniach biega bosonogie życie śmiejąc się i szlochając na przemian.Tłuką się wróble, brzęczą muchy, fruwają motyle.Można śmiertelnie nienawidzić własne życie i jednocześnie robić wszystko by uniknąć śmierci. Na tym polega paradoks rzeczywistości.Kochając słońce,zieleń, śpiew ptaków można dążyć do zniszczenia w sobie małych przebłysków nadziei.Gdy schizofrenia oplata lodowatymi ramionami umysł ciężko nawet oddychać.Ciężko obudzić się z psychotycznego snu o sobie samym.

Na gałęzi starej jabłoni siedzi seledynowa kraska. Pręży kolorowy grzbiet, puszy srebrne lotki,zanurza bursztynowe nóżki w wiosennej pianie. Jej silny czarny dziób iskrzy się w słońcu.

 

-Rachelko spójrz kraska do ciebie przyleciała-krzyczę do córeczki-Ukradkiem spogląda na ciebie i czyści piórka. A tam okrąglutki grzywacz i natrętna wrona-przekupka. Świat się śmieje do ciebie...Spójrz!

 

Rachelka przyciska kurczowo podbródek do klatki piersiowej i gapi się w ziemię.Tak bardzo boi się być szczęśliwa,tak straszną nieuchronną klęskę widzi w każdej żywej iskierce.Chroniczny duchowy ból ściska serce.Umysł dotknięty chorobą mści się sam na sobie zarażając wszystko toksyczną ponurością.Wszędzie jest przeszkoda oddzielająca wieczne dobro od istoty spragnionej ukojenia.Wszędzie jest astralne psychotyczne zło gotowe pożreć każdy przebłysk.

 

-Rachelko, spójrz ptaki mają tak dużo odwagi by żyć w świecie pełnym zagrożeń i nie udawać nic. Wzruszone stare jabłonie tulą ich w swoich ramionach.Zmiażdżone zło topnieje w słońcu.

 

Rachelka kiwa się,piszczy i jeszcze bardziej przyciska podbródek do klatki piersiowej. Na jej sweterku o kolorze chili iskrzy się ślina. Szelest zagłuszonych westchnień wplata się w szept wiatru.Dlaczego ludzie mijają nas i patrzą z niedyskretną ciekawością ,na ekscentryczną matkę i wyrośniętą dwunastolatkę uderzającą się w grzbiet swojej dłoni. Szperają spojrzeniami w naszych poranionych duszach.Zadziwiająco puste twarze o szklanych oczach płynące po wiosennym morzu.Dlaczego ludzie patrzą i nic nie widzą...Bo ich dusze mają zamknięte oczy.

Mija nas szczupła wysoka blondynka w ogromnych okularach przeciwsłonecznych.Jej oczy są ukryte pod ciemnymi szkłami. Na rękach niesie pieska rasy chow-chow. Rachelka ma takiego samego tylko że pluszowego.O gęstej różowej sierści i fioletowym języczku.Nie bawi się nim od dawna, nie rozpoznaje, nie głaszcze.Choroba oplotła umysł lepką siecią strachu gasząc w sercu zuchwałe iskierki radości.A te kwitnące zdrowiem drzewa, te ptaki...Czy one mogą nas zrozumieć?

 

-Rachelko ,spójrz tam wśród gałęzi płochliwa kawka.I sójka.Ona patrzy na ciebie.Już nie jest zaprzątnięta swoimi ptasimi sprawami, chce cię poznać, polubić.Daj jej szanse!

 

Rachelka próbuje ukryć twarz w mojej kurtce i syczy.Myśli że jest bizonem który nie umie mówić i śmiać się jak zwyczajna nastolatka.Dusza mego dziecka błądzi gdzieś tam w kazamatach ciała potykając się o chorobliwe poczucie winy.W przerażającym skupieniu świat znów zaczyna się kiwać i wyć z bólu.Skamieniałe kwiaty czernieją w zielonej trawie.Posągi w rozdartych chitonach patrzą pustymi oczodołami.Choroba nie słucha głosu życia.I choć czasami nie widoczna dla oka wzbudza ciekawość zbyt zdrowych i zbyt obojętnych.

 

-Rachelko, ptaki zbierają kropla po kropli nasz ból-szepczę do córeczki-Już wkrótce będziemy szczęśliwi.Najważniejsze przestać się bać,zniszczyć w sobie syndrom tropionego zwierzaka i zacząć po prostu żyć,oddychać , cieszyć się wiosną.To takie proste i takie trudne. By udźwignąć brzemię fizycznej choroby trzeba być zdrowym duchowo.Trzeba bez zarzutu pomagać Bogu w dziele stwarzania. Bo Bóg i my to na zawsze układ scalony.

 

-Rachelko, nawet jeśli nie mówisz opowiadaj mi o sobie. Ja usłyszę każde nieme słowo, matka zawsze usłyszy opowieść swego dziecka...

 

Mała sójka poruszając prążkowanymi skrzydełkami kąpie się w słońcu.Spogląda na nas z naiwną,niedorzeczną ciekawością.Kręci kuperkiem i kremowym ogonkiem.Dla niej wiosna to po prostu ptasie życie i zawsze ta sama sezonowa punktualność. Sójka nigdy nie spóźnia się, odbijając w małych skrzydełkach niebo pełni swą wielka misję. Tą misją jest wiosenna radość i niezwykła staranność z jaką malutki ptaszek dziękuje Bogu.Mała nabożna iskierka nie znająca zawiści i pogardy.

 

-Rachelko ,zobacz jak zwinny jest ten ptak, jak odważnie skrzeczy tam w zaroślach.Przezornie rozgląda się na boki lecz nie boi się życia. Rachelko wyrwij się z czeluści choroby bo życie to wybuch radosnego śmiechu ,bo słońce to chrupiące chapati a ziemia kawałek wiosennego tortu...Bo życie...Boli gdy jest opętańczą rozpaczą i przepaścią.Gdy jest schizofrenią chłonącą każdy powiew radości.

 

Nie proszę dziś Boga o nic bo nie chcę narazić się na odmowę kogoś Absolutnie doskonałego w swej wiecznej mądrości. Bóg wie lepiej co mi dać i jak leczyć moją córeczkę. Zaczadzona dusza ożyje gdy napełni swoją niemoc wiosennym wiecznym tchnieniem przebaczenia.

 

-Rachelko, spójrz...W chórach anielskich dzierlatka i złoty skowronek mają swoje miejsce.Każdy może śpiewać nawet jeśli nie potrafi mówić... Każdy może żyć...Bo nikt nie jest skazany na śmierć. Wszyscy jesteśmy skazani tylko na wieczność.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania