Mroczny Cień-Rozdział 9

– Więc to jest ten problem? Ale wiesz, nie obchodzi mnie, z kim sypiasz.

– Sisti daj spokój, przecież ona ma piętnaście lat – odpowiedział lekko zirytowany Dragon.

– Jakby miał poniżej czternaście to byłabym zszokowana. Dobra, opowiadaj, coś zmalował – Sisti usiadła na krześle w zakątku kuchennym.

– Ta dziewczyna, jak ona miała... Mówiłaś, że Sara Fisher? – spytał, sięgając po piwo do lodówki.

– Zgadza się, to siostra jednej z moich podopiecznych.

– Krótko mówiąc szalała w postaci zwierzęcia, rzadko można spotkać kogoś o takiej ilości energii, by ta przybrała postać, istoty żywej. Uratowałem ją i zostawiłem pod opieką tego mrocznego gogusia. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się dwójka ludzi, podających się za tajniaków, pokazali swoje papiery i zabrali dziewczynę. Jednak wyczułem od nich znajomą śmierdzącą aurę, zmusiło mnie to, do śledzenia ich. Podczas przemieszczania się po dachach, trochę ich po skanowałem, odkryłem, że nie są ludźmi, a na dodatek na piersi promieniował symbol złotego oka. Nie zastanawiałem się długo i wkroczyłem tam, używając swojej broni. Mężczyzna zginął od moich kul niemal od razu, kobietę przesłuchałem, lecz prócz fanatycznej gadki, nie dowiedziałem się niczego nowego i ją dobiłem – Wziął łyka piwa i usiadł na swoim łóżku.

– Nie przebierasz w środkach co?

– Złote Oko to wielka zła ośmiornica, której trzeba ucinać macki, jeśli się takie znajdzie.

– Ostatnio tyle mi o nich opowiedziałeś, a moje kanały nic o nich nie znalazły...

– I nie znajdą, nie wielu o nich mówi, bo się boją...

– Co się dokładnie stało w Elder? – Jej rozmówca milczał, wrócił do lodówki i wyjął bimber Trollów, nalał sobie pół kieliszka i wypił duszkiem.

– Dragon do cholery, ukrywacie coś z wujkiem McDonellem. Ja muszę wiedzieć co się działo w Elder!

– To nie takie proste...

– Co niby? Tak trudno odpowiedzieć na pytanie?

– Tobie nie śnią się te koszmary i nie słyszysz tych krzyków, jak tylko zamykasz oczy.

– Dragon, jeśli ta organizacja jest tak straszna, to ta informacja może mieć wpływ na dalsze losy cesarstwa.

– Nie odpuścisz prawda? – Z rezygnacją spojrzał na Sisti.

– Zgadza się.

– Niech będzie, był to zwyczajny ranek jakich pełno, przygotowywałem swój pancerz do następnej misji, a wokół kręcili się pozostali ludzie z trzysta pierwszego Korpusu Cesarskich Sił Zbrojnych, w sumie ponad tysiąc ludu. Dowodził nami generał McDonelly, z którym znałem się dość dobrze, w końcu byłem typem od zadań specjalnych. Nic nie wskazywało na ogromną tragedię, jaka ma się za parę godzin rozegrać. Wróćmy jednak do ówczesnej teraźniejszości, chwila odpoczynku nie trwała długo, zabrzmiała trąbka na apel, zostawiłem klona, a sam ulokowałem się na pobliskim drzewie. Wyszedł nasz kochany staruszek wraz z twoim kochanym braciszkiem i rzekł: Żołnierze! Mamy wielką przyjemność gościć przyszłego cesarza, przywiózł ważny rozkaz dla naszego korpusu. Oddajemy mu głos. Franciszek sztywny jakby mu ktoś w tyłek szczotkę wsadził, popatrzył chwile na nas i powiedział: Moi drodzy rodacy, czeka nas dzisiaj ważne zadanie. Dwadzieścia kilometrów od tego miejsca schronili się pod magiczną barierą renegaci, którzy mają tak obrzydliwe i straszne zbrodnie, że jedyną karą może być śmierć. Idźcie więc moi wspaniali towarzysze nieść sprawiedliwość! Skończył przemowę przy okrzykach tłumu. Zaczęły się przygotowania i godzinę później każdy był na pozycjach. I to powinna zaświecić mi się czerwona lampka ostrzegawcza dlaczego? No cóż, gdy tak czekaliśmy na zdjęcie bariery, twój braciszek stwierdził, że jego magowie wzmocnią nas magią. No niby w porządku, lecz żadne z użytych symboli nie było mi wtedy znanych, a przecież magia wzmacniająca nie używa skomplikowanych symboli. Tak więc przyjęliśmy to dziwne zaklęcie i z rosnącym napięciem po zniknięciu osłony, ruszyliśmy do walki. Wpadliśmy z wyciągniętymi ostrzami i rządzą krwi do tego wielkiego miasta. Zaczęła się rzeź, sam położyłem trupem niezliczoną ilość żyć podczas natarcia, nie widziałem ofiar, tylko następne cele do zabicia. Dopiero głos Wolfa obudził mnie z tego morderczego szału, w idealnej porze, gdy mój miecz zawisnął nad elfką z małym dzieckiem. Z przerażeniem schowałem miecz i wyszedłem z budynku. Teraz dopiero zauważyłem, co się tu dzieje. Wokół pożary, krzyki i krew lana strumieniami... Idę tymi krwawymi ulicami, a w otwartej stodole widzę, jak Franciszek gwałci opierającą się młodziutką dziewczynę z ludu zwierząt, a konkretnie z Tygrysów. Gniew napełnił moje żyły, z biegu uderzyłem go w twarz. Krzycząc: Coś ty z naszym oddziałem zrobił? W jego oczach ujrzałem szaleństwo, odpowiedział: Ja? Chciałem tylko poużywać ze Tygrysołakiem, a Złote Oko mi to umożliwiło!! Ha ha ha. Ogłuszyłem go zaklęciem, lecz takich jak on było więcej... Mężczyźni wszelkiej narodowości ginęli pod ciosami naszych mieczy, dzieci były nabijane na włócznie, a kobiety wykorzystywane w masowych gwałtach. Wszędzie tylko krew, swym szkarłatem ozdabiającym wszystko w okolicy. Upadłem bezsilny na bruk, a po chwili poczułem, jak ktoś pod ziemią formuję potężne zaklęcie, rzuciłem tylko zaklęcie negujące poprzednie, mając nadzieję, że to wyrwie z obłąkania moich towarzyszy i udałem się znaleźć wejście do lochów. Trochę to trwało, ale udało się, pobiegłem długim korytarzem, czując coraz to wyraźniej gęstą mane. Ujrzałem ogromny okrąg wyżłobiony w kamieniu, do którego skapywała z góry posoka i masę ludzi ubranych w śnieżnobiałe długie szaty i srebrne maski z dziobami. Przewodził im tak samo odziany ktoś, tyle że z wielkim złotym okiem na przodzie tuniki, w ręce miał serce jakiegoś demona, które rzucił na miejsce zbierania się krwi, szepcząc inkantacje. Wszystko zabłysło ciemnym blaskiem, a ze środka podłogi wynurzył się monstrualny stwór z zakręconymi rogami, szponiastymi pazurami, silnymi nogami i bijącym na wszystkie strony ogonem. Wiedząc, że takie coś może spowodować kłopoty, utworzyłem z własnej energii ostrze tak skupionej energii, że raniła moją dłoń, teleportowałem się tuż za arcydemonem i przeciąłem go na pół, zabijając na miejscu, ku wściekłości wzywającego. Podbiegł do mnie i wrzeszczał: Jak śmiesz przeszkadzać Złotemu Oku w eksperymencie? Jak to usłyszałem, cały zadrżałem, rozumiesz krzywdy tak wielu nieuzbrojonych niewinnych, bo ten chciał sprawdzić siłę bestii i jej użyteczność... Dla jakiegoś durnego eksperymentu. Zapieczętowałem swoje emocje, ręce i nogi uczyniłem swoimi ostrzami i wyrżnąłem w pień każdego z obecnych. Błagali o litość, przeklinali mnie, śmiali się, płakali, a ja na to nie zważałem, zadbałem, by nikt nie przeżył tego... Wychodząc na powierzchnie, spotkałem generała, wyglądał prawie tak jak ja, tylko nie był cały we krwi. Następnego dnia ja odszedłem z armii, a potem on przeszedł na emeryturę – zakończył swoją opowieść, opróżniając całą butelkę mocnego alkoholu, a jego słuchaczka Sisti była cała blada, niemal szepcząc, spytała:

– A co do tego ma mój ojciec?

– Sprzedał mój oddział za skrzynie złota Złotemu Oku, pozwalając, by robili, co chcieli.

– Nie wierzę...

– Twój wybór. Moje koszmary nie pozwalają mi na koloryzowanie sytuacji i oczernianie kogoś ze względu ma swoje własne osobiste pobudki.

– Muszę to przemyśleć, wezmę ze sobą Sarę, odezwę się potem – Jej chowaniec biały niedźwiedź poniósł na swoim grzbiecie nieprzytomną uczennicę i obydwoje znikli w teleporcie, zostawiając pogrążonego w myślach Dragona.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania