Opow *** Mroźno i Krótko / Samobójstwo Patrioty
[28.3.18]
–––//–––
Zaczął padać śnieg. Niebanalnie przymroziło tej zimy. Pierwszy płatek spadł mu na rękę. Pomyślał sobie: wszystko jest kwestią stanu. Tak naprawdę, to zmrożona woda. Jest nieszkodliwa. No chyba, że jest jej za dużo. Na przykład na dachu. Albo na powierzchni Ziemi. Tak luzem. Tam, gdzie jej nie powinno być. Może potopić to czy tamto. Jest jeszcze para woda. Cholernie może poparzyć.
Padało i padało.
Wybrał się do lasu. Podziwiać oszronione drzewa. Uwielbiał takie widoki. Wprost szalał za nimi.
I jeszcze coś lubił.
Stał pod rozłożystym świerkiem. Otaczały go też inne, bardziej potężne drzewa. Gałęzie uginały się pod białym ciężarem. Nic dziwnego. Tu jeszcze trzymał większy mróz. Promieni Słońca dochodziło niewiele. Co jakiś czas słyszał odgłosy osuwającego się śniegu. Lubił drażnić drzewa. Ruszać ich gałęziami. Nie dawać im spokoju. Szarpać malutkie zlodowaciałe gałązki. Uważał, że to nic złego. Zwykła zabawa. Złamał nieco grubszy konar. Miał z tym trudności. Był twardy jak kamień. ale w końcu mu się udało. Usłyszał oczekiwany odgłos pęknięcia. Napawał go radością. To tylko zwykły, nic nie czujący obiekt leśny. Nie musiał się przejmować. Zabawa trwała nadal.
Właśnie schylił się po odłamaną gałązkę, gdy usłyszał szelest. Nie zdążył uświadomić sobie, skąd dochodził. Z góry czy z tyłu. Poczuł niesamowity ból. Coś twardego, wilgotnego i ostrego utknęło w jego szyi. Głęboko i dokładnie. Usłyszał ciche pęknięcie rozrywanej skóry i poczuł ciepłą ciecz, spływającą po szyi. Ogarnęła go ciemność. Przewrócił się. Po chwili był zimnym trupem na ojczystej chłodnej ziemi. Jego jasna twarz, widniała na biało – czerwonym tle. Zawsze czuł się patriotą.
*
Śnieg stopniał zupełnie. Tak jak ostatnie sople lodu. Nie pozostał najmniejszy ślad. Zgłoszono zaginięcie. Na ciało natrafiono po jakimś czasie. Miało dziurę w szyi. Śledztwo nic nie wykazało. Przede wszystkim nigdy nie odnaleziono narzędzia zbrodni.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
[22.5.18]
----//-----
na białej pościeli oparty ja siedzę
któremu na świecie żyć już się nie chce
błyszczy żyletka jak gwiazdka na niebie
ostrze nie tępe nawet troszeczkę
kochana żyłka tak wytęskniona
że swoją ścianką skórkę łaskocze
duży garnuszek gdzie trochę wody
a w nim nadgarstek pościeli nie zmoczę
to tylko próba zamiaru nie zmienię
twarz rozmarzona na razie przymiarka
jam jest porządny czysty i schludny
nie chcę na pościel wycieknie do garnka
~~~
żyłka rozwarta cięciem ostatnim
sączy czerwienią nie tak słabiutko
życie strumykiem ze mnie wypływa
za chwilę umrę sobie cichutko
wtem co ja widzę tam się przelewa
pościel brudna każdy to powie
jedno me serce z tętnicą pociesza
na koniec mam w oczach
barwy narodowe
Komentarze (12)
Popracuj nad tym, jeżeli Ci zależy na pisaniu.
Wierszyk to dla mnie taka groteska. Niestety wierszyk jest raczej słaby, mnie nie przekonuje. Mógłbys popracować nad formą obu, szczególnie drugiego.
Ale w całości kolory narodowe przedśmiertne. Dobrze, że na fladze nie mamy koloru brązowego... ;)
Pozdrawiam.
To samo dotyczy pierwszego. Też nie tylko o tym:).
Dzięki za słowa Twe:) Pozdrawiam:)
nie wiem, jak to tam jest w tych tekstach. Wielokrotnie pisałem, że ukrytych znaczeń nie kumam za bardzo i jest to dla mnie nie do ogarnięcia jak u autystów i aspergerowców.
Ale, jeśli pozwolisz, dalej będę czytał i pisał cos o Twoich tekstach, bo taki "nierozumny" głos się przyda.
W każdym razie chętnie czytuje Twoje teksty, bo najlepsze drabble, jakie czytałem, należało do Ciebie.
Pozdro!
Czasami piszę zbyt dziwnie, ale nie chcę tkwić w ''ramce''. Zresztą Ty chyba też nie:))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania