Morza szum
Plaża tego popołudnia była pusta. Nie wiedzieliśmy czemu, wczoraj o tej porze była pełna ludzi. Przedwczoraj też. A dzisiaj w uszy wdzierał się niezakłócony ludzkim gwarem szum morza, po którym szalał dziki sztorm. Ściany wody przewalały się z hukiem. Sięgały kilku metrów i wyglądem przypominały rozwarte paszcze prehistorycznych potworów. Kołysały się do melodii huczącego wiatru dającemu sztormowi dziesięć w skali Beauforta.
– Myślisz – zapytałem Piotrka przekrzykując z trudem ryczący wiatr – że ludzi mógł wystraszyć ten sztorm? Zanim dokończyłem to pytanie, na wysokości oczu przeleciał mi, gnany dmącym wichrem, czerwono – zielono - żółty parawan.
– Bardzo możliwe! – odparł wrzeszcząc – ale bardziej bym się skłaniał ku temu, że Polska dziś gra mecz z Portugalią.
– Serio?
– Serio, serio…
Podnieśliśmy nasze surfingowe dechy i z myślą, że bez sensu rzucać słowa na huczący wiatr, poszliśmy ślizgać się po falach.
– Jak tak dalej pójdzie – myślałem podczas szalonych ślizgów po spienionych bałwanach – to przez życie się raczej prześlizgnę, zamiast je przebyć. Nie myślałem jednak długo, bo huk sztormu i przewalających fal zagłuszał skutecznie moje myśli. Zresztą brykanie między falami było ciekawsze niż myślenie.
Wieczorem, po szalonych wodnych harcach opiliśmy zwycięstwo polskiej drużyny. Po ósmym, złocistym bronku, z alkoholowym sztormem w głowie nie gorszym od tego, jaki dziś szalał po Bałtyku, położyliśmy się spać. Nazajutrz rano, motywowani potwornym bólem głowy, obiecaliśmy sobie z Piotrkiem, że już nigdy nie spożyjemy żadnego alkoholu.
Komentarze (5)
Całe opowiadanie.
Daję sobie 5.
Ano nic - taki bzdecik.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania