Moje paranormalactivity.

Ze zjawiskami ezoterycznymi miałam do czynienia od dziecka. Wtedy oczywiście nie miałam bladego pojęcia,że to czego doznaje ma cokolwiek wspólnego ze zjawiskiem ezoterycznym. A mianowicie jako dziecko doznawałam tak zwanego paraliżu sennego,przynajmniej tak pewnego kręgi tym mianem to zjawisko określają. Jako mała dziewczynka budziłam się w środku nocy bądź nad ranem nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku ( mam na myśli krzyku. Zazwyczaj tak się budziłam jak miałam koszmary). Lub rano przebudzając się czułam czyjąś obecność.

Zazwyczaj leżałam na boku udając że śpię,jednakże miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje i wie że nie udaje. Natomiast mnie ta „ obecność” paraliżowała. Leżałam zawinięta w kołdrę i nie mogłam się poruszyć ani krzyknąć. Czekałam aż to uczucie minie. Po kilku minutach zazwyczaj mijało. Czasem czułam dotyk który powodował paraliż. Najczęściej ten dotyk czułam na nodze lub boku. Pomimo że to zazwyczaj miało miejsce po przebudzeniu,miałam świadomość tego co się dzieje.

Oczywiście wspominałam rodzicom o moich „ doświadczeniach”. Rodzice jak to rodzice mieli w zwyczaju zwalili to na garb wybujałej dziecięcej wyobraźni. Zazwyczaj mówili że to zły sen,moja wyobraźnia ect. Natomiast ja nadal miałam te doświadczenia, aż pewnego razu we śnie ta „ istota” pokazała mi się pod postacią dużego czarnego psa. Kiedy zapytałam kim jest usłyszałam że nazywa się uwaga Burczynos. Taa wiem jak to brzmi. Ale pomimo upływu tylu lat,ja nadal to pamiętam.

Pamiętam takie zdarzenie jak opowiedziałam ojcu o tym,zrobił ciekawą rzecz. Otworzył drzwi od domu i udawał że łapie Burczynosa, a następnie wyrzuca go z domu. Potem miałam pogawędkę z serii :” Duchy nie istnieją. I że mam bać się żywych a nie umarłych. Umarli mi krzywdy nie zrobią ( bo jak ktoś może skrzywdzić,skoro nie istnieje!? A żywi tak.) Po wielu latach życie pokazało że zarówno żywi jak i „ umarli” potrafią uprzykrzyć życie. Ale to tak na marginesie.

Czy mi po tym przeszło? I tak i nie. Bowiem jeszcze jako nastolatka od czasu do czasu miałam miałam paraliż senny. Potem od czasu do czasu widziałam poruszające „ cienie” w moim pokoju. Ale o tym już nikomu nie mówiłam. Bo i poco . Bowiem oficjalnie duchy,potwory spod łóżka i inne mary nie istnieją. Nieoficjalnie to zależy kto w co wieży.

Cała historia z paranormalnymi zdarzeniami nabrała rozpędu zanim poznałam mojego obecnego partnera. Pracowałam w domu opieki,starców lub Nursing Home. Jak zawał tak zwał. Niby nic nadzwyczajnego. Praca jak każda inna. A jednak nie do końca. Otóż wszystko rozpoczęło się pewnego wieczora. Akurat zaczęłam wykonywać jedną z wielu rutynowych czynności,jaką było odkurzanie wtedy usłyszałam głośno i wyraźnie to słowo „ Go”. W tym samym momencie zaprzestałam odkurzania i znieruchomiałam. Nikogo innego nie było porucz mnie w tym pomieszczeniu. Obróciłam się ale nikogo nie było. Pomimo gęsiej skórki zabrałam się ponownie za odkurzanie i wtedy nastąpiła kolejna dziwna rzecz. Kilka metrów dalej stał stolik,a pod nim leżał balon. W tym sam momencie zaczął obracać się dookoła. Kręcił się jakby nigdy nic. Od sam z siebie. Odkurzanie skończyłam w trybie ekspresowym. Kiedy wyłączyłam odkurzacz w tym samym momencie balon przestał się obracać. Dziwne nieprawdaż?

I tak oto jednego wieczora byłam świadkiem dwóch sytuacji paranormalnych. Opuściłam pomieszczenie z mocnym postanowieniem że tam już nie wrócę. No niestety musiałam tam wrócić,bo jak inaczej miałam pracować? Zdecydowanie komuś przeszkadzała moja obecność. Komuś zakłócałam spokój.

Od tamtego pamiętnego wieczoru doświadczenia paranormalne posypały się niczym lawina,pędząca z zawrotna prędkością. Poniekąd przytłaczając mnie swoją intensywnością. Ale o tym potem. Zauważyłam że na jednym pietrze wieża hi-fi włączała się o tej samej porze. Czyli o północy bądź kilka minut po północy. Ponoć była włączona w trybie czuwania. Moje pytanie brzmi. Dlaczego akurat uruchamiała się właśnie o tej porze a nie innej? Przecież mogła zacząć grać po dwudziestej drugiej. Ale nie ona grała po północy. Dziwne? Niekoniecznie. Otóż północ jest to tak zwaną „ godziną duchów”. Jak się okazuje nie bez przyczyny.

Następnym zjawiskiem jakiego doświadczyłam, było widzenie postaci siedzących w fotelu na pustym holu. Zaobserwowałam to kiedy robiłam obchód,żeby sprawdzić czy z podopiecznymi wszystko jest w porządku. Podczas jednego z takich rutynowych obchodów,kątem oka zauważyłam że ktoś siedzi w fotelu. To trwało kilka sekund. Ale wyraźnie widziałam siedząca postać.

To „ widzenie” tych postaci rozwinęło się do tego stopnia,że zaczęłam je widzieć na parterze. Tylko tym razem w ruchu. Po prostu siedząc w jadalni podczas przerwy,zauważyłam że po korytarzu znajdującym się między jadalnia a kuchenką,spacerujące postacie. Wypadało by wspomnieć,że jadalnia była zabudowanym pomieszczeniem. Jedne okna wychodziły na ogród a pozostałe na korytarz. I właśnie po tym korytarzu spacerowały te postacie.

Z początku myślałam że to przewidzenie,lub ze zmęczenia. Ale kiedy widziałam jeden raz,drugi,trzeci,dziesiąty…zrozumiałam, że to nie przewidzenie czy zmęczenie a coś innego. Ani choroba psychiczna. Interesowałam się swojego czasu psychologią kliniczną,do tego stopnia że przez pewien okres pracowałam w szpitalu psychiatrycznym. Także to nie to. Wracając do tematu. Duchy bądź zabłąkane dusze,bo o nich tu mowa. Urządziły sobie swojego rodzaju „ autostradę” z tego korytarza. Ruch był jak na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. I to w samo popołudnie.

. Jednakże najlepsze zaczęło się kiedy byłam wstanie odebrać sygnały dźwiękowe. Dlaczego mówię najlepsze,ponieważ wtedy zaczęła się swoistego rodzaju zabawa w kotka i myszkę. Tylko kto to tu był kotem a kto myszą? Na ostatnim pietrze dochodziło do następujących wydarzeń. Kiedy wszyscy pracownicy nocnej zmiany się relaksowali oglądając telewizję,lub sprawdzając coś na telefonie nagle słychać głosy. Nawoływanie, wołanie o pomoc głos ewidentnie proszący o pomoc. A moim obowiązkiem było sprawdzenie tego,czy to nie podopieczny woła. Szłam w kierunku z którego podbiegał głos i nagle cisza. Stoję chwilę i czekam aż ktoś się odezwie ,nadsłuchuję… i nic. Jak makiem zasiał. Gdyby to był podopieczny to by zawołał jeszcze raz. Po czym wracałam informując że wszystko ok.

Ciekawie było też jak pojawiły się odgłosy kroków. Najciekawsze jest to że ostatnie piętro domu opieki gdzie pracowałam. Jest pietrem gdzie podopieczni potrzebują najwięcej opieki,czyli większość czasu spędzają w łóżkach. Przez co jest niemożliwością aby chodzili,a pracownicy po zakończeniu obowiązków odpoczywali. I w tym czasie z korytarza dobiegały odgłosy kroków. Dodam że głośnych. Ale nikt nie nadchodził. Nieraz miałam wrażenie że zaraz ktoś przyjdzie a tu nic. Nikt nie idzie,pomimo że było słychać wyraźnie kroki.

Z raz też słyszałam jak ktoś oddycha koło mnie,a nikogo nie było. Od takie moje perypetie z duchami w domu starców. Co nie jest bez znaczenia,bowiem takie miejsca gdzie ludzie umierają.Mają to do siebie że dzieją się tam dziwne rzeczy. Lecz to co jest dziwne,niezrozumiałe dla jednego jest normą dla drugiego. Ja należę do tych drugich. A co za tym idzie. Nie dziwą mnie tego typu zjawiska. Nie czuje strachu czy trwogi. Biorę je za element rzeczywistości i tyle.

Chociaż był czas kiedy działo się za wiele. Ja byłam tym faktem zaintrygowana. Przechodziłam okres fascynacji tym faktem,że jestem w stanie coś takie odebrać,odczuć. Niestety to było za dużo. Do tego stopnia że moja przyjaciółka oraz dobra znajoma zaczęły się o mnie martwić. Tłumacząc że za bardzo jestem na to otwarta,że uciekam od samej siebie. Powiem tak nie do końca wiedziałam na co się porywam. Ale na tyle mnie to wciągnęło że nie chciałam tego ograniczać. Jednakże po pewnym czasie i ja zaczęłam się czuć zmęczona tym. Postanowiłam pójść za ich rada i kiedy przyszłam do pracy, „ poinformowałam” mentalnie duchowych towarzyszy,że jestem tu aby pracować oraz żeby to uszanowały. Tak jak ja szanuje to że oni tutaj są. I podziałało. Jak ręką odjął. Wszystko uspokoiło się. Nie znikło zupełnie. I nie zniknie. Taka specyfika miejsca i koniec. Ale doznania zmniejszyły się. Czasem widziałam gdzieś przemykające cienie,czy słyszałam głosy,wołania ale w znacznie mniejszym stopniu. Na zakończenie chciałam dodać że duchy jeśli wiedza ze dana osoba jest wstanie je usłyszeć,same przychodzą do takiej osoby. Dlatego trzeba umieć wyznaczyć granice w takich kontaktach. Jak ze wszystkim trzeba znać umiar. Jeśli się go nie ma,można napytać sobie biedy. Bowiem nie zawsze może do nas przyjść byt proszący o pomoc. Może być to coś o wiele bardziej groźniejszego. A wtedy nie Bóg ma was w swojej opiece bądź egzorcysta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 22.07.2018
    Znam temat.
    Miałem paraliże senne, bezdechy, lucid Dreams i Obe, jednak mimo zbieżności tematycznej i ciekawości tymi zagadnieniami, nie dałem rady zmęczyć tak napisanego tekstu.
    - interpunkcja
    - brak odstępów

    (niby nie dużo, ale jednak sporo)

    Bez cienki, a szkoda.
    Masz edycję w profilu, jak coś.
  • Canulas 22.07.2018
    Bez cienki - Bez ocenki * ~ autokorekta

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania