Mroczny Cień-Rozdział 36 (koniec części I)

Mijał kolejny miesiąc ciągłego odpierania męczący ataków wroga, każdy z członków Zakonu miał dość tej wojny. Dookoła jakiegokolwiek posterunku przez nich obsadzonego, znajdowały się sterty trupów oraz wraków zniszczonego sprzętu, a ziemia zryta była wielkokalibrowymi pociskami artylerii, na całe szczęście z powodu prowadzenia wojny między niedawnymi sojusznikami, natarcia nieprzyjaciela osłabły na sile. Dragon po kolei sprawdził, czy wszyscy mają amunicję i niezbędną żywność, usiadł przy dziale ppanc. i zapalił papierosa dla uspokojenia starganych przez wojnę nerwów i do rozgrzania, czuł, że coś jest nie tak z jego ludźmi. Gdy przechodził obok nich, nie widział w ich oczach dumy, tylko jakąś nerwową reakcję, czyżby planowali bunt? Nie, to niemożliwe, są lojalni wobec swojego mistrza.

Musiał przerwać to, co robił, zgrzyt gąsienic i dźwięk skrzypiącego śniegu świadczyły o kolejnej próbie przełamania impasu, według źródła wywiadu Cesarstwa właśnie w tym kierunku miało przebiegać, uderzenie przełamujące Barbarik. Biedni głupcy, nawet nie wiedzieli, że sam mistrz Zakonu przebywa na tej pozycji, poleję się wiele krwi, a ile żyć zmarnuję się po raz kolejny.

Taktyka nieprzyjaciela była prosta, ale skuteczna wobec zwykłego wroga, najpierw uderzała pancerna pięść wojska, niszcząc po drodze najsilniejsze punkty oporu i nie zatrzymując się, parła nadal na przód. Tuż za nią znajdowała się piechota wroga, która by nadążyć, poruszała się na transporterach opancerzonych, uzbrojonych w najnowsze skonstruowane działka MG, stalowi żołnierze śmiali się, że dźwięk wystrzału tego cuda, brzmi jak wymiana gazowa po ostrej fasolce. Wywoływało to salwę śmiechu, jednak wraz z komizmem, szedł też tragizm, siła tej broni była miażdżąca dla zwykłego wrogiego piechociarza. Jednostki niepancerne miały na celu czyszczenie pozostałości po czołgach. Uderzenie wspierały artyleria oraz lotnictwo.

Dla Zakonu, posiadającego najnowocześniejszy sprzęt taka taktyka była łatwa do odparcia. Przed pociskami chroniło ich wydzielane przez kombinezon pole siłowe, a potężne uzbrojenie niszczyło wroga w pył. Przejdźmy jednak do ataku, już pierwsze samoloty zanurkowały ze swymi morderczymi bombami i działkami, przeciągający się hałas, świadczył o coraz szybszym zbliżaniu do pozycji Dragona, artyleria już od piętnastu minut dawała o sobie znać deszczem ognia i many, dziurawiąc otoczenie głębokimi lejami. Z racji, że czołgów było bardzo dużo, wszystkie armaty ppanc. skierowane były do działań lądowych, niebiosami zajął się sam wielki mistrz.

Stanął w rozkroku wobec szybko jawiących się metalowych sylwetek, podniósł z ziemi trochę śniegu, po czym rozgniótł go w ręce i rzucił nim w nadlatujących. Nieszkodliwy puch zmienił się w ostre oszczepy z lodu, które poprzebijały kadłuby statków powietrznych, trzy palące się wraki uderzyły z wielką prędkością w teren za stojącym, po chwili okolicą wstrząsnął jedne potężny wybuch. Dla załóg dział nie był w ogóle słyszany, tak zajęci byli ostrzałem masywnych, poruszających się z dużą prędkością metalowych pudeł. Śnieg i mróz, które przyszły w nocy, zniknęły w okamgnieniu wokół ich rozgrzanych stanowisk, nawet w okopach próżno znaleźć lód. Żołnierze krzątają się w ciasnym, podłużnym zabezpieczonym dole, lecząc rannych i wzmacniając magią zmęczonych, obsługa ckm-u musiała ponad sześć razy wymieniać lufę w swojej broni.

Krajobraz na polu walki zmieniał się tak, jakby nowe pory roku przychodziły w rekordowym czasie, ignorując zasady natury, dzięki palącym się wrakom oraz ciągłemu ostrzałowi można by stwierdzić, że jest lato, tak gorąco było. Nawet krew nie nadążała barwić śniegu, gdy kolejny martwy padał obok swojego kolegi, następni atakujący przewracali się o ciała swoich kolegów, większość oficerów prowadzących natarcie zginęła w pierwszych minutach walki, a ci nieliczni, którzy przetrwali, mimo swojego wyszkolenia i doświadczenia trzęśli się ze strachu, widząc taką masakrę swoich ludzi, jeszcze nie natrafili na takiego wroga, którego można było z trudem zranić, a co dopiero zabić. Lęk paraliżował zdolność do dowodzenia, a nieświadomi żołnierze, mając ten sam rozkaz, parli wprost w objęcia śmierci.

Na całe szczęście dla atakujących, jeden z wyższych dowódców na polu walki wydał gwizdkiem znak do odwrotu. Ranni czołgali się do tyłu, ledwo kierowane, podniszczone czołgi cofały się, modląc się do Manitu, by ich nie ostrzelali. Po dziesięciu minutach nastała cisza, wielka ofensywa mająca przełamać linie obrony Zakonu legła u podstaw, nie świadczyło to końcu wojny, w końcu Barbarik mający wielką populację zasilaną podbitymi królestwami stanowiło nadal siłę, z którą należy się mierzyć.

Dragon wreszcie mógł odpocząć od ciągłego niszczenia floty powietrznej wroga, niestety jego demoniczny zmysł ostrzegał przed niebezpieczeństwem, co było dziwne, zważywszy, że ku niemu maszerował oddział Zakonu z Lydią i Legolasem na czele. Rozproszyli się naprzeciwko a ich nerwowa reakcja świadczyła, że przełomowy moment nadszedł właśnie teraz.

– Lydio, o co tu chodzi? Według rozkazów powinniście wraz z elfem dowodzić swoimi punktami obrony.

– Wybacz mistrzu, ale musimy to zrobić. – Momentalnie wycelowali w niego swoją broń, myślał, że nic nie może go zaskoczyć, a tu proszę.

– Jak mam to rozumieć?

– Twoja polityka mentorze nie pozwala na szybsze zwycięstwo Cesarstwa, ty chciałbyś ograniczyć naszą robotę do stania w tej samej linii obrony, niezależnie od zmieniającej się sytuacji na froncie. Teraz gdy odepchnęliśmy Barbarian oraz zadaliśmy armii znaczny cios, powinniśmy zaatakować. – Spojrzał na przemawiającego Legolasa i roześmiał się.

– Już parę lat minęło, od kiedy stworzyłem Zakon, nasze szeregi rozrosły się, a my staliśmy się nieostrożni. Pomyśleć, że macki Złotego Oka wtargnęły miedzy nas, cóż to bym mógł wybaczyć, wykroiłbym tego raka i nic by się nie stało, ale dogadanie się z Cesarstwem za moimi plecami... To podwójna zdrada, która powinna być ukarana śmiercią. – Zaczął zmieniać swoją postać z ludzkiej w demona, żołnierze zaczęli strzelać, lecz kule odbijały się od grubej skóry, Lydia natarła z mieczem, jednak jeden ruch dłonią i leżała przygnieciona nogą do ziemi. Dragon spojrzał na elfa, a jego oczy zajaśniały ciemnym szkarłatem, chwycił swoją podwładną, owijając wokół niej ogon, następnie podszedł do Legolasa, po drodze odbijając wystrzelone strzały.

– Byłeś moim najlepszym oficerem polowym... Nie mogę przełknąć twojej służby dla tych miernot ze Złotego, następnym razem, jak zostajesz szpiegiem, zadbaj o to, by cię nie znakowali swoim symbolem, gdy już posiadasz mój. – Złożył dłoń w pięść i z całej siły uderzył w byłego podkomendnego, zgniatając mu wszystkie kości oraz niszcząc wnętrzności, był martwy, zanim doleciał do działa, jego bojowy kombinezon zniknął, a znak Zakonu rozpłynął się w srebrnym blasku, zamiast tego na jego odsłoniętej klatce piersiowej widniało złote oko, symbol wiadomej organizacji. Inni, widząc to, opuścili broń na ziemie, zdali sobie sprawę, co uczynili pod wpływem działania szpiega, Lydia ze wstydu nie podnosiła głowy.

Dragon ponownie stał się człowiekiem, nie miał nawet siły na gniew, czuł, jakby coś w nim pękło.

– Lydia od teraz dowodzisz tymi wszystkimi ludźmi, skoro tak chcieliście. Zbierajcie się, nadchodzi ogromny kontratak parotysięcznej armii Lewiku, z waszym poziomem zmęczenia nie dacie rady.

– Ależ...

– Idź Lydio, idź. – Żołnierze zaczęli pakować swój sprzęt i przechodzić przez bramę teleportu, każdy z nich czuł, że to, co się stało, było największym błędem z ich strony. Gdy ostania odeszła Lydia, Dragon westchnął głęboko, może czas na zwiedzenie Falsus? Zanim jednak do tego dojdzie, musi uporać się z tym wielkim atakiem. Podniósł kamień z ziemi i rzucił w niebo, tworząc na całym froncie ogromne pole minowe, następnie przyzwał na całej długości linii obronnej zastępy demonów, teraz wystarczyło czekać, usiadł na okopie i teleportował ze swojej kuchni całą skrzynkę dobrego alkoholu, jak odpierać samotnie atak, to nigdy na trzeźwo...

Koniec części I

Następne częściMroczny Cień-Cześć II Prolog

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Atlantiss 05.12.2018
    Całkiem spoko się to czyta,w jeden dzień przeczytałem wszystko i muszę powiedzieć że jest ciekawe,choć jest to BARDZO abstrakcyjne opowiadanie fantasy,nie żeby było to coś złego(chociaż jak widzę niektóre nazwy czy imiona oczy mi krwawią,haha)
    Ale mam pewną zagwozdkę. W tym rozdziałe widzimy bunt ludzi Dragona,tylko o ile dobrze zrozumiałem poprzednie wydarzenia to oni w zamian za życie poprzysięgli Dragonowi bezwzględną lojalność,choć nie mieli być niewolnikami. Co więcej wszyscy noszą w sobie cześć jego mocy więc tym bardziej nie powinni się przeciw niemu buntować.
    Poza tym chyba ten zakon powstał do walki ze Złotym Okiem a mamy tu przedstawione jak Legolas się z nimi sprzymierza przeciwko swojemu mistrzowi, jak dla mnie to takie trochę bez sensu
  • krajew34 05.12.2018
    Zanim przejdę do wyjaśnień, najpierw podziękowania za wpadniecie i przeczytanie.
    Kwestię buntu poruszę w drugiej części, na razie pozostawiam to w znakach zapytania, zdradę Legolasa również. Na razie czytelnik ma się zastanawiać dlaczego? Co do mocy w nich... Dragon nie powie tego głośno, lecz zżył się z nimi, dlatego nie miał siły, by przeciwko nim zrobić cokolwiek. Kwestia tego buntu jest bardzo złożona, zmęczenie wojną, mącenie zdradliwego Legolasa i tak dalej. Z perspektywy Dragona nie wiele wiemy. Wszystko to będzie w części drugiej, gdzie wiele rzeczy zostanie wyjaśnione, mam nadzieję, że czytało się dobrze. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania