Poprzednie częściMoje życie się zmieniło - Prolog

Moje życie się zmieniło- Rozdział 12

~Harry~

Weszliśmy do restauracji. Od razu podszedł do nas kelner i zaprowadził nas do stolika dwuosobowego, który wcześniej zarezerwowałem. Usiedliśmy. Tiffany z zaciekawieniem rozglądała się po lokalu. Oprócz nas była jakaś rodzina i dwie inne pary. Pary… Właściwie to my jeszcze nie jesteśmy parą… Jeszcze nie.

Kelner przyniósł nam kurczaka z warzywami w jakimś sosie oraz dwa kieliszki wina.

- A co to za okazja?- spytała z zaskoczeniem, ale i uśmiechem na twarzy.

- Tak pomyślałem, że zabiorę cię na kolację- powiedziałem.

- Ale z jakiej okazji?

- A to już nie mogę cię do restauracji zabrać bez specjalnej okazji?

- Nie, nie. Tylko pytam. Wspaniała niespodzianka. Dzięki.

- To jeszcze nie wszystko.

- Nie? Co jeszcze przygotowałeś?

- Niespodzianka. Potem się dowiesz.

Zabraliśmy się do jedzenia. W międzyczasie rozmawialiśmy. Widziałem, że jej się podoba. Uśmiech praktycznie nie schodził jej z twarzy. Czułem spokój, stres, bo przecież randka się nie skończyła. RANDKA?! Spotkanie przyjacielskie, które może zapoczątkuje randki. To lepiej powiedziane. Oby jej się spodobało, oby jej się spodobało, oby powiedziała ,,tak”… To najczęściej powtarzałem w myślach. Bardzo zależało mi na tym, by mile spędzić ten wieczór.

Wino do kurczaka pasowało idealnie. Na nikogo nie zwracaliśmy specjalnej uwagi, nawet na kelnera, który dość często chodził po sali.

Zjedliśmy i szykowaliśmy się do wyjścia. Tiff weszła jeszcze do łazienki, a ja za wszystko zapłaciłem. Wyszliśmy z restauracji, wsiedliśmy do mojego samochodu i skierowaliśmy się w stronę najbliższego jeziora. Zaparkowałem auto i usiedliśmy na ławce. Tiffany oparła głowę na moim ramieniu, a ja ją delikatnie objąłem. Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy na bezchmurne niebo. Widać było księżyc i gwiazdy.

-Jak pięknie- szepnęła.

Kilka sekund później zabrzęczał mój telefon. Dziewiąta wybiła. Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, na co ja uśmiechnąłem się tajemniczo. Wtedy na niebie zobaczyliśmy jasny błysk. Fajerwerki. Różne piękne kształty były tak jasne, że mrużyliśmy oczy. Po chwili na jej twarzy zobaczyłem szeroki uśmiech. Wpatrywała się w sztuczne ognie, a jej oczy świeciły. Korzystając z okazji, wyjąłem coś dyskretnie z kieszeni. Gdy pokaz fajerwerków się skończył, Tiff spojrzała na mnie z wyraźnym szczęściem w oczach.

- Ty to wszystko zaplanowałeś?- spytała.

- Tak. Specjalnie dla ciebie.

- Ale… czemu?

I nadeszła jedna z najważniejszych chwil mojego życia. Spojrzałem jej prosto w oczy, chwyciłem jej dłoń i powiedziałem:

- Bo mi na tobie bardzo zależy. Jesteś jak…. Ten, no… Jesteś dla mnie bardzo ważna i ja… chciałem….- słowa, które przygotowałem kilka godzin temu, zupełnie mi się pomieszały.

- Powiedz to z serca- podpowiedziała mi i zachichotała.

- Kocham cię. Zostaniesz moją dziewczyną?- to ostanie prawie wyszeptałem.

Wyjąłem z kieszeni małe pudełeczko i otworzyłem je. W środku była przepiękna bransoletka. . Patrzyła na nią, a w oczach pojawiły jej się łzy.

- Płaczesz?- zaniepokoiłem się.- Nie podoba ci się? Mogę ją wymienić.

- Nie, głuptasie. Jest prześliczna. W życiu nie widziałam piękniejszej. To wszystko dla mnie?

- Tak. Czyli że się zgadzasz?

- Oczywiście- rzuciła mi się na szyję, a ja ją mocno przytuliłem. Gdy się od siebie oderwaliśmy, założyłem jej bransoletkę na nadgarstek. Pasowała idealnie. Muszę przyznać, że mam dobry gust. Jej też się podobał, bo ponownie spojrzała na swój prezent, po czym mnie pocałowała. To był najlepszy pocałunek w moim życiu. Miała taki słodki smak ust, takie delikatne wargi… Rozpłynąłem się i nawet nie zauważyłem, gdy ktoś do nas podszedł i zrobił nam szybkie zdjęcie. Nim zdążyłem zareagować, on już był daleko. Cicho zakląłem pod nosem i spojrzałem przepraszająco na Tiffany. Ona nie wyglądała na bardzo przejętą.

- Kiedyś to i tak by wyszło na jaw- szepnęła.

- Ale się akurat całowaliśmy.- mruknąłem.

- Chyba się tego nie wstydzisz?

- Nie, no coś ty. Po prostu ich nie lubię. Paparazzi. Wścibscy, złośliwi… No wiesz.

- Wiem. I będę musiała przywyknąć.

Wstaliśmy z ławki i, trzymając się za ręce, ruszyliśmy w stronę domu.

 

~ Amelie~

Siedziałam na krześle w szpitalu. Gwen opierała się o moje ramię i patrzyła w ścianę. Ja przytuliłam się do Zayna, który siedział obok i mnie obejmował, a Emma i Brian poszli po coś do picia. Nikt nie miał pomysłu na rozmowę. I dobrze. Nawet nie miałam ochoty rozmawiać. Cisza. Czas z kolei dłużył mi się niemiłosiernie. Mama była na sali operacyjnej ponad dwie godziny. Oby tylko wyzdrowiała. Na myśl o tym, że mogłabym ją stracić, pojawiły mi się łzy w oczach. Szybko je wytarłam. Brian i Emma wrócili z plastikowymi kubkami wody mineralnej. Po kilku minutach czerwono włosa odezwała się :

- My z Brianem musimy już iść. Muszę się zająć młodszym bratem. Rodzice wychodzą za pół godziny.

Oboje mnie mocno przytulili i pocałowali w policzek.

- Jutro wpadniemy- obiecał Brian i wyszli.

Zostałam z Zaynem i Gwen. Poczułam, że moja siostra robi się śpiąca. Ale nie mogłyśmy jechać do domu. Nie teraz. Jeszcze nie. Przecież lekarz mógł podejść do nas w każdej chwili. Modliłam się w duchu, aby przyniósł dobrą wiadomość.

Kolejny kwadrans czekania. W końcu zobaczyłam, że w naszym kierunku idzie ten sam lekarz, który powitał mnie przy drzwiach. Dopiero wtedy zauważyłam, że nazywa się Stark.

- Co z moją mamą?- spytałam na wstępie.

- Jej stan jest ciężki. – odpowiedział.- Będzie spała jeszcze przez kilka dni, góra tydzień. Udało nam się ją uratować i amputacja nogi nie była na szczęście potrzebna. Ma złamaną lewą rękę i prawą nogę. Poza tym niewielki rozcięcie na czole i ramieniu.

- Możemy do niej wejść?

- Tak, tylko nie na długo. Widzę, że pani też musi odpocząć. Sala 94.

Odszedł, a my poszliśmy pod wskazaną przez niego salę. Weszlismy do środka i zobaczyliśmy ją. Leżała nieruchomo na łóżku, przykryta kołdrą, z ręką i nogą w gipsie. Na głowie miała bandaż, a na policzku małego siniaka. Ale żyła, to najważniejsze. Wyjdzie z tego. Na pewno. Spojrzałam na Gwen. Miała łzy w oczach, ale też uśmiech na twarzy. Przytuliłam ją. Usiadłyśmy na krzesłach przy łóżku mamy i w nią patrzyłyśmy. Zayn podszedł do okna. Jak mi ulżyło! Teraz będzie dobrze. Mama będzie żyć! Wróci do domu. Odetchnęłam głęboko i popatrzyłam na Malika. Uśmiechnął się do mnie, a potem podszedł i mnie przytulił. Do uścisku dołączyła się też Gwen, której też ulżyło i na ustach miała uśmiech. Tulił nas tak, po czym oznajmił:

- Czas do domu.

- Ostatni raz zerknęłyśmy na mamę i wyszliśmy z sali.

***

Poszliśmy spać o pierwszej w nocy. Byłam tak przejęta mamą, że godzinę leżałam w łóżku. Nie mogłam spać. Przekręcałam się z boku na bok, na plecy, na brzuch. Nic nie pomogło. Postanowiłam zejść na dół i zrobić sobie coś do jedzenia, bo od tego wiercenia się zgłodniałam. Wprawdzie jedzenie o tej porze jest niezdrowe, ale trudno. Raz na jakiś czas zrobię wyjątek, to się nic nie stanie. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę z masłem, serem żółtym, pomidorem i majonezem. Usiadłam na kanapie w salonie i zapatrzyłam się w wyłączony telewizor. Nie chciałam go włączać, bo jeszcze obudziłabym Gwen albo Zayna. Normalnie kanapkę zjadłabym w niecałe pięć minut, ale teraz brałam małe kęsy. Czułam, że i tak bym nie zasnęła. Z mamą było wszystko w porządku, o ile jej stan można tak nazwać, ale i tak się o nią martwiłam. Czemu? Przecież nic jej nie groziło. Jest w szpitalu pod dobrą opieką, przyjmuje lekarstwa, niedługo się obudzi… Ciągle o niej myślę.

Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłam kanapkę. Odstawiłam pusty talerz na stolik i przykryłam się kocem, który leżał na najbliższym fotelu. Czułam się.. dziwnie. Rzadko wstawałam w nocy. Jedynie wtedy, gdy śniło mi się coś strasznego, byłam chora, lub po prostu nie mogłam spać. I ta noc też taka była. Kolanami dotknęłam klatki piersiowej, a ręce włożyłam pod koc. Oparłam głowę o tył kanapy i zamknęłam oczy. Nie spałam. Nadal nie mogłam.

Nagle poczułam na policzku coś ciepłego i delikatnego. Otworzyłam oczy i przekręciłam głowę w bok. Zobaczyłam Zayna. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami. O tej porze wydawały się jeszcze ciemniejsze. Usiadł koło mnie, a ja zrobiłam mu miejsce pod kocem. Przykrył nas oboje, po czym spytał:

- Nie możesz spać?

Przytaknęłam. Co innego mogłam odpowiedzieć?

- A ty?- zapytałam.

- Ja? Obudziłem się i zobaczyłem, że drzwi do twojego pokoju są uchylone. Ciebie tam nie było, więc zszedłem na dół. I siedziałaś na kanapie.

Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego tors. Objął mnie i pogłaskał po głowie. Odetchnęłam i ułożyłam się jeszcze wygodniej. Powoli zamykałam oczy i czułam, że zasnę. Tak mi było wygodnie. Tak miło…

 

~Tiffany~

Obudziłam się obok Harry’ego. Spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem i wszystko sobie przypomniałam. Od wczoraj aktualnie jestem jego dziewczyną. Jestem DZIEWCZYNĄ loczka! Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Nie chcąc budzić swojego chłopka ( pięknie brzmi, prawda?) cicho wstałam i poszłam na dół. Liam właśnie jadł kanapki, a Louis wcinał marchewkę. Dosiadłam się do nich i sięgnęłam po mleko, które wsypałam do miski ze zbożowymi płatkami. Usłyszałam szum w łazience, a po chwili wyszła z niej Cindy.

- Hej- powiedziała.

- Hej- odpowiedziałam.

Usiadła koło mnie i zaczęła jeść swoją kanapkę. Elza zeszła z góry i sięgnęła po szklankę z sokiem. Popatrzyła na mnie dziwnie.

- Skąd masz tę bransoletkę?- spytała nagle.

No tak! Bransoletka! Nie zdjęłam jej po wczorajszym spacerze.

- Eee…- zaczęłam bardzo ,,logicznie”.- Dostałam wczoraj od Harry’ego. Bo my… ten… jesteśmy… parą od wczoraj i…

- Aaaaa!- Cindy swoim piskiem nie dała mi dokończyć.- Gratuluję!! Wiedziałam!! Tak się cieszę!

Wyściskała mnie porządnie, a potem ustąpiła miejsca Elzie, Louisowi i Liamowi.

- Co wy tak piszczycie?- spytał Styles, który właśnie wszedł do kuchni.- Aaa, chyba się domyślam... O nas?

- Tak- odpowiedziałam.

Podeszłam do niego i go przytuliłam. Wtedy drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich Niall.

- Słychać was było na dworze- rzucił.- Hej wszystkim.

- Wesoła nowina!- Lou szeroko się uśmiechnął.- Mamy nową parę!

- Kogo?- popatrzył na nas podejrzliwie, a potem jakby go olśniło- Harry i Tiff!

- Brawo!- krzyknęła Elza.

- Całe szczęście, że kupiłem dodatkowe paczki chipsów i czekoladek.

Wybuchnęliśmy śmiechem. Po kilkunastu sekundach śmiania się, pomogliśmy mu w rozpakowywaniu zakupów. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Poszłam do salonu i odebrałam. Pierwsze, co usłyszałam, było :

- Gratulujemy! Zakochana para, Tiff i Hazza!

- Cześć Zayn, hej Amelie- powiedziałam ze śmiechem.

- Co tam u ciebie?- tym razem tylko głos Malika.

- Jak widać w porządku. A u was?

- Trochę gorzej- rozległa się odpowiedź Amelie.

- Coś się stało?

Opowiedziała mi w skrócie historię z wczorajszego wieczora.

- O kurde….- szepnęłam.- Ale wyjdzie z tego?

- Tak. Lekarz powiedział, że obudzi się za kilka dni.

- Wiecie co?- ożywiłam się nagle.- Przyjedziemy do was! Razem będzie weselej!

- Zapraszamy. Tylko trzeba będzie znaleźć miejsce dla was do spania. I mamy bałagan…

- Tym się nie przejmuj. Powiem reszcie i może jeszcze po południu będziemy. Pa!

Rozłączyłam się i przekazałam innym to, co powiedziała mi Amelie.

- To jedziemy- zarządziła Cindy. – Wszyscy do pokoi i pakować najpotrzebniejsze rzeczy!

Poszliśmy do sypialni chłopców, a gdy oni byli gotowi, pojechaliśmy do naszego domu i ja, wraz z Cindy, Elzą i Meg, włożyłyśmy do torby ubrania, kosmetyki i różne inne drobiazgi.

- Co wy tam utknęłyście?!- rozległo się nawoływanie z dołu.

Chłopcy… W ogóle nie rozumieją dziewczyn. Ani ich potrzeb i natury. Dziewczyna zawsze musi się dłużej pakować. A my i tak zrobiłyśmy to szybko. Normalnie zajęłoby nam to co najmniej godzinę. A tak tylko dwadzieścia minut. A ci i tak mają pretensje! I jak tu z nimi wytrzymać?

Już spakowani gramoliliśmy się do dwóch samochodów. Pierwszym kierowcą był Liam, drugim Lou. Ja pojechałam w s pierwszym samochodzie wraz z Harrym i Cindy , a reszta wcisnęła się do auta Louisa. Wyprawa do Liverpoolu rozpoczęta!

 

~Amelie~

Obudziłam się na kanapie. Byłam przykryta kocem, a pod głową miałam poduszkę. Usiadłam i rozejrzałam się. Z kuchni dobiegły mnie śmiechy. Postanowiłam tam pójść. Zwlekłam się z kanapy i weszłam do kuchni. Schyliłam się w ostatniej chwili, by nie dostać pomidorem. Chwilę później ktoś oblał mnie wodą. Tym kimś był…

- ZAYN!- krzyknęłam.- Jak mogłeś?!

W odpowiedzi on tylko się zaśmiał. Postanowiłam się zemścić. Gestem ręki nakazałam Gwen być cicho. Wzięłam najbliższą szklankę mąki i wysypałam ją mulatowi na głowę. Jego mina była bezcenna. Natychmiast przestał się śmiać. Spojrzał w niewielkie lusterko na ścianie i spróbował otrzepać włosy. Niestety w niczym to nie pomogło. Niestety? Stety! Wiedziałam, że tak będzie. Specjalnie wybrałam właśnie mąkę. Spojrzał na mnie, ale w jego spojrzeniu nie było ani odrobiny gniewu. Zaczął powoli do mnie podchodzić, a ja stawiałam kroki w tył. Zaczęliśmy biegać wokół stołu.

- Tylko mi nie wychodź z kuchni!- krzyknęłam.

- Jak ty nie wyjdziesz, to i ja nie wyjdę!- odkrzyknął.

Jeszcze będzie mi warunki stawiał! Nie do pomyślenia! Mijalismy Gwen i biegaliśmy dalej. W pewnej chwili ja się potknęłam i Zayn dopadł mnie przy końcu stołu. Udało mi się wymsknąć i pobiegłam do salonu. To był błąd. Za Malikiem ciągnął się biały szklaczek. Patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczyma. Już wiedziałam, że czeka mnie sprzątanie. Zapatrzyłam się na brudną podłogę. Zayn to wykorzystał i złapał mnie w pasie. Uniosł lekko do góry, a ja zaczęłam wymachiwać nogami w powietrzu.

- Postaw mnie!- ,,poprosiłam”.

- Nie.

- Zayn! Chcę na ziemię!

- To mi daj buziaka.

- No chyba śnisz!

- Ja mogę cię tak długo trzymać.

Uświadomiłam sobie, że miał rację. Był silny. Taka chudzina jak ja była dla niego lekka. Wierzgałam nogami w powietrzu, chciałam rozluźnić jego uchwyt, ale to w niczym nie pomogło. Wręcz przeciwnie- chwycił mnie mocniej i przeszedł tak kilka kroków w stronę kanapy.

- Nie na kanapę!- sprzątanie jej będzie straszne.

- Daj buziaka.

Zrobił kolejnych kilka kroków w stronę kanapy, a ja krzyknęłam :

- Ok! Wygrałeś! Dam ci buziaka, tylko nie siadaj na kanpie i mnie postaw!

Natychmiast znalazłam się na ziemi. Zayn nadal trzymal mnie w pasie i czekał na pocałunek. Uśmiechał się przy tym zwycięsko. W końcu go pocałowałam. Przecież mu obiecałam. Dopiero wtedy mnie puścił.

- Ale byliście…. radośni i w ogóle!- Gwen stała kilka metrów od nas. Z telefonem w ręku.

- Nagrałaś to?!- wykrzyknęłam. Przytaknęła.- Od którego momentu?

- Jak obsypujesz Zayna mąką.

- Osz ty!

- Ja się tym zajmę- przerwal mi Zayn i się znów uśmiechnął.

Mój siostra pisnęła, ale nadal stała w miejscu. Wtedy coś przykuło moją uwagę. Dzisiejsza gazeta. Na pierwsej stronie było zdjęcie całujących się Tiif i Harry’ego.

- Są parą!- krzyknęłam, a zaskoczony Zayn odwrócił się do mnie, zapominając o Gwen.

- Co? Kto?- spytał.

Pokazałam mu gazetę. Zaśmiał się szczerze i powiedział :

- Dzwonimy do nich!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • T. Weasley 30.05.2015
    Kolejna super część, fajnie że nie musiałam czekać na nią długo :) Ale muszę przyznać, że kiedy czytałam opis randki Harry'ego miałam silne wrażenie, że nie chciało ci się rozwijać wątku miłosnego Elzy i Louisa. Szkoda, bo Tommo jest moim ulubionym z 1D
  • Luna 17.08.2015
    A gdzie CD czy to już koniec?
  • lulcia 18.08.2015
    jesteś na quku.org?
  • MaraJ 19.08.2015
    Na razie zawiesiłam, bo mi nie idzie...
    Nie, nie jestem
  • Luna 19.08.2015
    Mam nadzieję że szybko wróci ci wena i zacznie pisać dalej bo to opowiadanie strasznie mnie wciągnęło

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania