Moje wspomnienie Zbyszka

W zasadzie to nie pamiętam, od kiedy Cię pamiętam. Chyba od zawsze...

 

Śmierć "wielkich" zawsze wzbudza mnóstwo emocji. Gazety rozpisują się jedna przez drugą, internet huczy... a podobno wszyscy jesteśmy równi w oczach Boga. Kiedy celebryta przekręci się z przedawkowania, całe tłumy płaczą, ubolewają i współczują. Kiedy w bloku na klatce znajdą ciało młodego człowieka to jedynym komentarzem jest, że "narkoman" i "dobrze mu tak". Cmentarze też stały się wystawami coraz to okazalszych i wymyślnych pomników, z dopiskami "doktor, docent, magister". Podziały i różnice istnieją jak widać nawet po śmierci. Przynajmniej na tym świecie...

A może już tak pisałem?

 

Jednakże w tej całej nie do końca sprawiedliwości pośmiertnej są wyjątki. Takim wyjątkiem byłeś dla mnie Ty.

 

Kiedy świat jeszcze był wielki i otoczenie spostrzegałem z wysokości blatu stołu śpiewałeś dla mnie z czarno-białego "Neptuna"

zapowiadając przygody Pszczólki Mai i jej ferajny. Szkoda, że dla wielu rodaków zostałeś tylko tym głosem.

Później pamiętam koncert życzeń- od zawsze miałeś "lwią grzywę" jak mawiali niektórzy i charakterystyczne okulary- chyba kiedyś lekko przyciemnione... Ten duet ze Zdzisławą Sośnicką, w której jako dziecko kochałem się miłością w najczystszej postaci, mojej Królowej z "Pana Kleksa". Ha.

 

Mijały lata, dorastałem, słuchałem wielu japiszońskich kawałków, chodziłem na dyskoteki, poznawałem mnóstwo dziewczyn, zakochiwałem się i... zapomniałem o Tobie. Dopiero, kiedy ponad dwuletnia miłość skończyła się rozstaniem, dopiero kiedy zobaczyłem ją po dłuższym czasie- zobaczyłem... "Izoldę". Tak, to było i jest najlepsze porównanie.

I przypomniały mi się "Chałupy", "Zacznij od Bacha" i wróciłem do Ciebie jako słuchacz dojrzalszy, jako osoba, która zaczęła rozumieć o czym śpiewasz.

Moja bezapelacyjna miłość do polskich gór sprawia, że "lubię wracać tam gdzie byłem już", inne miejsca przypominają zdarzenia i osoby, których już nie ma lub prowadzą gdzieś jakieś życie , o którym nigdy się nie dowiem. Patrząc w niektóre okna, przejeżdżając przez różne miasta widzę tych ludzi gdzieś we wspomnieniach, takich jakimi ich zapamiętałem, nie starzejących się, albo po prostu żywych.

 

Kiedy pierwszy raz wynająłem mieszkanie z dziewczyną słuchaliśmy " mamy już prawdziwy nasz dom". Piękne wspomnienie... to była młodzieńcza euforia, radość, pierwsze samodzielne kroki, wiele błędów, z których przynajmniej ja wyciągnąłem wnioski.

 

Mijały kolejne lata, ale tym razem oprócz innych, Ty również byłeś w mojej kolekcji płyt i to całkiem, całkiem z przodu. Kilka koncertów, grywałeś Czardasza, głos brzmiał czysto i mocno, żadnej lipy. Zapamiętałem, że na jednym z nich- w Gdańsku, często robiłeś przerwy, co trzy, cztery piosenki. Zmartwiło mnie to, ale za chwilę byłeś już w telewizji w "Tańcu z gwiazdami", więc chyba wszystko dobrze.

 

W mojej żonie zakochałem się przez jedną, jedyną rzecz. "Nad wszystko uśmiech Twój". To on mnie zniewolił, opętał i doprowadził przed ołtarz. Na ślubie pierwszą piosenką była "Z Tobą chcę oglądać świat", co strasznie zdziwiło prowadzących imprezę, bo takiego wykopaliska się nie spodziewali. Tym bardziej, że moja żona jest młodsza o trzynaście lat, a to przecież już inna epoka...

 

Wielu ludzi odchodzi, płaczemy za bliskimi, cierpimy... Rzadko zdarza się że płaczemy za obcymi, ale Ty przecież nie byłeś obcy- chociaż nigdy się nie poznaliśmy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Freya 03.06.2017
    Fajny tekst; widzę że ruszyło cię, a z Sośnicką to musiał być ciekawy duet... Pozdro. ;)
  • KarolaKorman 03.06.2017
    Bardzo ładne wspomnienie. I masz rację, to nie były piosenki dla dzieci, w nich jest jakaś głębia, którą dostrzega się z wiekiem :)
  • Pasja 03.06.2017
    A ja miałam przyjemność spotkania się z nim w Siemiradzkim, kiedy rodziła jego córka. Dziadek był wniebowzięty, ale trochę? nie chcę źle mówić o zmarlych. Tak jego piosenki to mądre przesłania. Pozdrawiam
  • Freya 03.06.2017
    pasja; ty jesteś bardzo konkretna nieskazitelnie. :)
  • riggs 03.06.2017
    Może i dobrze, że takich osób nie znamy prywatnie. Mam bardzo złe zdanie o Panu Chyrze przez to,że go poznałem. Ale jest i wiele bardzo sympatycznych i dobrych " Wielkich".
  • Adam T 03.06.2017
    A ja miałem przyjemność "śpiewać z nim", i nie tylko z nim :))W Kazimierzu Dolnym, jako tenor w chórze, śpiewałem Nieszpory Ludźmierskie mistrza Pawluśkiewicza, jednym z silistów był Wodecki.
    Inna ciekawostka - próby z orkiestrą mieliśmy w Lublinie, orkiestrą i nami (chórem) dyrygowała Danuta Grechuta, Marek Grechuta był też na jednej z prób. Był też na próbie generalnej w Kazimierzu, kiedy śpoewaliśmy ze Zbigniewem Wodeckim. Dla mnie coś bezcennego :)
  • riggs 03.06.2017
    To jest coś!!! Brawo. Widzę, że jesteś wszechstronnie utalentowany. Wielkie ukłony i szacunek.
  • motomrówka 03.06.2017
    Pamiętam boom na płyty Marka Grechuty kiedy zmarł. Miałam to szczęście, że odkryłam go wcześniej.
  • Ewcia 03.06.2017
    Zbigniew Wodecki nie był moim idolem, ale wielkich się wspomina dobrze.Ciekawie opisane wspomnienia 5.
  • riggs 03.06.2017
    Dzięki. Szkoda, że Kraków tak daleko...
  • Pan Buczybór 03.06.2017
    Ta. Zbigniew to był gość. Razem z nim umarła część polskiej kultury. Szkoda, bo takich coraz mniej.
  • motomrówka 03.06.2017
    Dobrze, że to napisałeś, Riggs. Chciałoby się nawet sparafrazować pewiem znany tekst z pewnego filmu "Zagraj to jeszcze raz, Riggs" :)
    Ciekawe, kto z piszących tu nastolatków kojarzy w ogóle kto to był Zbigniew Wodecki?
    Nigdy nie przepadałam za Wodeckim, szanowałam głos i talent, ale jego muzyka to nie był mój świat. Nie mniej, znów się zastanawiam, czy gdyby żył w Stanach na przykład, byłby sławny na cały świat tak, jak choćby Paul Anka?
  • Od razu, już po samym tytule, poznałam o kim jest to wspomnienie. Zbigniew Wodecki miał przez jakiś czas romans z telewizyjnym gwiazdorstwem(jurorowanie w "Tańcu z gwiazdami", wcześniej prowadzenie programu telewizyjnego), stąd był postrzegany przez wielu bardziej jako telewizyjny celebryta niż wokalista, multinstrumentalista i autor piosenek.
    Ostatni czas, po "1976: A Space Odyssey" to okres renenansu popularności(to wtedy otrzymał Fryderyka, więcej ludzi zaczęło słuchać jego piosenek).
    Rozumiem, że dzisiaj gwiazdorstwo stało się częścią polskiego show-biznesu, ale myślę, że to nie jest przypadek, że słowo "celebryta" w języku polskim pojawiło się dopiero w dobie Internetu. Jeszcze gdy polską premierę miał film "Celebrity" Woody`ego Allena, dystrybutor nie nadał filmowi polskiego tytułu, pozostając przy oryginalnym. Wtedy słowo celebrity po prostu nie miało polskiego odpowiednika.
  • riggs 05.06.2017
    Bardzo nad tym ubolewam. To co stało się z Chylińską...nie do wiary. Fajnie wypowiedział się natomiast Dorociński. Był w szkole Jandy- pierwsza rola w serialu przez rok. I szczerze wyznał, że gdyby wybrał pieniądze- wybrałby seriale, ale nie o to mu chodziło. Nie oceniam tu jego umiejętności, ale wybrał "być" , a nie "mieć". za to szacun. Z drugiej strony Wodecki, czy Tyszkiewicz na stare lata mogą sobie pozwolić na takie tam zarabianie. Chylińskiej darować nie mogę- komercha, żenada i wstyd. Tak jak jej dwie ostatnie płyty.
    To na temat "celebrytów"

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania