Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Mroźna Opowieść

Powierzchnię podłogi zakłóca delikatna szata wirujących śnieżynek. Nieustannie zmieniają swoje położenie, lecz wiele z nich wędruje do innego świata, zamieniając się w wodę. Wewnątrz jest trochę cieplej. Od strony wejścia widać ciemniejsze smugi. Wiatr nawiewa nieustannie maciupeńkie krainy śniegu. Niczym pies pasterski, zagania zimne owieczki, do przytulnej, aczkolwiek cieplejszej z lekka komnaty. Niektóre osiadają na meblach niczym srebrzyste gwiazdki. Tyle, że zimne.

 

Można też sobie wyobrazić, że ów powiew, składa się z milionów nanopługów śnieżnych, które wyszarpując białe cząstki, wpychają je do wewnątrz, poza próg większego mrozu. Drzwi są otwarte. Zlodowaciałe. Ruszyć się nie mogą, żeby chociaż poskrzypieć zawiasami o swoim uwięzionym losie. Ale z drugiej strony, przed kim miały by się żalić? Przecież już nikt nie słucha.

 

Nawet bałwanek, który nie stoi na zewnątrz. Zabrakło czasu, żeby go ulepić.

Druty doprowadzające prąd, są chwilowo zamieszkałe, przez trzy kruki. Liczba jest przypadkowa.

Natomiast nieustające brzęczenie obok chatki, już nie.

 

Spoglądanie na parterowy obiekt od strony wejścia, łączy się z widokiem, wielu wlatujących, koronkowych białych odrobinek, które ominąwszy przeszkodę, są niewidoczne w przytłumionym świetle. Niektórym w ogóle nie jest dane, poszybować do samobójczej sali, gdzie za chwilę mogły by stracić swoją tożsamość. Może to i dobrze. Mają szansę pozostać jeszcze trochę na zewnątrz i przemyśleć na chłodno, swoje zimne życie.

 

Na progu, w okowach futryny, przycupnęła figurka. Gdyby nią popukać o drewniane boki, można by usłyszeć głuche stukanie. Nie cała jest dokładnie otulona: gęstą śnieżną poświatą. Tu i ówdzie, widać trochę kolorów. Jakby chciały zapomnieć o tym, co przed chwilą nastąpiło, w ich barwnym, wiosennym świecie. Najbardziej przygnębiający jest fakt, absolutnego bezruchu oraz otwarte oczy, niczym zepsuta migawka aparatu fotograficznego, która już nigdy nie zaprosi obrazów, do krainy matrycy.

 

Dziecko jest zamrożone. Tak samo, jak mały piesek przytulony do ciała. Odczuwali zimno, tylko na początku. A później... mroźne powietrze, utuliło małe ciałka, w kołysce błogiego odpływania. Niektóre śnieżynki, topnieją na powierzchni ust, które jeszcze tak niedawno, wesoło szczebiotały różne głupotki i poważne pytania. Na szczęście, w szklistych, martwych na tym świecie oczach, zachowało się światło, które nie ma zamiaru zgasnąć.

 

Jakiś czas temu.

 

– Ależ kochanie! Mam to w małym…

– Gdzie?

– … palcu. Coś zaradzimy.

– Mogliśmy to inaczej załatwić. Ale nie. Jak zwykle jesteś uparty. Musisz udowodnić, że potrafisz.

– Przecież sama powiedziałaś, że z nią coś nie tak.

– Mamo! A kiedy wrócicie?

– Tyle razy zostawałeś w domku. Przecież nie będziesz się bać. Śnieżek zostanie z tobą. A poza tym, jest ładna słoneczna pogoda. Tyle kolorowych kwiatków wokół.

– Mamo. Jestem odważny. No mówię ci. Śnieżek też.

– Zuch syn. Moja krew!

– Oczywiście, że twoja. Jakże by inaczej.

 

*********************************

 

Co racja, to racja. Rzeczywiście, było z nią coś: nie tak. Nie spełniała pokładanych oczekiwań. Dlatego małżonkowie, postanowili coś z tym fantem zrobić. Przetoczyło się wiele różnych kłótni, między nimi, ale w końcu doszli do porozumienia. Załatwili sprawę we własnym zakresie. Jakoś się udało. Wielki powrót do normalności.

 

Stała jak zwykle na zewnątrz, kiedy odjeżdżali. Pomyślała, że nie ma dla niej miejsca w domu. Z drugiej strony, chciała tam wrócić. Zobaczyć znowu jak tam jest. Chociaż przez chwilę, poczuć się naprawdę potrzebną. Niestety. To co w sobie kryła, oraz natłok myśli, strasznie jej ciążyły i przytłaczały.

 

Dziecko siedziało na progu. Kiwało im bardzo długo. Nie przypuszczali, że widzą się po raz ostatni.

 

Mimo wszystko, z coraz większym zapałem, spełniała ich oczekiwania. Jej miłość snuła swoje niewidoczne wstęgi, po całym otoczeniu. Lecz w końcu, zaczęła się przeobrażać w coś w rodzaju… wewnętrznego żalu i zazdrości. A nawet: odtrącenia. Istota jej pragnień, pozostała taka sama, ale jeszcze bardziej spotęgowana. Kiedy spostrzegła co zrobiła, było już za późno, na jakikolwiek ratunek.

 

*

Policja została zawiadomiona przez przypadkowego turystę. Znaleziono martwe dziecko, trzymające nieżywego pieska. Zwłoki rodziców, leżały przy ścianie. Mieli podcięte żyły, kawałkami rdzawo-białej, postrzępionej blachy. Niewątpliwie, było to samobójstwo.

Ich ciała spoczywały w zielono – czerwonej trawie, przy potrzaskanej doszczętnie lodówce.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 06.10.2018
    Witam
    Początek wcale nie zapowiadał tragedii. Opuszczony dom pięknie odmalowany przez Autora mówił o tęsknocie, przemijaniu i wciąż stojącym domu. Potem powiało mocnym chłodem. Zamrożonych uczuć nikomu nie uda się odmrozić.

    Mocny tekst. Pozdrawiam ciepło.
  • Dekaos Dondi 07.10.2018
    Pasjo Dzięki Pozdrawiam
  • Aisak 07.10.2018
    Rany DD xD
    Coś w tym niewątpliwie jest!
    Lodówka morderca!

    Piękne opisy. Jesteś w tym dobry.
    A treść?!
    Horror sf, bardzo przerażający!
    Zemsta jest krwawa, ale zawsze słodka.
    :)
  • Dekaos Dondi 07.10.2018
    Dzięki Aisaczku. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania