Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachelka...Nad brzegami przepaści.

26.04.2020

Postanowiłam wylać czarne błoto swoich łez na oślepiający śnieg ludzkiej obojętności...

Postanowiłam zachować stosowny dystans wobec własnego bólu gdyż sama już jestem tylko bólem...

Postanowiłam ulepić z jądra wszechświata jedną malutką iskierkę która nigdy nie zgaśnie.

Postanowiłam wbrew wszystkiemu czynić rzeczy niemożliwe i wierzyć w rzeczy niemożliwe.

 

Na wielu ulicach został odłączony prąd. Nasza ulica też pogrążyła się w ciemnościach. Znów jesteśmy w Misraim,w egipskim mroku.Pod wygniecionymi lambrekinami chmur tlą się mikroskopijne gwiazdeczki. Niebo tak czarne jak węgiel drzewny wisi nad kamienicami.Budynki-podarte stronice kamiennej partytury drżą na wietrze.Każdy próbuje powstrzymywać się od myśli o własnej śmiertelności lecz nie każdemu to wychodzi.Szczególnie w takie chwile gdy całe miasto pogrąża się w szarych oparach nocy chce się płakać i analizować,roztrząsać każdą wątpliwość,każde słowo wypowiedziane wieki temu.Makiaweliczny uśmiech losu drży na okiennych szybach.Ja też wykrzywiam usta w gorzkim uśmiechu.Moje dziecko dziś znów kiwało się na boki i patrzyło się przez chwile w jeden punkt nie zauważając mnie.Była niczym figurka wycięta z manilowej tektury która porusza się w takt wiatru.A ja stoję za nią i próbuję ją ożywić własnym cierpieniem. Córeczko przestań się kiwać, córeczko powiedz choć jedno słówko, jedną literkę,córeczko przestań dławić się wodą,kaszką, zupką .Bo twoja matka z wiecznie ściśniętym sercem tak bardzo boi się o ciebie. Córeczko masz już prawie trzynaście lat,jesteś wysoka i piękna,możesz być prawdziwą damą.Nie chowaj się przede mną. Bo wiem że tam jesteś,w tym ciele ukryta,przerażona tak bardzo że nie chcesz już nawet patrzeć w oczy swej matki.Córeczko,nie odgradzaj się murem psychozy od barwnych motyli.Spójrz, jak piękny jest ten świat zwany padołem ziemskim.

Spójrz,przypływ kamiennego morza zwanego miastem też może być piękny.Nie bój się życia, błagam cię moje dziecko, zamknięte w nietłukącej się kuli snu.

Ciemność to zaklęcie na ustach lodowatych bram,ono czaruje i napawa lękiem.Z szyderczym zuchwalstwem mrok wrzuca wszystko do czarnego wora. I radość i smutek,i rozpacz i chlipanie dziecka i wycie ulicznego pijaka,skowyt psa i pisk samochodowych opon.Zapada cisza. Bóg zapewne doznaje rozczarowania patrząc na ułomne swe stworzenia lecz dumny jest z ciszy. Bo Cisza jest wielka niczym szczęście kamienia ,niezmącone,niezależne od kaprysów burzy .Cisza nie może być udręką dla bytów składających się już tylko z ciszy...

Moja Rachelka przerażona nagłym wyłączeniem światła zerwała się z łóżka i zwymiotowała całą kolację podaną z wielkim mozołem strzykawką.Próbuję ją uspokoić, głaszcze po włosach.Ona rozgląda się niepewnie,warczy, syczy,jęczy.Zaczyna płakać, po czym cichnie przykryta swoimi pluszowymi foczkami.Wyczerpana wymiotami i płaczem zasypia.Przynajmniej mi się tak wydaje.Marzę o rzeczy prawie niemożliwej.Chcę by mnie objęła i powiedziała, mamusiu będzie dobrze,kocham cię. Lecz nie mówi od miesięcy,nie próbuje nawiązać ze mną kontaktu,dźwiga brzemię swego milczenia szczelnie okryta kołdrą i foczkami.Rozwarta paszcza choróbska zasłania mi twarz mego dziecka. W tej paszczy też jest ciemność.Noc wynurzająca się z czarnych pąków ciszy nie przynosi ukojenia.Rozbestwiona wyobraźnia produkuje potwory które pożerają nadzieję. Rachelko,właśnie przespaliśmy szacharit i minche. Rachelko, obudź się ,nie chcę byś my przespali całe nasze życie.

Widzę modlących się czerwonoskrzydłych aniołów zwróconych ku zachodowi.Jest maariw, wieczorna modlitwa tuż pod sklepieniem niebieskim.Zapach kruszonu,nasion kminu i miodu wypełnia przestworza.Smród spalin i miejskich śmietników rozpuszcza się w delikatnych powiewach wiosny. Biały okaleczony gołąb siedzi na dachu kamienicy. Słowa wieczornej modlitwy napełniają też jego ptasią duszę ukojeniem.Być może stanie się cud i gołąb ze złamanym skrzydłem zacznie latać a moja córeczka zacznie mówić i tańczyć jak dawniej.Słowa Szma Israel i Szmone esre zagłuszają dźwięk żałobnego Kadyszu. Bo czas życia jest dłuższy niż czas śmierci.Ogromne śmiejące się oczy słońca rozjaśnią noc i nastanie dzień.Bo modlitwa pozwala pogodzić się nie tylko z Bogiem ale też i z ciemnością we własnym zagubionym sercu.

Delikatnie masuję głowę swojego dziecka.Ośrodkowy układ nerwowy ukryty pod czaszką musi zacząć działać poprawnie. Tak bardzo tego pragnę że wymyślam coraz to nowe ćwiczenia dla Rachelki. Masuje opuszkami palców jej czoło,przeczesuje wielokrotnie włosy miękką szczotką,czytam bajki terapeutyczne.Neuroprzekaźniki w obrębie synapsy muszą obudzić się do zdrowego życia.Wierzę że gdzieś tam na dnie neuronowej przepaści jest moja Rachelka, moja mała córeczka wyższa już ode mnie lecz wciąż nieporadna jak niemowle...

Niepokojąca ciekawość czerwonoskrzydłych aniołów mi nie przeszkadza bo wiem że za chwilę znów powrócą do żarliwej modlitwy.Bo wiem że cały wszechświat pełen żywych istot modli się o moją córeczkę.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania