Muc

Dzieciństwo spędziłem w starym domu z wielką piwnicą, w której nie było światła. Miała ona kilka pomieszczeń, ale tylko w dwóch z nich były niewielkie okna przeważnie zamknięte drewnianymi okiennicami. Schodziło się do niej stromymi schodami, świecąc latarką, która rozjaśniała co nieco tylko na kilka kroków – reszta była czarną czeluścią. Przechowywano w niej węgiel, ziemniaki, jarzyny i owoce. Stała tam też wielka szafa, w której były słoiki z przetworami wyrabianymi przez mamę.

Tę ciemną piwnicę zamieszkiwał Muc. Nie wiem, skąd wzięła się jego nazwa, ale wiem, że mieszkał tam, od kiedy pamiętałem. Miał kształt jaja i wzrost gdzieś tak z pół metra. Cały był pokryty długim czarnym włosiem, z którego wyzierały tylko małe białe oczka. Do tego dochodziły krótkie kacze łapy, na których potrafił szybko i bezszelestnie biegać. Według mnie przesiadywał pod schodami, żeby mieć na oku schodzących do piwnicy. Mógł jednak bez przeszkód poruszać się po jej zakamarkach i wszędzie można było go spotkać.

Ani koledzy, ani dorośli o nim nie wiedzieli, bo nic im nie mówiłem. Wiedziałem o nim tylko ja i była to moja tajemnica.

Bardzo się go bałem, ale jeszcze bardziej chciałem go zobaczyć. Dlatego ilekroć schodziłem do piwnicy, szybko świeciłem latarką pod schody, żeby go przyłapać. Nigdy mi się to nie udało, bo on był szybszy i na tych swoich kaczych łapach czmychał w jakiś ciemny kąt.

Gdy nabierałem ziemniaków lub wyjmowałem z szafy słoiki, czułem za plecami jego obecność. Wtedy odwracałem się szybko, ale on i tak zawsze zdążał umknąć.

Nie wiedziałem, co Muc jadł, ale podejrzewałem go o podżeranie naszych zapasów. Świadczyły zresztą o tym dobitnie nadgryzione ziemniaki i jarzyny znajdowane często w piwnicy. Zapewne chętnie skosztowałby i dobroci zamkniętych w szafie, ale nie wiem, czy miał ręce, a poza tym był przecież za niski, by do nich sięgnąć. Dlatego zawartość maminych słoików była bezpieczna.

Jak chyba każde dziecko nie lubiłem ciemności. Bałem się przechodzić samotnie po zmroku koło cmentarza lub przez parkowe zarośla. Z wiekiem obawy te ustąpiły, ale strach przed Mucem nie zniknął. Nie zaprzestałem też prób przyłapania go. Za zaoszczędzone zaskórniaki kupiłem dużą latarkę, którą włączałem, otwierając drzwi do piwnicy. Silny snop światła zalewał wtedy schody i kawał piwnicznego korytarza, ale Muc zawsze mi umykał. Podejrzewałem, że wyczuwał moje intencje i chował się, zanim zdążyłem otworzyć drzwi.

Takie podchody trwały aż do przeprowadzki naszej rodziny do miejscowości odległej o około trzydzieści kilometrów. Nie wiem, czy Muc wtedy też dokądś wybył, czy jakoś dogadał się z nowymi mieszkańcami, w każdym razie straciłem z nim kontakt. Teoretycznie mógłby na swoich kaczych łapkach przydreptać za nami te trzydzieści kilometrów, ale gdzie miałby zamieszkać – nasza nowa piwnica była bowiem mała i miała elektryczne oświetlenie.

Minęło wiele lat i dziwnym zrządzeniem losu wróciłem do domu mojego dzieciństwa jako jego nowy właściciel. Przez ten czas był on wielokrotnie przebudowywany i zmienił się nie do poznania, ale piwnicy jakimś cudem nie ruszono i nawet nie założono w niej oświetlenia. Nie leżał już w niej węgiel ani ziemniaki, bo dom miał gazowe ogrzewanie, a po jarzyny chodziło się do pobliskiego sklepu. Została jedynie tamta wielka szafa, w której leżał tylko kurz.

Gdy pierwszy raz po latach wszedłem do mojego już teraz domu, zaraz pomyślałem o Mucu. Wyjąłem z auta latarkę, cichutko otworzyłem drzwi do piwnicy i tak szybko jak umiałem, poświeciłem pod schody. Muca oczywiście nie przydybałem, ale coś mi mówiło, że tam był. Poczułem się swojsko i postanowiłem sobie, że jeśli czas mi pozwoli, postaram się do niego zbliżyć.

Na początku nie miałem za wiele czasu, bo byłem zajęty urządzaniem domu po mojemu. W tym okresie rzadko zaglądałem do piwnicy, bo właściwie nie była mi potrzebna – wrzuciłem do niej tylko trochę zbędnych gratów.

Dużo też pracowałem w sadzie, który poprzedni właściciele bardzo zaniedbali. Mimo to stare drzewa jeszcze nieźle sypały owocami i szkoda było ich nie wykorzystać. Zacząłem więc robić różne przetwory i wtedy musiałem przeprosić się z piwnicą, a konkretnie ze starą szafą. Wyczyściłem ją i powoli zacząłem zapełniać słoikami i butelkami. Zrobiłem też obok niej kilka półek i ułożyłem na nich nieco zimowych jabłek i gruszek.

Po jakimś czasie zauważyłem, że kilka z tych owoców coś nadgryzło. Rozsądek nakazywałby obwinić o to myszy, ale dla mnie był to oczywisty dowód, że Muc mnie nie opuścił.

Kolejny dowód jego obecności dostałem po kilkunastu dniach, gdy przez nieuwagę upuściłem butelkę z wiśniową nalewką. Pozamiatałem szkło, ale rozlany trunek wytarłem byle jak. Gdy po kilku dniach zszedłem do piwnicy, stwierdziłem, że plama po wódce zniknęła, a miejsce po niej wyglądało jak wylizane.

Takiego pociągu do gorzałki po Mucu się nie spodziewałem. Zdarzenie to podsunęło mi jednak pomysł, że podrzucając mu smakołyki, oswoję go i w końcu mi się pokaże.

Następnego dnia zostawiłem w piwnicy trochę mleka na talerzyku – nie tknął. W kolejne dni „częstowałem” go serem, bananem i kiełbasą – nie zjadł nic. Gdy nie ruszył też wiśniówki, której nieco ulałem mu na posadzkę, zmartwiłem się. Pomyślałem, że wystraszyłem go moją nachalnością, lub co gorsza, zaszkodziła mu zlizana wódka i dogorywał w jakimś kącie. Przeszukałem więc całą piwnicę, ale go nie znalazłem. Uspokoiłem się, bo to znaczyło, że Muc był w dobrej kondycji i – jak zawsze – zdążał przede mną uciec.

Postanowiłem zatem dać mu przez jakiś czas spokój. Rzadziej schodziłem do piwnicy i nie próbowałem zaskakiwać go świeceniem pod schody.

Nie przestawałem jednak kombinować, co zrobić, żeby go w końcu zobaczyć. Skoro nie udawało mi się to, gdy był wolny, postanowiłem go złapać. Przemyślałem wszystkie znane mi kłusownicze metody i tylko dwie uznałem za odpowiednie: wnyki i skrzynkowa pułapka jak na szczury.

Żeby zastawiać wnyki, należy choć w przybliżeniu znać ścieżki przyszłej ofiary. Nie znałem ich, bo Muc nie zostawiał żadnych śladów. Wnyki więc odpadały. Zostawała jedynie pułapka, która na Muca musiałaby być wielkości lodówki. Takich dużych pułapek w handlu nie było i musiałbym ją zamówić u jakiegoś fachowca. Tylko jak mógłbym mu odpowiedzieć, gdyby zapytał, co chcę w nią złapać? Gdybym opowiedział o Mucu, to facet pewnie uznałby mnie za wariata i wezwałby pogotowie. Mógłbym spróbować sam zmajstrować taką pułapkę, ale nie miałem zielonego pojęcia, jak to zrobić.

Musiałem więc zrezygnować z pomysłu złapania Muca i wierzyć, że kiedyś jednak nadejdzie taki dzień, gdy go zobaczę.

Jak to często w życiu bywa, marzenia i plany ludzkie niweczą proste przypadki.

Pewnego dnia podczas schodzenia do piwnicy zgasła mi latarka, a ja w ciemności potknąłem się i zjechałem na tyłku z kilku schodów. Na szczęście skończyło się tylko na siniakach, ale ten wypadek zmusił mnie do odpowiedzi na pytanie: Muc albo światło w piwnicy?

Nie była to łatwa decyzja, bo od dzieciństwa był mi on bardzo bliski. Poza tym czekał na mnie wiernie przez wiele lat, a teraz ja miałbym zrobić mu krzywdę z powodu poobijanego tyłka. Sercem więc byłem za Mucem. Rozum jednak mówił, że stawałem się coraz starszy i następny taki ślizg po schodach mógłby mieć dla mnie opłakane skutki.

Skonsultowawszy się jeszcze w tej sprawie z kilkoma kieliszkami wspomnianej już wiśniówki, postanowiłem jednak zadbać o moje zdrowie i bezpieczeństwo.

Postanowienie zostało zrealizowane i po kilku dniach w piwnicy zapłonęło światło elektryczne.

Nie byłem jednak do końca bezduszny, bo zostawiłem jedno najmniejsze pomieszczenie nieoświetlone. Mnie było ono niepotrzebne, a mój współlokator mógł sobie tam nadal spokojnie mieszkać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Namei 02.12.2018
    <3
    Tyle w temacie.
    Uwielbiam to opowiadanie
  • Marian 02.12.2018
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 02.12.2018
    Marianie→Przeczytałem z wielką przyjemnością. Można by film nakręcić na tej podstawie, gdyby dobrze napisać scenariusz.
    Bardzo lubię tego typu teksty. Na dodatek płynnie napisane. Pozdrawiam→5
  • Marian 02.12.2018
    Dziękuję za przeczytanie mojego opowiadanka.
    Film? A kto według Ciebie zagrałby Muca?
  • Dekaos Dondi 02.12.2018
    Fakt. Kto? Jedynie wygenerować komputerowo. Albo kogoś przebrać i obraz zmniejszyć:)
    Ale najważniejszy byłby odpowiedni klimat, narracja obrazem. Chociaż czasami obecność wizualna nie jest konieczna. Ewentualnie jakieś ''fragmenty'' .Tajemniczość, najbardziej ciekawi. Niepewność. Zwiększanie napięcia. itp
    Ale mnie naszło. Stop:~))
  • Marian 03.12.2018
    OK. Trzeba zrobić Muca jako film animowany.
    Pozdrawiam.
  • Bożena Joanna 02.12.2018
    Tajemnice z dzieciństwa pozostają w pamięci na lata. Pięknie opisana przygoda z Mucem. Trzyma w napięciu. Pozdrowienia!
  • Marian 02.12.2018
    Dziękuję za wizytę. Myślę, że każdy ma jakieś takie wspomnienia, tylko nie wszyscy się do nich przyznają.
  • Freya 02.12.2018
    Jejuńciu... też bałem się schodzić do piwnicy pod schodami i dopiero teraz, gdy przeczytałem twoje opko, to zrozumiałem dlaczego, i że tam musiał być taki sam Muc, albo jeszcze coś gorszego w bardziej futrzanej i zębatej wersji.
    Z perspektywy czasu myślę jednak, że te stworki wcale nie muszą być groźne, a nawet fajnie byłoby zaprzyjaźnić się z takim cudakiem. A krasnoludków jakoś nigdy się nie bałem, chociaż wiadomo, że są i też potrafią nabroić wcale niezgorzej. Nigdy człowiek nie może spotkać tych prawdziwych, bo pewnie zostały wyrugowane przez skrzydlate anioły, a tych to dopiero strach się bać...
    Fajnie zobrazowane, no teges po prostu :) Pozdrawiam
  • Marian 03.12.2018
    Dziękuję za wizytę i komentarz.
    No widzisz, też miałeś swojego Muca.
    Masz racją, anioły to dopiero straszne stwory.
    Pozdrawiam.
  • Canulas 03.12.2018
    Bajanie pierwsza klasa. Chyba każdy miał takiego Muca. Ja na pewno.
    Z prawdziwą przejemnoscią przeczytałem.

    "Na początku nie miałem za wiele czasu" - Od tego fragmentu, na bardzo krótkim odcinku tekstu, słowo czas występuje aż trzykrotnie. Ot tak tylko mowię.

    Tekst świetny.
  • Marian 03.12.2018
    Dzieki za wizytę i komentarz.
    Nad "czasem" popracuję.
    A jak się twój Muc nazywał?
  • Canulas 03.12.2018
    Marian, wpiers "coś". Najczęściej w zdaniu: nie idź bo piwnicy, bo cos tam jest.
    Potem zrobiliśmy figurę Jasona i, że niby Jason. Chyba jednak bliższe jest mi pojęcie "czegoś" niespersonalizowanego.
  • jesień2018 03.12.2018
    Och, jakie ładne, Marianie! Naprawdę urocze. Ja nawet zapach tej piwnicy poczułam na początku! Mam tylko jedną uwagę: "ale moja wyobraźnia nie wyposażyła go w ręce" - moim zdaniem to zdanie psuje całość, bo przecież Muc był prawdziwy :)
  • Marian 03.12.2018
    Dzięki za odwiedziny i miły komentarz.
    Nad "rękami" popracuję.
  • sensol 20.12.2018
    świetna robota. ten Muc to cień dziecka w dorosłym człowieku. okruch przeszłości, który kołacze się w teraźniejszości.
  • Marian 20.12.2018
    Dziękuję Ci za przeczytanie mojego opka. Podbno każdy ma gdzieś w sobie takiego Muca z dzieciństwa.
  • MarBe 21.12.2018
    Dobrze gdy zachowa się jakiś przedmiot z dzieciństwa albo wspomnienia.
    pozdrawiam
  • Marian 22.12.2018
    Dziękuję Ci za odwiedziny. Podobno zawsze w nas jest trochę z dzieci.
  • Agnieszka Gu 17.01.2019
    Witam,
    Bardzo przyjemne opowiadanie. Zgrabnie napisane. Byłam ciekawa, jak to się skończy.
    Większość z nas ma chyba takiego "Muc'a" w dzieciństwie. Niektórzy pozostają z nim nawet w dorosłym życiu.
    Uśmiechałam się pod nosem, czytając to opowiadanie. Szczególnie przy zdaniu: "Skonsultowawszy się jeszcze w tej sprawie z kilkoma kieliszkami wspomnianej już wiśniówki," :))
    Pozdrawiam :)
  • Marian 18.01.2019
    Dziekuję Agnieszko za wizytę i komentarz. No, Muc to ważna sprawa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania