Moje imię

Moje imię. Inicjały WZF nadane w dniu narodzin – to imię dla rodziców. Urzędowo jestem ciągiem jedenastu cyfr, zawierających w sobie datę przyjścia na świat oraz płeć. W systemach danych ten numer jest ciągiem zer i jedynek.

Jeśli ktoś zapragnie mogę być tuszem na kartce lub grafitowym śladem starego ołówka, skrobiącego niewyraźny szlaczek w kajecie w szkolnym sklepiku, podczas kupowania „na kreskę”. Kiedy spalić ten zeszyt, jestem Pyłem; jestem Popiołem niesionym przez wicher. Jak wiele nazw nadaje nam świat. W końcu, dla dzikiej zwierzyny jestem Mięsem, dla mrówki Olbrzymem a dla wieloryba Mikrobem. Dla ojczystej planety Ziemi jestem jednym z wielu, przyprawiających ją o wysoką gorączkę, Wirusów, pewnie stąpającym po jej powierzchni. Wirus – zwykła otoczka białkowa chroniąca delikatny materiał genetyczny, niebędący samemu żywym, a czy właśnie nie opisał sobą całej, jakże żywotnej ludzkości?

Mówiąc o ludziach to i oni są doskonali w nadawaniu imion. Poza tym, którym zostaliśmy obdarowani przez rodzicieli, posiadam również imiona duchowe. Od czasu sakramentu bierzmowania moje inicjały to WZF(N)F – nie wiem czy przyjmuje się oba imiona wybranego świętego, czy tylko jedno. Osobiście wolę tę dłuższą wersję. Lecz temat imion nie kończy się na zbiorze dostępnych nazw z wykazu imion w Polsce. Są setki nazw unikalnych, bo nadawanych specjalnie dla mnie. Ostatnio trafiło mi się nowe. Kobieta na przystanku nazwała mnie „Czy autobus 135 już jechał”. Moje imię dla niej było niekreatywnym krótkim „Nie”. Jak wiele Nie’ów znacie? Zakładam, że dużo. Dopiszcie sobie do listy i tą nową Nie. Może kiedyś spotkacie ją czekając na transport do domu. Pozdrówcie ją ode mNie.

W samym autobusie zmieniono mnie w „Poproszę bilet”. Tym razem nie wypadło z moich ust żadne słowo. Jak w końcu się odnaleźć, gdy dopiero przed chwilą nazwano mnie zupełnie inaczej? Chwilę później znowuż zmieniono mi nazwę. Tym razem nie ustnie, a pisemnie. Od teraz jestem „Mandatem w wysokości 150, słowem – stu pięćdziesięciu PLN”.

Inną formą oryginalnej nazwy własnej jest pseudonim. Kiedy otwieram Facebooka na telefonie widzę, że dla panny A jestem teraz nieznanym znaczkiem znalezionym w tabeli Unicode, a dla niejakiej N - śledzikiem. W sumie ciekawe są ich miana, nadane przeze mnie – A i N. Jakież krótkie i jakież nieuniwersalne. Zmieńmy je już teraz na Ą i Ń. Trochę wariacji od razu poprawia im urodę.

Nie zostało jeszcze powiedziane, po co właściwie nadawane są nam imiona. Najprościej to wyjaśnić mówiąc, że są składową chęci komunikacji, potrzeby, prośby, próbą wpisania do jakiejś ramy i częścią niepokonanych zasad składni języka. Jak w końcu zwrócić czyjąś uwagę, kiedy nie ma się jak do tej osoby zwrócić?

Wracając do sytuacji codziennych. W szkole niejednokrotnie nazywano mnie „Masz może zadanie z fizyki”. Słyszę to przed każdą większą kartkówką czy sprawdzianem. Osobiście mi to nie przeszkadza – lubię pomagać innym i liczę na to, że gdy i ja powiem na kogoś „Umiesz zrobić to zadanie na HiS”, nazwana w ten sposób osoba wyciągnie do mnie pomocną dłoń. Dla niektórych jestem ciszą – bardzo trudnym do utrzymania mianem. Daje mi ono pewne udogodnienia. Cisza może być niezauważona; przejść za plecami lub nawet prowadzić otwartą konwersację (dajmy na przykład z Ą), nie będąc zarejestrowaną. Ciszą jestem jednak coraz rzadziej…

Mam też parę ciekawych nazw. Niektóre są wytworem mojej własnej wyobraźni. W grach internetowych kryję się często pod nazwą Illuminati. Z imion nadanych mi przez bliskie osoby poszczycić się mogę pseudonimem E – głównie ze względu na silny akcent padający na tę samogłoskę w wymowie pierwotnie nadanego mi miana. Dla was jestem Pontàrú. Pomysł na tę nazwę był zlepkiem różnych zamysłów. „Po” to prefiks z Matorańskiego, oznaczający kamień (pierwotnie nazwa Pontàrú zarezerwowana była dla postaci posługującej się elementarną mocą skały). Co się zaś tyczy tych dziwacznych akcentów nad „a” i „u” to nie mają one konkretnego znaczenia. Na pewno zwracają uwagę i sprawiają, że każdy czytający, choć na chwilę zastanowi się jak poprawnie wymówić widziane słowo i spróbuje nadać mu bardziej melodyjny wydźwięk; jeśli nie – cóż, moja strata. Poza tym, czy tylko Mercédès może posiadać jakieś ciekawe podkreślenia?

Cofając się do wspomnianych wcześniej wirusów – wymyślnych biologicznych maszynek – można powiedzieć, że i sama matka natura nadaje nam nowe nazwy. Zaczynając od uniwersalnego kodu, moje imię to AGTGAACAT… dalej już znacie. W końcu wszyscy mamy niemalże identyczną a zarazem jedyną tak odmienną nazwę. Dla pędzącego fotonu jestem Przeszkodą – neutrina w ogóle nie zauważają mojej obecności (a więc i dla nich jestem Nicością! Co za ulga!). Chyba wolę być Nicością dla neutrin niż dla ludzi.

Padło tu tylko kilka najpospolitszych przykładów nazw własnych. Znacie dobrze znacznie więcej. Pan na ławeczce nazywa się Żul, kontroler biletów Kanar, policjant Pies, fryzjerka Nowa Fryzura, sąsiadka z przeciwka Wiecznie Kręcone Włosy a pan z portierni Pitol (strasznie gadatliwy staruszek).

Nie wiem, do czego zmierzam. Może pragnę jedynie zwrócić uwagę na fakt nazywania wszystkich dookoła na swój uniwersalny sposób? W końcu, jeżeli każdej z siedmiu miliardów osób przypiszemy nowe miano, na świecie pojawi się siedem miliardów do potęgi drugiej nowych istot. (Niestety już mamy problemy z przeludnieniem).

Podsumowując, dla jednych jestem Zadaniem Z Fizyki, dla innych Ciszą, dla jeszcze kolejnych Śledzikiem – mam setki imion i żadne nie jest w stanie w pełni oddać mojej osobowości. Tak samo każde z Was, czytających ten tekst. Sami zdecydujcie, kim jesteście dla innych a mi ze stoickim spokojem możecie przyznać tytuł „Dlaczego zmarnowałem dziesięć minut życia”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Cofftee 08.09.2019
    Bardzo mi się ten tekst podobał. Dałam się wciągnąć w te rozwazania nawet nie wiedzieć kiedy i kurcze, sądziłam, że będzie to jakaś niesamowita opowieść. Wszystko na to wskazywało.
    Nie zrozum nie zle, nic w tym złego że tak akurat autor sobie zaplanował, ale troszeczkę czar prysł gdy pojawiły się wzmianki o nicku na opowi. Pragnęłam, by dalej popłynęło to w takim nurcie jak było wcześniej, bo było bardzo prawdziwe i wciagajace.
    Niemniej zostawiam piec za to wkretkowe, hipnotyzujące rozważanie i wnikliwa obserwacje świata.
  • Pontàrú 09.09.2019
    Ojeny, dopiero teraz komentarz mi się pojawił. Dziękuję. Myślę, że ten tekst był pisany gdy samopoczucie trochę nie sprzyjało. Faktycznie nick na opowi mógł trochę zepsuć ale zależało mi, by było prawdziwe. Cieszę się, że jest tu jeszcze ktoś kto mnie w jakimś stopniu rozumie. Twój komentarz naprawdę poprawił mi dzień ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania