Myśl o śmierci

*kiedy w końcu masz spoko polonistkę i możesz napisać jakąś sensowną pracę na język polski*

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Wszystko zaczęło się tamtego dnia. Siódmy listopada, niedziela. Byłem wtedy w kościele. Sam. Nie było nikogo innego. Jedynie moja samotna dusza wśród dębowych ławek i stalowych krzyży. Modliłem się. Robiłem to tak jak zawsze. Dziękowałem i prosiłem. Jak małe dziecko, które prosi mamę o nową zabawkę. Otaczała mnie jedynie cisza. Wybił kościelny dzwon. Godzina dwunasta. Pora wracać. Wrota kościoła otwarły się. Jak zwykle ujrzałem białe, listopadowe światło wypełniające szary krajobraz. Jednak tym razem usłyszałem również głos. Miły, spokojny i głęboki. "Za siedem dni umrzecie. Świat się skończy i wszyscy zostaną osądzeni. Każda dusza trafi na swoje miejsce" - powiedział. Z początku nie wierzyłem. Potem wypierałem. Na koniec zrozumiałem.

 

Ostatni tydzień ludzkości. Tydzień cierpienia i wyczekiwania. Wielu się bało, nie dowierzało. Nie chcieli zaakceptować śmierci. Chcieli zapomnieć, zignorować to i żyć dalej. Niestety, nie dało się być obojętnym. Trzeba było zaakceptować rzeczywistość, lecz wielu tego nie zrobiło. Przez strach. Strach zawładnął ich duszami. Ja też się bałem. Nie chciałem wierzyć. Wyprzeć się tego. Zapomnieć o świecie i mówić w duchu "jutro będzie kolejny dzień". Jednak zaakceptowałem to. Uwierzyłem i zacząłem wyczekiwać.

 

Dzień Pierwszy

 

Pierwszy dzień był najgorszy. Dzień wyparcia, zapomnienia. Chciałem zapomnieć, że słyszałem głos. Nie chciałem słyszeć jego ciągłego nawoływania. Myślałem, że to zignoruję. Myślałem, że będę żyć dalej. Tamtego dnia nie wróciłem do domu. Mimo, że jeszcze nie wierzyłem, nie chciałem oglądać tego co mogę stracić. Wspomnienie życia powodowało zbyt duży ból. Coś nie do zniesienia. Nie do zaakceptowania. Spałem nad rzeką - potokiem nadziei, który ciągle płynie mimo tego, że kiedyś wyschnie.

 

Dzień Drugi

 

Drugi dzień był spokojniejszy. Nie mogłem wspominać rodziny, ale mogłem oglądać naturę. Spadające liście, chłód poranka, ciemne drzewa i wyschnięta trawa. To mi dawało nadzieję. Świat ciągle umierał, ale żył dalej. Podnosił się niczym feniks i ponownie ginął w czerwonych płomieniach. Ból jeszcze nie ustał, ale nie myślałem o tym tak dużo. Wiedziałem, że wszystko stracę, ale nie wiedziałem co zyskam. Tego dnia też nie wróciłem do domu.

 

Dzień Trzeci

 

Trzeciego dnia patrzyłem w białe niebo. Myślałem o zmartwychwstaniu i tym co będzie dalej. Ciągle się bałem. Nie wiedziałem jak się umiera. Nie wiedziałem co to znaczy. Wolałem wpatrywać się w niebo i patrzeć na ptaki. One też umrą, ale się nie boją; ciągle lecą.

 

Dzień Czwarty

 

Czwartego dnia myślałem o tym czego nie zrobiłem. Wymieniałem wszystkie rzeczy, które mogłem zrobić i wszystkie rozmowy, które mogły skończyć się inaczej. Żałowałem. Życie jest krótkie, a ja nic nie zrobiłem, żeby je wydłużyć. Każdy dzień był taki sam. Uroniłem łzę i zostałem pod gołym niebem.

 

Dzień Piąty

 

Postanowiłem wrócić do domu. Nie czułem już tak dużego bólu. Spędziłem czas z rodziną. Dużo rozmawialiśmy i wspominaliśmy. Dodawałem otuchy dzieciom i mówiłem, że będzie lepiej. Mimo, że widziałem ich strach, nadal bałem się najbardziej.

 

Dzień Szósty

 

Szóstego dnia odwiedziłem moją matkę. Dałem jej czerwone róże - wspomnienie życia. Chciałem ją przeprosić. Żałowałem zmarnowanych dni i prosiłem o wybaczenie. Ona tylko się uśmiechnęła i wzięła róże. Spędziliśmy ten dzień razem.

 

Dzień Siódmy

 

Tego dnia widziałem tylko światło. Strach i ból ustąpiły. Myśli wypełniły się śmiercią, ale niczego się nie obawiałem. Myśl o śmierci nie musi powodować bólu.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Canulas 19.11.2017
    No i tak to się właśnie robi, senior BB.
    Nie jestem pewien, czy "mimo że" się rozdziela przecinkiem, ale tak to się właśnie robi.
    Tak się pisze, żeby zostało w czytelniku najdłużej.
    Ukłony.
  • Pan Buczybór 19.11.2017
    Dzięki bardzo.
  • Szudracz 19.11.2017
    Pogodzić się ze śmiercią... 5
  • Pan Buczybór 19.11.2017
    Dzięki za ocenę
  • Marian 19.11.2017
    Dobre i to bardzo.
    Nie rozumiem zdania: "Potem wypierałem." Nie brakuje tu czegoś?
  • Pan Buczybór 19.11.2017
    Znaczy, nie brakuje niczego, ale mogłem lepiej sformułować (zastanowię się nad tym).
  • maga 19.11.2017
    Dobry tekst. Siedem dni z pełną świadomością oczekiwać na koniec. Może lekko rozczarował mnie koniec. Liczyłem na jakiś większy morał. Tak ostatnio więcej czytam a mniej pisze i dużo marudzę. 5:) Pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 19.11.2017
    Tekst mi się podoba. Aczkolwiek rozumiem to jako zarys pewnych przemyśleń i działań - wszak każdy człowiek jest psychicznie inny.
    No i te symboliczne 7 części. Jakby nawiązanie do stworzenia świata przez 6 dni - a siódmy - odpoczynek. Pozdrawiam - 5
  • Pasja 19.11.2017
    Prędzej czy później przyjdzie po każdego z nas. Symbol śmierci i siedem, cyfra magiczna, a zarazem mająca znaczenie w naszym życiu. Stworzenie świata i siódmy dzień odpoczynek. Siedem dni tygodnia. Zastanawiałam się po przeczytaniu co ja bym zrobiła przez te siedem dni. I zupełnie inaczej bym to rozplanowała niż twój bohater. Ale chyba te róże też by miały znaczenie w moim pożegnanie. Pozdrawiam:)
  • Pan Buczybór 19.11.2017
    No, ilu ludzi tyle sposobów na spędzenie ostatnich dni. Dzięki za komentarz.
  • "Myśl o śmierci nie musi powodować bólu."- To zdanie mówi wszystko. Szczęśliwi ci, którzy potrafią cieszyć się każdą kolejną sekundą, bez względu na wszystko. Miałem kiedyś znajomą (chorą na raka), wiedziała, że "świat się kończy" ale do końca była uśmiechnięta , nie wiem, ale ja bym na pewno tak nie potrafił.
    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 18.02.2018
    heh, dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania