Mordercza przyjaźń - Rozdział 1 - Niewybaczalna zdrada

Powoli przyzwyczajałam się do tej przyjemnej monotonności, a nudne życie stawało się moim kolejnym przyjacielem. Wracałam do domu, z pracy, z biura, z miejsca, w którym nie ponosiłam tak dużego ryzyka i adrenalina nie towarzyszyła mi już tak jak wcześniej. Idąc szarym chodnikiem uśmiechałam się sama do siebie, byłam szczęśliwa, po raz pierwszy w moim życiu poczułam przyjemność ze zwykłego podmuchu wiatru na moim zarumienionym policzku. Idący z naprzeciwka ludzie dziwnie krzywili się patrząc na mnie, a ja tylko bardziej uśmiechałam się utrzymując kontakt wzrokowy z każdym z nich. Ludzie są warci miłości, każdy człowiek powinien zaznać tej satysfakcji płynącej z kochania i bycia kochanym. Po raz pierwszy w moim 26-letnim życiu zrozumiałam co tak naprawdę się liczy, poznałam uczucia inne niż nienawiść, może to się wydawać dziwne, ale dopiero teraz moja dusza poczuła radość ze zwykłych, przyziemnych rzeczy.

Z nieprzerwanym uśmiechem weszłam na ulicę, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Zamknęłam oczy i powolnym krokiem obróciłam się w kierunku klatki schodowej, do której zmierzałam. Krzyki ludzi i ogólne zamieszanie wyrwały mnie z błogiego nastroju i otworzyły oczy wprost na centrum hałasu. Przede mną stały wszystkie służby porządkowe i masa sąsiadów kręciła się dookoła, niektórzy robili zdjęcia, inni rozmawiali między sobą, a większość z nich stała jak wryta, tak jak i ja. Dlaczego to właśnie do mojego okna wchodzili kolejno strażacy? W jednej sekundzie puściłam zakupy, które zrobiłam po pracy i rzuciłam się do biegu, mocno złapałam jednego z policjantów za ramiona.

-Co tu się stało?! – wykrzyczałam. – To moje mieszkanie.

-Pani mieszkanie… - westchnął i ruchem ręki poprosił mnie o podążanie za nim.

Odeszliśmy kawałek dalej, gdzie szum sytuacji nie przeszkadzał w spokojnej rozmowie, spokojnej z jego strony.

-Sąsiedzi zawiadomili policje o krwi wylewającej się spod drzwi pani mieszkania. – Zrobił dłuższą przerwę patrząc mi się w oczy.

- O krwi? – zapytałam załamującym się głosem wiedząc, że może to oznaczać tylko jedno.

-Znaleźliśmy ciało mężczyzny. – Zakończył.

Zerwałam się w stronę klatki schodowej i jednym ruchem odepchnęłam ludzi, którzy próbowali mi to utrudnić. W tej chwili przestałam czuć jakikolwiek strach, a moja siła urosła do olbrzymich rozmiarów. Zobaczyłam ratowników otwierających drzwi od środka i wynoszących ciało mojego mężczyzny. W mgnieniu oka z silnej kobiety zmieniłam się w małą dziewczynkę, osunęłam się po ścianie na ziemię i zaczęłam głośno płakać. Nie widziałam go, ale byłam pewna, że to właśnie on… Mężczyzna, który jeszcze dzisiaj rano pocałował mnie na pożegnanie, leżał martwy na noszach. Mężczyzna, z którym miałam jeszcze dziś zjeść zwyczajny obiad i zwyczajnie położyć się obok niego do łóżka.

Zaczęło brakować mi tlenu w płucach, dusiłam się łzami, które spływały ciurkiem po mojej twarzy. Ignorowałam wszystko dookoła siebie, biłam się z myślami, a żadna z nich nie potrafiła być rozwiązaniem tej sytuacji. Ludzie próbowali mi pomóc, ale nie widziałam ich, nie czułam nic innego jak ponowna nienawiść do świata. Osoba, która nauczyła mnie miłości do siebie i świata właśnie odeszła, przy czyjejś pomocy. Miałam olbrzymi mętlik w głowie. Jak to się stało? Przecież on nie miał wrogów, on był miły, uprzejmy, on był idealny. Idealny dla mnie i ludzi dookoła niego. W chwili zastanawiania się moim oczom mignęła znajoma twarz. W tłumie gapiów zauważyłam osobę, która zaraz po Danielu znaczyła dla mnie wszystko - Julię. Blada twarz 28-letniej kobiety, która rzadko okazuje jakiekolwiek uczucia, pokazała delikatny uśmiech. Właśnie… Mój mężczyzna miał wroga, to ona nim była.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania